Kilka dni temu spełniło się moje największe marzenie – zostałam matką. Mam pięknego, zdrowego synka. Jutro wracamy do domu. Do naszego przytulnego mieszkanka, z przygotowanym przeze mnie dziecięcym pokoikiem. Będzie cicho i spokojnie. Nikt nam nie będzie przeszkadzał, bo mamy tylko... siebie.
– Będziesz najważniejszym mężczyzną w moim życiu – powiedziałam, tuląc synka w ramionach. I nikt nigdy nie dowie się, kto jest twoim ojcem.
– Ty masz tylko mamę – dodałam cichutko.
Choć cieszyłam się, że zostałam matką – przecież tak długo na to czekałam, to jednak czułam, że to moje szczęście jest też okrucieństwem wobec najbliższej mi osoby.
Zrobił mi wielką krzywdę
Prawie dwa lata temu rozpadło się moje małżeństwo. Pewnego wrześniowego popołudnia mój mąż po prostu oznajmił, że nie chce być z niepełnowartościową, jak się pogardliwie wyraził, kobietą. Jakże mnie to wtedy zabolało. Prawdę mówiąc, boli do tej pory.
Jeszcze tego samego dnia, spakował swoje rzeczy i odszedł do innej kobiety. Od dawna zresztą podejrzewałam, że kogoś ma, ale bałam się nawet go o to zapytać. Wolałam udawać, że niczego nie widzę, nie przeczuwam.
Zostałam sama. Nie płakałam po nim. Płakałam z upokorzenia, że nazwał mnie „niepełnowartościową kobietą”. Płakałam, bo chciałam mieć dziecko i szczęśliwą rodzinę, taką jak moja ukochana siostra. I długo wierzyłam naiwnie, że my taką rodzinę stworzymy.
Tego dnia, kiedy odszedł zrozumiałam, że nie można mieć w życiu wszystkiego, i że czasem trzeba się pogodzić z porażką. Nie chciałam i nie nie miałam siły o niego walczyć. Zresztą, jak się potem okazało – zgodnie z moimi przeczuciami – spotykał się z inną kobietą już od roku. Teraz postanowili w końcu być razem.
Mój świat zawalił się z dnia na dzień, ale nie z powodu odejścia męża. Przerażały mnie dwie myśli: że pewnie nigdy nie będę już miała dziecka (kiedy byliśmy razem, miałam nadzieję, że jednak zostanę kiedyś matką) i to, że już do końca życia będę sama, bo przecież takiej „niepełnowartościowej” kobiety nikt nie zechce.
Staraliśmy się o dziecko przez ostatnie dwa lata naszego małżeństwa i teoretycznie wszystko było w porządku. Zrobiliśmy oboje badania i z nadzieją czekaliśmy na cud narodzin. Ale cudu nie było. Lekarze twierdzili, że nie ma przeszkód medycznych, że wszystkiemu winny jest stres. Nasze, a może tylko moje, pragnienie dziecka po prostu było zbyt wielkie.
Pół roku po jego odejściu wzięliśmy rozwód – obyło się bez kłótni i prania rodzinnych brudów na sali sądowej. Po ogłoszeniu wyroku wyszliśmy z sądu jako dwoje obcych sobie ludzi. I choć od tamtego czasu minął już ponad rok, nie spotkaliśmy się ani razu. Znajomi taktownie unikali zapraszania nas na te same przyjęcia, a i my staraliśmy się nie bywać w tych samych miejscach.
Czy jeszcze będę szczęśliwa
Największym wsparciem dla mnie w tych trudnych dniach była moja siostra Agata. Przychodziła do mnie niemal codziennie.
– Nie martw się. Zobaczysz, będziesz jeszcze szczęśliwa, tylko musisz w to uwierzyć. I ja ci w tym pomogę – pocieszała.
– Łatwo ci mówić. Masz męża, który cię kocha i dwoje dzieci, za które ja oddałabym wszystko – płakałam.
– Przecież wiesz, że jesteś zdrowa. To, że nie zostałaś jeszcze matką, wcale nie oznacza, że nigdy nią nie będziesz. Musisz tylko nareszcie pomyśleć o sobie. Bądź dla siebie dobra. Zadbaj o siebie, wyjedź na urlop, przestań się zamartwiać, zacznij nowe życie, a wszystko się ułoży.
– Jasne... Wyjedź na urlop. Myślisz, że to takie proste? Czy ty kiedyś wyjeżdżałaś na urlop sama?
Wyobrażasz sobie jak to jest? Wszyscy palcami cię wytykają, jakbyś była jakaś trędowata. Może nie dosłownie, ale jednak. Spędzasz sama całe dnie i całe wieczory. To już wolę siedzieć w domu. Przynajmniej mam się czym zająć – odpowiadałam i wiedziałam, że nic nie jest w stanie przekonać mnie do samotnego wyjazdu gdziekolwiek.
– No dobrze. W takim razie wyjedziemy wszyscy razem. Zbliża się długi weekend, my z Tomkiem i tak mamy zaległe urlopy do wykorzystania, a i dzieciaki skorzystają ze świeżego powietrza. Może wybierzemy się nad morze? Sprawdzę, czy jeszcze mają wolną tę kwaterę, na której zatrzymujemy się zawsze w wakacje – Agata nie dawała za wygraną.
W końcu dałam się namówić. Co prawda trochę obawiałam się, że spędzenie weekendu u boku wesołej gromady może wpłynąć jeszcze gorzej na moje samopoczucie. Ale z drugiej strony, ta szczęśliwa rodzina, to przecież rodzina mojej siostry, której nieba bym przychyliła. Niech będzie. Mogę spróbować. Może rzeczywiście zmiana otoczenia zdziała cuda i pomoże mi spojrzeć na świat w jaśniejszych barwach.
Wakacje solo
Dwa tygodnie później, w sobotni poranek, czekałam na nich spakowana w moją ulubioną podróżną torbę. Tymczasem niespodziewanie zadzwonił telefon. To była Agata, choć ledwo rozpoznałam zachrypnięty głos:
– Kochana, jedziecie sami. Tomek z dziećmi będą u ciebie za dziesięć minut. Ja się rozchorowałam i lepiej będzie, jak zostanę w domu.
– Ale przestań. Nigdzie nie jadę w takiej sytuacji… – zaczęłam.
– Żadne takie – powiedziała stanowczo – Ja sobie świetnie sama poradzę, a dzieciaki byłyby bardzo rozczarowane, gdyby musiały zostać w domu. Tak się cieszyły na ten wyjazd. Zresztą, kwatera już zapłacona.
– No dobrze, ale obiecaj, że będziesz dzwonić. A jeśli ci przejdzie, to do nas dojedziesz – zażądałam.
– Obiecuję – powiedziała.
I pojechaliśmy we czwórkę. Dziwnie czułam się bez mojej siostry, za to z jej mężem i dziećmi, choć bardzo dobrze się znaliśmy. Przyjaźniliśmy się przecież jeszcze zanim oni zostali parą, a potem małżeństwem.
Wyjazd okazał się cudownym lekiem na moje złamane serce i wszystkie zmartwienia. Słuchając szumu morza nabierałam przekonania, że moje życie wcale się nie skończyło.
Ostatni wieczór przed wyjazdem, postanowiliśmy z Tomkiem uczcić w pobliskiej restauracji. Po fantastycznej kolacji położyliśmy dzieci spać w pokoju Tomka, a potem przenieśliśmy się do mnie, żeby jeszcze posiedzieć i pogadać.
Zrobiłam coś złego
Może wypiliśmy za dużo wina, a może po prostu tej nocy poniosły nas emocje. Dzisiaj nie chcę już o tym myśleć. To i tak nie ma sensu. Obudziłam się o trzeciej nad ranem w objęciach Tomka. Z przerażeniem pomyślałam o tym, co się wydarzyło.
Co my najlepszego zrobiliśmy? Co teraz będzie? Jak ja spojrzę Tomkowi w oczy? Jak spojrzę w oczy mojej siostrze? Nie byłam w stanie sobie tego nawet wyobrazić. Obudziłam Tomka. Spojrzał na mnie zaspany, uśmiechnął się.
– O Boże! – pomyślałam. On nawet nie ma wyrzutów sumienia, że poszedł do łóżka z siostrą żony. Chyba to do niego jeszcze nie dociera.
– Tomek. Umówmy się, że to się nie zdarzyło. Wracaj do swojego pokoju i zapomnij o tym, że tu byłeś. Jutro o świcie wyjeżdżasz. Ja wrócę później. Sama. Pociągiem. Nigdy nie powiem Agacie, co się wydarzyło i liczę, że ty także tego nie zrobisz. I że oboje nigdy więcej nie będziemy o tym mówić – wyrzuciłam z siebie jednym tchem. – Dobrze – odpowiedział krótko, ubrał się i wyszedł. Do domu wróciłam dwa dni później.
Skłamałam Agacie, że spotkałam koleżankę ze studiów, której dawno nie widziałam i postanowiłam zostać z nią jeden dzień nad morzem. Tak naprawdę zostałam, żeby przemyśleć swoje życie. I doszłam do wniosku, że tylko ode mnie zależy, jakie ono będzie.
Po kilku tygodniach wiedziałam już, że ta jedna noc dała mi największe szczęście w życiu – mojego synka. Spotykałam się wtedy z kolegą z pracy. To nie było nic ważnego, ale zanim się rozstaliśmy, Agata widziała mnie z nim na ulicy. Dzięki temu kiedy dowiedziała się, że jestem w ciąży, uznała za oczywiste, że on jest ojcem.
Wiem, że ją skrzywdziłam, ale to był przypadek, jedna szalona chwila. A ona nigdy się nie dowie. Tomek też się nie domyśla. A mój synek ma tylko mnie. I nigdy nie pozna swojego ojca.
Czytaj także:
„Siostra tkwiła w związku pełnym przemocy, bo przysięgała przed Bogiem. Plotki we wsi bolały bardziej, niż ciosy męża”
„Bliscy zrobili z mojej wiejskiej sielanki piekło. Z kajzerką pod pachą zjeżdżali się do nas jak do hotelu z all inclusive”
„Moja żona w łóżku jest zimna jak lód. Miałem tego dosyć, więc ogrzałem się w sypialni kochanki”