Kiedy poszłam na studia, w ogóle nie myślałam o przyszłości. W nosie miałam to, jak potoczą się moje losy, a jednocześnie nie interesowało mnie zupełnie, co czują inni. Zamiast uczyć się i przygotowywać do kolejnych zajęć, ja wolałam biegać po klubach. Byłam królową domówek, panującą niepodzielnie z moją współlokatorką, Baśką. To ona wprowadziła mnie w ten świat, robiąc z małomiasteczkowej outsiderki prawdziwą divę.
Nie doceniałam tego, co mam
Niemal zupełnie odcięłam się od rodziców. Olewałam ich telefony, nie przyjeżdżałam, gdy miałam wolne, nie przyznałam się nawet, gdzie dokładnie mieszkam, żeby nie mogli mnie odwiedzać. Kiedy wywalili mnie z uczelni, wzruszyłam ramionami, przechodząc nad tym do porządku dziennego. Z czasem jednak przestały przychodzić pieniądze od rodziców i to już był poważny problem.
– Daj spokój – pocieszała mnie Baśka. – Coś ogarniesz. Do pracy pójdziesz.
Popatrzyłam na nią jak na nienormalną. Ona miała bogatych rodziców, więc nigdy żadną pracą się nie musiała kalać. Ja… cóż, nie miałam ani doświadczenia, ani znajomości, więc bardzo czarno to widziałam. Zresztą, szybko się okazało, że żadna z niej przyjaciółka, bo bez hajsu stałam się dla niej tylko ciężarem.
– Lepiej szukaj tej kasy – powiedziała mi po pierwszym miesiącu. – Ja za ciebie płacić nie będę. Najwyżej sobie znajdę kogoś wypłacalnego.
Próbowałam dzwonić do matki, ale nie odbierała. Ojciec natomiast rozłączył się po pierwszym sygnale, a potem chyba zablokował mój numer. Udało mi się tylko dodzwonić do starszej siostry, Igi.
– Lena, tata się śmiertelnie obraził – oznajmiła. – Ja ci mogę pożyczyć kasę na jeden czynsz, ale na więcej nie licz. Ogarnij się, dziewczyno.
Źle się czułam sama ze sobą
Pierwszy raz zrobiło mi się jakoś dziwnie na sercu. Byłam przyzwyczajona, że zawsze, gdy zaczynały się jakieś kłopoty, dzwoniłam do rodziców, a jeśli czymś im podpadłam, tyłek zwykle ratowała mi Iga. Wtedy jednak było inaczej i zupełnie nie miałam się do kogo zwrócić. Znalazłam co prawda pracę w pobliskiej kawiarni, ale nie czułam się szczęśliwa. W dodatku tamtejsza baristka chodziła ze mną wcześniej na studia i zdążyła naopowiadać wszystkim z obsługi, jaka to ze mnie zołza, więc na miejscu traktowano mnie jak trędowatą.
Kiedy zobaczyłam ogłoszenie, w którym szukali kogoś, kto będzie chciał spędzić święta z seniorami, pomyślałam – a co mi tam! Raz w życiu zrobię coś dobrego. W końcu i tak nie zostałam zaproszona na święta do domu, więc mogłam spróbować. Kiedy powiedziałam jej o swoim pomyśle i o tym, że rzeczywiście się zgłosiłam, w pierwszej chwili wybuchła śmiechem.
– Ale ty żartujesz, nie, Lenka? – popatrzyła na mnie z niedowierzaniem. – Przecież ty nawet nie znasz żadnych starych ludzi! Jak się z nimi dogadasz?
W sumie tu miała rację. Moi dziadkowie od strony mamy nie żyli – zmarli oboje, gdy byłam małą dziewczynką, a drugich dziadków nigdy nie poznałam. Nie rozmawiałam ze starszymi osobami, bo… nie miałam okazji. Nie z wyboru przecież.
Wzruszyłam ramionami.
– Poradzę sobie – mruknęłam. – Co to za problem w sumie?
– A, rób co chcesz – machnęła ręką. – Ja tam bym nie chciała spędzać czasu z jakimś nadętym staruchem. Miałam ich dość, jak raz w życiu musiałam się przejechać tramwajem. Wrzeszczą, wykłócają się o wszystko i wszystkie siedzenia należą do nich. No masakra. Od tamtej pory jeżdżę tylko uberem.
Pan Mietek mnie oczarował
Postanowiłam zignorować dziwaczne ostrzeżenie współlokatorki i nie zrezygnowałam ze swojego pomysłu. W pierwszy dzień świąt zjawiłam się więc w umówionym miejscu. Miałam zajrzeć do mieszkania pana Mieczysława. Otworzył mi starszy mężczyzna o bystrym spojrzeniu i wyjątkowo ciepłym uśmiechu. Zupełnie nie przypominał zgorzkniałych staruchów w komunikacji miejskiej, którymi straszyła mnie Baśka. W jednej chwili nabrałam odwagi, a potem chętnie przekroczyłam próg skromnego mieszkanka. Czułam, że to wcale nie będzie stracony czas.
– Pewnie zmarzłaś – zagaił od razu, gdy tylko zdjęłam płaszcz, w ogóle nieskrępowana obecnością obcego człowieka. Bo… czułam się, jakbym znała go od bardzo dawna. – Zrobię herbaty.
Uśmiechnęłam się lekko.
– Dziękuję, panie Mieczysławie – rzuciłam.
– Mietku – poprawił mnie natychmiast łagodnym głosem. – Ten „Mieczysław” jest zawsze taki przytłaczający.
Pokiwałam głową i dałam się zaprowadzić do salonu. Pokój był niewielki, ale bardzo przytulny. Pan Mietek ugościł mnie pyszną wiśniową herbatą, makowcem i sernikiem z puszystą pianką.
– Sam pan piekł? – spytałam, gdy ciasto dosłownie rozpłynęło mi się w ustach.
– Tak, tak – przyznał. – Nie miałem co robić sam w tym pustym domu, więc zająłem się pieczeniem. No i coś tam teraz jak widać wychodzi.
– Jest boskie – zapewniłam. – Żona… pana nauczyła?
– Właściwie tak – uśmiechnął się jakby z nostalgią. – Była prawdziwą szefową kuchni.
Popatrzyłam na niego niepewnie.
– A… dzieci? – spytałam ostrożnie. Czyżby były tak samo okropne jak ja?
– Nie mieliśmy dzieci – przyznał. – Nie mogliśmy, a potem… potem nie było czasu walczyć.
Szybko zmieniłam temat, widząc, jak pan Mietek smutnieje. Przegadaliśmy wiele godzin i gdyby mój gospodarz nie zaczął narzekać, że będę wracała zbyt późno, w ogóle bym się stamtąd nie zabierała. Jeszcze nigdy tak miło nie spędziłam świąt.
U rodziców nie było tak źle
Nie wiem, które z nas wyszło z inicjatywą, ale zaczęłam regularnie pojawiać się u pana Mietka. Robiłam mu zakupy, wpadałam na herbatę i pyszne ciasta, czasem sama przygotowywałam nam obiady. Prawie nie bywałam w mieszkaniu Baśki, ale jej to chyba było na rękę, bo mogła sprowadzać tych swoich gachów spod ciemnej gwiazdy. W ogóle kombinowałam, jak się stamtąd wyprowadzić. Pan Mietek namówił mnie też, żebym spróbowała jeszcze dostać się na studia.
Potem zaczął nalegać, żebym pogodziła się z rodzicami. Przekonywałam go, że to niemożliwe, że ojciec śmiertelnie się na mnie obraził, ale on był uparty.
– Chociaż spróbuj – powiedział. – Co ci szkodzi? A rodzina… jest bardzo ważna, Leno.
– No dobrze, odwiedzę ich – uległam wreszcie. – Ale tylko, jeśli zgodzisz się pójść ze mną.
Zaskoczyłam go tą propozycją. Z początku protestował, ale ostatecznie zrozumiał, że musi się zgodzić. I tak właśnie znaleźliśmy się pewnego zimowego popołudnia przed drzwiami mojego rodzinnego mieszkania.
– Lena? – mama wybałuszyła oczy.
– Ja… – odchrząknęłam. Zerknęłam niepewnie na swojego towarzysza. – To… pan Mietek. Możemy wejść? Tylko na chwilę.
Była trochę niezdecydowana, ale wpuściła nas oboje. Najtrudniej przekonywało się mojego ojca, bo mama i Iga przestały się gniewać w momencie, gdy powiedziałam, jak poznaliśmy się z panem Mietkiem. To, że w końcu odpuścił, zawdzięczałam właśnie mojemu przyjacielowi. Okazało się, że on i tata mają ze sobą bardzo wiele wspólnych tematów. A nasza wizyta przebiegła dużo milej, niż się spodziewałam.
Dobrze mieć prawdziwego dziadka
Sprawy w moim życiu wreszcie zaczęły się dobrze toczyć. Wyprowadziłam się od Baśki i wynajęłam pokój u pana Mietka. On z kolei stał się po trochu częścią mojej rodziny. Rodzice i Iga bardzo chętnie wpadają teraz do nas, a mama podpatruje te wszystkie magiczne sztuczki, które pan Mietek wyczynia podczas pieczenia ciast i tortów. Ja z kolei pozostałam na studiach, zmieniłam też pracę i trafiłam do uroczej herbaciarni. Tam jestem mile widziana, a dziewczyny, które ze mną współpracują, to naprawdę równe babki.
Bardzo się cieszę, że wtedy, w święta, odwiedziłam pana Mietka. Dzięki temu ja zyskałam dziadka, którego przecież nigdy nie miałam, a on rodzinę, za którą od dawna tęsknił. Co jakiś czas przebąkuje mi także o tym, że przepisze na mnie swoje mieszkanko, ale ja na razie nie chcę o tym słyszeć. Najważniejsze, że mamy siebie, a pan Mietek wreszcie nie czuje się taki potwornie samotny.
Lena, 21 lat
Czytaj także:
„Studenci uwielbiali brać u mnie korepetycje z matematyki. Gdy liczby szły gładko, zabieraliśmy się za lekcje biologii”
„Zamieszkaliśmy z teściami, by oszczędzić na własne M2. Po tygodniu chciałam wnosić o rozwód”
„Troska siostrzenicy skończyła się tak szybko, jak tylko złożyłam podpis na testamencie. Wykorzystała mnie i oszukała”