„Zamiast prawdziwych mężczyzn, przyciągam do siebie duże dzieci. Nakarm, utrzymuj i posprzątaj - jak druga mamusia”

Kobieta, która trafia na nieudaczników fot. Adobe Stock, gpointstudio
„Mam 30 lat i nie mam męża. Nie dlatego, że nie chcę go mieć. Jestem silna, niezależna, daję sobie radę w życiu. Czy to dlatego zamiast mężczyzn przyciągam duże dzieci, którymi trzeba się opiekować?”.
/ 20.03.2022 05:34
Kobieta, która trafia na nieudaczników fot. Adobe Stock, gpointstudio

Piotr, pierwsza poważna miłość. Wielkie zauroczenie, prawdziwy ogień. Długo nie potrafiłam przyznać przed samą sobą, że mój chłopak nie dorósł do życia we dwoje. Nie miał zamiaru z niczego rezygnować, chciał być wolny i niezależny.

Małżeństwo? Dzieci? Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Piotr nie mógł brać odpowiedzialności za szczęście innych, bo miał wystarczający kłopot ze sobą. Świat go nie rozumiał i nie doceniał, więc Piotr nie mógł nigdzie zagrzać miejsca.

Praca? Każda była poniżej jego oczekiwań. Albo on rezygnował, albo z niego rezygnowano. Na początku kibicowałam mu, pocieszałam go po porażkach, z czasem zaczęło mnie to wszystko wkurzać. Dlaczego ja mogę pracować, a on nie? Dlaczego wszystko ma być na mojej głowie?

Zaczęłam podejrzewać, że mój chłopak jest zwykłym leniem, który wynajduje tysiące powodów, żeby wymigać się od pracy. Coraz częściej kłóciliśmy się o jego niefrasobliwe podejście do życia.

– Przejrzałeś ogłoszenia? – pytałam, wracając do domu po całym dniu harówki.

Szef stawiał naszemu zespołowi wysokie wymagania; żeby im sprostać, musiałam często zostawać po godzinach. W tym czasie Piotrek bałaganił w domu jak mały chłopiec. Nazywało się to, że szuka pracy. Kolejnej. Wszędzie stały kubki po kawie i herbacie, w kuchni piętrzyły się brudne talerze i garnki, a Piotr zatopiony w wirtualnej rzeczywistości przeglądał ulubione strony.

Tak naprawdę interesował go tylko portal społecznościowy, na którym święcił triumfy. Jego dowcipne wpisy czytało wielu wiernych fanów, a Piotr był w swoim żywiole. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że takie zajęcie jest bardziej odpowiednie dla nastolatka niż dla trzydziestoletniego faceta. Żeby jeszcze na tym zarabiał… Ale nie.

Miałam w domu Piotrusia Pana, uroczego towarzysza zabaw, ale kompletnie niezdolnego do dorosłego życia. Coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie, z naszej wielkiej miłości niewiele już pozostało. Kiedyś, zirytowana, wykrzyczałam mu to.

– Bo to twoja wina – oznajmił mi spokojnie Piotr. – Kiedyś byłaś inna. Teraz przynudzasz zupełnie jak moja matka.

– Bo dorosłam! – krzyknęłam z furią. – I tobie też by się to przydało! Nie widzisz, jak życie przepływa ci między palcami? Co właściwie robisz? Urządziłeś sobie wieczne wagary! W dodatku moim kosztem!

Nie powinnam była tego mówić. Piotr spojrzał, jakby mnie nie poznawał.

– Będę żył, jak chcę – warknął. – Jestem jeszcze młody i nie pozwolę się uwiązać. Na co niby tak się wykosztowałaś? Na przyzwoitych wakacjach nie byliśmy od kilku lat!

– Jakbyś się dokładał do życia, starczyłoby i na wyjazdy – wbiłam mu szpilę, bo przestałam nad sobą panować. – Nie wiedziałam, że z trudem znosisz warunki, które stworzyłam dzięki temu, że pracuję na nas dwoje. Proponuję, żebyś pokazał klasę i zarobił na wyższy standard życia.

– A pewnie! – Piotr obrzucił mnie złym spojrzeniem. – Ale ty już tego nie zobaczysz!

Nie spodziewałam się, że tak zareaguje

W pierwszej chwili się się przestraszyłam. Piotr chce ode mnie odejść? Po tylu wspólnych latach?! Co ja bez niego zrobię?… Kiedy minął pierwszy szok, pomyślałam jednak, że to dobre rozwiązanie. Nie miałam ochoty niańczyć dorosłego faceta.

W życiu trzeba dokonywać wyborów, nawet jeżeli są to wybory bolesne. Za bardzo przyzwyczaiłam się do życia z Piotrem, do tego że jestem wykorzystywana, a liczyć mogę tylko na siebie. Czas otworzyć oczy.

Spodziewałam się, że mój facet spakuje swoje rzeczy i wyprowadzi się do mamusi, ale dni mijały i nic się nie działo. Siedział naburmuszony w domu i jak zwykle bałaganił. Traktował mnie jak powietrze albo jak służącą, która po powrocie z pracy posprząta i jeszcze napełni lodówkę. 

– To kiedy się wyprowadzasz? – zagadnęłam go pewnego dnia, bo miałam serdecznie dosyć tego niezdrowego układu. 

Piotrek zbył mnie byle czym. Zrozumiałam, że nie ma ochoty rezygnować z wygodnego lokum, a buńczuczne zapewnienia, jak to on mi jeszcze pokaże, na co go stać, były rzucaniem słów na wiatr. Jak zwykle.

Cały Piotr. Tylko że ja już byłam inna. Zabrałam się do pakowania jego ciuchów do torby. Robiłam coś za niego ostatni raz. Miałam szczery zamiar wystawić te rzeczy za próg i rozpocząć nowe życie.
Oczywiście mój Piotruś Pan się przestraszył i uruchomił cały zasób czaru, którym dysponował, żeby załagodzić sytuację. Kiedyś to na mnie działało, ale teraz pozostałam niewzruszona. Aż się sobie dziwiłam.

– Zostaniesz sama, zobaczysz. Z taką twardą babą nikt nie wytrzyma! – krzyknął Piotr w ostatecznej desperacji. – Brakuje ci kobiecego wdzięku, a tego mężczyźni nie lubią… Żaden cię nie zechce.

– Wytrzymałeś ze mną kilka lat i nie słyszałam, żebyś narzekał – odcięłam się dla zasady, ale jego słowa głęboko mnie zraniły.

Powinnam udawać uroczą blondynkę, żeby mężczyźni nie czuli się gorsi? Jestem, jaka jestem, i znajdę kogoś, kto mnie doceni.

– Albo i nie – Anka, moja samotna przyjaciółka, wyraziła moje najskrytsze obawy. – Myślę, że jesteśmy drugim rozdaniem – dodała. – No wiesz, pierwsze było, jak miałyśmy po 20 lat. Ludzie się zakochiwali, tworzyli związki. Jedne przetrwały, inne nie. My odpadłyśmy z gry. Dostajemy coraz więcej zaproszeń na śluby koleżanek i nie możemy opędzić się od myśli, że coś nas omija. Ale nie martw się, giełda małżeńska wciąż funkcjonuje. Tylko, jak to w grach hazardowych, trzeba mieć trochę szczęścia.

Kilka miesięcy po rozstaniu z Piotrem los uśmiechnął się do mnie. Michała zaprosili na grilla wspólni znajomi z myślą o samotnej jak palec przyjaciółce. Zaiskrzyło między nami, umówiliśmy się kilka razy.
Im lepiej go poznawałam, tym mniej wierzyłam w to, co widzę.

„Niemożliwe, żeby taki facet jak on nie miał nikogo” – myślałam. Michał był odpowiedzialny i pracowity, potrafił podejmować decyzje i kontrolował własne życie. Był dorosły! Miał dobrą pracę, w której doceniano go podwyżkami, kolejnymi awansami, i którą w dodatku lubił.

Naprawdę mnie oczarował

Czyżbym wreszcie trafiła na mężczyznę, z którym można stworzyć rodzinę? Trochę się obawiałam, jak zostanę przyjęta przez jego rodziców, w końcu miałam zakusy na ich jedynaka, ale okazało się, że niepotrzebnie. Szczególnie mama Michała była dla mnie niezwykle miła, wciąż podsuwała mi własnoręcznie upieczoną szarlotkę i namawiała na dokładki. Szybko poczułam się w tym ciepłym domu jak u siebie.

– Tak się cieszę, że Michał wreszcie sobie kogoś znalazł! – powiedziała starsza pani ściskając mnie mocno na pożegnanie.

Dlaczego „wreszcie”? Do takiego faceta kobiety powinny ustawiać się w kolejce!

– Może był zbyt wybredny albo po prostu czekał na tę jedyną, czyli na ciebie – rozwiała moje obawy Anka. – Nie kombinuj, bierz, co ci los podsuwa. Wszystko się wyjaśni.

Jedno wiedziałam na pewno: Michał był bardzo przywiązany do rodziców, zawsze wyrażał się o nich z szacunkiem i nigdy by nie pozwolił, żeby mama czekała z obiadem. To dobrze o nim świadczyło, ale dziwiłam się, że jeszcze się nie usamodzielnił. Spytałam go o to wprost.

– Przecież pracuję – zdziwił się. – Nawet pomagam rodzicom. Mieszkamy w dużym domu, po co miałbym się wyprowadzać? I tak rzadko bywałbym u siebie, bo czułbym się w obowiązku odwiedzać staruszków. A tak – jestem na miejscu i wszystko gra.

Chciałam zapytać, gdzie widzi miejsce dla mnie, ale zrezygnowałam. Postanowiłam zastosować się do rady Anki i nie poganiać wydarzeń. Jednak miesiące mijały i, niestety, nic się nie zmieniało. Michał trochę u mnie pomieszkiwał, lecz zawsze pamiętał, gdzie jest jego prawdziwy dom. Pomoc nadeszła z nieoczekiwanej strony. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama Michała i poprosiła o spotkanie.

– Chciałam porozmawiać o Michale – moja prawie teściowa wyglądała na bardzo zdenerwowaną. – Nie wiem, czy dobrze robię, że się wtrącam w wasze sprawy, ale leży mi na sercu dobro syna. Jeżeli tobie nie uda się zabrać go z domu, to nikt tego nie dokona. Jak każda matka pragnę, żeby Michał miał szczęśliwe życie. Własne życie. Powinien się wyprowadzić, ale on nie chce… Wciąż wymyśla nowe powody. Może to moja wina? Gotuję obiady, piekę, sprzątam, piorę i prasuję. Dziecko! Ja już nie mam siły! W tobie widzę jedyną nadzieję!

Zamurowało mnie. Tajemnica przywiązania Michała do domu wyszła na jaw. A teraz zmęczona starsza pani ufnie przekazywała mi swojego rozpieszczonego jedynaka, żebym to ja się nim zajęła.
Jak to nazwała Anka? Jesteśmy drugim rozdaniem. Czyli teraz – albo nigdy…

Czytaj także:
„Matka sabotowała mój związek, bo Mirek nie wyglądał jak Adonis. Uważała, że stać mnie na coś więcej, niż ciepłe kluchy”
„Odcięłam dzieci od rodziny, bo nie mogę znieść obecności szwagra. Kiedy na niego patrzę, widzę... zmarłego męża”
„Prawiłem Kasi komplementy, żeby podnieść ją na duchu. Zrozumiała to opacznie i na firmowej imprezie poszła na całość”

Redakcja poleca

REKLAMA