„Zaprosiłem córkę na randkę. Chciałem, żeby pomimo rozwodu rodziców, nadal miała prawidlowy wzorzec męskości”

córeczka z tatą na randce fot. Adobe Stock
Nie przejmowałem się rozwodem. Na żonie już mi nie zależało. Ale nie mogłem znieść faktu, że straciłem codzienność z Zuzią. Że już nie opowie mi codziennie, co działo się w przedszkolu. Że nie przytuli mnie swoimi małymi łapkami. Będę widział ją co drugi weekend i staniemy się dla siebie obcy.
/ 10.03.2021 09:05
córeczka z tatą na randce fot. Adobe Stock

Musiałem znaleźć inne mieszkanie w gorszej dzielnicy, na dokładkę dalej od pracy. Musiałem przyjąć do wiadomości, że część znajomych, która była naszymi wspólnymi znajomymi, teraz już nie przyjaźniła się ze mną, tylko z moją byłą małżonką. Pozbawiłem się mnóstwa rzeczy, do których byłem przyzwyczajony. To były jednak wszystko błahostki, bez których da się żyć.

Jedyne, co naprawdę łamało mi serce, to fakt, że straciłem codzienność z Zuzią

Nie mogłem pogodzić się z tym, że jej małe łapki nie będą obejmować mnie codziennie, gdy wracam z pracy. To nie mnie będzie opowiadać, co zdarzyło się w przedszkolu. Ja będę tylko co drugi weekend przyglądać się, jak bardzo się zmieniła i urosła. Bałem się, że z czasem będziemy się znać coraz słabiej i coraz bardziej niezręcznie czuć w swojej obecności. To mnie przerażało.

Kiedy rok temu zbliżały się walentynki, postanowiłem, że zrobię coś, co Zuzka na pewno będzie pamiętać. Zadzwoniłem więc do mojej eks, żeby ustalić szczegóły.

– Iwona, posłuchaj. Chciałbym wziąć Zuzię na randkę w walentynki.
– Zwariowałeś? Jaką randkę? – prychnęła.
– Normalną randkę. Nie musisz być złośliwa. Po prostu pomóż mi to zorganizować. Chyba chcesz, żeby miała też w głowie wzorzec męskości, a nie tylko kobiecości.
– Jeśli wzorem ma być ojciec, który rozwiódł się z jej matką, to nie wiem, czy jest w ogóle sens – zripostowała. Emocje wciąż były silne, a rany niezasklepione.
– Posłuchaj mnie. Chcę, żeby Zuzia się ładnie ubrała. Najlepiej w sukienkę. Przyjadę po nią i zabiorę ją do restauracji i do kina. A później odwiozę do domu. Ty też będziesz mieć czas na swoją randkę.
– Zrobię to… ale tylko dla Zuzi, bo domyślam się, że jej się ten pomysł spodoba. Ja uważam, że to teatrzyk, ale rób, co chcesz. A od mojego życia randkowego trzymaj się z daleka.

Wziąłem głęboki oddech. Musiałem mocno trzymać nerwy na wodzy, żeby nie wybuchnąć i nie powiedzieć czegoś, czego będę żałował. Najważniejsze, że Iwona się zgodziła. Poczułem, jak budzą się we mnie pozytywne emocje. Zarezerwowałem stolik w pizzerii i kupiłem bilety do kina na film animowany.

Przyjechałem następnego dnia. Oczywiście w garniturze!

To było dziwne uczucie przyjechać do własnego mieszkania i czuć się pod drzwiami jak gość, a w zasadzie jak intruz. Nie było mi łatwo. Zawsze wchodziłem do środka, wieszałem płaszcz, gadałem z Iwoną… w zasadzie częściej się kłóciłem. Mieliśmy tak różne charaktery, że aż ciężko stwierdzić, co nas tak naprawdę ku sobie popchnęło. Teraz już tego nie pamiętałem. Niestety, przez dłuższy czas naszego małżeństwa utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że jedynym, co dobrego z tego wyszło, była nasza córeczka.

Zuzia otworzyła mi drzwi. Była w pięknej różowej sukience, której wcześniej nie widziałem. W ręku trzymała torebeczkę z cekinami. Wyglądała cudownie i naprawdę doceniłem to, że Iwona jednak się postarała.

– Tatusiu! Ale ładnie wyglądasz w tym ubraniu.
– Dziękuję. Ale nie tak pięknie jak ty – odpowiedziałem zadowolony i wyciągnąłem przed siebie bukiecik kwiatów.
– To dla mnie? – zapytała, podskakując radośnie.
– Mamo, widziałaś?
– Tak, widziałam. Są piękne – powiedziała Iwona, podejmując grę.

Uśmiechnąłem się do niej, ale stała za plecami Zuzi i nie odwzajemniła uśmiechu. Mimo to byłem jej wdzięczny, że podjęła tę grę dla małej.

– Oczywiście, dla ciebie. Możesz je zostawić mamusi. Ona wstawi je do wazonika, żeby nie zwiędły. Idziemy? – zapytałem.
– Tak! – odparła.

Włożyła płaszczyk, samodzielnie zasuwając zamek. Kiedy się tego nauczyła? Poczułem znów uszczypnięcie zazdrości, że to nie ja ją tego nauczyłem. Że nie byłem przy niej, gdy zrobiła to pierwszy raz. Teraz omijało mnie dużo więcej…

Wsiedliśmy do windy, a później wyszliśmy przed blok i zaprosiłem Zuzię do auta. Zapiętą w foteliku samochodowym zawiozłem ją do jej ulubionej pizzerii. Była cała udekorowana serduszkami, co oczywiście natychmiast zauważyła. Dobrze, że zarezerwowałem stolik, bo nie było gdzie szpilki wetknąć. Wszystkie miejsca zajęte!

Kelnerka zaprowadziła nas do stolika przy oknie, gdzie zamówiliśmy, rzecz jasna, ulubioną pizzę Zuzi – hawajską z podwójnym serem, a do tego sok jabłkowy. Kelnerka przyglądała nam się z zaciekawieniem.

– Muszę przyznać, że dawno nie było tu tak eleganckich klientów – powiedziała.
Jesteśmy na randce – odpowiedziała Zuzia. – Bo dzisiaj są walentynki.
– Na randce? – uśmiechnęła się.
– Tak. To święto zakochanych. A my z tatusiem jesteśmy zakochani. Mama z tatusiem już nie są, ale ja z tatusiem jestem – wyjaśniła bezceremonialnie.

Nie zamierzałem jej jednak strofować. To miał być nasz wieczór przyjemności, a nie narzekania. Starsze małżeństwo siedzące obok przyglądało nam się bacznie. Niewątpliwie i oni usłyszeli już o moim rozwodzie. Nie zwracałem jednak uwagi na nikogo, poza moją dziewczyną. Zacząłem wypytywać ją o wszystko, co działo się w tym tygodniu w przedszkolu. Ciekawiło mnie to o wiele bardzie, niż gdy faktycznie miałem możliwość tego słuchać codziennie. Wtedy historie typu, jak Kacper rozwalił kolano albo jak Marta porwała kartkę, bo wyjechała za linię, nie wydawały mi się takie wciągające.

Sam też opowiedziałem jej o tym, jak złapałem gumę w drodze do pracy, co niezmiernie ją zaciekawiło. Kiedy kelnerka podeszła z pizzą, Zuzia klasnęła w dłonie.

–Widziałeś, jaka wielka?! – ucieszyła się.

Jedliśmy, wciąż gadając i się śmiejąc. Słuchałem jej dziecięcego śmiechu, starając się nim nacieszyć na zapas. Gdybym mógł, nagrałbym go i ustawił na dzwonek telefonu. Tak bardzo za nią tęskniłem.

– Zamówimy deser? – zapytała, jeszcze zanim skończyła swój kawałek.
– Oczywiście! A co to by była za randka bez deseru? – odparłem.

Wiedziałem, że Iwona by się nie zgodziła. Nie chciałem jej robić na złość, ani tym bardziej stawać do wyścigu o to, kto jest lepszym rodzicem, rozpieszczając córkę. Nie tędy droga. Mimo to chciałem, żeby Zuzia ten dzień zapamiętała jako wyjątkowy. Zamówiłem więc jeszcze dla niej pucharek lodów truskawkowych i poprosiłem kelnerkę, żeby resztę pizzy spakowała.

Starsze małżeństwo wciąż bacznie się nam przyglądało, jakbyśmy faktycznie byli jakąś nietypową parą. Starałem się unikać ich spojrzeń. Za to przyglądałem się Zuzi. Patrzyłem jak je, oblizując usta po każdej łyżeczce lodów i zastanawiałem się, czy rozwód był konieczny.

Czy nie mogliśmy jeszcze przez kilka lat po prostu się mijać i udawać, że wszystko jest w porządku?

Wiedziałem, że Iwonę bardzo to męczyło. Nie mogła znieść tego, że przestaliśmy się nawet kłócić, bo oboje wiedzieliśmy już za dobrze, że nie miało to dłużej sensu. Te kłótnie do niczego nie prowadziły. Tylko się wzajemnie raniliśmy. Milczenie wydawało mi się lepszym rozwiązaniem, ale ona tego nie wytrzymała. Pewnego razu znalazłem na swoim biurku pozew o rozwód. Nie mogę nawet powiedzieć, że mnie to zaskoczyło. Nie miałem jednak świadomości tego, jak wiele stracę, podpisując go.

– Za pół godziny zaczyna się film w kinie – powiedziałem.
– Naprawdę? To musimy się spieszyć!
– W takim razie wołam kelnerkę – roześmiałem się.
– Proszę pana – odezwała się w końcu pani, która nas lustrowała wzrokiem.
– Słucham?
– Przepraszam, że się wtrącam, ale jesteśmy z mężem zachwyceni tym, że zabrał pan córkę na randkę. Sami wychowywaliśmy się bez ojców, więc… proszę wybaczyć, że tak się przyglądamy ukradkiem, ale to urocze, co pan robi.
– Dziękuję. To ja jestem zachwycony, że Zuzia przyjęła zaproszenie na randkę.

Pomogłem Zuzi założyć płaszczyk i poszliśmy do kina na bajkę. Bawiliśmy się fantastycznie. Kiedy odprowadziłem Zuzię do domu, Iwona otworzyła nam już w piżamie. Domyśliłem się, że nie była na żadnej randce. Zuzia od wejścia zaczęła opowiadać, jak było fajnie i jakich poznaliśmy miłych ludzi.

– Cieszę się, że wam się udała randka.
– Dziękuję, Iwona, że się zgodziłaś – powiedziałem wdzięczny.

Od tamtego czasu nasze relacje nieco się poprawiły. Iwona odpuściła sztywne trzymanie się terminarza moich spotkań z Zuzią. Teraz zdarza się, że podrzuca ją do mnie na popołudnie w tygodniu, a sama jedzie na zakupy, a od czasu do czasu pozwala jej zostać u mnie na kilka dni. Wiem, że rozpad rodziny musi być dla Zuzi trudnym czasem, ale cieszę się, że mimo wszystko w tym kryzysie udaje nam się coraz lepiej porozumieć.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Moja przyjaciółka zakochała się w psychopacie
Nie wiem, czy dam radę być samotną matką
Wujek chciał oddać babcię do domu starców

Redakcja poleca

REKLAMA