„Zamiast zajmować się wnukami, karmię gołębie w domu starców. Tak po latach poświęceń odpłacili mi się synowie”

smutna kobieta fot. Getty Images, Steve Prezant
„Z czasem potrzebowałam coraz więcej ich pomocy, co u Julka i wnuków powodowało znacznie więcej niechęci i zniecierpliwienia. Zaczęli się do mnie odnosić jak do niepotrzebnej rzeczy. Od razu widać było, że jestem dla nich ciężarem”.
/ 24.07.2024 20:00
smutna kobieta fot. Getty Images, Steve Prezant

Jestem kobietą starej daty, wartości rodzinne zawsze były u mnie na pierwszym miejscu. Tak zostałam wychowana i to samo chciałam przekazać swoim dzieciom. Myślałam, że mi się to udało. Gorzko się rozczarowałam.

Mój dom tętnił życiem

Wychowałam się w domu pełnym miłości, każdy każdego obdarzał szacunkiem. W tamtych czasach życie wyglądało zupełnie inaczej niż obecnie. Spokojniej. Panował u nas gwar, rodzice mieli duże gospodarstwo w podlubelskiej wsi. Oprócz rodziców i moich trzech sióstr mieszkali z nami też dziadkowie i wujek z ciotką w budynku na tym samym podwórku. Obiady, które dla wszystkich gotowała babcia Krysia, zawsze jedliśmy całą ferajną przy olbrzymim stole.

Gdy byłam dzieckiem, naprawdę podziwiałam moją babcię i marzyłam o tym, by kiedyś być taka, jak ona. Była moim wzorem. Ciepła, dobrze zorganizowana, uczynna. Cała rodzina bardzo ją kochała. Wszyscy wiedzieli, że to ona trzymała swoją delikatną ręką całą rodzinę. Była bardzo mądrą i kochaną osobą.

Na starość babcia zaczęła chorować i miała coraz mniej sił. Jej umysł nadal pozostawał jak brzytwa. Nie miała już siły prowadzić domu, przygotowywać nam posiłków, ani zajmować się zwierzętami. Ciągle jednak była dla nas wszystkich wsparciem. Wszyscy wiedzieli, że skoro ona przez całe życie opiekowała się nami, teraz nadeszła nasza kolej, by się nią zająć.

– Lucynko, pamiętaj – często mi powtarzała. – Dobrze wychowaj swoje dzieci. Bo kiedy na starość nie będziesz miała siły, tylko one będą mogły ci pomóc.

Chciałam tego nauczyć synów

Bardzo przeżyłam śmierć babci, choć byłam już wówczas dorosłą kobietą z mężem i dwójką dzieci. To była pierwsza tak poważna strata, której doświadczyłam. Wtedy z całą siłą odczułam, co to znaczy przemijanie, jednak patrzyłam na swoich synów i w nich widziałam przyszłość.

Kiedy na świecie pojawił się najpierw Antek, a dwa lata później Julek, byłam przekonana, że zrobię wszystko, by wyrośli na porządnych i wartościowych ludzi. Chciałam mieć w nich solidne oparcie. Według mnie zrobiłam absolutnie wszystko, co tylko mogłam. W końcu przekazywałam im to samo, czego i ja byłam nauczona. Razem z moim mężem Sławkiem wierzyliśmy, że dzieci odwdzięczą się nam swoją dobrocią.

Gdy nastał czas na usamodzielnienie się chłopaków, obydwaj zdecydowali się zamieszkać w mieście. Nie zabranialiśmy im tego, takie to było czasy, że coraz więcej młodych ludzi wyjeżdżało ze wsi i gdzie indziej szukali swojej szansy. Smutno nam było, że będą mieszkać z daleka od nas, ale wierzyliśmy, że uda im się spełnić własne marzenia. Chcieliśmy jedynie, by do nas dzwonili i czasami nas odwiedzali w domu rodzinnym. Tak jak to robiły dzieciaki sąsiadów zza miedzy.

Nie powiem, odwiedzali nas, wpadali czasem na weekend. Z czasem jednak zauważyliśmy, że bardzo się od nas oddalili, zajęci byli swoimi sprawami z wielkiego miasta. Gdy sobie to uświadomiłam, było już za późno, by cokolwiek zmienić w naszych relacjach.

Potrzebowałam ich wsparcia

Mijały kolejne lata, a ja już byłam pewna, że wszystko poszło nie tak, jak powinno. Cała moja rodzina rozjechała się po Polsce albo po świecie, bo podobno tam łatwiej się żyje. Moi rodzice umarli, inni szybko się starzeli. Nasze dzieci przyjeżdżały do nas rzadko, a wnuczęta wpadały jedynie na wakacje korzystać nieco z uroków wsi. Nie traktowały nas jednak tak samo jak my kiedyś naszych dziadków. Dla nich byliśmy staruchami, które nie znają życia i nie mogą im powiedzieć nic ciekawego o życiu. Byliśmy dla nich dziwakami, którzy nie znają współczesnego świata. My nie rozumieliśmy ich, a oni nas.

Z czasem przestałam dawać sobie radę sama. Mój Sławek zmarł na zawał serca, mnie coraz bardziej dokuczał artretyzm. Moje dzieci na pewno zauważyły, że jest mi bardzo ciężko. Wiedziałam, że nie mam innego wyjścia i powinnam sprzedać rodzinne gospodarstwo i przenieść się do młodszego syna, do miasta.

Nigdy nie poczułam się tam, jak w domu. Z czasem potrzebowałam coraz więcej ich pomocy, co u Julka i wnuków powodowało znacznie więcej niechęci i zniecierpliwienia. Zaczęli się do mnie odnosić jak do niepotrzebnej rzeczy. Od razu widać było, że jestem dla nich ciężarem.

W ich domu nie celebrowano wspólnych posiłków, nie spotykano się z bliskimi i znajomymi, nie słychać było śmiechu. „Jak strasznie zmienił się ten świat”, mówiłam do siebie, patrząc na moje młode wnuki, które nie odrywały wzroku od smartfonów i tabletów.

Nagle przyszedł dzień, który zadecydował o mojej przyszłości. Gdy Julek i Monika byli w pracy, a wnukowie w szkole, zakręciło mi się w głowie i upadłam na podłogę. Przez kilka godzin nie mogłam samodzielnie się podnieść, więc czekałam na nich w tej pozycji. Jeszcze tego samego dnia, po rozmowie telefonicznej Julka i Antka, dowiedziałam się, co zostało postanowione.

– Sama widzisz mamo, że potrzebujesz całodobowej pomocy – powiedział Julek. Ja i Monika pracujemy, nie możemy cię pilnować non stop. Chyba lepiej będzie, jak ktoś obcy się tobą zajmie…

W ten właśnie sposób trafiłam do domu spokojnej starości „Bezpieczna jesień”. To taka przechowalnia niepotrzebnych nikomu starych ludzi. Od kiedy tu jestem, ciągle się zastanawiam, gdzie popełniłam błąd i jak to się stało, że tak zostałam potraktowana przez własne dzieci.

Co się stało z moimi marzeniami z dzieciństwa o takiej starości, jaką miała moja babcia? Co takiego zrobiłam źle? Być może to świat się tak zmienił i nie ma w nim miejsca, na takich jak ja.

Lucyna, 71 lat

Czytaj także:
„Ta wyprawa miała być naszą ostatnią szansą, ale prawie została ostatnią drogą. Wypadek był dla nas znakiem”
„Nie wstydzę się, że jestem sprzątaczką. Wolę szorować toalety, niż pływać w korporacyjnym szambie”
„Macocha skrywała tajemnicę, o której nikt nie miał pojęcia. Wszystko wyznała na łożu śmierci”

Redakcja poleca

REKLAMA