„Przyjaciółka z nudów i samotności wyszukiwała sobie choroby. Wydawała oszczędności życia na wymyślone badania”

Moja przyjaciółka po hipochondryczka fot. Adobe Stock, suphaporn
„– Lekarze na niczym się nie znają! To niedouczone konowały! Wystarczy otworzyć pierwszą lepszą stronę w internecie, żeby wiedzieć lepiej niż oni! – koleżanka wymyślała sobie coraz to nowsze choroby i podważała zdanie ekspertów. Ciągle ganiała do szpitala i prywatnych lekarzy z badaniami, które… sama kazała sobie zlecać!”.
/ 07.07.2022 09:15
Moja przyjaciółka po hipochondryczka fot. Adobe Stock, suphaporn

Szlag by to trafił, przyjaciółka znowu wyszła ode mnie obrażona. A przecież nie miałam nic złego na myśli, po prostu powiedziałam, że powinna skonsultować się z psychiatrą.

– No, wiesz! Wariatkę chcesz ze mnie zrobić?! Ty, właśnie ty?! – była tak wściekła, że ledwo panowała nad sobą; przez chwilę bałam się, że mi przyłoży.

Ale Romka poderwała się z wersalki, chwyciła płaszcz, niemal wyrywając wieszak ze ściany w przedpokoju, i wybiegła na klatkę schodową z energią nastolatki.

– No, jeśli ty masz chore stawy i zwyrodnienie kręgosłupa, to ja jestem królewna Śnieżka – mruknęłam pod nosem, sprzątając ze stołu filiżanki z niedopitą kawą.

Bardzo tęsknię za moją dawną przyjaciółką

Znamy się ponad 30 lat, przyjaźnimy prawie tyle samo. Była przy mnie, gdy się rozwodziłam i kiedy moja córka wyprowadzała się na swoje… Zawsze lubiłyśmy plotki i wyprawy do kina, ale wciąż brakowało nam na to czasu. Wreszcie, gdy dwa lata temu obie przeszłyśmy na emeryturę, i wydawało się, że przed nami szczęśliwy, spokojny czas – bach! Zmarł ukochany mąż Romki. Niewykryty w porę rak trzustki. Facet zdrowy jak koń, silny jak byk, z tych, co to nigdy nie chorują – zawinął się w miesiąc.

Myślałam, że Roma nigdy nie podniesie się po tej tragedii, wspierałam ją, trwałam przy niej dzień i noc. Udało się, przestała gadać, że bez Juraska nic nie ma sensu. Znowu zaczęła się uśmiechać, przypomniała sobie, że zawsze lubiła kino i teatr. Niestety, na te przyjemności ma coraz mniej pieniędzy. A to dlatego, że wszystko wydaje na lekarzy! Moja dzielna, mądra przyjaciółka zamieniła się w kwękające, marudne, wiecznie chore babsko, które nieustannie biega po specjalistach, wydzwania po przychodniach, oddaje krew i mocz (do badania), prześwietla się i diagnozuje. Sama. Bo…

– Lekarze na niczym się nie znają! To niedouczone konowały! Wystarczy otworzyć pierwszą lepszą stronę w internecie, żeby wiedzieć, że takie pieprzyki – rudowłosa z natury Roma podsuwa mi pod nos swoje usiane piegami przedramię – to czerniak! Początkowe stadium! A dermatolog z prywatnej lecznicy, 150 złotych konsultacja, nawet wycinka mi pobrać nie chciał! Uparłam się, więc to zrobił, ale na złość niedokładnie go zbadał, i nic nie znalazł!

– Romka, przecież od kiedy pamiętam, ty zawsze byłaś piegowata – mam ochotę dodać „jak kacze jajo”, ale gryzę się w język; nowa Roma całkiem straciła poczucie humoru, zwłaszcza na swój temat.

– Owszem, ale z wiekiem tych piegów mi przybywa! Tak bez powodu?!

– Sama powiedziałaś, że „z wiekiem”…

Od słowa do słowa, i kłótnia gotowa

No ale ileż można słuchać o chorobach? W ciągu ostatniego roku przerobiła chyba całą encyklopedię zdrowia. Od „A” jak alergia, do „Z” jak zespół złego wchłaniania. Co gdzieś wyczyta o jakimś schorzeniu, co usłyszy – od razu to ma!

– Ja myślę, że ciocia boi się skończyć tak jak wujek Jurek – stwierdziła moja Joasia, która odwiedziła mnie następnego dnia. – On nigdy nie chorował, a nawet jeśli, to leczył się tylko domowymi sposobami. Nie ufał lekarzom, więc ich unikał.

– Roma też nie ufa lekarzom – przypomniałam córce. – Ale i tak do nich lata. Nie chce niczego przegapić…

– Ona jest zwyczajną hipochondryczką!

– Powinna iść do psychiatry.

– Nie daj Boże! Mamo, ty wiesz, ile jest chorób psychicznych? – roześmiała się Joasia. – Na bank coś sobie zdiagnozuje!

– To co ja mam robić? Tęsknię za dawną Romką – przyznałam cicho.

– Jakaś terapia wstrząsowa by się przydała…

Najwyraźniej był jej potrzebny taki szok

Moja przyjaciółka ma jedną (choć nie jedyną) cudowną cechę – nie potrafi się długo gniewać. Wpadła w piątek po południu. Przywitałam ją w szlafroku, nieuczesana, bardzo mocno upudrowana…

– Jezu! A co ty taka blada? – zmartwiała na mój widok. – Chora jesteś?

– Tak… Trochę mnie zmogło.

– Grypa? Angina? Chyba nie zarażasz? – Romka zatrzymała się w pół kroku.

– Słaba byłam ostatnio. Ale oczyszczam sobie organizm, już mi lepiej.

Oczyszczasz organizm? Niby jak?

– Oj, piję… takie tam – machnęłam ręką i opadłam na wersalkę. – Płyn taki – dodałam, sięgając po szklankę.

– Jaki płyn? – Romka stała nade mną, czujnie marszcząc brwi.

– Wiesz, wyczytałam w internecie. Forum takie znalazłam o… o urynoterapii.

Bardzo wolno (przecież byłam słaba) uniosłam szklankę z żółtą cieczą do ust.

– No co ty, Olka! – w głosie Romy strach mieszał się z obrzydzeniem. – Przecież nie będziesz tego piła! Zostaw to!

Całe szczęście, bo już się bałam, że będę musiała tego spróbować. Nie mogłam ryzykować zdemaskowania... Terapia wstrząsowa zadziałała. Romka jakby się obudziła. Zdrowieje, to znaczy mniej mówi o chorobach, ma czas na kino i zwyczajne plotki. Może boi się, że zechcę ją namówić na oczyszczanie organizmu.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA