Z Tomkiem poznaliśmy się jeszcze przed maturą. Były romantyczne randki, wyjścia ze znajomymi, ogniska, rowerowe wyprawy z paczką przyjaciół. Razem poszliśmy na studniówkę. Potem wspólnie uczyliśmy się do matury, wzajemnie motywując się do wysiłku. Jego rodzice od razu mnie polubili.
– Ty Jagoda masz na niego naprawdę dobry wpływ – często powtarzała mi jego mama, gdy siedzieliśmy z moim chłopakiem nad książkami, rozwiązując kolejne zadania z matematyki.
Uśmiechałam się i dziękowałam za kanapki, naleśniki albo inne pyszności, które nam donosiła.
– Odkąd zaczął się z tobą spotykać, zrobił się bardziej poważny. Już nie spędza całych popołudni i wieczorów z tą grupą chłopaków z sąsiedztwa. Wiesz, zawsze wydawało mi się, że oni mają na niego zły wpływ. Tomuś chodzi do liceum, chce skończyć studia, znaleźć dobrą pracę. Ci jego znajomi albo jakieś zawodówki, albo mało przyszłościowe technika wybrali – kontynuowała.
Nigdy nie pomyślałabym, że kiedyś pani Agnieszka zmieni się w prawdziwą teściową z piekła rodem. Albo z najgorszych dowcipów. Że będziemy warczeć na siebie o każdy źle odłożony kubek i buty postawione nie w tym miejscu, w którym trzeba.
Zamieszkaliśmy wspólnie już na studiach
Po maturze wspólnie z moim chłopakiem wyjechaliśmy na studia do Krakowa. Ja wybrałam farmację, Tomek poszedł na mechatronikę i budowę maszyn na politechnice. Szybko wciągnęliśmy się w studenckie życie. Oboje sporo się uczyliśmy, ale też mieliśmy czas na rozrywki, z których skwapliwie korzystaliśmy.
– Kiedy, jak nie teraz – często śmialiśmy się, planując kolejny spontaniczny wypad w góry czy szalony wyjazd na koncert z kolegami z uczelni.
Ogólnie układało się nam bardzo fajnie. Wynajmowaliśmy pokój w mieszkaniu z inną parą i powoli uczyliśmy się samodzielnego życia. Początkowo były między nami drobne zgrzyty, bo oboje przyzwyczajeni byliśmy, że w domu większością przyziemnych spraw zajmują się rodzice. A tutaj trzeba było radzić sobie samemu.
– Znowu nie kupiłaś chleba? I co ja mam teraz biec do sklepu, bo rano nie będzie z czym zrobić kanapek? – marudził mój chłopak, gdy po drodze z uczelni nie chciało mi się stać w długiej kolejce w markecie.
– Czy ty nie wiesz, że białych rzeczy nie miesza się z kolorami? Mój ulubiony top z koronką teraz nadaje się tylko na śmietnik – złościłam się, gdy Tomek zniszczył mi markową bluzeczkę, którą cudem upolowałam na wyprzedaży w fajnej cenie.
Ale to były takie drobne utarczki i problemy dnia codziennego, z którymi boryka się praktycznie każda razem mieszkająca para. Ogólnie było nam ze sobą dobrze i nie planowaliśmy rozstania. Wśród naszych znajomych uchodziliśmy za świetną parę. Wiele moich koleżanek wciąż poszukiwała miłości swojego życia, umawiała się na randki z kolejnymi chłopakami i później narzekała na cały ród męski.
– Ty to masz super. Wy z Tomkiem jesteście jak te dwie połówki pomarańczy czy zagubione dusze z komedii romantycznych – kiedyś z sentymentem powiedziała mi Jolka z moje grupy.
Tomek akurat wyszedł pograć w piłkę z kumplami, a my uczyłyśmy się do kolokwium, które miało być za 2 dni. Chociaż powiedzieć, że wkuwałyśmy, to duża przesada. Raczej przeglądałyśmy notatki, piłyśmy wino i zajadałyśmy się pyszną pizzą.
– Tak, nie mogę narzekać. Naprawdę rozumiemy się z Tomkiem. Myślę, że to już ten jedyny – odpowiedziałam.
Tomem mi się oświadczył
Słowa te okazały się prorocze, bo zaledwie za 2 tygodnie Tomek zaprosił mnie do restauracji na uroczystą kolację. Wręczył kwiaty i wyjął eleganckie pudełeczko z pierścionkiem.
– Czy wyjdziesz za mnie? – wyrecytował uroczyście.
– Tak. Tak, tak, tak – niemal krzyczałam, a goście przy innych stolikach, widząc nasze poruszenie, zaczęli bić brawo.
Ślub i wesele zaplanowaliśmy na wakacje przyszłego roku. Zorganizowaliśmy przyjęcie dla najbliższej rodziny i przyjaciół w naszym rodzinnym mieście, a w październiku powróciliśmy na ostatni rok studiów. Po studiach wynajęliśmy samodzielne mieszkanie i zaczęliśmy odkładać na wkład własny.
Po obronie ja zaczęłam staż w aptece. Tomek znalazł pracę w dużym zakładzie produkującym zabawki, ale atmosfera w firmie nie do końca mu odpowiadała.
– Wiesz, serwisuję maszyny, czyli teoretycznie robię, to co chciałem. Ale nie lubię mojego szefa. Jest zarozumiały i nawet nie wspomniał o premii, którą obiecał po trzech miesiącach pracy.
– To może poszukaj czegoś innego? W końcu w twojej branży nie powinieneś mieć problemów.
Mąż posłuchał mojej sugestii i zaczął intensywne poszukiwania. Dość szybko udało mu się znaleźć zatrudnienie jako serwisant linii produkcyjnych projektowanych przez dość duże przedsiębiorstwo. Wynajęliśmy kawalerkę i planowaliśmy odkładać na wkład własny.
– Oboje mamy dość stabilną pracę, nie zarabiamy najniższej krajowej. Jeszcze trochę i uda się nam odłożyć potrzebną sumę. O zdolność kredytową raczej nie musimy się martwić – tłumaczył mi mąż, a ja kiwałam głową, bo miałam dokładnie takie samo zdanie.
Okazało się, że jestem w ciąży. Zagrożonej
Wtedy okazało się, że jestem w ciąży. Szybko musiałam przejść na zwolnienie lekarskie, bo ciąża była zagrożona. Przeleżałam cały miesiąc w szpitalu. Później wypisano mnie do domu, ale lekarz kategorycznie zalecił, abym jak najwięcej leżała.
Tylko, że Tomek cały dzień spędzał w pracy, dużo wyjeżdżał też do klientów. W końcu jego praca polegała głównie na weryfikacji usterek i serwisowaniu sprzętu na terenie całej Polski. Trochę wpadały do mnie koleżanki, ale tak naprawdę szybko okazało się, że całe dnie spędzam w tej wynajętej kawalerce. Na 7 piętrze z widokiem na parking, ruchliwą ulicę i przystanek.
– Tomek, ja już tak nie mam siły. Mam dość siedzenia w tym ciasnym mieszkaniu, a nie mogę wychodzić, żeby nie zaszkodzić naszemu maleństwu – narzekałam, gdy mąż akurat był w domu.
I właśnie wtedy na ratunek przyszli teściowie, proponując nam zamieszkanie u nich.
– Ty i tak teraz jesteś na zwolnieniu, a później pójdziesz na macierzyński. Tomek może dojeżdżać do pracy. Przecież to tylko około 50 km, nie tak znów daleko – przekonywała teściowa.
– Dom mamy duży, teraz jak Kasia przeprowadziła się do męża, całe piętro jest praktycznie wolne. Po co macie tyle płacić za wynajem tych 25 m2? – dodał jej mąż.
Rzeczywiście, to było jakieś rozwiązanie
Rodzice Tomka mieszkali w tym samym miasteczku, co moi. Z tym, że mieli własny dom z dużym ogrodem. U mnie było 2-pokojowe mieszkanie w bloku i młodsza siostra, która w tym roku miała zdawać maturę. Przeniesienie się do nich nie wchodziło w grę, bo byłoby po prostu za ciasno.
– Jagoda, myślę, że propozycja rodziców spadła nam jak z nieba. Nie ma co dłużej czekać. Jutro zadzwonię do właściciela mieszkania i powiem, że rezygnujemy z wynajmu – mój mąż był już pewny decyzji.
Przez chwilę pomyślałam, że powinien mnie zapytać o zdanie, a on praktycznie sam zdecydował. Ale w sumie przyznałam mu rację.
– Tak, w domu na pewno będzie mi wygodniej. Będę mogła wychodzić do ogrodu. A po urodzeniu dziecka, też będzie o wiele łatwiej niż tutaj – rozejrzałam się po naszym stylowo urządzonym, ale jednak bardzo ciasnym, mieszkanku.
Byłam dobrej myśli. W końcu rodziców Tomka znałam już od lat, dobrze się z nimi dogadywałam i wyraźnie mnie lubili.
– Gdyby im nie odpowiadało mieszkanie z nami, na pewno, by sami tego nie zaproponowali – myślałam.
Tomek wymówił umowę od końca miesiąca i planowaliśmy szybką przeprowadzkę. Szybko zaczęły się jednak problemy. Teraz nie planowaliśmy gruntownego remontu, ale 2 pokoje i łazienkę, które mieliśmy mieć do dyspozycji na piętrze, trzeba było odmalować i nieco odświeżyć.
W tym czasie miałam dostać pokój na dole, który dotychczas służył jako gościnny. Okazało się, że w tym domu nikt nie szanuje prywatności. Pokój sąsiadował z kuchnią i salonem, w którym teściowie przyjmowali gości. Wprawdzie mieszkali sami, ale siostry Tomka nadal traktowały ten dom jak swój. Mieszkały blisko i bardzo często przychodziły bez zapowiedzi.
Do tego teściowa też miała swoje zwyczaje. Niedawno przeszła na emeryturę i niemal codziennie spotykała się z koleżankami na kawę, ploteczki, wspólne seriale. Tak naprawdę każdy wchodził do mojego pokoju, kiedy chciał.
– Tomek, ja tutaj czuję się jak w jakimś ulu. Cały czas jest ruch, bez przerwy ktoś się kręci – narzekałam do męża przez telefon, bo on akurat wyjechał na kilkudniowe szkolenie z pracy.
– Nie przesadzaj, u nas zawsze tak było. Rodzice są dość przyjaźni, mają wielu znajomych i lubią się z nimi spotykać. Zresztą, od kiedy ci to przeszkadza? Przecież do nas też często wpadały koleżanki i koledzy – Tomek w ogóle nie rozumiał moich rozterek.
– Owszem, ale teraz mam leżeć, uważać na siebie i wypoczywać. Wiesz, że ciąża jest zagrożona – tłumaczyłam.
I to był mój błąd. Chyba za głośno to mówiłam. Albo tutaj ściany miały uszy. Następnego dnia, gdy robiłam sobie śniadanie w kuchni, mama Tomka spojrzała na mnie wyraźnie zdenerwowana. Próbowałam zagadać, jak zwykle, ale tylko coś odmruknęła zabrała kawę i poszła do siebie.
Takie sytuacje zdarzały się coraz częściej. Zauważyłam, że podejście teściów do mnie całkowicie się zmieniło. Już nie byli tacy mili. Przestali pytać, czy kupić mi coś, gdy jechali na zakupy, a przecież wiedzieli, że lekarz kazał mi leżeć.
W końcu, gdy nie było Tomka, zaczęłam dzwonić do siostry jak akurat czegoś potrzebowałam. Wizyty koleżanek teściowej stały się nieco rzadsze, ale za to ona chodziła po domu niczym chmura gradowa. Trzaskała drzwiami, krzyczała na męża, mnie starała się ignorować.
– A czy ty mogłabyś chociaż posprzątać po sobie łazienkę? – jak zwykle weszła do mojego pokoju bez pukania. – Tak trudno rozwiesić mokre ręczniki na balkonie? Przecież one mogą spleśnieć na wieszakach. Nikt cię tego nie nauczył?
Byłam naprawdę zdziwiona
Może nawet nie tym, co powiedziała, ale jej tonem. Zresztą nie zostawiłam żadnego mokrego ręcznika.
– Te dwa, które używałam rano, wyniosłam na suszarkę – powiedziałam.
– Jasne – prychnęła i wyszła.
Usłyszałam, jak później mówi do męża, który właśnie przyszedł z pracy.
– Zobacz, ile oni płacili za ten wynajem. Tutaj mieszka za darmo i jeszcze narzeka, że wchodzę do jej pokoju bez pytania. A czemu mam niby nie wchodzić? Przecież to mój dom. Do tego zupełnie nie umie gotować. Widziałeś te jej owsianki, które na śniadanie przygotowuje, brudząc przy okazji połowę garnków z kuchni – chyba specjalnie mówiła tak głośno, żebym wszystko słyszała.
– Ja też myślę, że Tomek całymi dniami pracuje, a ona co? A może specjalnie w ciążę zaszła, żeby nic nie robić? Niby miała w tej aptece pracować, ale kto ją tam wie – takich słów teścia zupełnie się nie spodziewałam.
W oczach stanęły mi łzy, bo przecież planowałam po macierzyńskim powrót do pracy. Sami zaproponowali, żebyśmy na razie zamieszkali u nich. A oni mają mnie za jakiegoś pasożyta. Normalnie dokładamy się z Tomkiem do rachunków, staram się nikomu nie przeszkadzać.
– Dlaczego ona mówi, że żyję na ich koszt? Za L4 mam płacone, macierzyński też jest płatny. Wypracowałam sobie te pieniądze, płacąc składki. A teściom się wydaje, że tylko leżę i za wszystko płaci Tomek. Czy to moja wina, że tak niefortunnie wyszło, że ta ciąża jest zagrożona? – żaliłam się, dzwoniąc do mamy.
– Wiesz, obcy człowiek w domu, to zawsze jakiś dyskomfort dla domowników. Może oni nie potrafią się odnaleźć w tej sytuacji – starała się mnie jakoś pocieszyć.
Od tego czasu, moje relacje z mamą Tomka stały się jeszcze gorsze. Teraz zaczęła jawnie okazywać mi niezadowolenie. Gdy przyjeżdżały jej córki, zamykały się razem z nią w pokoju i mnie obgadywały. Mężowi nic nie mówiłam, bo nie chciałam go martwić. Ale pewnego razu akurat przyjechał z pracy i usłyszał, co jego mama mówi o mnie.
Chyba rodziców męża można lubić
– Wyprowadzamy się stąd. Poszukam mieszkania do wynajęcia i wracamy do Krakowa – Tomek stanowczo stanął po mojej stronie.
– Dobrze, że jeszcze nie zrobiliśmy tego remontu, bo kosztu odmalowania i położenia nowych płytek na podłodze w łazience nie liczę.
Po porodzie wyprowadziliśmy się do wynajętego mieszkania. Tomek dostał awans i teraz pracuje głównie na miejscu. Ja jeszcze jestem na macierzyńskim, a później poszukamy dobrego żłobka i wrócę do apteki. Szefowa okazała się elastyczna i zaproponowała mi pół etatu na porannych zmianach.
– Każda rodzina powinna jednak mieszkać samodzielnie – przytuliłam się do Tomka po uśpieniu Paulinki.
– Tak, rodziców chyba przerosła sytuacja. Ale wiesz, oni nie chcieli źle. Po prostu nie byli przygotowani na takie wspólne mieszkanie.
– A wiesz, że ostatnio dzwoniła do mnie Twoja mama i powiedziała, że kupiła jakieś ładne ubranka dla wnuczki?
No cóż, moje relacje z teściami teraz są, o dziwo, poprawne. Chyba jednak rodziców męża można lubić. Pod warunkiem, że się mieszka daleko od nich.
Czytaj także:
„Moja teściowa uwielbiała eks-żonę Krzyśka - mnie nie cierpiała. Nazywała mnie jej imieniem i nie przyszła na nasz ślub”
„Moja teściowa ma klucze do naszego mieszkania i wparowuje kiedy chce. Ustala obiady i sprząta”
„Moja teściowa nigdy nie liczyła się z uczuciami swoich dzieci. Pchała Agatę za mąż, gdy ta wciąż była w żałobie”