„Odcięłam dzieci od rodziny, bo nie mogę znieść obecności szwagra. Kiedy na niego patrzę, widzę... zmarłego męża”

żona, która nie może przeboleć śmierci męża fot. Adobe Stock, fizkes
„Jakoś do tej pory nie przyszło mi do głowy, że moje dzieci mogą tę całą sytuację z Jankiem widzieć zupełnie inaczej niż ja! Z góry założyłam, że będą cierpiały tak samo, a tymczasem one paradoksalnie znajdowały w osobie wujka pocieszenie”.
/ 13.03.2022 07:14
żona, która nie może przeboleć śmierci męża fot. Adobe Stock, fizkes

– Dzwonię już trzeci dzień, dlaczego nie odbierasz? – usłyszałam w telefonie pełen pretensji głos teściowej.

Co miałam jej powiedzieć? „Nie odbieram, mamo, bo nie chcę przyjść na twoje imieniny, na to rodzinne spotkanie…”. A dlaczego nie chcę? Bo nie mogę znieść widoku Janka. Nie mogę ścierpieć tego, że on żyje, a Piotr nie!

Dwa miesiące temu poszłam spać jako mężatka, a obudziłam się jako wdowa. Przez jedną, cudowną godzinę poranka nie wiedziałam o tym. Niczego nie podejrzewałam, chociaż kiedy odruchowo pomacałam miejsce obok siebie, nie natrafiłam na mojego śpiącego męża.

„Dziwne, powinien był wrócić z pracy trzy godziny temu” – pomyślałam, raźno wyskakując z łóżka. Pobiegłam do kuchni zrobić sobie kawę, i potem piłam ją niewielkimi łykami, zastanawiając się, czy zadzwonić do Piotra, czy może jeszcze na niego poczekać.

Kiedyś widziałam tyle różnic...

Mój mąż pracował w sortowni paczek znanej firmy kurierskiej i zdarzało się nieraz, że przychodził później do domu. Może i tego dnia kierownik poprosił, aby został trochę dłużej, na kolejnej, dziennej zmianie. Piotr łapał takie okazje, bo nadgodziny były lepiej płatne, a mieliśmy przecież zaciągnięty kredyt na mieszkanie… A może zatrzymał go korek w środku miasta?

Kiedy jednak dopiłam kawę, wiedziałam już, że żadna z tych rzeczy nie wchodzi w grę. Bo przecież wtedy mój mąż by do mnie zadzwonił, powiedział, żebym się nie denerwowała. Tymczasem nie było żadnego telefonu ani jednego SMS-a.

Kiedy w końcu zadzwoniłam do Piotra, już zaczęły drżeć mi ręce. Nie odebrał raz, drugi, trzeci… A potem rozległ się dzwonek do drzwi. Ostry, przenikliwy. Mój mąż nigdy by tak nie zadzwonił do własnego domu, nawet gdyby zapomniał kluczy. Dlatego wiedziałam od samego początku, że na progu będą stali obcy.

Najpierw zobaczyłam ładną kobietę i zaczęłam się zastanawiać, co robi tu o tej porze. Dopiero potem zauważyłam, że ma na sobie mundur! To była policjantka. Przysłali ją, bo pewnie myśleli, że z jej ust lepiej zniosę wiadomość, że Piotr miał wypadek. Co za psychologiczna naiwność! Człowiekowi naprawdę bez różnicy, od kogo słyszy wiadomość, której wolałby nie usłyszeć wcale!

Ból po stracie najbliższej osoby jest nie do opisania. A najgorsze, że kiedy czasami na chwilę zapomina się o tym, iż ona nie żyje, ból wraca za moment większą falą. Ile razy łapałam się na tym, że czekam na szczęk klucza w zamku! Podczas obiadu wyjmowałam talerz także dla Piotra albo planowałam zakupy dla niego.

Kiedy po raz kolejny w markecie odruchowo włożyłam do koszyka jego ulubione piwo, popłakałam się na środku alejki. Łzy kapały mi po policzkach i czułam się jak kompletna idiotka. A ludzie, mijając mnie, udawali, że nic się nie dzieje. Nie winiłam za to nikogo, w końcu nawet niektórzy bliscy znajomi nie wiedzieli, jak się zachować w stosunku do mnie po tej tragedii. Dlatego woleli mnie unikać.

Ale to nie zachowanie ludzi ani nawet moich kilkuletnich dzieci, które ciągle myślą, że tata zaraz wróci z tego nieba, sprawia mi największy ból. Najbardziej rani mnie widok Janka. To brat mojego męża. Bliźniak. Pamiętam, że kiedyś  ludzie z ciekawością pytali mnie, jak to jest kochać się w bliźniaku.

– Kochasz ich obu czy tylko Piotra? Rozróżniasz ich w ogóle? – chcieli wiedzieć, dodając: – Czy nie wszystko jedno, z którym z nich jesteś?

Nie, to nigdy nie było obojętne, bo dla mnie Piotr i Janek różnili się od siebie jak niebo i ziemia. Mimo że byli bliźniakami jednojajowymi, dla mnie nie byli tacy sami. Aż do teraz…

Dzisiaj widok Janka boli mnie tak bardzo, jakby ktoś mnie smagał po całym ciele. Ból przeszywa mnie na wskroś, pali i piecze. „Dlaczego to właśnie Piotr stracił życie w jakimś głupim wypadku, a nie Janek? – zastanawiam się, połykając łzy. – Czy Bogu było wszystko jedno i tylko na oślep wskazał palcem? Czy wiedział, którego z bliźniaków naznacza śmiercią?”.

Kiedyś widziałam w ich twarzach tyle różnic. Kochałam tę, która należała do mojego męża i żadną inną. To, że teraz nie widzę żadnej różnicy, odkryłam na pogrzebie męża.

Kiedy zobaczyłam Janka w eleganckim ciemnym garniturze, miałam ochotę rzucić mu się na szyję z głośnym okrzykiem:

– Piotr! Kochanie!

Przez moment odniosłam wrażenie, że mój mąż żyje, a ja przyszłam na pogrzeb kogoś zupełnie innego. Jednak po chwili do Janka podeszła jego żona i czar prysł. Poczułam, jakby ktoś wbił mi w serce cieniutkie ostrze noża. I zrozumiałam, że tak już będzie zawsze.

Oni widzą sprawę inaczej niż ja

Przez Janka wciąż na nowo przeżywam śmierć Piotra. Kiedy patrzę na jego rodzinę, to mam wrażenie, że oglądam jakiś makabryczny żart. Jakby mój mąż został zaproszony do udziału w filmie, w którym ktoś inny gra rolę jego żony i role naszych dzieci. Tylko Piotr jest ten sam. Ale to nie Piotr, to Janek…

Dlatego nie odbierałam telefonu, nie chciałam rozmawiać z teściową. Nie chciałam iść na rodzinne spotkanie. Nikt przecież z premedytacją nie pcha się tam, gdzie zostanie znowu zraniony, gdzie zrobią mu krzywdę. Nie chcę patrzeć na to, jak Janek się śmieje, szaleje ze swoimi synami, jak się starzeje… Mojemu mężowi nie będzie to dane.

– Przyjdziesz z moimi wnukami? – dopytywała się.

– Jeszcze nie wiem… – odparłam ostrożnie. – Może raczej wpadniemy do mamy tydzień później?

– Ale dlaczego? – teściowa była zdziwiona. – Upiekę tort orzechowy, który tak lubisz. On nie wytrzyma tygodnia, nawet jeśli zostawię ci kawałek w lodówce…

Broniłam się, na szybko wymyśliłam jakąś wymówkę, wiedząc, że tort pewnie stanie mi w gardle, jeśli przy tym samym stole będzie siedział Janek. Mojego oporu nie był w stanie przełamać nawet błagalny ton, który wyczuwałam w jej głosie.

– No cóż, trudno, kochanie, szkoda – teściowa była zawiedziona i wiem, że odmową złamałam jej zgnębione serce.

Ale musiałam tak zrobić, żeby uratować… swoje.

Jednak w dniu imienin teściowej nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Chodziłam z kąta w kąt i byłam dziwnie nerwowa. Po prostu czułam, że za chwilę wybuchnę z byle powodu i skupi się to na moich dzieciach. A tego przecież bym nie chciała. Starałam się więc trzymać od nich z daleka, pozwalając im przez cały poranek oglądać bajki. Jak nigdy…

Sama zamknęłam się w kuchni udając, że robię obiad. Jednak tak naprawdę siedziałam przy kuchennym stole i rozmyślałam. Tak się pogrążyłam w tych myślach, że nawet nie zauważyłam, kiedy weszła ośmioletnia Dominika.

– Mamo, jedziemy dzisiaj do babci? Są jej imieniny! – powiedziała.

„Skąd wiesz? Kto ci o tym powiedział?” – chciałam ją zapytać, lecz w porę przypomniałam sobie, że moja córka ma taki kalendarz, w którym jeszcze Piotr pozapisywał jej najważniejsze rzeczy – daty urodzin i imienin najbliższej rodziny.

– Teraz będę wiedziała, kiedy mam rysować laurki! – cieszyła się.

Dla ukochanej babci pewnie także narysowała już laurkę, tylko ja, pogrążona w swoich przemyśleniach, nawet tego nie zauważyłam.

– Nie jedziemy dzisiaj… Pojedziemy za tydzień – wyjaśniłam, zastanawiając się, jaki podać córce powód swojej decyzji, aby nie skłamać.

– Ale za tydzień nie będzie wujka Janka! – stwierdziła nagle płaczliwym tonem Dominika.

Zamarłam.

– Kochanie, a po co ci wujek Janek? – zapytałam ostrożnie.

Do tej pory moja córka nigdy nie tęskniła nadmiernie za wujkiem.

– Nie pogniewasz się, jak to powiem? – zapytała, zniżając głos do szeptu.

Pokręciłam głową, że nie.

– Bo my z Igorem wyobrażamy sobie czasami, że to jest nasz tatuś… że tata żyje – wyznała córka.

Milczałam porażona jej słowami.

– Ty też tak sobie wyobrażasz, mamusiu? – zapytała mnie cichutko, ze szczerością dziecka.

Kiwnęłam głową, że tak.

– I to jest bardzo miłe, prawda? – stwierdziła już normalnym głosem ośmielona tym, że potwierdziłam. – Wiesz, bo jak tata umarł, to ja najbardziej bałam się tego, że zapomnę, jak wyglądał. Moja koleżanka z klasy, której umarła kiedyś mama, powiedziała mi, że ona w ogóle już jej nie pamięta! I że chociaż ma zdjęcia, to nie jest to samo, bo mama na tych zdjęciach się nie rusza i nic nie mówi. Ja okropnie się tego wystraszyłam, ale potem pomyślałam sobie, że jest przecież wujek Janek… Pamiętasz, mamo, jak byłam mała, to czasami go myliłam z tatusiem! Wtedy się tego wstydziłam, a teraz cieszę się, że mogę to robić. I Igor czuje to samo, bo mi powiedział.

Milczałam, patrząc w okno.

– Ale ty się o to na nas nie gniewasz, mamusiu? – upewniła się Dominika, nagle zaniepokojona.

A ja po prostu nie mogłam pozbierać myśli, nie mogłam złapać tchu! Jakoś do tej pory nie przyszło mi do głowy, że moje dzieci mogą tę całą sytuację z Jankiem widzieć zupełnie inaczej niż ja! Z góry założyłam, że będą cierpiały tak samo jak ja, a tymczasem one znalazły w podobieństwie braci pocieszenie. Więc może i ja powinnam spojrzeć na to inaczej, chociażby tylko dla nich? Skoro dzięki temu mogą mniej cierpieć, czemu mam pozbawiać je takiej możliwości.

– Kochanie, to którą sukienkę chcesz włożyć do babci? – zapytałam po chwili, podejmując decyzję; ukradkiem wytarłam łzy. – Ubierajmy się szybko, bo się jeszcze spóźnimy!

Czytaj także:
„Przez 30 lat nie poznałam mężczyzny, który zawróciłby mi w głowie tak, jak Norbert. W końcu poczułam motylki w brzuchu”
„Wszyscy mają mnie za pijawkę, bo jestem komornikiem. Ja tak naprawdę ratuję ofiary podłych hochsztaplerów”
„Zaszłam w ciążę z facetem, który miał rodzinę. Latami ukrywałam przed córką, kim jest jej tata. Teraz chce poznać ojca”

Redakcja poleca

REKLAMA