„Zaplanowałem romantyczny wyjazd z ukochaną, a ona dała mi kosza. Pojechałem sam i miłość sama mnie tam znalazła”

Samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Marzyłem o tym, jak urządza się w naszym wspólnym gniazdku. Leniwy poranek jakiejś niedzieli, kiedy leżymy przytuleni, mamy mnóstwo czasu dla siebie. I kiedyś, w nieokreślonej przyszłości, pojawia się maleństwo, owoc naszej miłości”.
/ 19.06.2024 14:30
Samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Trzy dni przed zaćmieniem Księżyca Zuza powiedziała mi, że to koniec. A przecież jeszcze do niedawna wierzyłem, że będziemy parą na zawsze. Często wspominała o tym zjawisku. Przyszła na świat dokładnie w momencie, gdy było zaćmienie i uważała je za swoje drugie, a może nawet główne urodziny.

No to się przygotowałem jak trzeba. Wynająłem pokój w hotelu poza miastem, żebyśmy mieli lepszy widok na niebo. Zaopatrzyłem się w dobrego szampana i zamówiłem książkę o zaćmieniach Księżyca, a w cukierni nawet mały torcik. No bo skoro urodziny to urodziny, prawda?

Postanowiłem ją zaskoczyć

Trzy dni temu umówiliśmy się na kawę po pracy. Gawędziło się przyjemnie i już zamierzałem zdradzić swoje zamiary, kiedy Zuzanna oświadczyła, że to nasze pożegnalne spotkanie. Czas nagle zatrzymał się w miejscu. Jednocześnie dostrzegałem, jak odgarnia kosmyki za uszy. Jej smukłe paluszki, tipsy w kolorze krwistej czerwieni... Barmankę niosącą tacę z dwoma parującymi kubkami; pianka w jednym z nich utworzyła serduszko, a w drugim paproć... Parę zmierzającą ku wyjściu z lokalu.

Dziewczyna kierowała jakieś słowa w stronę swojego chłopaka, ale on zdawał się być zupełnie obojętny. Przyciągnęli moją uwagę nieco wcześniej, bo ona wpatrywała się w niego zakochanym wzrokiem, podczas gdy on był pochłonięty przeglądaniem wiadomości w telefonie…

Moje serce tłukło się tak mocno, że zdominowało wszystkie dźwięki dochodzące z kawiarni. Ten moment balansowania na granicy między radością a smutkiem...

Nie musiała nic wyjaśniać

Chwilę wcześniej Zuzanna chichotała z mojego dowcipu, a w tym momencie wpatrywała się we mnie obojętnie. Jej oczy miały identyczny niebieski kolor jak apaszka, pod którą skrywała spory dekolt. Czułem, że powinienem coś z siebie wydusić. Ale co?

– Dzięki.

Dzięki za co? – zdziwiła się moja rozmówczyni.

– Doceniam twoją szczerość wobec mnie. W przeszłości spotykałem kobiety, które nie były mną zainteresowane, lecz igrały z moimi emocjami, oraz takie, które same nie miały pojęcia, do czego dążą. Obie te grupy zostawiały we mnie poczucie totalnie zmarnowanych chwil.

Moja znajomość z Zuzanną nie trwała dłużej niż sześć miesięcy. Po raz pierwszy ujrzałem ją w upalną niedzielę, gdy brałem udział w pikniku organizowanym nieopodal mojego osiedla. Była członkinią chóru gospel. Kilkanaście osób w różnym przedziale wiekowym, wszyscy odziani w białe stroje, uśmiechnięci od ucha do ucha, kołyszący się w rytm dźwięków. Zuzanna stała na środku, w pierwszym szeregu.

Gdy nasze spojrzenia się spotkały, pomyślałem sobie, że muszę ją lepiej poznać. Po zakończeniu występu zbierali od publiczności datki na rzecz domu dziecka. Zuzanna zbliżyła się do mnie, trzymając w dłoniach sporych rozmiarów słoik. Do monet i paru banknotów dziesięciozłotowych wrzuciłem banknot stuzłotowy.

Ależ jest pan hojny – stwierdziła.

– Obawiam się, że pani opinia jest dla mnie ważniejsza od losów tych dzieciaków… – wyznałem szczerze. – Czy czeka mnie za to wieczne potępienie?

Parsknęła śmiechem, więc zaproponowałem jej wspólne wypicie kawy. Podobno chciała tego, ale wiecznie coś krzyżowało jej plany. Raz jakaś dobroczynna inicjatywa, innym razem kwestie rodzinne, a kiedy indziej niespodziewane obowiązki zawodowe. Za każdym razem odnosiłem wrażenie, że umówienie się ze mną to dla niej ogromne poświęcenie. Kiedy jednak się zjawiała, sprawiała wrażenie zadowolonej. Dzisiaj zamierzałem ruszyć naszą relację naprzód. Nie zdołałem.

– Jestem ci też wdzięczny za to, co się wydarzyło, za nasze spotkania – do tej pory mój żywot ograniczał się do zarabiania kasy i jej wydawania.

Zuza mocno angażowała się w wolontariat, pokazując mi tym samym zupełnie inną rzeczywistość. Pełną osób potrzebujących wsparcia i tych, którzy chcą im bezinteresownie pomagać. Choć ją podziwiałem, to jednocześnie byłem zazdrosny, że poświęca czas na te działania, zamiast spędzać go ze mną.

– Także za to, co mogłoby się między nami wydarzyć…

Ani słowem nie wspomniałem o pokoju hotelowym z widokiem na rozległe jezioro, niebo usiane gwiazdami i księżyc w pełni. Przemilczałem też fakt, że dla niej byłem gotów porzucić kawalerskie życie. Przekroczyłem już trzydziestkę, ale dopiero gdy ją poznałem, zacząłem snuć marzenia o małżeństwie i dzieciach. Była młodsza ode mnie o kilka lat, ale sprawiała wrażenie świeżo upieczonej maturzystki. Filigranowa sylwetka, buzia jak z obrazka, lekko zadarty nos i błyszczące wargi. Jej styl ubierania był młodzieżowy i zgodny z najnowszymi trendami. Jedynie fryzura nie wpisywała się w panującą modę. Większość dziewczyn na świecie nosi teraz długie, proste pasma, a ona zdecydowała się na krótką fryzurę z grzywką.

Marzyłem o tym, jak ona urządza się w naszym wspólnym gniazdku. Wiesza tu i ówdzie bukieciki zasuszonych roślin, zastanawia się, gdzie położyć tę kolorową poduszkę. Leniwy poranek jakiejś niedzieli, kiedy leżymy przytuleni, mamy mnóstwo czasu dla siebie. I kiedyś, w nieokreślonej przyszłości, pojawia się maleństwo, owoc naszej miłości.

Zuzia wpatrywała się we mnie bez słowa. Wyczuwałem obecność kogoś innego w jej życiu. Być może sądziła, że z tamtym to już koniec i dlatego umawiała się ze mną? A może to było coś kompletnie innego.

Nasze ostatnie spotkanie

Muszę tu zostać, inaczej będę do tego wracał myślami. Zastanawiał się, co mogłem zrobić inaczej. Czy powinienem paść jej do stóp i prosić o jeszcze jedną szansę dla nas? A może wręcz przeciwnie, udać, że mnie to nie rusza i opowiedzieć jakiś kiepski kawał na do widzenia? Ale żaden nie pojawiał się w mojej głowie.

Wojtek, masz uśmiech na twarzy – spostrzegła nagle.

Zerknąłem w jej stronę, a ona miała całkowicie nieobecny wzrok. Jej myśli zdawały się krążyć gdzieś daleko stąd.

– Wcale nie jest mi do śmiechu, po prostu chodzą mi po głowie jakieś bzdury.

Dała znak kelnerce, żeby podeszła.

– Tym razem rachunek biorę na siebie – oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Siedziałem w kawiarni po tym, jak ona wyszła. W powietrzu wciąż unosił się aromat jej subtelnych, słodkawych perfum. Obok mojej filiżanki stała jej, z resztką niedokończonej kawy.

Doszedłem do wniosku, że nie zrezygnuję z pokoju w hotelu. Obiekt miał dwa piętra i sporych rozmiarów parter, a położony był na obszarze, gdzie kiedyś rosły sady. Przy wejściu stały jabłonie obsypane czerwonymi owocami. Dookoła rozpościerały się lasy – z dwóch stron, w kolejnej widać było wioskę, a w ostatniej – zieloną taflę jeziora u stóp pofałdowanych wzgórz.

– Zaćmienie będzie świetnie widoczne w tafli jeziora – zapewniała recepcjonistka, z którą wcześniej ustalałem szczegóły wizyty przez telefon. – To stworzy bardzo romantyczny nastrój.

Przyjechałem sam – uciąłem krótko.

Jej uśmiech, wyćwiczony latami pracy, z trudem ustąpił miejsca błyskowi zrozumienia w oczach.

– Bardzo mi przykro… a może życzy pan sobie inny pokój? Sądzę, że w zaistniałej sytuacji mogłabym bez naliczania dodatkowej opłaty przenieść pana do mniejszego i przy okazji tańszego.

– Nie, proszę niczego nie zmieniać – odpowiedziałem, posyłając w jej kierunku uśmiech. – Wielkie dzięki.

Sypialnia prezentowała się wspaniale. Obszerna, rozległa, wyposażona w jasne meble wykonane z drewna – prawdopodobnie w stylistyce prowansalskiej. Garderoba, dwie szafki ozdobione finezyjnymi rzeźbieniami, spory blat, a na nim wazon wypełnione kwieciem z łąki. Olbrzymie małżeńskie łóżko okryte śnieżnobiałą narzutą. Na tarasie rozmiarów mojego mieszkania były niewielki stół, para komfortowych foteli oraz widok na opustoszałe jezioro.

Mogliśmy tu być z Zuzą

Ułożyłem się na łóżku i zasnąłem, chociaż było tuż po godzinie szóstej wieczorem. Przebudziłem się w środku nocy. Srebrna tarcza księżyca jaśniała w pełnym majestacie. Przespałem zaćmienie. Na śniadanie dotarłem z dużym opóźnieniem, jednak nikt mnie nie poganiał. Czekał na mnie stół zastawiony w stylu bufetu szwedzkiego, a obsługa uzupełniała przystawki. Nałożywszy sobie porcję, zająłem miejsce w sadzie, pośród jabłoni i gruszy. Stoliki okupowały przede wszystkim rodziny oraz pary.

W kącie sali siedziała samotnie pewna kobieta. Miała na sobie długą, prostą suknię. Była wysoka i śniada, a jej włosy – ciemne. Sprawiała wrażenie pogrążonej w rozmyślaniach. Jej usta pokrywała czerwona szminka. Gdyby wstała od stolika, mogłaby pójść prosto na jakiś bal. Jednak nie, na stopach miała sandały. To nie był typ kobiety, która na bale chodzi w sandałach. Spostrzegła, że się jej przyglądam. Posłała mi uśmiech. Ja też się uśmiechnąłem. Spotkaliśmy się przy ekspresie do kawy. Byliśmy prawie równego wzrostu. Piękna, miała w sobie coś z Hiszpanki – ciemne oczy i wyraziste brwi. Poruszała się z gracją tancerki flamenco, intrygująca kobieta. Jedynie zmarszczki dookoła jej ciemnych oczu wskazywały na to, że mogła być starsza ode mnie o kilka lat.

– Przepraszam, czy mogę się dosiąść? – zagadnąłem.

– Proszę – odpowiedziała niskim, przyjemnym głosem.

Sięgnęła po parę ciasteczek do swojej kawy. Najbardziej smakowały jej te z bitą śmietaną. Widać było, że nie przejmowała się za bardzo kaloriami, choć jej figura była po prostu perfekcyjna. Zastanawiałem się, czy uprawia jakiś sport, a może akurat flamenco?

Widziała pani wczorajsze zaćmienie Księżyca? – zapytałem, gdy już zająłem miejsce naprzeciwko.

Kawa z maszyny była całkiem dobra, co trochę mnie zaskoczyło. W zasadzie moglibyśmy zacząć mówić sobie po imieniu, ale podobało mi się zwracanie się do niej per „pani”. Miało to w sobie coś ekscytującego. Tak, ona mi się podobała.

– Tak – odparła i przez moment sądziłem, że czyta mi w myślach, ale tak nie było. – Nie mogłam tego przegapić. Podobno zaćmienie to czas głębokiej refleksji, kiedy możemy usłyszeć głos naszej podświadomości.

– I usłyszała pani ten głos?

– Być może… A pan?

Zaspałem.

– Zaćmienie było zaraz po dwudziestej pierwszej… – kąciki jej ust uniosły się lekko. – Chyba padał pan z nóg ze zmęczenia.

– Tak było.

– No to dziś pan wypocznie.

– Nie mam ochoty na leniuchowanie. Wystarczy, że przegapiłem zaćmienie. Ominęło mnie to przeżycie. Jakie ma pani plany na dziś? Czy mogę towarzyszyć pani jako wierny giermek?

Razem spędziliśmy całą dobę

Zamyśliła się na chwilę. Choć mogła już przekroczyć czterdziestkę, jej piękno należało do tych nieprzemijających. Niczym Stefania Grodzieńska, ona także w podeszłym wieku będzie olśniewać. Szyk i błyskotliwość nigdy nie znikają.

– Zaskoczył mnie pan... Zauważyłam pana wczoraj przy recepcji. Pomyślałam sobie: o, kolejny facet pogrążony we własnym nieszczęściu.

– Faktycznie, jestem skupiony na swoim nieszczęściu – po prostu nie chciałem być samotny.

Dziewczyna posłała mi uśmiech.

– Dobrze, zgadzam się. Proszę być moim towarzyszem na ten dzień. Samotność to ostatnie, czego teraz potrzebuję – oznajmiła.

A zatem potrafiła odczytać moje zamiary. Udaliśmy się w stronę pobliskiego jeziora. Następnie zwiedzieliśmy wieś położoną nieopodal. W miarę zagłębiania się w nią, eleganckie rezydencje ustępowały miejsca prostym domom, zbudowanym z betonowych bloczków. Dało się nawet dostrzec pozostałości zabudowań po dawnym PGR-ze, które świeciły pustkami.

Wkroczyliśmy na opuszczony obszar. Wszystko zarosło tu wysoką trawą, sięgającą niemal do pasa. Ruszyliśmy w stronę podupadłego obiektu, który za dawnych czasów mógł pełnić rolę kantyny, przebieralni czy umywalni. Obecnie ostała się jedynie betonowa konstrukcja, przypominająca raczej kikut niż użytkowy gmach.

Moja towarzyszka nosiła imię Jowita. Nie zadałem pytania, czy ma to coś wspólnego z dawną produkcją filmową. Kroczyła przodem, studiując bazgroły pokrywające mury. Graffiti pochodziły z rozmaitych okresów, ale zasadniczo poruszały zbliżone wątki. Można było dostrzec nieco miłosnych deklaracji, garść osobistych wynurzeń związanych z imprezami oraz mniej lub bardziej kunsztownie wykonane rysunki.

Żar lał się z nieba, a muchy i inne robale szalały w wysokiej trawie. Jowita przystanęła obok ściany, w której było okno wychodzące na parking. Stała tam rozwalona ciężarówka. Gapiła się na ten pojazd, jakby to było jakieś dzieło obłąkanego artysty. Nie mogłem się oprzeć. Zbliżyłem się do dziewczyny i cmoknąłem ją prosto w kark. Spojrzała na mnie.

– Jeżeli ci powiem, że już kiedyś mieliśmy okazję się spotkać, to pomyślisz sobie, że to przez to zaćmienie Księżyca mi odbiło?

Spojrzałem głęboko w jej bezdenne, orzechowe oczy, dostrzegając drobne piegi rozsiane po zgrabnym nosie. Wysoko osadzone kości policzkowe przyciągały wzrok, a zmysłowe, pełne wargi kusiły, by je całować.

Na pewno bym cię nie zapomniał – wyszeptałem, tuląc ją czule w objęciach. To było tak naturalne, jakbyśmy naprawdę byli sobie bliscy od lat. Wiedziałem, że trafił mnie Amor – zakochałem się po uszy.

– Kilka lat temu spotykaliśmy się bardzo krótko, ale ja wciąż byłam uwikłana w poprzedni związek. Sama nie wiem, czemu postawiłam na niego, a nie na ciebie... Potem często zastanawiałam się, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym cię nie odrzuciła. Ogromnie tego żałowałam.

Poczułem dreszcz na plecach. Podróże w czasie wydawały mi się niedorzeczne, a Jowita w ogóle nie przypominała Zuzy. Chociaż kto wie? Może tak będzie wyglądać Zuza za kilkanaście lat?

– To jakieś szaleństwo – mimo to nie odrywałem rąk od jej talii.

– Jasne – jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. – Dar od księżyca, ot co. Los zetknął nas po czasie i mamy jeden dzień dla siebie. Wystarczy, by poczuć, jak by to wyglądało, gdybyśmy się zeszli.

Choć nie byliśmy tymi, za których się podawaliśmy, postanowiłem dołączyć do tego szaleństwa. Zarówno dzień, jak i noc były wspaniałe. Kiedy nadszedł poranek i opuściliśmy hotel, nasze drogi się rozeszły – ja ruszyłem w stronę stolicy, a ona pojechała do Poznania. Po powrocie spotkałem się jeszcze raz z Zuzą i błagałem, aby dała nam jeszcze jedną szansę. Po upływie miesiąca otrzymałem od Jowity wiadomość, w której pisała, że odnalazła mężczyznę, do którego byłem podobny i starają się rozpocząć wszystko od początku.

Wojciech, 32 lata

Czytaj także:
„Podczas wakacji nad morzem porwała mnie fala namiętności. Mąż mi nie wybaczy, gdy się dowie, z kim go zdradziłam”
„Mój facet nie chciał ślubu, a ja przestałam nalegać. Po 15 latach dowiedziałam się, że ta jego niechęć miała imię”
„Złapałam męża za rękę, gdy zdradzał mnie z kochanką. Bezczelnie zdjął jej majtki na biurku naszego syna”

Redakcja poleca

REKLAMA