Nigdy bym nie pomyślała, że mogę się spodziewać czegoś takiego w swoim życiu, jak zmiana u Agnieszki. Nagle moja największa rywalka stała się kimś więcej niż zwykłą koleżanką...
Stałyśmy obie w strumieniach ulewnego deszczu, tuliłyśmy się do siebie. Mimo, że było nam zimno, żadna z nas nie miała odwagi odsunąć się od drugiej, jakbyśmy były od teraz nierozerwalnie połączone.
– Musimy już iść... – szepnęłam.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie ciche westchnięcie, ale zluzowała uścisk na mojej ręce i poszła za mną. Nie zwróciłyśmy uwagi na grób, który tonął w błocie i kwiatkach.
Wracałyśmy do domu, milcząc
Gdy dotarłyśmy do mieszkania, bez słowa zdjęłyśmy z siebie przemoczone płaszcze i kurtki. Ja zdecydowałam się przygotować herbatę, a Agnieszka skierowała się do łazienki, aby wziąć prysznic.
– Co teraz ze mną będzie? – zapytała, gdy po chwili weszła do kuchni.
Starała się unikać mojego wzroku, ale mimo to dostrzegłam czerwone otoczki wokół jej rzęs – dowód, że niedawno płakała. Jeszcze miesiąc temu byłyśmy jak pies z kotem, a teraz stałyśmy przy sobie, niepewne co zrobić po stracie Łukasza – jedynego, który nas łączył.
– Dziadkowie z chęcią zaopiekują się tobą, sama to słyszałaś... – zaczęłam powoli. – Dostaniesz mieszkanie, ja zrezygnuję z praw do swojej części, więc za trzy lata będziesz miała swoje miejsce, jeśli zdecydujesz się na samodzielność...
– Nic więcej nie możesz mi zaoferować?! – rzuciła, jak zawsze robiła, kiedy próbowała ukryć swoją złość.
Popełniłam gafę
Nie powinnam była próbować ją pocieszyć ani odpowiadać otwarcie na pytanie o przyszłość, bo nie to chciała ode mnie usłyszeć. Szybko przeprosiłam ją i zapytałam, czy ma jakiś plan na siebie.
– Nie zamierzam jechać do dziadków – oznajmiła, zamykając usta. To mnie zaskoczyło.
Myślałyśmy, że to tylko krótki okres pokoju podczas choroby Łukasza, ale za moment znowu zaczniemy się kłócić i na zawsze rozejdziemy się w gniewie.
– Chcesz ze mną zostać? – zapytałam, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje.
– Tak – odpowiedziała i zaczęła płakać. – Ty jesteś wszystkim, co mam...
– Na pewno?
– A ty nie? Nie chcesz mnie? Wiem, że zachowywałam się okropnie, ale...
– Wszystko w porządku... – nie mogłam dłużej patrzeć, jak cierpi i przytuliłam ją do siebie.
W noc po pogrzebie Łukasza, stałam się dla Agnieszki niemal jak matka. Jednak zgodziłam się na to pod jednym warunkiem. Delikatnie, jak tylko potrafiłam, poprosiłam, żebyśmy po okresie żałoby posprzątały mieszkanie z rzeczy, które przypominają o przeszłości, zrobiły remont i pozwoliły nowemu powietrzu wypełnić to miejsce.
– Nie chcę dłużej żyć w miejscu, które przypomina mi muzeum, jeśli wiesz o co mi chodzi – wyjaśniałam. – Nigdy nie byłaś dla mnie zagrożeniem, ale nie mogę dłużej żyć wśród rzeczy, które przypominają mi zarówno o twojej mamie, jak i o Łukaszu. Jestem zmęczona ciągłym odczuwaniem bólu, który jest tutaj na każdym kroku.
Nie zgodziła się od razu
Całkowicie ją rozumiałam, bo nie znała innego życia ani domu. Lecz kiedy nastał ranek, bezgłośnie weszła do mojego pokoju i usiadła na krawędzi łóżka. W rozpuszczonych jasnych włosach i w za dużym podkoszulku Łukasza wyglądała jak aniołek.
– Na wszystko się zgadzam – cicho powiedziała.
Otuliłam ją kocem i ponownie mocno przycisnęłam do swojego ciała. Moją piętnastolatkę, która została bez rodziców. Czy byłam na nią gotowa? Ja, kobieta w wieku 32 lat, która mogłaby jeszcze zacząć od nowa i mieć swoje własne dzieci? Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, na co się decyduję. Z impulsu podjęłam decyzję, którą uznałam za właściwą, a potem nie było już drogi powrotnej, podobnie jak kiedyś, gdy spotkałam Łukasza. Nie od razu dowiedziałam się, że mężczyzna, który tak mi się spodobał, samotnie wychowuje swoją córkę.
Zastanawiało mnie, dlaczego taki całkiem przystojny, bystry i do tego niezajęty mężczyzna przed czterdziestką nie ma ochoty na życie towarzyskie. Gdy my co piątek po pracy umawialiśmy się w barze, on z teczką w ręku znikał w przepełnionym autobusie. Nie pokazywał się na firmowych przyjęciach, nie pojawiał się na urodzinach kolegów z pracy, nie angażował się w życie grupy.
– Nie mam na to czasu – oznajmił, gdy zapytałam, dlaczego nas omija. – Co, chciałabyś mnie gdzieś zaprosić? – zaśmiał się, pakując papiery.
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, ale ku własnemu zaskoczeniu odparłam z pełnym zapałem:
– Dlaczego by nie?
Później często mówił, że wmusiłam się do jego życia i chyba nie był zbyt daleko od prawdy. Tego dnia zgodził się na kawę po wyjściu z pracy, a ja była zdumiona, ile mamy wspólnych tematów. Po paru tygodniach w ramach odwzajemnienia zaprosił mnie na wino, ale nie minęło dużo czasu, a oznajmił, że musi już jechać. Posłusznie wstałam z krzesła i pozwoliłam mu mnie odwieźć na przystanek.
Nie dałam po sobie poznać, jak bardzo bolało mnie to, że tak łatwo się mnie pozbył. To ja wyszłam z propozycją wspólnego wyjścia do kina, pomimo jego dziwacznego zachowania. Miałam wielką ochotę zobaczyć ten film, a że nie lubiłam chodzić sama do takich miejsc, spytałam, czy jest wolny w piątkowy wieczór. Przymrużył oczy i zastanowił się chwilę, zanim odpowiedział „tak”.
Miałam wrażenie, że zastanawia się ze względu na mnie, a on tylko rozważał, komu mógłby na ten czas zlecić opiekę nad Agnieszką. Łukasz zadzwonił do dziadków i zapytał, czy jego córka nie daje im za mocno w kość.
– Jestem całą noc do twojej dyspozycji – powiedział ze śmiechem, kiedy już skończył rozmowę. – No to gdzie idziemy?
Poczerwieniałam, kiedy zaprosił mnie na kolację do restauracji. Kiedy wracałam do domu, wiedziałam już, że jestem w nim zakochana. Był o 10 lat starszy, odpowiedzialny, samotny tata, który wciąż kochał swoją zmarłą żonę...
Czekałam, aż i mnie pokocha
Czekałam miesiąc, pół roku, rok, trzy lata, pięć... Przegryzałam wargi i tłumiłam złość, kiedy na co dzień widziałam jej zdjęcia w ich domu, kładłam się spać wokół nich – nasze łóżko przykryte było narzutą, którą ona zrobiła, siadałam do stołu, na którym zawsze była dodatkowa zastawa dla niej.
Uśmiechałam się delikatnie, kiedy Agnieszka rzucała mi kolejne złośliwości, ciągle podkreślając, jak bardzo różnię się od jej cudownej mamy. Rozumiałam jej smutek i zazdrość o nową partnerkę, ale jako młoda dziewczyna, której brakowało doświadczenia w takich sytuacjach – po prostu cierpiałam.
– Przybrałaś na wadze – powiedziała na przykład. – Czy jesteś w ciąży? Czy dasz mojemu tacie dziecko? Nie? Hm... Dlaczego? Nie możesz mieć dzieci?
Co za wredna dwunastolatka. Maruda, gorsza od najbardziej złośliwej dziewczyny. Do tego diabelsko mądra. Wiedziała, gdzie uderzyć i obserwowała wszystko swoimi chłodnymi, zielonymi oczami, sprawdzając, czy wystarczająco boli.
– Przykro mi, ale nie mogę z tobą sprzątać. Tata mi zabrania, mówi, że uszkodzę sobie dłonie, które powinny grać na pianinie – odmawiała, kiedy była prośba o pomoc w sprzątaniu.
– Bardzo przypomina mi Igę – westchnął Łukasz. – Ma w sobie upór, taką pewność siebie... Wysoko zajdzie, tak jak jej mama. Być może Iga teraz kończyłaby następny kierunek na studiach... Miała przed sobą cały świat. Czy wiesz, że dwie najważniejsze uczelnie w USA chciały, żeby u nich prowadziła zajęcia? Czy wiesz, że nawet myśleliśmy o przeprowadzce?
Znamy się od niecałego miesiąca, a ja już wiem wszystko o Idze. Żonie i matce, która miała zawładnąć światem, ale na pewno zdobyła serce Łukasza i była dla niego królową, aż do momentu w którym wydarzył się ten nieszczęśliwy wypadek. Pędziła na budowę domu, bo następnego dnia miała polecieć na spotkanie do Oslo.
Nie zauważyła wielkiego samochodu
Gdyby nie reakcja innych uczestników ruchu, po prostu pojechałby dalej. Z przerażeniem obserwował, jak auto Igi zwinęło się dookoła słupa po tym jak dachowało. Łukasz został sam ze swoją sześcioletnią latoroślą. Pierwszy szok jeszcze nie minął, a już musiał walczyć z teściami o prawo do opieki nad Agą.
Robił wszystko, co w jego mocy, żeby pokazać im, że jest w stanie zadbać o swoją córkę. Sprzedał niewykończony dom, zrezygnował z kierowniczego stanowiska i całkowicie poświęcił się swojemu jedynemu dziecku. Mimo iż miał ogromne powodzenie u kobiet, nie zaakceptował ani jednej. Po stracie żony odział się w swój pancerz i nie miał zamiaru go zdejmować.
Nie wiadomo jak, ale po sześciu latach w pancerzu pojawiła się dziura, przez którą wślizgnęłam się ja – mało doświadczona dziewczyna, która miała za sobą tylko jeden niezbyt poważny związek. Nikt nie nauczył mnie, jak sobie poradzić z takim wyzwaniem, ale mimo to przez następne sześć lat próbowałam znaleźć swoje miejsce w życiu taty i córki.
Aga nigdy nie dała rady mnie polubić, a Łukasz, choć kiedyś dbał o moje uczucia, teraz już tego nie robił. Zaczęłam być dla nich jak gosposia, a nie ukochana żona i matka. Mimo to, miałam nadzieję, że kiedyś docenią to co robię dla nich. Ale każdy ma swoje granice. Miesiąc temu powiedziałam mężowi, że się wyprowadzam. Znalazłam małe mieszkanko i zabrałam swoje rzeczy. W ich domu zrobiłam ostatnią kolację, na którą przyszła tylko Agnieszka.
– Na pewno wyjeżdżasz? – zapytała, tym razem trochę mniej agresywnie.
Nie byłam pewna, czy tak umiejętnie ukrywa swoje szczęście, czy naprawdę poczuła smutek, ale już nie miałam energii, żeby dalej zgłębiać, co nią kieruje. Pożegnałyśmy się, uścisnąwszy dłonie. Ani ja, ani ona nie wspomnieliśmy o tym, że Łukasz do nas nie dołączył.
W środku nocy zadzwonił telefon
To był Łukasz. Na początku pomyślałam, że się nawalił, ale to ból sprawiał, że brzmiał jakby był pijany. Wylądował w szpitalu. Jego choroba została zauważona zbyt późno. Rak zdążył już zdemolować jego płuca i rozprzestrzenić się po całym ciele. Lekarze stwierdzili, że mój mąż jest za słaby, żeby przetrwać operację.
– Dlaczego nic o tym nie mówiłeś? – zapytałam.
Dopiero po dłuższej chwili odważył się powiedzieć, że pół roku temu zdecydował się pójść na badania. Przeszedł nawet pierwsze testy i dostał bardzo złe wyniki, ale od razu wyrzucił je do śmietnika.
– Alina, schrzaniłem swoje życie... Nie powinienem był cię w to angażować – mówił, zamroczony morfiną i pokonany przez chorobę. – Przepraszam, że tak mocno kochałem Igę. Wierz mi, robiłem, co mogłem, ale nie potrafię inaczej...
Kiedyś takie wyznanie mogłoby mi rozbić serce, ale teraz stare rany są już mniej bolesne. Obydwoje wiedzieliśmy, że Łukasz umiera i powiedzieliśmy to Agnieszce. Kiedy była przy ojcu, starała się być twarda, ale kiedy byłyśmy same, poprosiła mnie, żebyśmy były razem, więc wróciłam do ich domu. Łukasz ostatni tydzień swojego życia spędził w hospicjum, gdzie na zmianę z Agnieszką, pilnowałyśmy go.
Gdy odchodził, czuł się spokojny i na swój sposób szczęśliwy, bo w końcu mógł być z ukochaną żoną. Na jego życzenie, pochowaliśmy go obok niej. Myślałam, że od tego momentu przestanę być potrzebna, ale moja pasierbica poprosiła mnie, żebym jej nie zostawiała...
Następnego dnia po pogrzebie Łukasza, przeniosłam do niej swoje rzeczy i oddałam klucze od mieszkania, które wynajmowałam. Pół roku później oddałyśmy ubrania Łukasza biednym i potrzebującym, zatrzymując tylko kilka najbardziej wartościowych.
Miałam tylko ją
Zdjęłyśmy tapety, które Iga kiedyś przykleiła, wyrzuciłyśmy meble, które sama wybrała, ale które już się rozpadały. Spakowałyśmy jej pościel i ubrania i schowałyśmy je w piwnicy, w szczelnie zamkniętych paczkach.
Przefarbowałyśmy ściany, odświeżyłyśmy podłogi, odmalowałyśmy płytki, wzięłyśmy pożyczkę na nowe meble i powiesiłyśmy nowe zdjęcia. Wprowadziłyśmy do naszego domu trochę życia, a do naszej relacji dużo zrozumienia. Może to tylko przypadek albo zrządzenie losu, ale tydzień po odświeżeniu mieszkania Agnieszka spotkała swojego pierwszego chłopaka. Ponad rok później ja natknęłam się na pewnego pana w sklepiku na osiedlu, a potem stałam się jego żoną.
Czytaj także:
„Żona kumpla od zawsze mi się podobała i niemal od razu po rozwodzie wpadła w moje ręce. Dobrze się nią zająłem”
„Zostawiłem żonę dla kochanki, a ona mnie zdradziła. W wieku 50 lat musiałem znów zamieszkać z matką”
„Byłam przedszkolanką. Załamałam się, kiedy zobaczyłam, że dzieci są puszczone samopas i jedzą ze wspólnej miski”