„Moja teściowa nigdy nie liczyła się z uczuciami swoich dzieci. Pchała Agatę za mąż, gdy ta wciąż była w żałobie”

Nasz brat doprowadził rodzinę do ruiny dla żony fot. Adobe Stock, SB Arts Media
„– Nie widzisz, Aga, że chłopcy cię chronią? Ja nie wiem, musieli mi cię chyba podmienić w szpitalu. No dobra, lecę już, mam spotkanie. Aha! – wróciła już od drzwi. – Co z tym ślubem? Może wypadałoby ustalić termin, skoro razem zamieszkaliście”.
/ 03.07.2023 10:30
Nasz brat doprowadził rodzinę do ruiny dla żony fot. Adobe Stock, SB Arts Media

Szarzało za oknem… Lubię te chwile latem, gdy umęczony skwarem dzień pozwala przykryć się kocykiem ciemności i powoli zapada w sen. To nie moje słowa, ja jestem chłopak prosty, u mnie w domu mówiło się „nareszcie, k…, trochę chłodniej, bo już szło oszaleć.”

Twoje zdrowie, Maciek – uniosłem kieliszek wina w stronę zdjęcia wiszącego na ścianie.

Dzwonek telefonu nie chciał zamilknąć, więc zebrałem się, by poszukać cholernego ustrojstwa.

Agata? Ledwo odebrałem, usłyszałem narzeczoną

– Cześć, skarbie – jej lekko pijany głos, który po chwili zagłuszył czyjś śmiech. – Och, zamknijcie się chociaż na moment! – spacyfikowała otoczenie. – Czekaj, Jarek, wyjdę stąd.

Czekałem, cóż więcej miałem do roboty?

Chciałam powiedzieć, że już nie mogę się doczekać – znów się odezwała, tym razem słodko i mrucząco. – A ty?

– Ja mogę. Wiesz przecież, jaki ze mnie twardziel. Dobrze się bawisz?

– Dziewczyny są szalone – wyznała. – O, już po mnie przylazły… Chciałam tylko, żebyś wiedział, że cię kocham.

– Wiem – roześmiałem się. – Wracaj tam, to twój wieczór panieński, Wiewiórko.

– Ale kochasz mnie?

– Kocham. I nie przestanę.

– A, to dobrze – westchnęła z ulgą. – Widzimy się jutro przed USC. Nie zapomnij obrączek!

Rozłączyła się i teraz ja odetchnąłem.

– Dzwoniła twoja siostra, jak pewnie się zorientowałeś – powiedziałem do zdjęcia i rozejrzałem się za butelką.

Czy też już byłem podpity? Nie wydawało mi się. Dlaczego właściwie nie miałbym poleżeć, skoro z podłogi kusi miękki futrzak? Zsunąłem się powoli, świat lekko zawirował… Spod stołu zewnętrzny świat wyglądał bardziej interesująco, zdjęcie na ścianie zdawało się jeszcze większe niż w rzeczywistości. A było spore, moja od-jutra-teściowa nigdy nie żałowała kasy na prezenty. Ten przytargała do nas jakiś czas temu.

– Znalazłam to niedawno, porządkując papiery – wyjaśniła.

Niedługo po przeprowadzce, zdziwieni patrzyliśmy z Agatą, jak odpakowuje coś, co wyglądało jak obraz.

– No, co tak patrzycie? Bez obaw, to żaden z moich pejzaży.

Kiedy spadły ostatnie papiery, zdążyłem tylko pomyśleć, że chyba wolałbym któryś z jej bohomazów. Nigdy mi się nie podobały, ale nie do takich widoków człowiek przywyka, gdy mija je po dziesięć razy dziennie. Agata zakryła dłonią usta.

Ja stałem i gapiłem się bez słowa

– Pamiętacie ten dzień? Kupiłam wtedy swojego pierwszego Nikona za nagrodę w pracy i cykałam wszystko, co się dało. Większość to chłam, ale to zdjęcie mi się udało, prawda?

– Mamo… – przemówiła wreszcie Agata.

Nie dziękuj – moja od-jutra-teściowa machnęła ręką. – Mam odbitki. Zastanawiam się, czy tego nie namalować, biorę udział w konkursie. Fajny klimat, nie?

I to ja miałem poczucie winy, że pochodzę z dziwnej rodziny?

– Miałaś wtedy kompletnego fioła na punkcie tęczy – matka spojrzała na Agatę. – Chyba z powodu jakiejś bajki, już nie pamiętam. Wszystko musiało być w odpowiednich barwach: ubrania, dodatki, nawet pościel. Wspierałam to, myślałam, że rodzi się w tobie wrażliwość na kolor… Marne nadzieje!

Agata miała łzy w oczach.

– Pamiętam tamten dzień – powiedziałem na tyle szybko, by nie rozpoczęła narzekania na fakt, że córka została ekonomistką zamiast kontynuować artystyczne tradycje. – To musiało być zaraz po tym, jak się sprowadziłem, w pierwsze wakacje. Robiła nam pani to zdjęcie z okna…

– Zoja, mów mi Zoja – przypomniała.

– Bez sensu ten parasol, jeśli nie pada – Agata wzięła się w garść. – Wygląda nienaturalnie.

– Krytyczka sztuki się odezwała – jej matka przewróciła oczami. – Po pierwsze, kompozycja. Po drugie – wymowa fotografii. Nie widzisz, Aga, że chłopcy cię chronią? Ja nie wiem, musieli mi cię chyba podmienić w szpitalu. No dobra, lecę już, mam spotkanie. Aha! – wróciła już od drzwi. – Co z tym ślubem? Może wypadałoby ustalić termin, skoro razem zamieszkaliście.

– Jarek uważa, że to za wcześnie. W końcu żałoba… – szepnęła Agata.

– Życie toczy się dalej – prychnęła matka Agaty. – Nie ma co robić ceregieli. A fotografię powieście w salonie!

I już jej nie było.

– Zwykła Zośka, a nie żadna Zoja – Agata przewróciła oczami. – Zośka z Grójca.

Stała ze zdjęciem w dłoniach, rozglądając się, potem spróbowała wepchnąć je do bieliźniarki pod pościel.

– Założę się, że tę fikuśną ramę wyrzeźbił jej nowy przyjaciel – burknęła. – W nosie ma Maćka i mnie, zawsze tak było. Po prostu liczy na to, że któryś z naszych znajomych zainteresuje się, kto tak pięknie oprawia fotografie. Promocja sztuki, cholera jasna!

– Są gorsi rodzice, wierz mi, Aguś. Przynajmniej jest samowystarczalna i nie wydzwania po nocy, gdy chce kupić flaszkę. Będzie dobrze, tylko trzeba żyć – powiedziała.

Kiedy staliśmy przytuleni, dodałem w myślach: „I nigdy nie mówiła, że syn alkoholika to niewłaściwe towarzystwo dla jej dzieci, tylko wykładała dodatkowy talerz na stół za każdym razem, gdy maluch był w pobliżu”. Skłamałbym twierdząc, że ją lubię, ale to właśnie matka Agaty uzmysłowiła mi, że nie różnię się od innych dzieci i mam prawo sięgać po to, czego pragnę. Cholerne zdjęcie upchnęliśmy wreszcie w szufladzie pod tapczanem. Za każdym razem, gdy zaczynaliśmy się kochać, czułem, jakby Maciek był razem z nami w łóżku.

Któregoś dnia poprosiłem Agatę o rękę

Zgodziła się bez wahania.

– On by tego chciał – powiedziała tylko.

Nie mówiłem jej, że kilka dni wcześniej wpadła do nas jej matka.

– Gdzie mój prezent? – zainteresowała się natychmiast, gdy zaprosiłem ją do salonu.

– Schowaliśmy – powiedziałem. – Dla Agaty to zbyt świeża strata.

– Może niech nie wykorzystuje brata do rozgrywek ze mną – stwierdziła. – Nie pozwól na to. Wiem, że kiedy trzeba, potrafisz być stanowczy… Zawsze byliście nierozłączni – położyła mi rękę na ramieniu i pchnęła na fotel, po czym sama usiadła na drugim. – Od dzieciństwa. Gdyby Agata nie była tak beznadziejnie mieszczańska, może nadal moglibyście być. Wiem, że cię kochał, Jarek.

Ja też go kochałem. Jak brata – czułem się w obowiązku dodać.

Zdmuchnęła z czoła hipsterską grzywkę, a potem, zirytowana, sięgnęła do kieszeni żakietu po spinkę i wpięła we włosy.

– Słuchaj, to nie są moje sprawy – uniosła rękę. – Tak się po prostu czasem układa. Life.

Siedzieliśmy w milczeniu, patrząc na puste miejsce na ścianie. Miała rację, nasza trójka zawsze była nierozłączna – to, że ktoś leży na cmentarzu, nie znaczy, że nie ma dla niego miejsca wśród żywych.

– No, nie maż się, człowieku, tego by jeszcze brakowało – pchnęła w moją stronę chusteczkę. – Przyszłam zapytać, czy Agata może być z tobą szczęśliwa. Czy możesz jej dać to, czego pragnie.

– Tak – potwierdziłem. – Mogę i chcę. Uwielbiałem Wiewiórkę tak samo jak jej brata. Tak się po prostu czasem układa. Life.

To się z nią żeń i przestań bredzić o żałobie – wstała i poprawiła spódnicę. – Niech przynajmniej jedno moje dziecko będzie szczęśliwe. Pamiętajmy, że on zginął także za to.

– To był wypadek – zaoponowałem.

– Oczywiście – rzuciła, idąc już do drzwi. – Ktoś mówi, że nie?

Biegli nie mogą się mylić

Stałem i patrzyłem, jak schodzi po schodach. W którymś momencie się odwróciła i spojrzała na mnie przeciągle. A potem wbiegła z powrotem i przytuliła mnie pierwszy raz w życiu.

– Będzie dobrze, Jarek. Tylko trzeba żyć, synu, trzeba żyć!

Już dawno jej nie było, a wciąż stałem jak zaklęty w obłoku jej perfum. A potem wróciłem do mieszkania, wyjąłem oprawione zdjęcie z szuflady i zawiesiłem w salonie. Kilka dni później Agata zgodziła się zostać moją żoną. Teraz, leżąc pod stołem na miękkim dywanie, celebrowałem wieczór kawalerski z jedynym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałem. Przymknąłem oczy i znów znalazłem się na ich podjeździe.

– Jarek, Jarek przyszedł! – Agatka podbiegła i wcisnęła mi w dłoń ogryzki kredy. – Chcesz z nami poleżeć w tęczy? To przynosi szczęście!

– Kto tak powiedział? – wahałem się.

– Mama – roześmiał się Maciek. – To chcesz być szczęśliwy, czy nie?

Na swój sposób, w jakiejś równoległej rzeczywistości, wciąż z nimi leżę na rozgrzanej kostce.

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA