„Mój kuzyn igrał ze swoim zdrowiem. Nikogo nie słuchał i żył jak hulaka. Załamywałem ręce i nie wiedziałem jak mu pomóc”

Dojrzały mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Westend61
„Nie wiedzieć czemu, pacjentom łatwiej uwierzyć w cuda i magiczne mikstury, niż w sprawdzone leki. Jednym z nich był mój kuzyn, który nie dbał o siebie zupełnie, a oczekiwał, że będzie zdrów jak ryba. Musiałem go podejść sposobem, bo uparciuch zrobiły sobie krzywdę”.
/ 23.09.2023 11:15
Dojrzały mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Westend61

Może być? Spójrz, czy sukienka nie za bardzo wycięta – Bogna stanęła przede mną, wyginając się jak zawodowa modelka.

Rzuciłem okiem i zapewniłem, że wygląda prześlicznie.

– Nawet dobrze nie spojrzałeś – powiedziała oskarżycielsko. – Potem będzie gadanie, że dekolt za głęboki.

– I tak będzie, Janka musi obrobić cztery litery ładnej kobiecie, inaczej byłaby chora. To taka forma autoterapii – uśmiechnąłem się, sprawdzając, czy w lekarskiej torbie niczego nie brakuje.

Zawsze zabierałem ją na rodzinne imprezy. Liczni krewni ani przez moment nie wątpili, że siadałem przy wspólnym stole, by udzielić wszystkim potrzebującym medycznej porady. Było to dość uciążliwe, ale gdybym próbował się wymigać, rodzina by mnie wyklęła. Zdarzało się, że odkrywałem niepokojące symptomy, które należało koniecznie sprawdzić. Wysyłałem wtedy delikwenta na badania, strasząc opornego, ile fabryka dała. Z doświadczenia wiedziałem, że tylko lęk o życie mógł zmusić niektórych pacjentów do porzucenia domowych środków i oddania się w ręce specjalisty.

– Janka powinna być dla mnie milsza. Jestem twoją żoną, a ona od miesięcy zawraca ci głowę zdrowiem swojego Bronka – Bogna próbowała spiąć broszką wycięcie sukienki.

– A co ma jedno do drugiego? – zamknąłem torbę i obejrzałem się za krawatem.

– Gdybym chciała, mogłabym lobbować na jego niekorzyść – wyjaśniła Bogna z rozbrajającą szczerością.

– To raczej nie wchodzi w grę. Dla lekarza wszyscy pacjenci są równi, niezależnie od tego, jak upierdliwie zawracają głowę. Gdybym leczył tylko tych, których lubię, miałbym bardzo mało pracy.

– Doktorze – parsknęła Bogna i odwróciła się od lustra. – Jestem gotowa.

Wyglądała zabawnie w szalu udrapowanym nobliwie wokół szyi. Z trudem zachowałem powagę i powstrzymałem się od komentarza.

Nie wygldało to dobrze

Rocznica 25-lecia małżeństwa Janki i Bronka zapowiadała się hucznie.

– To wygląda jak wesele – szepnęła Bogna, wkraczając na salony.

Janka biegała jak fryga, witając gości i donosząc potrawy, Bronek siedział utknięty stabilnie za stołem, okrągły, czerwony na twarzy i bardzo zadowolony. Jadł, pił i polewał gościom, zachęcając do spełniania kolejnych toastów.

Spojrzałem na niego z niepokojem. Od lat miał wieńcówkę, która ostatnio się pogłębiła. Czasem miewał duszności, bóle w klatce piersiowej. Wtedy dzwonił do mnie, traktując mnie jak cudotwórcę. A cóż mogłem zrobić, skoro nie chciał zastosować się do zaleceń, których mu nie żałowałem?

– Biorę lekarstwa, ale one nie pomagają – skarżył się, podając w wątpliwość kompetencje kardiologa, którego mu poleciłem.

– Gdyby nie leki, już byśmy nie rozmawiali – uświadomiłem mu kiedyś brutalnie, bo straciłem do niego cierpliwość. – Musisz całkowicie się przestawić, zrezygnować ze starych przyzwyczajeń, tłustych potraw i spędzania czasu przed telewizorem. Ile razy ci mówiłem, że masz jeść zdrowo, ruszać się i schudnąć, żeby odciążyć serce?

– Dobrze, że Janka cię nie słyszy. Jakby dowiedziała się, że uważasz jej kuchnię za niezdrową, dałaby ci popalić .

– Jest bardzo smaczna, ale trudno zgubić na niej kilogramy.

– Wszyscy teraz tylko o dietach gadają, nie zamierzam poddawać się tej modzie. Może jeszcze wyślesz mnie na botoks, żebym był ładniejszy? Mam już swoje lata, mężczyzna w moim wieku musi mieć trochę brzuszka. Nie będę latał po siłowniach i szlifował formy, mam swoją godność.

– I to właśnie ona nie pozwala ci chodzić na spacery? – upewniłem się z uprzejmą zjadliwością.

– Wiesz co? Kiedyś byłeś fajnym chłopakiem, ale teraz zrobił się z ciebie ważniak, wydaje ci się, że wszystkie rozumy zjadłeś – obraził się Bronek.

Jeszcze tego samego wieczoru zadzwoniła Janka, objeżdżając mnie, że nie potrafiłem zmusić jej męża do dbania o zdrowie. Nie przebierała w słowach, spytała zjadliwie, czy pacjentów, którzy mi płacą za wizytę, też lekceważę tak jak jej męża.

Pohamowałem się. Poprosiłem ją spokojnie, żeby darowała sobie pomówienia i postarała się obiektywnie ocenić sytuację, ale równie dobrze mógłbym mówić do ściany.

Ścięliśmy się tak, że musiała interweniować moja mama, która oprócz talentów dyplomatycznych miała u Janki autorytet. Załagodziła spór i tylko dlatego dostaliśmy z Bogną zaproszenie na rocznicowe przyjęcie. Chętnie bym go nie przyjął, ale wtedy miałbym do czynienia z rodzicielką, której bardzo zależało na zgodzie i utrzymaniu rodziny razem.

Takich głupot dawno nie słyszałem

Widok apoplektycznie czerwonego na twarzy Bronka zajadającego pieczone żeberka raził mnie jak obuchem.

– Tak wyglądają samobójcy, dobijający się na własne życzenie – szepnąłem Bognie, odsuwając dla niej krzesło. – Nie mogę na to patrzeć, będę musiał znowu się z nim zetrzeć. Tylko jak mam go przekonać?

– Daj spokój, nie myśl o nim, świata nie zbawisz. Niektórych ludzi nie da się uratować – pocieszyła mnie niefrasobliwie.

– Nie nadajesz się na żonę lekarza – mruknąłem jej do ucha.

– To mnie wymień – uszczypnęła mnie w udo.

– Hej, gołąbeczki, o czym tak szepczecie? – ponad gwar rozmów wybił się tubalny głos Bronka.

Wszystkie głowy zwróciły się w naszym kierunku.

– O niczym ważnym. A jak zdrówko? – odbiłem piłeczkę.

– Znakomicie, wreszcie wiem, dlaczego choruję i jak temu zaradzić.

– No, no? – zachęciłem go do rozwinięcia myśli.

Bronek jeszcze bardziej poczerwieniał z emocji i pogroził mi palcem.

– Wy, konowały, leczycie tylko organ, rękę, nogę albo wątrobę, a tymczasem człowiek jest całością.

– Nie może to być? – zdziwiłem się, ignorując fakt, że Bogna znacząco kopnęła mnie pod stołem.

– A z czego składa się człowiek? – Bronek coraz bardziej się nakręcał. – Głównie z wody.

Bogna zakryła twarz serwetką i przestała się nade mną znęcać.

– A jaka jest woda? – ciągnął Bronek.

– Czysta lub brudna – zaryzykowałem.

Bogna jeszcze niżej opuściła głowę, ramiona jej zadrgały.

– Kry-sta-licz-na – wyskandował z mocą gospodarz przyjęcia. – Nie uczyli cię tego na studiach? Zdrowa woda ma strukturę złożoną z kryształków podobnych do płatków śniegu, ale na nasze nieszczęście można ją znaleźć tylko w górskich strumieniach. Woda, którą jesteśmy zmuszeni pić, ma zaburzoną strukturę, a wiecie dlaczego? Bo płynie ohydnymi rurami i zakodowała złe informacje – oświecił nas. – To się nazywa pamięć wody.

Bogna wstała i ruszyła w kierunku łazienki, nadal zasłaniając twarz. Wyglądała jak ofiara nagłego bólu zęba.

Szczęściara, mogła uciec, ja musiałem stawić czoła Bronkowi.

– Ta zła woda nam szkodzi, ale jej strukturę można poprawić – mówił dalej. – Kupiłem sprytne urządzenie, które sprawia, że ciecz wraca do stanu nieskazitelnej krystaliczności. Piję tę wodę od kilku dni i coraz lepiej się czuję.

– Ale lekarstw nie odstawiłeś? – spytałem tknięty niepokojem.

– Bierze je nadal, pilnuję tego – Janka pojawiła się koło mnie, stawiając kolejny półmisek na przepełnionym stole. – A z tą wodą to jak myślisz? Dobrze robi?

– A co on tam wie – prychnął lekceważąco Bronek.

Miałem ochotę wyjść, zabierając po drodze Bognę, ale napotkałem błagalny wzrok mamy. Omiotłem wzrokiem stół uginający się od jadła i napitku i coś mi przyszło do głowy. Nie jestem z natury złośliwy, ale tym razem poczułem się usprawiedliwiony. Bronek zasłużył na nauczkę.

– Woda to zawsze dobry pomysł – zgodziłem się potulnie – ale bardzo ważne jest dawkowanie. Ile jej wypijasz?

– Nie liczyłem. Szklankę, dwie? – odparł niepewnie Bronek.

– To za mało! – udałem poruszenie. – Stanowczo za mało, nie będzie efektu. Cztery szklanki rano i wieczorem, i przed każdym posiłkiem to minimum.

– Nie za dużo? – wyraziła wątpliwość Janka.

– Przed jedzeniem, nawet przekąski – rozpędzałem się – Dużo, ale co robić? To nie jest kuracja dla każdego. Tylko woda musi być świeża, z pewnego źródła.

– Już ja tego dopilnuję – obiecała Janka.

– Jesteś okrutny – szepnęła Bogna, wracając na swoje miejsce.– Bronek nie wyjdzie z kibelka przez najbliższy tydzień.

– Przepłucze sobie nerki i będzie tak opity, że niewiele więcej zmieści mu się w żołądku. Może wreszcie straci kilka kilogramów.

– Jesteś zimny drań – wbrew temu co mówiła, jej oddech mnie sparzył.

– Wymkniemy się po angielsku? – zareagowałem ochoczo. Bogna szybko podniosła się z krzesła.

Kilka dni później zadzwoniła Janka.

– Jesteś pewien, że kuracja odniesie skutek? – spytała zatroskana. – Mnie się wydaje drakońska, ledwie udaje mi się wmusić w Bronka przepisaną dawkę krystalicznej wody. Efektów jak na razie nie widzę, jest jakby gorzej. Snuje się osowiały po domu, stracił apetyt.

– To przejściowe – pocieszyłem ją. – Szok ozdrowieńczy.

– Nie wydaje mi się – Janka nie była przekonana. – Czy to mu aby nie zaszkodzi?

– Woda jest zdrowa, ale pacjent ma prawo odstąpić od kuracji – ruszyło mnie sumienie. – Może rzeczywiście powinien jej zaniechać.

Tylko tego było trzeba Jance.

– Szkoda byłoby tych kilku dni, przemęczył się biedaczek, dalej będzie tylko lepiej. Przyzwyczai się.

Postanowił sam zrobić taki aparat

Janka była twarda, zero litości, tortura wody miała trwać i trwać. Biedny Bronek, naraził mi się, ale kara była zbyt surowa.

Gryzły mnie wyrzuty sumienia, postanowiłem zbadać Bronka i wytłumaczyć Jance, że pora zrezygnować z kuracji. Zastałem go w całkiem dobrej formie, dłubał w skupieniu przy jakimś urządzeniu, którego elementy poniewierały się po stole.

– Zmyślna maszyna, ale rozgryzłem, jak działa, i wymyśliłem lepszą – pochwalił się. – Konstruuję drugi aparat do uzdatniania wody, ten, który mam, jest za mało wydajny, a drugiego nie będę kupował, sam zrobię. Zobacz, magnesy, kryształy, chodzi o to, by połączyć je w całość. Będą działać, dla mnie kaszka z mleczkiem.

Nie wątpiłem, Bronek potrafił wszystko. Kiedyś sam złożył odbiornik radiowy, przywrócił też do życia nasz telewizor, który fachowcy uznali za nienaprawialny.

Zbadałem domorosłego geniusza, wypytałem o samopoczucie, upewniłem się, że zażywa leki.

– Jak się będziesz szanował, przeżyjesz nas wszystkich – zapewniłem go.

– Na pewno nie dzięki medycynie, ale doceniam, że wpadłeś – orzekł łaskawie.

Od razu mnie wymiotło, nie chciałem nawet zostać na herbacie, chociaż Janka upiekła ciasto, które uwielbiałem. Wyrzuciłem niewdzięcznego pacjenta z pamięci i zająłem się ważniejszymi sprawami.

Minął miesiąc, a może więcej, bez wieści od opijającego się wodą Bronka. Wcale za nim nie tęskniłem, zakładając, że już dawno zrezygnował z idiotycznej kuracji. Zdziwiłem się, gdy zadzwonił, bo robił to tylko, gdy dokuczało mu serce. Wszystkie inne sprawy załatwiała w rodzinie Janka.

– Witam doktora! – zawołał wesoło i jak na niego bardzo uprzejmie. Zwykle tytułował mnie konowałem.

– Musimy pogadać, jest interes do zrobienia. Nie pożałujesz.

– Co masz na myśli? – spytałem niespokojnie, zastanawiając się z góry, jak wytłumaczę mamie, że spławiłem kuzyna.

– Pamiętasz maszynkę krystalizującą wodę? To działa!

– Maszynka?

– Kuracja, baranie. O niebo lepiej się czuję, nie mam duszności i zadyszki. Odmłodniałem, nawet Janka to zauważyła.

– Pewnie schudłeś. Ile kilogramów straciłeś? – spytałem ciekawie.

– Kto by liczył, nieważne – zbył mnie.

– Pomogła mi krystaliczna woda, czysta jak górskie źródło. Zrobiłem urządzenie podobne do kupionego, tylko lepsze, zamierzam je sprzedawać.

– Gratuluję – powiedziałem ostrożnie.

– Do czego jestem ci potrzebny? Nie znam się na handlu.

– Będziesz twarzą przedsięwzięcia, doktor poleca i tak dalej. Dobrze wyglądasz na zdjęciach, a to połowa sukcesu, ludzie ufają przystojniakom. Napiszesz o zaletach terapii wodą z naszego urządzenia, zamieścimy wstępniak na głównej stronie, o resztę zadbam ja. Doceń, że wpuszczam cię do biznesu bez żadnego wkładu, robię to tylko dlatego, że jesteśmy rodziną.

– Albo dlatego, że potrzebne ci moja twarz i nazwisko – wybuchnąłem. – Dzięki za wątpliwy zaszczyt, ale nie skorzystam. Nie będę szargał reputacji, polecając gadżet dla naiwnych.

– Ta kuracja naprawdę działa. Jestem najlepszym przykładem, o niebo lepiej się czuję. Przemyśl decyzję. Będziesz żałował, jak zobaczysz, ile zarobię na tym interesie – Bronek wcale się nie obraził.

Wierzyłem mu na słowo, kuzyn miał nosa do korzystnych posunięć, wszystko, czego dotknął, zamieniało się w zgrabny stosik banknotów. Stanowczo odmówiłem i w ten sposób ominął mnie interes życia.

Bronek nadal pije wodę i wygląda coraz szczuplej i młodziej, zastanawia się nad sprzedażą wodnej kuracji przez internet. Będę musiał pokrzyżować mu plany i wreszcie wyjaśnić, że krystaliczna woda to bzdura, a on po prostu pił jej na tyle dużo, że nie miał już miejsca na tłuste i niezdrowe jedzenie. 

Czytaj także:
„Leniwy konował z przychodni totalnie mnie zlekceważył. Zamienił się w profesjonalistę dopiero, gdy wyciągnęłam portfel”
„Długo staraliśmy się z mężem o dziecko. Trafiliśmy w ręce konowała, który zamiast leczyć, wyciągał od nas pieniądze”
„Przyjaciółka z nudów i samotności wyszukiwała sobie choroby. Wydawała oszczędności życia na wymyślone badania”

Redakcja poleca

REKLAMA