„Wzięłam przystojnego sąsiada za podglądacza, a on okazał się bohaterem. Miłość mojego życia dosłownie spadła mi z… drzewa”

zakochana para fot. Adobe Stock, bnenin
„Wprowadził się kilka tygodni temu i zawsze kłaniał mi się na ulicy. Miał bardzo miły głos, więc go zapamiętałam. Nawet wydawało mi się, że się za mną ogląda, ale nie chciałam się nad tym zastanawiać, ciągle miałam urwanie głowy w pracy i wracałam do domu wykończona. Podrywanie sąsiada było ostatnią rzeczą, o której myślałam”.
/ 05.10.2022 09:15
zakochana para fot. Adobe Stock, bnenin

Wróciłam z pracy, a Klemensa nie było. Szukałam go po całym domu, nie pomagało nawet potrząsanie jego ulubionymi dzwoneczkami. Po prostu zapadł się pod ziemię. Klemensa dostałam od rodziców, kiedy przeprowadziłam się do własnego domu, i od tej pory ciągle były z nim jakieś kłopoty. Uciekał, niszczył meble i ogólnie był okropnie złośliwym kocurem. Mimo to lubiłam go, bo dotrzymywał mi towarzystwa i nie chciałabym, żeby coś mu się stało.

W pewnej chwili poczułam zimny podmuch na karku i wtedy do mnie dotarło. No tak, zostawiłam otwarte okno i Klemens ruszył na poszukiwanie przygód. Byłam zła na siebie, ale wiedziałam, że futrzak na pewno wróci, jak tylko zgłodnieje, jak zawsze. Nie potrafił upolować nawet własnego ogona. Zrezygnowana poszłam do kuchni wstawić wodę na herbatę i to właśnie wtedy usłyszałam trzask, a później krzyk. Dobiegał z ogrodu!

Skąd ten facet się tu wziął?

Wybiegłam przed dom, a tam z gałęzi mojego ogromnego orzecha zwisał głową w dół mężczyzna i wzywał pomocy. Widok byłby, delikatnie mówiąc, komiczny, gdyby nie to, że nie miałam pojęcia, jak ten człowiek znalazł się w moim ogrodzie i na moim drzewie. „Może to podglądacz?!” – pomyślałam i byłam gotowa wezwać policję.

– Kim pan jest i co pan tu robi?! – zapytałam idiotycznie, bo nic innego nie przyszło mi do głowy w tamtym momencie.

– Pani Marto, błagam niech mi pani pomoże – odpowiedział znajomy głos.

Podeszłam bliżej do wiszącego mężczyzny i wtedy go poznałam – to był Paweł, mój przystojny sąsiad z naprzeciwka. Wprowadził się kilka tygodni temu i zawsze kłaniał mi się na ulicy. Miał bardzo miły głos, więc go zapamiętałam. Nawet wydawało mi się, że się za mną ogląda, ale nie chciałam się nad tym zastanawiać, ciągle miałam urwanie głowy w pracy i wracałam do domu wykończona. Podrywanie sąsiada było ostatnią rzeczą, o której myślałam, wracając z pracy, zresztą wcale nie było pewności, że mu się podobam i tylko wyszłabym na idiotkę.

Poczułam ulgę, że to Paweł, ale nadal nie wiedziałam, co robił w moim ogrodzie i jakim cudem znalazł się w tej niefortunnej pozycji.

– Pani Marto, ja bardzo przepraszam, niech mi pani pomoże zejść, a wszystko pani wytłumaczę.

Tłumiąc śmiech, pobiegłam do schowka po drabinę. Przyniosłam ją i podstawiłam pod drzewo, a biedny mężczyzna wgramolił się na nią i, stękając, zszedł z drzewa. Był cały podrapany, a nogawkę spodni miał w strzępach.

Miłość spadła mi z drzewa

– Chyba skręciłem kostkę… – powiedział, trzymając się za nogę. – Widzi pani, ja nie chciałem pani przestraszyć, chciałem tylko uratować pani kota – wskazał na drzewo.

Spojrzałam na orzech i osłupiałam, na samym czubku drzewa siedział mój Klemens. „No, pięknie – pomyślałam. – Co też ten kot znowu wymyślił, przecież trzeba będzie wezwać strażaków:” Spojrzałam na Pawła łaskawszym okiem

Chciał się pan zabawić w bohatera? – zapytałam z ironią.

– Usłyszałem go z ulicy, a wydawało mi się, że nie ma pani w domu, więc pomyślałem, że przeskoczę przez płot i nikt nic nie zauważy. Właściwie to już go trzymałem, ale w pewnym momencie złamała się pode mną gałąź i straciłem równowagę, a resztę już pani, niestety, widziała…

Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Z jednej strony byłam zła na Pawła, że wszedł bezprawnie do mojego ogródka i mnie przestraszył, a z drugiej trochę go podziwiałam, przecież chciał uratować mojego kota. Zaprowadziłam mężczyznę do kuchni i dałam mu lód na kostkę, a sama zadzwoniłam po strażaków. Przyjechali i ściągnęli mojego biednego kota z orzecha. Przy okazji opatrzyli Pawłowi kostkę. Okazało się, że to tylko lekkie stłuczenie i nic mu nie będzie.

O całej tej sytuacji było głośno w sąsiedztwie jeszcze przez kilka dni. Co do Klemensa to odechciało mu się zwiedzania świata i teraz grzecznie wygrzewa się na kanapie, a ja  już pilnuję, żeby nie zostawiać uchylonego okna. A co do Pawła… Cóż, tamtego dnia został na herbatę, a w następny weekend zabrał mnie na koncert… Od tego czasu jesteśmy parą, a ja jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa. Kto by pomyślał, że miłość… spadnie mi z drzewa!

Czytaj także:
„Chciałam wzbudzić zazdrość męża, więc poszłam z obcym mężczyzną do hotelu. Obudziłam się… z wyczyszczonym kontem”
„Mój ukochany zginął zanim zdążyłam mu powiedzieć o ciąży. To moja wina, bo chciałam go sprawdzić”
„Odkryłem, że syn sąsiadów należy do osiedlowego gangu. Mogłem zaprowadzić go na policję albo… dać mu szansę poprawy”

Redakcja poleca

REKLAMA