„Przyjaciółka sprzątnęła mi mężczyznę życia sprzed nosa. Do tego chciała pożyczyć moje mieszkanie na schadzki z nim”

Kobieta, która straciła chłopaka fot. Adobe Stock, fizkes
„W razie czego to pożyczysz nam mieszkanie, prawda? Bo trochę to potrwa, zanim się pozbędę Patryka… >>Jasne. Sprzątnęłaś mi sprzed nosa chłopaka i jeszcze mam ci na schadzki oddawać mieszkanie? Może jeszcze pożyczę ci bieliznę?<< – buntowałam się, ale tylko w głowie”.
/ 20.12.2021 09:31
Kobieta, która straciła chłopaka fot. Adobe Stock, fizkes

To właśnie on przedstawił mi Marka:

– Kolega jeszcze z piaskownicy.

– Beata – podałam chłopakowi rękę.

Nie bardzo pamiętam kolejność zdarzeń, było dużo alkoholu, głośna muzyka, szalone tańce. Wiem, że w pewnej chwili zorientowałam się, że od jakiegoś czasu jestem już tylko z Markiem. Dobrze nam się rozmawiało. Tak po prostu. Gdy postanowiłam się zwijać, okazało się, że jedziemy w tym samym kierunku, więc może weźmiemy jedną taryfę. W taksówce opierałam się lekko plecami o ramię Marka, jego ręka błądziła po moim udzie, po plecach, szyi. I tyle. Wysiadłam pod domem, bąknęłam dobranoc i poszłam spać.

Gdy następnego dni próbowałam myśleć o sobotniej imprezie, przypomniałam sobie Marka i ten powrót do domu. Jak pisałam – nic wielkiego się nie zdarzyło, ale miałam wrażenie, że pojawiła się między nami intymność, coś więcej, niż tylko pijackie czułości. Nie wymieniliśmy telefonów, ale pomyślałam, że przecież zna chłopaka Jadźki. Jak będzie chciał, to mnie znajdzie. I rzeczywiście – znalazł. Tylko w tym samym momencie znalazła go… Jadźka.

Kilka dni po tym pierwszym spotkaniu Marek do mnie zadzwonił. Udawałam zdziwioną, a serce waliło mi jak oszalałe. Zaproponował kolację w sobotę. Że jest taka nowa knajpka w jego okolicy, że chciał ją sprawdzić, więc może się z nim wybiorę.

– Miałam ochotę w ten weekend poleniuchować z książką, ale może dam się skusić – mówiłam do słuchawki, ale tak naprawdę krzyczałam: „Oczywiście, że przyjdę!”.

Umówiliśmy się, że szczegóły dogadamy w piątek. Nie jestem i nie byłam nigdy gwiazdą, w której kochają się wszyscy faceci. Nie raz i nie dwa byłam wystawiana do wiatru. Dlatego w piątek dość nerwowo spoglądałam na komórkę. Zadzwoni, czy mu się odwidziało?  Na szczęście nie dał mi długo czekać. Zadzwonił przed południem.

– Cześć. Lekka zmiana planów. Pójdziemy na kolację, ale z Jadźką. Tak jakoś wyszło, że zadzwoniła z propozycją, że może poszedłbym z wami potańczyć, bo Patryk wyjeżdża w delegację, a ona nie lubi sama siedzieć, więc się macie spotkać i szukacie towarzystwa. I że może jeszcze żebym zabrał kolegę, to będzie weselej. Nie powiedziałem jej, że się umawialiśmy, nie wiedziałem, czy sobie życzysz. Zresztą nie byłem pewien, czy to aktualne, skoro umówiłaś się też z Jadźką. I tak wyszło, że się zgodziłem, bo w sumie najważniejsze, że się spotkamy. A do zabawiania Jadźki wezmę Karola, powinni się polubić. To co, widzimy się wieczorem?

Coś tam mruknęłam w odpowiedzi i Marek się rozłączył. Co ta Jadźka wymyśliła? Coś mi tu nie grało. Patryk był programistą, nigdy nie jeździł w delegacje. I na pewno nie miałyśmy w planach spędzać razem soboty… W tym momencie tuż przy mnie wyrosła Jadźka, zaraz miały się rozpocząć kolejne zajęcia. Zaczęła mówić, a mnie sparaliżowało. Nie wiem, jaką miałam minę, ale dosłownie mnie zatkało.

– Wiesz, bo Patryk to już mi się trochę znudził. Bo to taki safanduła jest, tylko te komputery, i nigdzie mu się nie chce ruszać. Na tej imprezie tydzień temu to mi wpadł w oko Marek, jego kolega. Wiesz, ten wysoki, z kręconymi włosami. Może go nie pamiętasz, nieważne – szczebiotała. – No więc wymyśliłam, że spróbuję tego Marka zdobyć. Ale żeby nie tak wprost, bo to w końcu kolega mojego chłopaka, to wymyśliłam historyjkę, że Patryk wyjeżdża, a my chciałyśmy iść potańczyć, ale tak bez obstawy to głupio. I zaproponowałam, żeby Marek wziął jakiegoś kolegę i poszedł z nami. Może ten kolega będzie fajny i ci się spodoba? Pora, żebyś sobie znalazła chłopa, bo zdziwaczejesz.

Nie odezwałam się ani słowem, ale Jadźka tego najwyraźniej nie zauważyła. Była cała w skowronkach, przekonana, że wymyśliła wspaniały plan i że na pewno podzielam jej entuzjazm. Nawet jej nie przemknęło przez myśl, że mogłabym odmówić. Odwróciła się na pięcie i weszła do sali wykładowej.

A ja zostałam na korytarzu i z trudem powstrzymywałam łzy. Niby nic się jeszcze nie stało, ale ja już widziałam to parę razy. Jak Jadźka zagnie na kogoś parol – to już po nim. Nawet jeśli dziś Marek myśli, że podobam mu się ja, po jutrzejszym wieczorze będzie jej.

Dziś wiem, że trzeba było się postawić, powalczyć, a nie czekać w kąciku na rozwój wypadków. Ale ja poddałam się bez walki. Tak naprawdę – jeszcze przed walką. Potem nigdy z Markiem o tym nie rozmawialiśmy, więc pewnie nigdy się nie dowiem, czy gdybym dała mu wyraźnie do zrozumienia, że mi na nim zależy, to dałby Jadźce kosza. Tylko że ja byłam zbyt ambitna. „Nie to nie” – myślałam. „Jego wybór, nie będę się płaszczyć i prosić”.

Nocami płakałam w poduszkę

I tak też zachowywałam się cały ten sobotni wieczór. Przywitałam się z Markiem chłodno i od początku więcej zainteresowania okazywałam jego koledze – Karolowi. W ogóle mi nie przyszło do głowy, że Marek przecież nie zna zamiarów Jadźki i musi być zdziwiony moim zachowaniem. Moja ambicja już była podrażniona, włączył się mechanizm obronny i zachowywałam się jak nadęta królewna. A Jadźka… rozsiewała dookoła swój urok, swoją energię,  dowcipkowała, flirtowała. Szczerze mówiąc, to tego wieczoru sama wybrałabym ją, a nie siebie.

Cały czas unikałam patrzenia Markowi w oczy. Wyczuwałam, że szuka mnie wzrokiem, szuka wyjaśnienia. Udało mu się pod koniec wieczoru, tańczył z uwieszoną na nim Jadźką. Ja siedziałam przy stole i odruchowo zaczęłam na nich patrzeć. Podniósł głowę znad jej ramienia i popatrzyliśmy na siebie. Marek musiał zauważyć, że to, jak na niego patrzę, zaprzecza temu, jak się zachowuję. Ale wtedy Jadźka odwróciła jego głowę w swoją stronę i zaczęła go namiętnie całować.

Nie wytrzymałam, mruknęłam parę słów wyjaśnienia do przysypiającego Karola i wyszłam. Do domu szłam na piechotę. Wreszcie nikt nie widział i mogłam popłakać. Jak raz zaczęłam, to ryczałam całą drogę i potem do rana w poduszkę… Obudził mnie telefon. Jadźka. Nie chciałam z nią rozmawiać, a jednak odebrałam. „Masochistka” – przebiegło mi przez myśl.

– Cześć. Co tak wczoraj zniknęłaś, nie zaiskrzyło z tym Karolem? No dobra, rzeczywiście trochę nudny. Ale co tam, Marek jest wspaniały. I też we mnie zakochany, mówię ci. Nic nie mówił, ale przecież kobieta to wie, prawda? – Jadźka paplała radośnie, a ja czułam, że za chwilę znowu zacznę płakać. – Odprowadził mnie pod dom, ale nie mogłam go zaprosić na górę. Bo przecież Patryk… W sumie to nie wiem, czy Marek mieszka sam. W razie czego to pożyczysz nam mieszkanie, prawda?  Bo trochę to potrwa, zanim się pozbędę Patryka…

„Jasne. Sprzątnęłaś mi sprzed nosa chłopaka i jeszcze mam ci na schadzki oddawać mieszkanie? Może jeszcze pożyczę ci bieliznę?” – buntowałam się, ale tylko w głowie. Nic z tego nie powiedziałam głośno. Potulnie przytaknęłam, że jasne, nie ma sprawy, jak będzie trzeba. Całą niedzielę przesiedziałam w piżamie na kanapie, użalając się nad sobą. Nawet nie wzięłam komórki z sypialni, bo nie chciałam z nikim gadać. Gdy wieczorem poszłam się położyć, zobaczyłam, że parę godzin wcześniej dzwonił Marek. Nie oddzwoniłam. To był pewnie mój największy błąd.

Życie toczyło się dalej. Jadźka dość brutalnie pozbyła się Patryka, oświadczając mu, że zakochała się w Marku i że musi się wyprowadzić. Patryk był bardzo zaskoczony. Może nawet nie tym, że Jadźka się nim znudziła, ale… Marek? Zadzwonił do mnie tego dnia, gdy Jadźka go spławiła.

– Beata. O co chodzi? Przecież wyraźnie widziałem na tej imprezie, że Marek nie odrywa od ciebie oczu. Wyszliście razem. Potem wziął ode mnie twój numer i pytał, czy masz chłopaka. Byłem pewien, że będziecie parą. Skąd wzięła się tu Jadźka?

Wszystkiemu zaprzeczyłam, ale nie mam pojęcia, czy uwierzył. Nie miał okazji mi tego powiedzieć, zniknął na dobre z kręgu moich znajomych. Trzy lata temu spotkałam go na ulicy. Przedstawił mi żonę – pogodną okularnicę – i dwójkę dzieci. Wymieniliśmy parę uprzejmości. Wyglądał na bardzo szczęśliwego. Za to Marka widywałam w kółko. Spotkania towarzyskie, wspólne wypady do kina, weekendy na wsi – Marek zawsze tam był. Uśmiechałam się, żartowałam, a nocami płakałam w poduszkę. Nie wiem, czy Marek taki miał styl bycia, czy powstrzymywał się przy mnie, ale starał się nie okazywać Jadźce zbytnich czułości. A gdy ona czuliła się do niego – delikatnie, ale stanowczo ją powstrzymywał.

Przez te wszystkie lata było kilka takich momentów, dzięki którym wiedziałam, że Marek pamięta. Że sobie tego wszystkiego nie wymyśliłam. Spojrzenie, drobny gest, uśmiech – nikt na pewno tego nie zauważył, ale i ja i on wiedzieliśmy, co oznaczały. I tylko tyle. Jadźka często wracała w różnych rozmowach do tamtego wyjścia na tańce. Gdyby miała choć cień podejrzenia, że to miała być moja i Marka randka, może zauważyłaby, że przy każdej takiej okazji oboje milkliśmy albo zmienialiśmy temat.
Przez kilka lat Jadźka próbowała mnie wyswatać. Co impreza, to przybiegała i pokazywała mi kolejnych kandydatów:

– Popatrz, ten przy balkonie. Singiel. Prawnik. W sam raz dla ciebie.

Nie pomagały tłumaczenia, że jest mi dobrze samej. Nie wierzyła. Przecież nie mogłam jej powiedzieć prawdy – że kocham Marka! Od dawna. Gdy czasem zaczynała rozmowę o facecie dla mnie przy Marku, on zawsze starał się mnie ratować z opresji.

– Jadźka, daj dziewczynie spokój – przerywał jej. –  Widzi, jak się ze mną męczysz na co dzień, to się sama nie chce w coś podobnego pakować – żartował.

Gdy po chwili napotykałam jego wzrok czułam, że on wie, dlaczego nie mam ochoty nikogo poznawać. Ale jak zawsze – na spojrzeniach się kończyło. Przez dziesięć lat rozmawialiśmy z Markiem o wszystkim – tylko nie o tym, o czym obydwoje tak naprawdę chcieliśmy. I powinniśmy. Ponieważ byłam sama – w wiele miejsc chodziliśmy w trójkę: Jadźka, Marek i ja. Znajomi zaczęli o nas mówić „trójkącik”. Jadźce się to bardzo podobało. Mnie i Markowi mniej. Czasem nachodziła mnie refleksja, czemu ja to robię. Czy podświadomie chcę dręczyć siebie? Czy Marka?

Dwa lata temu zmieniłam pracę

Moje kontakty z Jadźką i Markiem trochę się rozluźniły. Ciągle się spotykaliśmy, ale już nie w każdy weekend. Po kilku miesiącach zauważyłam, że każdego spotkanego faceta nie porównuję już z Markiem. Rok temu po raz pierwszy od dawna wdałam się na wakacjach w niezobowiązujący romans. W zeszłym roku na służbowej konferencji poznałam Jaśka. To było oczarowanie od pierwszego wejrzenia. Nie, nie napiszę miłość. Uczucie za szybko wyparowało. Zdążyliśmy nawet razem zamieszkać, ale już po kilku tygodniach zorientowałam się, że jesteśmy razem już tylko z wygody. Kolejna wyprowadzka, szukanie mieszkania…

No trochę nie miałam siły. Prze kolejne trzy miesiące byliśmy bardziej współlokatorami niż parą. W końcu powiedziałam dość. Musiałam poszukać nowego lokum, a na czas poszukiwań  wylądowałam w… pokoju gościnnym Jadźki i Marka. To było dziwne znowu mieć ich w kółko koło siebie. Ale wtedy zauważyłam, że w ich związku też już są pęknięcia. Rzadziej razem wychodzą, częściej się kłócą. Uciekłam od nich jak najszybciej. Już nie byliśmy trójkącikiem, a oni byli coraz mniej duecikiem.
Później na kilka miesięcy straciliśmy kontakt. Miałam na głowie nowe mieszkanie, zachorował mi tata, więc kursowałam między dwoma miastami.

Nagle – tydzień temu – zadzwonił do mnie Marek. Trzy, cztery lata temu pewnie bym od razu do niego pobiegła…

– Nie wiem, co o tym pomyślisz, ale właśnie rzuciłem Jadźkę. Mam nadzieję, że ciągle mnie chcesz. Wiem, że chciałaś przez te wszystkie lata. I wiedziałaś, że ja chcę ciebie. Nie wiem, jak dałem się jej omamić. Sam tego nie rozumiem. Tak naprawdę  cały ten czas kochałem ciebie.

Rozłączyłam się bez słowa. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Trzy, cztery lata temu pewnie od razu bym do niego pobiegła. Ale teraz jest już chyba na to za późno. Nawet nie wiem, czy go jeszcze kocham. Czy w ogóle potrafię jeszcze kochać.

Czytaj także:
„Teściowa jawnie grzebała nam w szafkach, a mój mężuś jej tylko przytakiwał. Miałam to znosić, bo to był jej dom”
„Podejrzewałam, że mąż mnie zdradza. Musiałam go śledzić i... trafiłam do jego jaskini rozpusty”
„Ojciec uczył mojego 12-letniego jeździć autem. To niebezpieczne, ale dzięki temu Jasiek uratował dziadkowi życie”

Redakcja poleca

REKLAMA