„Leniwy konował z przychodni totalnie mnie zlekceważył. Zamienił się w profesjonalistę dopiero, gdy wyciągnęłam portfel”

kobieta, która musiała zapłacić za poradę fot. Adobe Stock, luismolinero
„– Czego pani chce, z wiekiem kręgosłup ulega zwyrodnieniom. A jak jest zwyrodnienie, to boli. Normalka – stwierdził. – Mniej siedzenia za biurkiem, więcej igraszek z ukochanym i wszystko będzie dobrze – zarechotał i odłożył moją kartę na bok, dając mi do zrozumienia, że wizytę uważa za zakończoną”.
/ 31.03.2023 07:15
kobieta, która musiała zapłacić za poradę fot. Adobe Stock, luismolinero

Kręgosłup szyjny zaczął mnie pobolewać, gdy byłam jeszcze na studiach.  Wtedy wcale się tym nie przejmowałam. Myślałam, że jak przestanę ślęczeć nad książkami, to męki się skończą. Niestety, mijały lata, a ból nie przechodził. W ubiegłym roku stał się tak dotkliwy, że postanowiłam wreszcie udać się do lekarza.

Droga do specjalisty jest w naszym kraju długa i wyboista. Lekarze pierwszego kontaktu niechętnie dają skierowania już w trakcie pierwszej wizyty. Na szczęście mój okazał się w porządku. Nie wiem, czy dlatego, że nie zawracałam mu głowy byle katarem, czy zauważył, że naprawdę cierpię. W każdym razie wypisał skierowanie bez zbędnych ceregieli. Cieszyłam się jak głupia. Oczami wyobraźni już widziałam, jak najdalej za kilka dni neurolog z wielką starannością i oddaniem zajmuje się moim przypadkiem i cierpienia wreszcie się kończą.

Więcej seksu i mniej siedzenia za biurkiem

Moje złudzenia rozwiały się, gdy poszłam do rejestracji zapisać się na wizytę. Okazało się, że pierwszy wolny termin jest dopiero za osiem miesięcy.

– Słucham? To chyba jakiś żart! – zdenerwowałam się, a pani z okienka zmierzyła mnie złym wzrokiem.

– Co się pani dziwi. Taka jest rzeczywistość. No to jak, zapisać, czy nie? – niecierpliwiła się.

– Zapisać – odparłam.

Pomyślałam, że jeszcze te osiem miesięcy bólu jakoś wytrzymam.

Wytrzymałam, ale z trudem. Mój stan ciągle się pogarszał, więc czekałam na tę wizytę jak na zbawienie. Kiedy wreszcie znalazłam się w gabinecie, nadzieja na złagodzenie cierpienia wróciła. Niestety, na bardzo krótko. Lekarz wysłuchał opowieści o moich dolegliwościach, a gdy skończyłam, na jego twarzy pojawił się grymas.

– Czego pani chce, z wiekiem kręgosłup szyjny ulega zwyrodnieniom. A jak jest zwyrodnienie, to boli. Normalka – stwierdził.

– Ale ja mam dopiero 35 lat. Chyba trochę za wcześnie na takie dolegliwości – jęknęłam.

– U jednych postępuje to szybciej, u innych wolniej. U pani, widać, szybciej – wzruszył ramionami.

– No to może warto sprawdzić, jak szybko? – zasugerowałam. – Może dałby mi pan skierowanie na rezonans, a potem na rehabilitację.

– Nie ma ku temu medycznych wskazań. Widzi pani dobrze, że niedowładu rąk nie ma – odparł.

– To co ja mam zrobić? – bezradnie rozłożyłam ręce.

– Szczerze? Mniej siedzenia za biurkiem, więcej ostrego seksu z ukochanym i wszystko będzie dobrze – zarechotał i odłożył moją kartę na bok, dając mi do zrozumienia, że wizytę uważa za zakończoną.

Moja przyjaciółka wpadła na pomysł

Wyszłam z gabinetu. Byłam tak zaskoczona żarcikiem doktora, że nie mogłam wydusić z siebie słowa. Nie rozumiałam, jak mógł mnie tak potraktować? Doszłam do siebie dopiero w domu. Zadzwoniłam do przyjaciółki i wszystko jej opowiedziałam.

– A to cham! Nie martw się. Zaraz u ciebie będę, coś wymyślimy – obiecała i przybiegła już po kwadransie.

– Słuchaj, sprawdziłam. Ten doktorek przyjmuje także prywatnie. Odżałuj pieniądze i idź do niego na wizytę – zakrzyknęła w progu.

– Po co? – nie rozumiałam.

– Jak to, po co? Zobaczymy, jaką tym razem postawi diagnozę, i jakie zaleci leczenie – odparła. – Jak powie, że konieczny jest rezonans i rehabilitacja, to mu przypomnisz wizytę w państwowej przychodni. Zobaczymy, jak się wtedy zachowa – wyjaśniła.

Kilka dni później zapisałam się na prywatną wizytę. Na wszelki wypadek założyłam okulary i związałam włosy, żeby przypadkiem mnie nie poznał.

Pan doktor był bardzo miły. Wysłuchał mnie i wcale nie skrzywił się jak wcześniej. Ba, złapał się za głowę. Zaczął opowiadać, jakie to niebezpieczne schorzenie, i że wymaga natychmiastowego leczenia i rehabilitacji. Na koniec zalecił rezonans.

– Z wynikami proszę przyjść tutaj, do mnie. Proszę się nie martwić, zajmę się panią – uśmiechnął się.

– A mogę przyjść do przychodni? – odpowiedziałam z uśmiechem.

– Jakiej przychodni? – zdziwił się.

– No tej, w której zalecił mi pan tylko więcej seksu i mniej siedzenia za biurkiem… – odparłam spokojnie.

Zapowietrzyło go. Chyba jeszcze bardziej niż mnie, gdy kilka dni wcześniej wyszłam od niego z gabinetu.

Niezły numer – mruknął pod nosem, a potem powiedział, że owszem, mogę przyjść do przychodni.

Od tamtej pory mam znakomitą opiekę lekarską. Jestem już po badaniach i chodzę na rehabilitację. Przynosi efekty, bo ból trochę zelżał. A pan doktor? Pewnie pluje sobie w brodę, że dał się tak podejść… 

Czytaj także:
„Wydałam 20 tysięcy złotych, by spełnić marzenie o dziecku. Przez niedouczonego konowała straciłam 2 lata życia i masę nerwów”
„Długo staraliśmy się z mężem o dziecko. Trafiliśmy w ręce konowała, który zamiast leczyć, wyciągał od nas pieniądze”
„Niedouczona smarkula z przychodni twierdzi, że córkę pogryzły pchły. To absurd. Czy ona sugeruje, że mam w domu chlew?”

Redakcja poleca

REKLAMA