Mam tylko jedną wnuczkę – Franię. Nic dziwnego, że cała rodzina zawsze traktowała ją jak oczko w głowie. Wszyscy chcieliśmy, żeby była bezpieczna i miała wszystko, co jej się zamarzy. I rozpieszczanie takiego dziecka było zawsze samą przyjemnością: była taka skromniutka, kochana, empatyczna... Człowiek aż chciał tylko jej dawać i dawać! Ale potem zaczęła dorastać.
I to było tak, jakby wstąpiła w nią zupełnie inna osoba. To oczywiste, że nastolatki potrafią być humorzaste, pyskate i zbuntowane. Ale ja miałam wrażenie, że France kompletnie zmienił się charakter.
Wnuczka zrobiła się pyskata
– Frania, może przejdziemy się do tutejszych sklepów i poszukamy jakichś ubrań? Może ja sobie coś kupię, może tobie coś kupię... Chcesz? – zaproponowałam jej pewnego razu.
– Daj spokój, na tej zabitej dechami wsi nie ma żadnych sensownych sklepów – mruknęła tylko.
– Ale przecież kiedyś lubiłaś ze mną do nich chodzić! – zdziwiłam się.
– To było, zanim znalazłam swój styl... Teraz byle szmaty nie można założyć, bo od razu cię obśmieją – odpowiedziała.
Miała wtedy tylko czternaście lat. Niby wiedziałam, że dziewczynki w tym wieku zaczynają już przejmować się swoim wyglądem, chcą być modne i tak dalej. Ale nie ukrywam, zrobiło mi się przykro. Postanowiłam to jednak zignorować. „Może ma gorszy dzień”, pomyślałam.
Miała, co chciała
Niestety sytuacja tylko się pogarszała. W wieku siedemnastu lat Frania miała już potrzeby, na które nie było stać wielu dorosłych. A ona nawet nie prosiła, ona wręcz wymagała. Gdy zauważyłam, że moja córka bierze dodatkowe roboty, żeby uzbierać pięć tysięcy na nowy telefon komórkowy dla wnuczki, byłam w szoku.
– Aneta, zwariowałaś? Jeśli musisz tyle harować na coś, co wcale nie jest produktem pierwszej potrzeby, to znaczy, że zwyczajnie cię na to nie stać! Rozumiem jeszcze, gdybyś robiła to dobrowolnie, bo sama chcesz sobie kupić coś ekstra. Ale pracować po dziesięć czy jedenaście godzin dziennie przez cały miesiąc, żeby smarkula miała bajerancki gadżet? To przecież głupota! – próbowałam przemówić jej do rozsądku.
– Mamo, nie rozumiesz... Nie chcę, żeby czegokolwiek jej brakowało. Poza tym, dzieciaki teraz są inne – tłumaczyła się.
– Owszem, są! Bardziej rozpuszczone i roszczeniowe! – zdenerwowałam się.
Nikogo nie było na to stać
Aneta tylko westchnęła ciężko i zmieniła temat. I tak to się ciągnęło. Raz chciała telefon, potem z kolei nowego laptopa, potem buty za tysiąc złotych. Zaczęłam wręcz bać się jej pytać, co mogłaby chcieć na urodziny czy pod choinkę, bo już kilka razy wymyślała rzeczy, które kilkukrotnie przekraczały mój budżet. Może i nie i miałam więcej wnuków, ale mój budżet na prezenty był ograniczony i wynosił zawsze dwieście, maksymalnie trzysta złotych. Gdy więc pytałam Anetę co mogłabym jej kupić w takiej kwocie, rozkładała bezradnie ręce.
– Możesz po prostu dorzucić się do prezentu, który my jej kupimy... – proponowała nieśmiało.
– Dorzucić się? To ile kosztuje? – dziwiłam się. – Ech, a może nie chcę wiedzieć...
Chciałam mieć z nią dobry kontakt
Zbliżały się wakacje. Chciałam więc skorzystać z tej okazji i odbudować nieco kontakt z wnuczką. „Może uda mi się ją zrozumieć, gdy spędzimy razem więcej czasu? To przecież dobra i mądra dziewczyna, nie mogło jej się zupełnie poprzewracać w głowie”, myślałam z nadzieją.
– Frania, może przyjedziesz do mnie na jakiś tydzień czy nawet dwa w wakacje? Pojeździmy sobie na rowerach, pooglądamy filmy, może nad jezioro pojedziemy... Tak, jak kiedyś. To jest nowoczesna wieś, sporo się teraz dzieje latem. Co ty na to? – zaproponowałam jej któregoś dnia.
– Sorry, babciu, ale mam w planach trzy tygodnie na Ibizie i chyba mi już nie wystarczy czasu – odpowiedziała niepewnie.
– Na Ibizie? Tak egzotycznie? I co, sama pojedziesz? Bez rodziców? – zdziwiłam się.
– No tak. Cała nasza paczka jedzie – odparła beztrosko.
– A to nie jest bardzo kosztowny wyjazd? – zapytałam ostrożnie.
– Nie wydaje mi się, skoro jedziemy taką dużą grupą. Trzy tygodnie kosztują niecałe dziesięć tysięcy, więc to chyba dobra cena – odpowiedziała zupełnie bez zawahania.
– Dziesięć tysięcy? Dziecko! To przecież fortuna! A rodzice za co pojadą na wakacje? – zapytałam ją oburzona.
Wyrosła na materialistkę
Frania spojrzała na mnie zdziwiona, jakby nie rozumiała, co mam na myśli.
– Babciu, oni przecież nigdzie nie jadą. Mama mówiła, że muszą spłacać kredyt za dom, a tata oszczędza na nowy samochód. Wakacje im teraz nie w głowie – odpowiedziała bez większych emocji.
Poczułam, jak serce mi ściska. Moja córka i zięć harują jak woły, a Frania zdaje się tego nie dostrzegać. „Jak do niej dotrzeć? Jak pokazać jej, że świat nie kręci się tylko wokół niej i jej zachcianek?”, myślałam gorączkowo.
Postanowiłam spróbować raz jeszcze, może bardziej wprost.
– Frania, kochana, zrozum, że twoi rodzice ciężko pracują, żeby zapewnić ci te wszystkie luksusy. Ale życie to nie tylko materialne rzeczy. Prawdziwą wartość mają chwile spędzone razem, rozmowy, wspomnienia. Może warto czasem pomyśleć o nich i o tym, co mogą czuć... – powiedziałam cicho, starając się, by moje słowa dotarły do jej serca.
– Ale... Wszyscy jadą... Już wszystko zaplanowaliśmy! Nie mogę teraz powiedzieć, że rezygnuję! – obruszyła się.
– Rozumiem, że to dla ciebie ważne, ale kochanie, ostatnio jesteś dość egoistyczna... Nie widzisz, że rodziców nie stać na wszystkie twoje zachcianki? A i tak robią, co tylko mogą, a nawet więcej, żeby zarobić na wszystko, co sobie zamarzysz. Nie uważasz, że to nie w porządku wobec nich?
Nic do niej nie docierało
Franka się nadąsała.
– Babciu, naprawdę nie widzę w tym nic złego. Przecież wszyscy moi znajomi mają to samo, co ja. A rodzice sami mówią, że chcą dla mnie jak najlepiej – powiedziała z wyrzutem.
Westchnęłam ciężko, czując, że nasze rozmowy stoją w miejscu. Byłam zdesperowana, ale nie wiedziałam już jakich argumentów używać. Frania patrzyła na mnie przez chwilę, a potem nagle wstała.
– Wybacz, ale spadam, muszę sobie kupić kostium kąpielowy i ze dwie nowe sukienki na wyjazd. Ibiza to bardzo modne miejsce... – odparła zarozumiale, po czym zwyczajnie wyszła.
Siedziałam w milczeniu, z trudem powstrzymując łzy. Czułam się bezsilna. Jak mogłam pomóc wnuczce zrozumieć wartość prostych, codziennych rzeczy? Moje myśli krążyły wokół wspomnień, kiedy Frania była małą dziewczynką i cieszyła się każdą chwilą spędzoną ze mną na wsi. Co się stało z tą radosną, empatyczną dziewczynką?
Obraziła się na wszystkich
Czas mijał, a wyjazd wnuczki zbliżał się coraz większymi krokami. Pewnego dnia jednak niespodziewanie zadzwoniła Aneta.
– Mamo, musimy porozmawiać o Frani. Mam poważne wątpliwości co do tego wyjazdu na Ibizę – powiedziała z niepokojem w głosie.
„Oho! Poszła po rozum do głowy?”, pomyślałam.
– Co się stało? – zapytałam z ciekawością.
– Frania nie wie, ale nasza sytuacja finansowa jest gorsza, niż myślała. Będę musiała wziąć kredyt, żeby zapłacić za ten wyjazd... A teraz straciłam duże zlecenie i mogę mieć problem ze spłaceniem tego... Naprawdę chciałabym, żeby nie musiała z niczego rezygnować, ale... – wyznała Aneta.
– Nic jej nie będzie! – odparłam twardo. – Naprawdę nie zaszkodzi jej od czasu do czasu z czegoś zrezygnować. Ona zupełnie przestała rozumieć wartość pieniądza.
– Może i masz rację...
Poczułam ulgę, że Aneta także zauważyła problem. Razem postanowiłyśmy, że spróbujemy porozmawiać z Franią bardziej zdecydowanie. Tego samego wieczoru spotkaliśmy się całą rodziną.
Wnuczka, oczywiście, natychmiast się obraziła, wpadła w histerię i powiedziała, że nie chce być „biedaczką” na tle wszystkich swoich znajomych. Powiedziała też, że rodzice myślą tylko o sobie, a powinna być dla nich najważniejsza. Większych głupot w życiu nie słyszałam i aż ciężko mi było uwierzyć, że mówi je właśnie moja wnuczka. Na koniec pobiegła do swojego pokoju i trzasnęła głośno drzwiami. No cóż, trudno. Ja wiem, że jeszcze zmądrzeje i zrozumie, że to życie na pokaz to nie wszystko.
Halina, 68 lat
Czytaj także: „Zrobiłam z siebie pośmiewisko na weselu syna. Złapałam welon, a młode panny śmiały mi się w twarz”
„Zostawiłam męża, bo szalał z zazdrości. Rozpętał wokół mnie prawdziwe piekło i został moim stalkerem”
„Romans ze starym znajomym otworzył mi oczy. Wolę nudnego męża na kanapie, niż włóczykija w hotelu”