Mój mąż to straszny leń. Całe dnie najchętniej spędzałby na kanapie przed telewizorem. Poproszony o cokolwiek robi wielką łaskę, że w ogóle się ruszy. Ma do mnie pretensje o to, że się go czepiam i mam wygórowane wymagania. Po ponad trzydziestu latach wyręczania obiboka prawie we wszystkim mam dość. Tak właśnie w moim życiu pojawił się Staszek.
Trafił mi się kiepski egzemplarz
Moja świętej pamięci mama zawsze powtarzała, że jak sobie kobieta chłopa wychowa, tak będzie miała. W jej przypadku trąciło to straszną hipokryzją, bo była typową Zosią-samosią. Wpoiła mi przekonanie, że jeśli samej się czegoś nie zrobi, to nie ma szans, aby ktoś inny zabrał się za to, jak należy.
Często poganiała ojca i wymyślała mu coraz to nowe zajęcia, po czym i go poprawiała, bo przecież musiało być tak, jak ona chce. Skończyło się na tym, że ojciec machnął na wszystko ręką i kompletnie przestał się przejmować. Tak też działo się i w moim małżeństwie, chociaż za młodu zarzekałam się, że przenigdy do takiej sytuacji nie dopuszczę. Mam świadomość, że w głównej mierze to ja jestem temu winna, ale lenistwo Tadka doprowadzało mnie do szału i potwornie irytowało.
Zachowywał się tak, jakby miał klapki na uszach. Poza głupimi serialami w telewizji niewiele go interesowało. Nawet z własnymi wnuczkami nie bardzo chciał się bawić.
– Nareszcie spokój – zwykł mawiać, kiedy syn zabierał dziewczynki.
– Nie przesadzasz trochę? – naprawdę go nie rozumiałam.
– Niby z czym? – odburkiwał i wracał na ukochaną kanapę, głośno przy tym wzdychając.
W ten sposób dawał znać całemu światu, a w szczególności mi, że chce mieć święty spokój i żeby mu głowy nie zawracać. Fakt, Tosia i Ola są absorbującymi dziećmi, ale to nasze wnusie kochane. Nie widujemy ich codziennie, więc gdy do nas przyjeżdżają, dla mnie jest to prawdziwym świętem. Tadek ma najwyraźniej odmienne zdanie na ten temat.
Potrzebowałam jakiejś rozrywki
Czułam się samotna, odkąd syn się wyprowadził i założył własną rodzinę. Co z tego, że mam męża, skoro pożytek z niego żaden? Przyjaciółka od dawna już namawiała mnie, żebym zaczęła wychodzić z domu.
– Przyszłabyś kiedyś na nasze spotkanie – proponowała.
Maria była bardzo zaangażowana w działalność stowarzyszenia seniorów działającego w naszym miasteczku. Wielokrotnie wspominała, że dobrze by mi to zrobiło. Jednak ja miałam jakieś dziwne opory. Może to kwestia nazewnictwa? Określenie siebie mianem seniorki niekoniecznie wzbudzało mój zachwyt. Przecież nie byłam aż taka stara.
– Nie wiem, czy to ma sens – biłam się z myślami, chociaż chęć ruszenia czterech liter z domu zaczęła powoli przeważać.
– Jeżeli wolisz podziwiać Tadka oglądającego telewizję, to twoja sprawa – słowa te sprawiły, że postanowiłam się przełamać.
Nie ukrywam, że żywiłam pewne obawy. Odwykłam od udzielania się towarzysko. Cały czas siedziałam w chałupie z mężem, gnuśniejąc i żałując tylu straconych lat. Zaczęłam nawet dochodzić do wniosku, że przegrałam swoje życie i zmarnowałam je dla człowieka, który nie przejawiał mną zainteresowania.
Mąż nie był zachwycony faktem, że mam nowych znajomych – uważam, że na stare lata zaczęło mi odbijać
– Znowu wychodzisz? – drwiącym głosem zapytał Tadeusz.
– Tak, przecież ci o tym mówiłam – dziwiłam się, że raptem zaczęło obchodzić go to, jak spędzam czas.
– I po co ci to? Nie za stara jesteś za takie atrakcje? – nie pojmowałam, dlaczego jest taki złośliwy.
– Nie, nie jestem – odparłam krótko, niemniej zrobiło mi się przykro.
– Jak uważasz – parsknął.
– Korona by ci z głowy nie spadła, gdybyś się ze mną wybrał – udałam, że nie słyszę drwin.
– Szkoda czasu na takie głupoty – nie spodziewałam się innej reakcji.
– Jasne, lepiej gapić się w telewizor – rzuciłam oschle i wyszłam.
Kątem oka dostrzegłam, jak Tadek wzruszył ramionami i poczłapał w kierunku kanapy. Wkurzał mnie, jak mało kto. Wstyd się przyznać, ale bywały takie chwile, że miałam ochotę po prostu go udusić.
Takie babskie ploty
Po oficjalnym spotkaniu wybrałam się z Marią, Ewą i Krysią na herbatę. Udałyśmy się do przytulnej kawiarni. Rozmowa szybko zeszła na tzw. życiowe tematy. Skorzystałam z okazji i poskarżyłam się na męża. Ewa i Krysia potakiwały ze zrozumieniem.
– U mnie jest to samo – oznajmiła z rezygnacją Ewa.
– A ja już dawno machnęłam na swojego ręką i przestałam zwracać uwagę na jego humorki – oznajmiła Krysia.
– Najlepiej to mam ja – skwitowała z satysfakcją Maria.
Moja przyjaciółka pięć lat temu znalazła w sobie siłę i odwagę, żeby rozwieść się z mężem. Uznała, że nie ma ochoty usługiwać mu do grobowej deski oraz robić za jego sprzątaczkę, praczkę i kucharkę. On naturalnie miał jej starania w głębokim poważaniu – uważał, że to mu się należy, a jej rolą jako kobiety jest spełniać jego zachcianki.
Po rozstaniu Maria nabrała wiatru w żagle. Zmieniła się nie do poznania, lecz w jak najbardziej pozytywnym tych słów znaczeniu. Naprawdę odżyła, a ja jej strasznie zazdrościłam.
Dawne uczucia wróciły
W spotkaniach stowarzyszenia uczestniczyłam od dwóch miesięcy. Żałowałam, że nie zdecydowałam się na nie wcześniej. Moje samopoczucie uległo wyraźnej poprawie. Miałam wielu nowych znajomych, z czego Tadek szydził. Nie przejmowałam się tym tak mocno, jak kiedyś – zwłaszcza że na jednym ze spotkań pojawił się Staszek. Chodziliśmy razem do liceum. Potem wyjechał do W., a teraz postanowił wrócić w rodzinne strony. Dawniej się w nim podkochiwałam. Z tego, co wiem, z wzajemnością.
Pomimo że nie widzieliśmy się aż kilkadziesiąt lat, serce na jego widok zabiło mi szybciej.
– Elu, fantastycznie wyglądasz! – poczułam się lekko zakłopotana, ponieważ nie pamiętałam, kiedy ostatni raz usłyszałam komplement od mężczyzny.
– Dziękuję Staszku – zarumieniłam się, a on się uśmiechnął.
Rozmawiało się nam świetnie. Od słowa do słowa – i zaprosił mnie na kolację.
– Gdzie się umówimy? – dopytywałam.
– U mnie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko – podobała mi się jego bezpośredniość.
– Nie, skąd – perspektywa wspólnego posiłku wydawała się niezwykle kusząca.
Staszek totalnie mnie zaskoczył, ponieważ kolację przygotował sam. Co więcej, okazał się fenomenalnym kucharzem. Wychwalałam go pod niebiosa i dopiero wtedy przyznał się, że pracował najpierw jako kucharz, a potem szef kuchni.
– Dla takiego jedzenia mogłabym tu zamieszkać – zażartowałam i roześmiałam się, ale on nagle spoważniał.
– Wiesz, nie miałbym nic przeciwko – mówił to całkiem serio, patrząc prosto w moje oczy.
– Daj spokój… – ściszyłam głos.
– Wybacz, nie chciałem cię zapeszyć – podszedł tak blisko, że czułam jego oddech na twarzy.
– Nic nie szkodzi – zarumieniłam się niczym mała dziewczynka.
– Elu – chwycił moją dłoń – nie będę owijał w bawełnę. Zawsze mi się podobałaś, przez cały ten czas nic się nie zmieniło. Nie zamierzam namawiać cię do złego, ale nie stawiaj mnie na straconej pozycji.
Ani mi się śniło rezygnować ze znajomości ze Staszkiem. Początkowo miałam wyrzuty wobec Tadka, ale szybko przestałam się nimi zamęczać. Mój mąż nie miał ani krzty klasy – w przeciwieństwie do Staszka, który traktował mnie jak prawdziwą damę. W końcu doszło do tego, co było nieuniknione – kolacja przerodziła się w śniadanie.
Tadkowi byłam obojętna
Zakochałam się w Staszku i nie zamierzałam okłamywać Tadka. Wyłożyłam kawę na ławę.
– Odchodzę od ciebie – nie przeszło to łatwo przez gardło.
Popatrzył na mnie zdziwiony.
– Tobie to już naprawdę coś się poprzestawiało – chyba mu się wydawało, że żartuję.
– Ja mówię poważnie. Umówiłam się z panią mecenas, która przygotuje pozew o rozwód.
Na Tadeuszu nie zrobiło to większego wrażenia. Stwierdził, że skoro tak postanowiłam, to on nie będzie w niczym przeszkadzał. Kiedy formalnościom stało się zadość, kamień spadł mi serca. Maria miała rację. Nigdy nie jest za późno na zmianę życia. Cieszyłam się, że nowy rozdział zaczynam u boku Staszka.
Czytaj także:
„Siostra wymieniła mojego cudownego zięcia na nudziarza. Jej nowy mężuś nie dorasta Bartkowi do pięt”
„Mąż był łóżkowym nudziarzem, a po 40-tce zamienił się w prawdziwego ogiera. Albo to kryzys, albo kochanka”
„Nowy sąsiad uratował mnie przed włamywaczem. To mężczyzna z krwi i kości, nie to co mój mąż, nudziarz i ponurak"