„Zaprosiliśmy 20-latków do naszego letniego domu, żeby wypoczęli za darmo. Gdy wróciliśmy, skłamali, że nas okradziono”

Młodzi oszukali nas, że nas okradziono fot. Adobe Stock, JackF
„– Raz tylko pływaliśmy, pierwszego wieczora, a potem, rano następnego dnia, łódki przy pomoście już nie było. No… ktoś ukradł i tyle – bezradnie rozłożył ręce. Nie był w ogóle przejęty tym, że nie upilnował mojej własności! Mało mnie szlag nie trafił na miejscu”.
/ 11.06.2022 17:30
Młodzi oszukali nas, że nas okradziono fot. Adobe Stock, JackF

Cudzą własność wypada szanować. To oczywiste, ale niestety nie dla wszystkich… Żałuję, że nie pomyślałem wcześniej o tym, co może się stać!

Mamy z żoną działkę na Mazurach

Nic wielkiego, ledwie 1200 metrów kwadratowych gruntu. Ale dla nas to skarb. Kupiliśmy ten kawałek ziemi jeszcze za komuny od mojego kolegi. Dziś uważam, że to była najlepsza moja życiowa inwestycja. Domek sam stawiałem. Taki niewielki, dwa pokoiki, kuchenka… Z początku to nie było tam nawet łazienki ani ubikacji. Dobudowałem dopiero później, jak mi dali odprawę emerytalną. Kupiłem też wtedy małą łódeczkę, żeby czasami powędkować, albo z żoną popływać po jeziorze.

Moja Zosia bardzo lubi te nasze wodne wyprawy, chociaż wody boi się jak nie wiem co. Żeby mi nie piszczała na wodzie, ubieram ją w kapok, i wtedy moja pani, jak jakiś wielki badacz, przykłada do oczu lornetkę i podgląda ptactwo. Odkąd jesteśmy na emeryturze, całe lato spędzamy na działce. Od czasu do czasu, jak któreś z nas potrzebuje do lekarza się wybrać, albo mamy jakąś sprawę do załatwienia, to jedziemy do miasta na 2-3 dni. Ale bywa, że zostawiamy nasze mazurskie gospodarstwo na dłużej, tak jak niedawno. Dałem się wtedy uprosić żonie, żeby domek na tydzień udostępnić córce jej przyjaciółki.

Dziewczyna dopiero co wyszła za mąż

– Rysiu, oni są młodzi, groszem nie śmierdzą, chłopak za miesiąc pierwszą pracę zaczyna, a ta Michalina to jeszcze studiuje. Nie pojadą na prawdziwe wakacje, bo ich nie stać. Tym bardziej teraz, kiedy ten wirus panuje. A u nas mogliby za darmo tydzień odpocząć – przekonywała mnie Zosia.

Nie chciałem, bo nie lubię, jak mi ktoś obcy się kręci po domu, wolę sam wszystkiego dopilnować, ale żona tak mi dziurę w brzuchu wierciła, że w końcu uległem. No i przyjechali goście. Dziewczyna cicha, miła. Chłopak bardziej wygadany, trochę typ mądrali, ale od razu zauważyłem, że ma dwie lewe ręce. Pokazałem, co i jak, gdzie ręczna pompa, gdyby prądu nie było i hydrofor nie działał. Chłopak kiwał głową ze zrozumieniem, a na koniec zapytał o łódkę, bo usłyszał, że mamy.

Zaprowadziłem go do szopy, żeby wiedział, gdzie kapoki, wiosła. Objaśniłem, jak korzystać z łódki, gdzie przypiąć do pomostu.

– Wszystko jasne – zameldował na koniec.

Niby mu dobrze z oczu patrzyło, ale odjeżdżając, nie byłem spokojny. Kiedy po 8 dniach wróciliśmy, Zosia z satysfakcją pochwaliła Michalinę, że ładnie wszystko wysprzątane. Młodzi poznosili swoje bagaże do malutkiego fiata. Kiedy już gotowi do drogi dziękowali za gościnę, spytałem:

– A jak się spisała łódeczka? Pływaliście?

Dziewczyna zrobiła jakąś dziwnie zatroskaną minę.

– Mati, no… powiedz – szarpnęła go za rękaw.

Nie, nie pływaliśmy, bo łódkę ukradli – powiedział chłopak pewnym, całkiem spokojnym głosem.

– Jak to ukradli?! Kiedy?! – krzyknąłem, nie pojmując do końca jego słów.

– Raz tylko pływaliśmy, pierwszego wieczora, a potem, rano następnego dnia, łódki przy pomoście już nie było. No… ktoś ukradł i tyle – bezradnie rozłożył ręce.

– No i co? Zgłosiłeś u wójta, na policję dzwoniłeś? – dopytywałem zdenerwowany, ale on tylko pokręcił przecząco głową.

Mało mnie szlag nie trafił na miejscu

Rzuciłem kurtkę, zmieniłem buty i w te pędy poszedłem w kierunku jeziora. Przedzierałem się brzegiem przez zarośla, szedłem, częściowo brodząc w wodzie. Nie wiem, dlaczego od razu nie pojechałem do gminnego posterunku ani zawiadomić sołtysa we wsi. Jakoś instynktownie czułem, że nikt nie mógł ukraść mojej łódeczki. Teraz ludzie na działkach mają wypasione łodzie, nowoczesne, często z silnikiem elektrycznym, żeby nie hałasować. Dlatego nikt by się nie połaszczył na taką maleńką, starą skorupkę.

Od początku podejrzewałem, że ten gamoń nie dopilnował cudzej własności i pewnie źle zamocował łańcuch do pomostu. Przeszedłem dobry kilometr wzdłuż południowego brzegu jeziora, nieraz brodząc w mule pośród szuwarów, aż dotarłem do malutkiej zarośniętej bindugi, gdzie moczył się w wodzie stary, od dawna nieużywany pomost, a właściwie jego fragmenty.

Usłyszałem charakterystyczny dźwięk, który mógł być tylko chlupotem wody o burtę łodzi. Kiedy rozgarnąłem rękami wysokie trawy, które broniły w tym miejscu dostępu do jeziora, moim oczom ukazała się biała łódeczka. Bujała się tam pewnie od tygodnia, zaczepiona o wystający z wody kołek – pozostałość po pomoście. Wewnątrz łodzi leżały wiosła i spięty kłódką łańcuch. Sprawdziłem numery na burcie.

Oczywiście, to była moja własność

Uspokoiłem się, chociaż nadal byłem rozwścieczony. Uzmysłowiłem sobie, że ten gamoń po skończonym pływaniu nie pofatygował się, żeby przypiąć łódź do pomostu, ani nie schował wioseł do komórki. Kiedy po godzinie wróciłem na działkę, przekonałem się, niestety, że winowajca całego zajścia nie ma sobie nic do zarzucenia. Warknął tylko, że wcale nie mówiłem, że łódkę należy przywiązać i nie pokazałem, gdzie należy schować wiosła. Już chciałem mu odpysknąć, że zapewne należało je odłożyć tam, gdzie je znalazł. Bezczelny szczeniak! Niestety, Zosia szarpnęła mnie za rękaw i wiedziałem, że wdawanie się w kłótnię z Mateuszem tylko ją niepotrzebnie zdenerwuje.

No cóż, łatwo jest korzystać z cudzej własności, nie ponosząc za nią żadnej odpowiedzialności. Czy ja, będąc młodym człowiekiem, też byłem taki beztroski jak ten Mateusz? Nie przypominam sobie…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA