Kiedy złamałem rękę na budowie, kląłem na czym świat stoi. Przede wszystkim martwiło mnie to, że znów będziemy z kasą w plecy. Do tego czekały mnie pielgrzymki po lekarzach, co już wymaga końskiego zdrowia… Ale, jak to mówią, kryzys jest zjawiskiem pozytywnym. Choć przyznam szczerze, do tej pory miałem to tylko za drętwą, pseudopsychologiczną gadkę, teraz musiałem dostrzec w tej tezie zadziwiająco dużą dozę prawdy.
Bo przecież gdybym nadal siedział w robocie po dziesięć godzin, nie miałbym na przykład pojęcia, jak mój jedyny syn spędza wolny czas. A spędza beznadziejnie – przed komputerem!
Rany, ile można gapić się w monitor?!
Najpierw własnym oczom nie wierzyłem. Potem zacząłem zaprzeczać faktom i wymyślać okoliczności łagodzące. Może Dawid się pokłócił z kolegami i dlatego wysiaduje w domu? Albo kiepsko się czuje i nie chce iść na sanki albo lodowisko?
– Jesteś, Boluś, naiwny jak dziecko we mgle – uświadomiła mnie żona. – On tak stale, właściwie od początku, odkąd dostał kompa od dziadków.
– I nie spotyka się z nikim po szkole? – nie mogłem uwierzyć.
– Prawie wcale – Anula wzruszyła ramionami. – To znaczy, wiesz… Oni stale ze sobą gadają, tyle że przez te wszystkie komunikatory. Ewentualnie piszą coś tam na telefonie, jak trzeba coś na szybko.
Zdumiałem się, bo przecież to wbrew naturze! Wziąłem młodego pod obserwację i faktycznie: przychodził ze szkoły, jadł obiad, brał się do lekcji, co zajmowało mu średnio około godziny, a potem odpalał maszynę i siedział tak aż do późnego wieczora.
Tak, tak, złamana ręka oznacza wkurzający brak możliwości zrobienia czegoś pożytecznego w domu, ale nie wyklucza prowadzenia śledztwa. Zabawiłem się zatem w szpiega – mało to się słyszy o pułapkach czyhających na dzieci w internecie? Może Dawid koresponduje z kimś nieodpowiednim? Ewentualnie pasjonują go niedozwolone stronki? Czekała mnie jednak sromotna klęska. Młody nawet specjalnie nie serfował po necie – po prostu grał. Całymi godzinami.
Usiłowałem sobie przypomnieć, co ja robiłem, będąc w jego wieku w takie dni, gdy wokół leżał śnieg jak puchowa pierzyna. No tak – oczywiście nawalaliśmy się śnieżkami, jeden blok przeciw drugiemu… Bitwy toczyły się całymi godzinami! Albo wylewało się wodę na boisku i gdy już zamarzła, graliśmy w hokeja. Cóż to były za turnieje, do ostatniego oddechu!
Spojrzałem na nasze podwórko: nagie kikuty drzew, kilka znudzonych psów, jakiś łobuz czający się z papierosem za załomem muru. Matka ciągnąca na sankach opatulone niemowlę, starsza pani drepcząca z zakupami.
Nie chciałem Dawidowi truć. Może i byłem starym zgredem, żyjącym wspomnieniami innej epoki, ale nie na tyle, żeby zapomnieć, jak denerwujące są tego rodzaju pogadanki. Postanowiłem wziąć go sposobem. Na początek wymyśliłem różne domowe zajęcia – w końcu to chyba naturalne, że ojciec kaleka potrzebuje pomocy, nie?
– Pomożesz mi przygotować obiad na jutro? – zapytałem w środę, gdy wrócił ze szkoły.
– Sorry, tata – spojrzał na mnie zdziwiony. – Dziś mam angielski. Zjem coś i spadam.
Jak powiedział, tak zrobił. O siódmej wrócił i usiadł przed kompem jak zwykle.
Powinien wyjść na dwór z kolegami...
Powoli rysował mi się rozkład jazdy Dawida, dla pewności dopytałem się u żony. Zatem w środy i piątki angielski. Przedtem jeszcze była matma w poniedziałki, ale już się wyciągnął, więc na razie lekcje dodatkowe zostały zawieszone. I tyle.
– Anulka, chłopak ma dwanaście lat i wcale nie spędza czasu z kolegami – zebrałem obserwacje do kupy i próbowałem ślubną oświecić. – Nie bawi się, nie uprawia żadnych sportów.
A żona na to, że spoko, oni teraz wszyscy tak.
– Co to znaczy „wszyscy tak”? To jego najpiękniejsze lata! I co z nich zapamięta? Że zbudował wymyśloną wioskę albo zestrzelił wirtualny samolot?
– Wiesz co, Boluś? Ja nie mam złamanej ręki i muszę dokończyć faktury, bo mi dnia zabraknie – zbyła mnie, gdy próbowałem jej uświadomić grozę sytuacji. – Masz czas i ochotę, to działaj.
Zabrała stos papierów ze stołu – i tyle ją widziałem.
Zajrzałem do Dawida, rozprawiającego się właśnie z jakimś potworem z kosmosu:
– Chłopie, może byś gdzieś wyszedł? – zapytałem wprost.
– Dopiero wróciłem – spojrzał na mnie osłupiały. – Co ty, tata, na mróz mnie wyrzucasz?
– Nie, synku – przytkało mnie. – Myślałem, że może chciałbyś spotkać się z kolegami…
No to mnie zapytał, co niby miałby z nimi na tym dworze robić. Zresztą, nikogo tam nie ma, każdy siedzi w chacie. Zimno przecież, ciemno zaraz będzie. Poszedłem jak zmyty, a wieczorem znów uderzyłem do żony.
– Aleś się ocknął! – zgasiła mnie. – A pamiętasz, jak próbowałam cię wyciągać na spacery w weekendy? Albo do zoo? Zawsze twierdziłeś, że jesteś zmęczony i chcesz odpocząć. I bach, na kanapę przed telewizorem. To on bierze z ciebie przykład i też odpoczywa. Tyle że przed kompem. Po prostu zbierasz owoce...
– Niech ci będzie, że to moja wina – poddałem się, głównie po to, żeby nie rozpraszać się na pierdołach. – Trzeba to zmienić. W sobotę pójdziemy na basen.
– Z tym? – z kpiącą miną wskazała palcem na mój gips.
– No dobra, to do parku – kombinowałem. – Ulepimy bałwana, pobiegamy po śniegu.
– Odwilż idzie – sprowadziła mnie na ziemię. – Ale jak chcesz, możemy teraz wszyscy zagrać w scrabble – zlitowała się.
Dobre i to. Tyle tylko, że gra z dziesięciolatkiem, nawet rozgarniętym, to średnia frajda. Skończyło się zatem na „Monopolu”.
Usłyszałem, że gry planszowe są głupie
– To ja już pójdę – po jakiejś godzinie Dawid wstał od stołu. – Muszę powtórzyć matmę.
I zwiał do siebie.
Poszedłem za nim. Nie wierzyłem w żadne powtórki: coś mu się nie podobało we wspólnym spędzaniu czasu i już, prosta piłka. I dowiedziałem się:
– Monopol jest głupi.
Dlaczego? Bo nic od człowieka nie zależy – i tak akcja się toczy zależnie od przypadkowych rzutów kostką. Dno i pięć metrów mułu. Ale jak mnie i mamie się podoba, to on nie będzie miał żalu, jeżeli pogramy sami…
No to wróciłem do pierwotnego planu i w dni, gdy nie syn miał zajęć dodatkowych, angażowałem go po szkole w pomoc. A to ziemniaki obrał do obiadu, to potrzymał krzesło przy klejeniu. Trochę się zbliżyliśmy, coś tam sobie opowiadaliśmy. Niegłupi jest z niego smyk, tyle że niezdara. Może na ekranie tłukł setkami smoki laserowym mieczem, ale w rzeczywistości przydałoby mu się trochę ćwiczeń na świeżym powietrzu.
Może się rozejrzeć w domu kultury, jakie mają zajęcia dla młodzieży? Sztuki walki mogłyby się chłopakowi spodobać. Nawet go o to zapytałem. Skrzywił się.
– Chodzę już na angielski.
– Ale, synu, człowiek musi się rozwijać, uczyć nowych rzeczy, nawiązywać relacje z innymi. Zajęcia w grupie są świetne.
A Dawid na to, że nie zauważył wcześniej, żeby mi zależało na takich sprawach. Wracałem z roboty, brałem gazetę i kładłem się przed telewizorem.
– Jakieś lekarstwa teraz bierzesz, tata, czy co?
Kompletna załamka!
Czytaj także:
„Pozwalałam synowi godzinami grać na komputerze. Wychowałam samoluba ze skłonnością do agresji. A może ma to po ojcu?”
„Mój nastoletni syn uzależnił się od gier komputerowych. Gra dniami i nocami, a gdy zabieram mu laptopa, reaguje agresją”
„Wnuki od czytania bajek i rozmów wolą komputer. Na szczęście jest obok ktoś, kto lubi słuchać babcinych opowieści”