Za parę miesięcy będę mogła przejść na emeryturę. Kiedyś myślałam, że to będzie najszczęśliwszy moment w moim życiu. Planowałam, że zacznę podróżować, uczyć się języków obcych, dbać o swoją działkę, że po prostu wreszcie będę robiła te wszystkie rzeczy, na które nigdy nie miałam czasu. No i oczywiście marzyłam, że właśnie wtedy odpocznę.
Tymczasem wcale się nie cieszę, a nawet szczerze mówiąc, coraz bardziej się boję momentu, w którym to nastąpi. I to nie dlatego, że dostanę jakieś marne pieniądze. Boje się, bo od wielu lat we własnym domu nie mogę zaznać spokoju. Ale jak słusznie mówi moja przyjaciółka, mam to na własne życzenie.
Z pokorą znoszę, co przynosi los
To wszystko przez mojego męża, z którym od lat drę koty. Mój dom nie jest oazą spokoju, wręcz przeciwnie – jest placem boju. Kiedy wracam z pracy, nigdy nie wiem, co mnie czeka, w jakim humorze będzie mój mąż, a co najgorsze – czy znowu nie będzie pijany i skłonny do wszczęcia awantury z jakiegoś błahego powodu. Nie mam pojęcia, czy nie będę musiała uciekać do swojego małego pokoju i tam z drżącym sercem czekać, aż zmęczony w końcu zaśnie. Na stare lata na to właśnie mi przyszło.
To dlatego nie chcę iść na emeryturę. Boję się, że w domu, zdana na łaskę i niełaskę mojego męża tyrana, nie dam sobie rady, że on zwyczajnie zadręczy mnie psychicznie. Praca jest moim azylem, jedynym miejscem, w którym czuję się bezpiecznie i spokojnie.
– Nie wiem, jak ty to wszystko wytrzymujesz, i to przez tyle lat. Powinnaś w końcu położyć temu kres – mówi moja serdeczna przyjaciółka, której często skarżę się na męża.
I chociaż tak jak i ona, sama nie wiem, jak ja to wytrzymuję, to jednak uważam, że nie mam innego wyjścia, jak tylko zaciskać zęby i z pokorą znosić to, co przygotował dla mnie los. Widocznie nie miał w zanadrzu nic lepszego od męża pijaka, który co dnia się awanturuje.
Wiem, że już wiele lat temu, kiedy tylko między nami zaczęło się psuć z powodu alkoholu, powinnam odejść od Marka. Wtedy jednak tłumaczyłam sobie, że nie mogę tego zrobić, bo dzieci są zbyt małe i tego nie zrozumieją. Potem, kiedy dorosły, wydawało mi się, że kobieta po czterdziestce już nie ułoży sobie życia.
Teraz pluję sobie w brodę, że nie zrobiłam tego, kiedy mogłam i zgodziłam się na takie traktowanie i na to, że dzisiaj, po latach pracy nie mam miejsca, w którym mogłabym w spokoju odpocząć, obejrzeć ulubiony serial i zająć się wnukami. I to właśnie teraz, kiedy wszyscy mi zazdroszczą, że mogę iść na emeryturę, ja boję się jej jak diabli…
Żałuję, że się nie rozwiodłam...
– Gdybym to ja miała za parę miesięcy na zawsze uwolnić się od pracy… – rozmarzyła się pewnego dnia podczas pogaduszek Krysia, księgowa, z którą siedzę w pokoju. – Boże, ależ byłabym szczęśliwa!
Uśmiechnęłam się tylko pod nosem, bo co jej miałam tłumaczyć, że nie każdy z takim entuzjazmem myśli o tej dużej życiowej zmianie. W dodatku, co taka młoda dziewczyna może wiedzieć o życiu? Świeżo upieczona mężatka, myśli na pewno, że małżeństwo to sielanka usłana różami. Życzę jej, aby trwała w tym przekonaniu jak najdłużej.
Myślę, że gdybym miała udane życie, czekałabym na moment zasłużonego odpoczynku z niecierpliwością, ale tak... Drżę na samą myśl o emeryturze i dlatego chcę poprosić szefa, żeby umożliwił mi dalszą pracę. Lubię swoje zajęcie i myślę, że jeszcze mogę się przydać.
Problem w tym, że na mój etat głównej księgowej ostrzy sobie zęby choćby Krysia i wcale się jej nie dziwię. Chciałaby awansować, zarabiać więcej, to naturalne. Tak samo jak to, że w moim wieku myśli się już o wnukach i odpoczynku. Ja jednak nie mam wyjścia, muszę jak najdłużej utrzymać się na swoim stanowisku, bo tylko to da mi poczucie bezpieczeństwa i pozwoli odsunąć w bliżej nieokreśloną przyszłość emeryturę.
Gdybym mogła cofnąć czas, rozwiodłabym się, gdy była na to pora. I dzisiaj mogłabym cieszyć się zbliżającą się emeryturą i wolnym czasem, który będę miała dla wnuków. Żałuję, że tego nie zrobiłam...
Czytaj także:
„Wzięłam przystojnego sąsiada za podglądacza, a on okazał się bohaterem. Miłość mojego życia dosłownie spadła mi z… drzewa”
„Kiedy Andrzej mi się oświadczył, szalałam ze szczęścia. Cały romantyzm diabli wzięli, gdy jego rodzice zaczęli nam planować wesele"
„Mąż wzdychał do koleżanki z pracy, a ja kisłam z zazdrości. Byłam pewna, że widzi we mnie tylko zaniedbaną kurę domową”