„Zaplanowałam swoje życie od A do Z. Najpierw kariera, miłość i dziecko. Ten nieszczęsny wypadek wszystko przekreślił"

załamana kobieta fot. Adobe Stock, leungchopan
„Marek mi imponował, byliśmy do siebie podobni. Tak samo ambitni, dążący do perfekcji. Po roku byliśmy już małżeństwem. Nie chciałam mieć na razie dzieci, nie wiem, jak Marek, bo ten temat nie pojawiał się w naszych rozmowach. Kupiliśmy piękny dom, intensywnie pracowaliśmy, a krótkie przerwy wypełnialiśmy luksusowymi wyjazdami".
/ 28.08.2022 21:30
załamana kobieta fot. Adobe Stock, leungchopan

Nigdy nie rozumiałam, jak można bezmyślnie dać się nieść losowi. Ja zawsze byłam zorganizowana. Nawet jako dziecko byłam niezwykle ułożona. Pokój miałam zawsze sprzątnięty, zabawki i książki poskładane na półkach. Gdy poszłam do szkoły, lekcje zawsze stawiałam na pierwszym miejscu przed zabawą i koleżankami. Nie muszę chyba dodawać, że byłam prymuską. Bardzo szybko zrozumiałam też też, kim chcę zostać w przyszłości.

Będę prawnikiem, tak postanowiłam

Oczywiście prawnikiem jak tata i wujek! Maturę zdałam śpiewająco, z przytupem dostałam się na prawo. Koleżanki i koledzy na roku narzekali, że jest ciężko. Ale kto powiedział, że będzie lekko? Nie rozumiałam ich. Oni mnie zresztą też. Uważali mnie za odmieńca. Poza tym, jeśli ktoś nieustannie imprezuje, to zwyczajnie nie ma czasu na naukę.

Ja mieszkałam w domu z rodzicami, nie szukałam wrażeń w akademikach… Owszem, miałam powodzenie. Faceci wodzili za mną wzrokiem, ale przy próbie jakiegokolwiek zbliżenia dość szybko dawałam im odczuć, że nie interesują mnie te podchody. Teraz jest czas na naukę, nie na facetów.

Studia skończyłam z wyróżnieniem, ojciec pękał z dumy, matka się zamartwiała, że za bardzo skupiłam się na nauce, że w ogóle nie mam życia osobistego. Takie tam gadanie. Ja po prostu wiedziałam, czego chcę. I wolałabym, żeby nikt mi nie dawał dobrych rad. Realizowałam swój plan, to wszystko.

Tak, to prawda, nie miałam znajomych, jednak dlatego, że ich zwyczajnie nie potrzebowałam. Koleżanki gadały tylko o facetach, a ci z kolei byli kompletnie niedojrzali. Z aplikacją nie miałam problemu, byłam wszak prymuską.

Na egzaminie radcowskim poznałam Marka

Ojciec z wujkiem mieli swoją kancelarię, lecz ja nie zamierzałam pracować z nimi. Nie chciałam być od nikogo zależna. Pragnęłam do wszystkiego dojść sama. To też była część mojego planu: wszystko zawdzięczać sobie! Sobie i pracy.

Egzamin wstępny na aplikację radcowską zdałam w cuglach. Trafiłam do renomowanej kancelarii w mieście. Przez trzy lata pogłębiałam swoją wiedzę z zakresu prawa. Liczne wykłady i ćwiczenia miały mi w tym pomóc. Najbardziej interesowało mnie prawo gospodarcze, bo tym właśnie chciałam się zająć w przyszłości.

Był w komisji egzaminacyjnej. Dojrzały facet po przejściach, przystojny i elegancki. Gdy zadzwonił do mnie parę dni później, bez kokieterii zgodziłam się na kolację. Marek, śmiejąc się, wyjaśnił mi od razu, skąd miał mój numer. Znali się z moim ojcem od lat. Tata bardzo go cenił, nie miał nic przeciwko naszej znajomości.

Mama natomiast tak. Myślała, że wyjdę za faceta w moim wieku, a nie jej. A ja się zakochałam. Marek mi imponował, byliśmy do siebie podobni. Tak samo ambitni, dążący do perfekcji.

Po roku byliśmy już małżeństwem. Nie chciałam mieć na razie dzieci, nie wiem, jak Marek, bo ten temat nie pojawiał się w naszych rozmowach. Kupiliśmy piękny dom, intensywnie pracowaliśmy, a krótkie przerwy wypełnialiśmy luksusowymi wyjazdami.

Przerwa od pracy i jesiennej aury w kraju. Marek jeszcze nie wrócił z kancelarii, ja pakowałam naszą walizkę. To była jedyna rzecz związana z podróżami, której nie znosiłam. Siłowałam się z zamkiem, który najwyraźniej się zaciął. Nie zauważyłam, że ząbki w zamku nie ułożyły się prawidłowo, w efekcie czego moja szarpanina doprowadziła do ich wyłamania.

Nie! To nie miało prawa się zdarzyć!

– Cholera! – zaklęłam pod nosem i spojrzałam na zegarek. – 21.20. Jak się pospieszę, zdążę jeszcze po nową walizkę – mruknęłam do siebie.

Wsiadłam w samochód i ruszyłam. Było ciemno, padał deszcz, jezdnia była śliska… Śpieszyłam się… Mój samochód wpadł w poślizg przed zakrętem. Zaraz za nim był przystanek autobusowy. Pamiętam tylko straszny krzyk, nic więcej…

Świadkowie, którzy zeznawali przeciwko mnie, a było ich wielu, twierdzą, że z dużą szybkością wjechałam w grupkę ludzi czekających na autobus. Nikt jakimś cudem nie zginął, ale za to jest wielu rannych. Nie mogę sobie tego wybaczyć. A co więcej, jako superprawnik wiem, jaka czeka mnie kara. Nie tak miało wyglądać moje życie. Nie tak.

Czytaj także:
„Mój mąż wyprowadził się do kochanki w Dzień Dziecka. Co za łajdak. Takiego >>prezentu<< nikt z nas się nie spodziewał"
„Przez uzależnienie od internetu, straciłam wszystkich przyjaciół. Gdy trafiłam do szpitala, nikt nie odbierał ode mnie telefonu"
„W małżeństwie jestem jak chomik w klatce. Żona traktuje mnie jak dziecko i nadskakuje mi bardziej niż własna matka”

Redakcja poleca

REKLAMA