„Zamiast szukać pracy, czytałam poradniki, jak zostać milionerką. Pieniędzy tylko mi ubywało, a małżeństwo wisiało na włosku”

Nie chciałem się żenić fot. Adobe Stock, Dragana Gordic
„– Książek? Kilka? Kupiłaś? Przecież książki kosztują po kilkadziesiąt złotych! – spojrzał na mnie z jeszcze większą złością. W tym momencie wszedł w aplikację bankową w swoim telefonie i najwyraźniej zobaczył wyciąg z karty, bo jego twarz momentalnie zrobiła się czerwona. – Co to jest?! Wydałaś 250 złotych na książki?!”.
/ 14.11.2022 18:30
Nie chciałem się żenić fot. Adobe Stock, Dragana Gordic

Spotkanie znowu zakończyło się sakramentalnym „zadzwonimy do pani”. Czwarty miesiąc byłam bez pracy. Zaczynałam wpadać w panikę. Niby Arek nas oboje utrzymywał, ale widmo niespłaconego kredytu hipotecznego, zaległości w spółdzielni i trwałego bezrobocia zaczynały spędzać mi sen z powiek. W pewnym momencie do człowieka dociera, że dłużej tak nie może i jeśli nie wprowadzi zmian, to za kilka lat będzie życiowym bankrutem.

Ja nie chciałam być bankrutem!

Chciałam wreszcie wziąć życie w swoje ręce, zacząć odnosić sukcesy i… naprawić moje małżeństwo. Potrzebowałam tylko małej podpowiedzi, jak to zrobić. Błyskawicznie odnalazłam w księgarni odpowiedni regał. Coś jakby dział kulinarny, tylko że z przepisami na życie.

„Poradniki rozwoju osobistego” – to brzmiało profesjonalnie i naukowo.

Oszołomił mnie ogromny wybór pozycji. Szybko odkryłam, że to nie jest tylko jeden regał, lecz cały, ogromny dział z podkategoriami takimi jak: „Psychologia i motywacja”, „Sukces i kariera”, „Rodzicielstwo”, „Finanse i bogactwo”, „Związki i sztuka uwodzenia” i jeszcze sporo innych. A więc do wszystkiego były podręczniki? A ja dopiero teraz wpadłam na pomysł, by skorzystać z tej skarbnicy wiedzy! Już po pobieżnej lekturze okładek zrozumiałam, ile czasu zmarnowałam na bezproduktywne sprzeczanie się z mężem. Znalazłam właśnie kilkaset dowodów na to, że całymi latami nie wykorzystywałam własnego potencjału… W księgarni zapłaciłam kartą Arka ponad 200 złotych, ale traktowałam ten wydatek jako inwestycję. Wiedziałam, że każda złotówka mi się zwróci, i to parokrotnie. Skąd ta pewność? Ponieważ już w autobusie dowiedziałam się, dlaczego dotąd nie byłam bogata. Po prostu w błędny sposób myślałam o pieniądzach. Ale zamierzałam to zmienić!

Kiedy weszłam do domu, byłam już po trzech rozdziałach poradnika dla tych, którzy chcą odnieść sukces finansowy, i po wstępie do książki o tym, jak rozmawiać z partnerem, żeby komunikaty do niego trafiały. Nim Arek wrócił z pracy, wiedziałam już, co muszę zmienić w naszych relacjach. Zaczęłam od razu.

– Kochanie, to, że wszedłeś w butach do kuchni, spowodowało moją złość – oznajmiłam mężowi, który jak zwykle prosto od drzwi pognał do lodówki, zostawiając brudne ślady na czystej podłodze. – Rozumiem twoją potrzebę zjedzenia czegoś zaraz po powrocie do domu i jednocześnie chciałabym, żebyś szanował pracę, którą włożyłam w umycie podłogi.

Zakończyłam komunikat, dumna, że udało mi się nie powiedzieć „ale”. Bo wyczytałam, że „ale” kasuje poprzednio wypowiedzianą treść i sprawia, że nasz przekaz nastawia rozmówcę na konfrontację.

Krótko mówiąc, wywołuje kłótnię

Faktycznie, człowiek słyszy „ale” i natychmiast czuje, że dalsza część zdania będzie mniej przyjemna. To przecież oczywiste, że w takiej sytuacji niemożliwe jest porozumienie. Jak mogłam tego nie zauważyć przez całe życie? – dziwiłam się. Tymczasem Arek odwrócił się do mnie z kawałkiem kiełbasy w dłoni i przełknąwszy kęs, zapytał:

– Że co?

Domyśliłam się, że znowu nie miał przerwy obiadowej. Jest kurierem i praktycznie nigdy nie wyrabia się na czas z dostarczeniem wszystkich przesyłek. Do domu wraca zawsze po godzinach, głodny jak wilk.

– Wszedłeś do kuchni w butach – powtórzyłam, powstrzymując się od użycia słowa „znowu” – a ja dopiero co umyłam podłogę, więc odczuwam złość i chciałabym, żebyś…

To nie myj podłogi, dopóki nie wrócę do domu! Sto razy ci mówiłem! – odburknął, wypijając naraz pół kartonu mleka. – Nie miałem nic w ustach od szóstej rano, do cholery, a ty się czepiasz!

Zrobiło mi się przykro, bo wcale się nie czepiłam

Bardzo na to uważałam. Powiadomiłam go tylko, jakie odczucia wzbudza we mnie jego zachowanie i czego od niego oczekuję. Powinien teraz się zastanowić nad moim komunikatem i podjąć kroki zmierzające do wypracowania dobrego rozwiązania. Co zrobiłam nie tak?

„No dobrze, początki nigdy nie są łatwe” – pomyślałam i natychmiast zganiłam samą siebie za ten pesymizm. „Początki mogą być również łatwe i przyjemne” – szybko zastąpiłam niekorzystne przekonanie nowym, sugerowanym w poradniku o tym, jak pozbyć się ograniczeń mentalnych i naprawić swoje życie. A kiedy Arek brał kąpiel, pogrążyłam się w dalszej lekturze poradnika o partnerstwie doskonałym.

„Okazuj partnerowi zainteresowanie, doceniaj go, codziennie zapewniaj drobnymi gestami, że jest dla ciebie ważny”.

Świetnie. W innej książce, którą czytałam równolegle, znalazłam sugestię, że zmian nigdy nie należy zaczynać od jutra.

„Jeśli chcesz coś zmienić, zmień to teraz” – głosiła porada eksperta od osiągania sukcesu. Szybko zeskoczyłam z kanapy i poszłam do łazienki. Mąż leżał w wannie i czytał pismo o motoryzacji.

– Jak tam twój dzień? – zapytałam, przysiadając na sedesie. – Ile paczek dostarczyłeś?

– Co? – Arek zmrużył oczy, jakbym była niewyraźna.

Jego ton nie był zbyt przyjazny, ale wiedziałam, że może czuć się zaskoczony nową formą komunikacji między nami, i powinnam mu dać czas na przyzwyczajenie się.

– Chciałabym wiedzieć, jak ci minął dzień, kochanie – powtórzyłam cierpliwie. – Doceniam to, że tak ciężko pracujesz na nasze utrzymanie. Może umyć ci plecy?

– Już sobie umyłem – odpowiedział, zerkając na mnie podejrzliwie. – O co chodzi, Kaśka? Zaraz! Twoja matka przyjeżdża, tak?

– Nie, skąd! – zaprzeczyłam. – Po prostu chciałam spędzić z tobą trochę czasu i…

– A nie mogłabyś poczekać, aż wyjdę z wanny? Chcę dokończyć czytać. Naprawdę jestem zmachany.

Wyszłam z poczuciem porażki

Dlaczego Arek nie ucieszył się, że go doceniam i okazuję mu zainteresowanie? No i nie dał mi zrobić tego gestu, który miał „zbudować most”, jak twierdzili autorzy poradnika o związkach idealnych. W poradniku o sztuce motywacji wyczytałam, że nasi bliscy najczęściej negują zachodzące w nas zmiany, ale to nie może nas zniechęcać. Każdy, kto chce uzdrowić swoje życie i odnieść sukces, musi wypracowywać nowe nawyki, nie przejmując się oporem otoczenia. A zatem, kiedy Arek wyszedł z wanny, na stole czekała na niego jajecznica na kiełbasce – mój drobny dowód na to, że mi na nim zależy.

Rany, ale śmierdzi kiełbasą… – westchnął, marszcząc nos. – Chyba się nią przejadłem. Zjesz sama to wszystko?

– To dla ciebie – odparłam, ignorując jego negatywny komentarz. – Zrobić ci grzanki?

– Ale ja już jadłem, jestem napchany. Jak zjesz, to chodź do łóżka.

Zamknęłam oczy z uczuciem klęski. Rosła we mnie złość. Przecież się starałam! Okazywałam mu uwagę! Dlaczego tego nie doceniał i nie robił tego samego dla mnie?! Wcale nie miałam ochoty kłaść się koło niego po tym, jak tyle razy zrujnował moje próby poprawienia naszych relacji. Wzięłam książkę – dla odmiany o sukcesie finansowym – i poszłam czytać do dużego pokoju. Kiedy się kładłam, Arek już chrapał, a ja przed snem wizualizował sobie, jak to będzie, gdy będę bogata.

„Twój mózg nie odróżnia wizualizacji od rzeczywiści – pisał autor bestsellerów o bogaceniu się. – Jeśli więc zwizualizujesz sobie swoje bogactwo, uruchomisz prawo przyciągania i dostaniesz to, o czym myślisz. Większość ludzi zamartwia się długami i problemami finansowymi, dlatego to, co dostają, to właśnie długi i problemy finansowe. Ty zmień swoje myślenie!”. Autor nakazywał zachowywać się tak, jakby już się było bogatym, bo wtedy nasz „nieświadomy umysł automatycznie będzie poszukiwał sposobów na potwierdzenie tego stanu rzeczy”. Szybko pojęłam, na czym polega prawo przyciągania: jeśli będę uważała siebie już teraz za osobę zamożną, i wizualizowała sobie, jak kupuję luksusowe rzeczy, buduję piękny dom i jeżdżę sportowym samochodem, to prędzej czy później wszechświat da mi to wszystko.

Łatwizna!

Następnego dnia Arek napisał do mnie z trasy esemesa, że wieczorem chce iść do kina. Uznałam, że to idealnie, i zapewniłam, że zorganizuję bilety. Zdecydowałam się na miejsca VIP, były o połowę droższe, ale chciałam poczuć się tak, jakbym już była bogata. Wracając do domu, wstąpiłam też do japońskiej restauracji i wzięłam na wynos dwie porcje sushi. Arek raz w życiu, na naszą rocznicę, zabrał mnie na sushi i nigdy więcej sobie na to nie pozwoliliśmy, ale teraz zrozumiałam, że to był błąd. Musiałam nauczyć swój umysł, że stać mnie na sushi i vipowskie bilety, a wtedy on uruchomi zasoby wszechświata, który da mi to wszystko. Po drodze kupiłam sobie także nową bluzkę. Specjalnie nie poszłam do działu z przecenami. Miałam myśleć, jakbym JUŻ była zamożna.

– Dlaczego kupiłaś takie drogie bilety? – Arek wyglądał na niezadowolonego.

– Bo jesteśmy tego warci – odpowiedziałam, dosłownie cytując poradnik osiągania sukcesu. – Mam jeszcze coś!

Na widok sushi Arek wybałuszył oczy. 

Sushi bez okazji?! Oszalałaś?! Ty wiesz, ile ja paczek muszę wtargać, żeby kupić te dwie łyżki ryżu i kawałek ryby?!

– Ale… Nagle poczułam, że dosłownie zalewają mnie negatywne myśli i w wyobraźni wyświetliłam wielki znak „stop”, co było rekomendowaną techniką

. – Nie możemy ciągle martwić się o pieniądze. Trzeba zwracać uwagę na drobne radości życia, bo w nich…

– Drobne?! – ryknął Arek. – Drobne przyjemności to są żelki albo rumiankowy papier toaletowy! A to… to jest… zwykła rozrzutność! Słuchaj, nie mamy tyle pieniędzy, żeby je wydawać na głupoty. Dopóki nie znajdziesz pracy, proszę cię, uważaj z takimi pomysłami, okej? Chciałem iść do kina, a nie wydawać dniówki na jakieś bzdety!

Już miałam mu wykrzyczeć, że nic nie rozumie i jak zwykle tylko mnie krytykuje, ale wzięłam głęboki oddech, odtworzyłam w pamięci rozdział o komunikowaniu swoich emocji i odpowiedziałam:

– Zraniłeś mnie, kochanie. Miałam dobre intencje i boli mnie, że ich nie dostrzegasz. Rozumiem, że jesteś zmęczony po pracy i jednocześnie chciałabym, żebyś był otwarty na pewne zmiany.

Zostawiłam go w kuchni z opadniętą szczęką

Mieliśmy już bilety, więc poszliśmy do tego kina, ale Arek odpowiadał mi monosylabami, a kiedy chciałam wziąć go za rękę, żeby okazać mu ciepło i bliskość, zabrał ją, szepcząc głośno, że ręce mi się kleją od popcornu. Pomimo najszczerszych wysiłków nie udało mi się zachować dobrego nastroju i w drodze powrotnej to ja odpowiadałam mu półsłówkami, a kiedy zapytał, o co mi chodzi, odburknęłam ze złością, że o nic. Wiedziałam jednak, że to był błąd. Absolutnie nie powinnam ukrywać swojej złości. To pogłębiało problemy w związku i stanowiło najprostszą drogę do kryzysu. Należy rozmawiać o uczuciach – takie było główne przesłanie mojej książki. Nie mogłam zasnąć z powodu tego błędu. Przeraziło mnie, że nie zdołam zmienić swojego życia i na zawsze utknę w szkodliwych schematach, które uniemożliwiają mi przemianę w szczęśliwą, bogatą, odnoszącą sukcesy osobę, którą planowałam się stać!

– Arek! – trąciłam zasypiającego już męża. – W tym kinie było mi bardzo przykro…

– Kaśka, daj mi spać… – westchnął z sennym rozdrażnieniem. – Jutro pogadamy.

„Nie odkładaj niczego na jutro. Zmiany zacznij już dziś” – zabrzmiała mi w głowie złota myśl.

Usiadłam na łóżku, gotowa do zakomunikowania, jak się poczułam w kinie. Znowu trąciłam męża.

– Kaśka! – krzyknął, nie otwierając oczu. – Wstaję o piątej! Zostaw mnie!

– Zgadza się – na wstępie się z nim zgodziłam, by przekonać go, że mam dobre intencje i chcę porozumienia. – Wychodzisz bardzo wcześnie, kiedy ja śpię i nie będziemy mieli szansy porozmawiać… – tutaj przeszłam do sygnalizowania tego, co czuję: – W kinie zrobiło mi się przykro, wcześniej w domu też. Moim zdaniem powinniśmy omówić tę sytuację, zanim…

W tym momencie stało się coś, czego nie przewidziano w żadnym poradniku. Mój mąż zerwał się z łóżka, chwycił poduszkę pod pachę i trzaskając drzwiami, wyniósł się do dużego pokoju. Pod nosem mruczał, że nie daję mu spać. Resztę nocy spędziłam, czytając swoje kolejne poradniki. Byłam pewna, że znajdę receptę, jak naprawić tę sytuację. Czytałam do czwartej rano, nawet nie słyszałam, kiedy Arek wychodził do pracy.

Recepta była prosta

Należało trzymać się wytyczonego kierunku zmian, choćby nasi bliscy stawiali opór.

Ich opór jest naturalny – pisały autorytety w dziedzinie psychologii. – Twoje zmiany uświadamiają im, że i oni powinni zrobić coś z własnym życiem, a nie każdy ma na to odwagę. To dlatego mogą próbować zniechęcać cię do zmiany nawyków. Nie poddawaj się jednak. Klucz do sukcesu tkwi w konsekwencji i pozytywnym myśleniu. Rób swoje, a szybko zobaczysz efekty”.

Nie zamierzałam więc się poddawać. Fakt, że chwilowo nie miałam pracy, nie oznaczał, że byłam bezrobotna. To, że praktycznie codziennie sprzeczałam się z mężem, nie oznaczało, że mamy problemy. Zrozumiałam, że to było błędne myślenie. Musiałam myśleć o wszystkim pozytywnie. Zwolnienie mnie z poprzedniej firmy było szansą na lepszą pracę, a kłótnie z mężem to tylko kolejna okazja do tego, by dojść do porozumienia. Tak właśnie musiałam myśleć! Na razie poszłam po zakupy na obiad. Zaraz po przyjściu do domu zabrałam się za sprzątanie. Byłam pełna pozytywnej energii. Starannie odsuwałam od siebie myśl, że minął kolejny dzień bez zaproszenia na rozmowę o pracę, zamiast tego wizualizowałam sobie siebie i Arka jako wreszcie bogatych, szczęśliwych ludzi. Kiedy mąż wrócił z pracy, znowu zabrudził podłogę błotem, prosto z dworu wparowując do kuchni.

– Arek… – zaczęłam.

– Nic nie mów! – podniósł rękę. – Mam mroczki przed oczami z głodu! Zrozum wreszcie, że jestem ważniejszy niż twoja zakichana podłoga! Po co myjesz ją przed moim przyjściem?! Chyba specjalnie, żeby się do mnie przyczepić, jak tylko wejdę!

Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale przypomniałam sobie, że powinnam wysłuchać partnera, zanim mu odpowiem. Tyle że to było łatwo napisać w poradniku. W prawdziwym życiu, kiedy ktoś na człowieka krzyczy i to jeszcze za niewinność, po prostu nie można nie zareagować!

– Myję, żebyś miał porządek, jak wracasz do domu! – krzyknęłam, żeby mu przerwać. – Jakbym ja nie myła, to byłby tu wieczny syf! Bo co? Ty umyjesz?!

To było tak, jakby puściła jakaś tama. Naprawdę się starałam robić te wszystkie rzeczy, żeby uzdrowić nasze relacje, ale przecież Arek w ogóle nie współpracował. Moje starania, wyrozumiałość, okazywanie mu zainteresowania – to wszystko było na nic, skoro on nie czytał tych samych książek. Właśnie, może to było rozwiązanie!

– Słuchaj! – zreflektowałam się. – Kupiłam kilka książek. Może przeczytasz taką o…

Książek? – spojrzał na mnie z jeszcze większą złością. – Kilka? Kupiłaś? Przecież książki kosztują po kilkadziesiąt złotych!

W tym momencie wszedł w aplikację bankową w swoim telefonie i najwyraźniej zobaczył wyciąg z karty, bo jego twarz momentalnie zrobiła się czerwona.

– Co to jest?! Wydałaś 250 złotych na KSIĄŻKI?!

Wybuchła awantura, jakiej jeszcze nasze cztery ściany nie słyszały. Szlag trafił wszystkie złote porady z moich poradników! Zaczęłam wrzeszczeć na męża, że po prostu chcę coś zmienić, bo mam dość codziennych sprzeczek, że się staram, a on mnie nie docenia. On krzyczał, że postarać to się mogę, ale znaleźć pracę, skoro tak lubię wydawać pieniądze. Ja – że on zatruwa mnie negatywnymi myślami, on – że wykańczam go sztucznymi formułkami, zamiast normalnie z nim rozmawiać i on ma tego dość. Wybiegłam z domu i pojechałam do siostry. Chciałam się jej wypłakać, ale Weronika właśnie wychodziła i miała tylko kilka minut.

– Wiesz co, Kaśka? – rzuciła, kiedy mnie wysłuchała. – Zamiast serwować Arkowi te wszystkie wyuczone formułki, może po prostu nie myj podłogi, dopóki on nie wróci do domu, co? I ustalaj z nim niecodzienne wydatki, skoro płacisz jego kartą. Bo ja też bym się na jego miejscu wkurzyła.

Normalnie po awanturze nie odzywałabym się do męża przez kilka dni, karząc go „cichymi dniami”, tym razem jednak zrobiłam coś innego.

– Przepraszam – wyszeptałam, kładąc się obok niego. – Od jutra już będzie normalnie.

Arek w półśnie objął mnie i tak zasnęliśmy

I wbrew wszelkim poradom zaczęłam właśnie „od jutra”. Wstałam rano, żeby porozmawiać z mężem, robiąc mu śniadanie. Niechcący odkryłam, że to był ten gest, który pokazał mu, że mi na nim zależy i że doceniam jego ciężką pracę. Oddałam tę drogą bluzkę do sklepu, a przy okazji zapytałam, czy nie szukają kogoś do pracy. Szukali i dostałam posadę. Kiedy Arek wrócił, jak zwykle pomknął prosto do lodówki, a ja ze spokojem poczekałam, aż zaspokoi największy głód i dopiero potem umyłam podłogę. Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej? A co z książkami? Ustawiłam je obok tych kulinarnych i czasami do nich zaglądam. Z umiejętnością życia jest podobnie jak z gotowaniem – od czasu do czasu warto zajrzeć do przepisu, ale i tak musimy zrobić to sami.

Jeśli zaś chodzi o poradniki dotyczące bogacenia się, to myślę, że faktycznie są osoby, które dzięki nim stały się bardzo bogate. Ich autorzy. Reszta ludzi musi uczciwie pracować, oszczędzać i podejmować rozsądne decyzje finansowe, by godnie żyć. A najlepsze rady dostaje się za darmo, tak jak ja od swojej siostry. Cała sztuka to umieć z nich skorzystać!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA