Jakiś czas temu zdecydowaliśmy się na zaciągnięcie kredytu mieszkaniowego i rozpoczęliśmy przygotowania do remontu. W każdej dziedzinie życia staraliśmy się ciąć koszty, gdy nagle gospodarz kawalerki, w której mieszkaliśmy, podniósł nam opłaty czynszowe aż o połowę. Oznajmił, że jeśli nam się to nie podoba, możemy się wyprowadzić.
Przyszli nam z pomocą
Propozycja od mamy pojawiła się w idealnym momencie i kompletnie rozwiązała nasze problemy.
– Możecie się do nas wprowadzić aż coś znajdziecie. Bez sensu przepłacać za wynajęcie czegoś na krótko i denerwować się szukaniem mieszkania na parę miesięcy – usłyszałam od mamy, kiedy wyznałam jej, że właściciel kazał nam się wyprowadzić za miesiąc.
– Na pewno nie będziemy wam przeszkadzać? – zapytałam niepewnie.
– Coś ty! Przynajmniej wreszcie będziemy mogli się nacieszyć naszym maleństwem – mama nie kryła szczerej ekscytacji w swoim głosie.
Mąż przystał na moją propozycję. Pierwsze dni pod jednym dachem szły nam świetnie. Spędzaliśmy czas na gotowaniu, wspólnych posiłkach i planszówkach. Mogliśmy godzinami gadać i śmiać się razem. Pewne rzeczy wymagały dostosowania, ale to były drobiazgi. Dzielenie łazienki w piątkę bywało wyzwaniem, dlatego mama musiała odpuścić sobie długie kąpiele.
Na szczęście wszystko układało się świetnie, jeśli chodzi o naszą małą Basię. Dziadkowie nie dawali jej słodyczy, a także pilnowali, żeby nie oglądała bajek w telewizji. Sprawdzali się doskonale w swojej roli – okazywali wnuczce mnóstwo ciepła, a przy tym szanowali reguły wychowawcze, które razem z mężem wprowadziliśmy. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało…
Był poirytowany
Po tygodniu zauważyłam, że mój mąż chodzi nieswój i zły. Za każdym razem gdy pytałam co mu jest tylko kręcił głową i mruczał:
– Wszystko w porządku.
Ale ja się nie poddawałam. Widząc, że jego ponury nastrój nie przechodzi, wciąż próbowałam się dowiedzieć:
– Kochanie, przecież widzę, że coś jest nie tak. Powiedz mi, co się stało?
– Daj mi spokój!
– Nie przestanę, póki nie powiesz, co cię martwi.
– Zgoda, ale musisz mi obiecać, że się nie obrazisz – ustąpił po chwili.
– Obiecuję.
– Chodzi mi o twojego tatę. Wpada do mnie po kilkanaście razy w ciągu dnia. Przeważnie z jakimiś drobiazgami. Raz potrzebuje pomocy z komputerem, kiedy indziej pyta, czy napiłbym się z nim kawy. Nie pomyśl sobie nic złego, teść mi nie przeszkadza, ale chyba rozumiesz, co mam na myśli…
Mój mąż pracuje jako księgowy i przeważnie robi to zdalnie. Mnóstwo osób uważa, że jak ktoś nie chodzi do biura, to się obija.
Miał do nich pretensje
Odbyłam poważną rozmowę z mamą, która później wytłumaczyła ojcu całą sytuację. Wyjaśniła mu, że zięć wcale się nie obija, tylko ciężko pracuje. Podkreśliła też, że potrzebuje po prostu spokoju.
Po kilku dniach spokoju sytuacja znów się powtórzyła. Zauważyłam, że mój mąż chodzi naburmuszony. Jak zwykle musiałam z niego wyciągać siłą, co mu leży na sercu, bo początkowo twierdził standardowo, że „wszystko jest ok”. W końcu udało mi się go przekonać do rozmowy.
– Twoja matka ci we wszystkim pomaga – wymamrotał, patrząc gdzieś w bok.
– Słucham?!
– Wczoraj weszła do naszej sypialni zbierać rzeczy do prania. Nawet herbatę nam robi.
Zaniemówiłam z wrażenia. Policzyłam powoli do dziesięciu i odpowiedziałam zimnym głosem:
– Myślisz, że nic nie robię? Nie wyobrażasz sobie nawet, ile wysiłku kosztuje zajmowanie się dzieckiem! A nie przyszło ci do głowy, że mama mi pomaga, bo padam z nóg i potrzebuję chwili wytchnienia? Bo się o mnie troszczy i mnie kocha? A ty? Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio zrobiłeś mi herbatę!
– Wczoraj w nocy – powiedział. – Odkąd zamieszkaliśmy u twojej rodziny, zachowujesz się jakbyś zapomniała, że jesteś dorosłą kobietą i moją żoną.
Obwiniał ich
– Do czego zmierzasz?
– Kompletnie zamarło nasze pożycie.
No dobra, teraz przynajmniej wiem, co go gryzie. Chociaż to wcale nie moja wina.
– Bo ty nie masz na to ochoty! – rzuciłam wprost.
– Bo czuję się nieswojo, kiedy twoi rodzice są za ścianą! Jeśli ja słyszę, jak się śmieją, to oni też usłyszą nasze igraszki, prawda? – wyrzucił z siebie bez zastanowienia.
– Jasne, to wszystko ich wina. Mieszkamy u nich za darmo, a ty masz czelność narzekać na ich obecność? I jeszcze zwalasz na nich winę za swoją męską niedyspozycję?
Wykrzyczałam mu w twarz te okropne słowa i wybiegłam, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadudniło. Miałam ochotę natychmiast pobiec do mamy i wypłakać się, narzekając na to, co zrobił Marek.
Ale wtedy dotarło do mnie, że on może mieć rację. Zachowywałam się jak rozkapryszony dzieciak, który za każdym razem leci na skargę do mamy. A przecież jako dojrzała kobieta powinnam sama radzić sobie z kłopotami w małżeństwie. Zaczęłam na poważnie analizować naszą kłótnię.
Wiem, że miał rację
Kiedy emocje już ze mnie zeszły, opłukałam twarz zimną wodą i skierowałam się do sypialni Marka.
– Przepraszam za ten wybuch złości – powiedziałam cicho.
– Daj spokój, nie gniewam się – odpowiedział, choć jego oczy mówiły coś zupełnie innego.
– Zachowywałam się jak rozkapryszony bachor. Ale ty też nie jesteś bez winy! Obrażasz się jak przedszkolak i milczysz. Odkąd mieszkamy u moich rodziców, ciągle to robisz.
Mój mąż milczał. Wiedziałam, że lepiej dać mu przestrzeń. Dopiero gdy przetworzy usłyszane uwagi, potrafi spokojnie o nich rozmawiać.
– Może byśmy się gdzieś przeprowadzili?
– Co takiego? – zaskoczenie Marka było widoczne, gdy tak nagle zmieniłam temat.
– Możemy poszukać mieszkania do wynajęcia. Remont naszego domu się przeciągnie, ale trzeba jakoś żyć dalej.
– Chcę, żebyśmy mieszkali sami, tylko ty, ja i Basia. Tęsknię za nami, za naszą małą rodziną – wyznał w końcu Marek.
– Czyli przeprowadzamy się? – zapytałam podekscytowana.
– Może to nie spodobać się twoim rodzicom…
– Nie martw się tym. Oni na pewno to zaakceptują. Wiesz przecież, że to świetni ludzie – odpowiedziałam.
– Masz rację. W końcu tylko wyjątkowi rodzice mogli wychować kogoś tak niesamowitego jak ty.
Potrzebowaliśmy spokoju
Zebraliśmy nasze rzeczy i pożegnaliśmy moich rodziców. Ta sytuacja pokazała nam jasno, że nie potrafimy funkcjonować w dużej rodzinie, gdzie wszyscy mieszkają razem. Zrozumieliśmy, jak bardzo potrzebujemy własnej przestrzeni, swobody i intymności – tego wszystkiego, co trudno osiągnąć, gdy mieszka się pod jednym dachem z innymi.
Ten czas spędzony pod dachem rodziców okazał się naprawdę wartościowy. Pomógł mi lepiej zrozumieć relację z moim mężem. To było jak pewnego rodzaju otrzeźwienie dla nas obojga.
Zrozumieliśmy wtedy, że wcale nie jesteśmy takimi mądrymi i odpowiedzialnymi osobami, za jakie się uważaliśmy – w końcu prawie pozwoliliśmy, by drobnostki zniszczyły nasze małżeństwo. Dziś przykładamy więcej uwagi do naszej relacji, dużo rozmawiamy i próbujemy naprawdę się nawzajem słuchać. A Marek? Przestał dusić w sobie wszystkie problemy jak kiedyś, no i regularnie parzy mi herbatę.
Beata, 33 lata
Czytaj także:
„Moja rodzina w Święta złamała mi serce. Zamiast pielęgnować rodzinne tradycje, wolą wcinać sushi i oglądać seriale”
„Pojechałam do domu na Święta, ale rodzice mnie nie wpuścili. Nadal nie wybaczyli mi tego, co zrobiłam”
„Pod choinkę chciałam dostać tylko święty spokój. Rodzina jak zwykle była w formie i wszystko zepsuła”