„Zamiast oszczędzać na emeryturę, brałam kredyty na dzieci. Zostałam bez grosza, a córka z synem nie garną się do pomocy”

kobieta, której dzieci nie pomagają finansowo fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„– Kobieto, ręce sobie urabiasz, żeby spełnić ich zachcianki – mówiła z niesmakiem moja serdeczna przyjaciółka, która uważała, że moje dorosłe już dzieci powinny wziąć swój los we własne ręce i zacząć wreszcie żyć za swoje. – Żebyś tego kiedyś nie żałowała!”.
/ 07.06.2022 12:00
kobieta, której dzieci nie pomagają finansowo fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Nigdy nie narzekałam na brak gotówki. Przez wiele lat byłam główną księgową w dużym zakładzie produkcyjnym na terenie Śląska. Poza tym dorabiałam, prowadząc księgowość znajomym,  którzy mieli firmy. Nie zarabiałam może kokosów, ale na przyzwoite życie zupełnie mi wystarczało.

– Co za koszmar z tymi autobusami, już nie mogę! – jęknęła pewnego dnia moja córka, która studiowała na Akademii Ekonomicznej w Katowicach i każdego dnia spędzała godzinę w środkach komunikacji miejskiej.

– A może weźmiemy na kredyt jakiś mały samochodzik dla ciebie? – zaproponowałam jej wielkodusznie.

Córka bardzo się ucieszyła, wyściskała mnie i powiedziała, że rozejrzy się w takim razie za jakimś ekonomicznym samochodem w rozsądnej cenie.

– Chyba najlepsza byłaby dla mnie corsa – powiedziała po kilku dniach porównywania parametrów technicznych i cen.

Zgodziłam się, bo chociaż nie znam się zbyt dobrze na autach, to ten mały miejski samochodzik przypadł mi bardzo do gustu. Niech się dziecko cieszy…

– Może i mnie czasem gdzieś podrzucisz? – zapytałam pół żartem, pół serio, na co córka odpowiedziała z uśmiechem, że jak tylko zechcę, zostanie moim kierowcą.

Pomagałam im, jak tylko mogłam

Jakiś czas później młodszy syn zaczął zagadywać, że i jemu przydałby się jakiś pojazd. Pewnie był zazdrosny o auto siostry. Mam dwoje dzieci i sprawiedliwość musi być. Bez słowa zgodziłam się więc, żeby wybrał sobie samochód w komisie.

– Nie mam już pieniędzy na coś z salonu, ale używany jakoś spłacę – zapowiedziałam mu optymistycznie.

Od tej pory byłam obciążona już dwoma kredytami. Nie powiem, odczułam to, ale nawet mi do głowy nie przyszło narzekać. Brałam po prostu wszystkie zlecenia, które wpadały mi w ręce. Często do późnej nocy ślęczałam nad papierami.

Po jakimś czasie wyszłam znowu na prostą. Kredyty zostały spłacone, jednak zbiegło się to w czasie ze ślubem córki. Musiałam więc znowu zaciągnąć pożyczkę na wesele, a chwilę potem pomóc synowi w usamodzielnieniu się i urządzeniu jego wynajętej kawalerki. No, ale co zrobić? Dzieci to dzieci. Teraz mnie potrzebują, a kiedyś to ja będę potrzebować ich.

– Kochana jesteś, mamo – mówił syn, kiedy brałam dla niego na raty komplet wypoczynkowy i plazmowy telewizor.

Czułam, że jestem dobrą matką, bo robię wszystko co w mojej mocy, żeby moje dzieci były zadowolone i szczęśliwe.

– Kobieto, ręce sobie urabiasz, żeby spełnić ich zachcianki – mówiła z niesmakiem moja serdeczna przyjaciółka, która uważała, że moje dorosłe już dzieci powinny wziąć swój los we własne ręce i zacząć wreszcie żyć za swoje. – Żebyś tego kiedyś nie żałowała!

– Gdybyś miała syna albo córkę, też chciałabyś dla nich jak najlepiej – odgryzałam się jej, bo jako osoba bezdzietna nie miała pojęcia, co oznacza być matką.

Zostałam z gołą emeryturą

Jej słowa dały mi jednak do myślenia. Faktycznie ostatnie lata to dla mnie czas gonienia za pieniędzmi. Wszystko po to, żeby spłacić zaciągane jeden za drugim kredyty. Najpierw na samochody, potem na ślub Joli i mieszkanie Piotrka. Wielu rzeczy sobie odmawiałam, byle tylko opłacić bieżące rachunki. Od dawna nigdzie nie jeździłam, nie kupowałam ubrań ani nawet nie chodziłam do fryzjera. Czasem w pobliskiej drogerii zaopatrzyłam się w tubkę farby i nakładałam ją na włosy, ale wkrótce nawet to sobie odpuściłam. Żal mi było pieniędzy na fanaberie. Przynajmniej moje…

Bo córka co miesiąc potrzebowała pieniędzy na najdroższego fryzjera. Chociaż sama już zarabiała, zdarzało się, że kierowała naszą rozmowę na to, że jej na coś zabraknie, a ja wtedy natychmiast sięgałam do portfela.

– Kiedy zajmiesz się sobą? – dociekała moja przyjaciółka i jasno dawała mi do zrozumienia, że ostatnio jako kobieta bardzo się zapuściłam.

– Przyjdzie jeszcze taki czas – machałam lekceważąco ręką, w głębi duszy wierząc, że kiedy moje dzieci mocno staną na własnych nogach, odciążą mnie w końcu finansowo, a może i wesprą jakimś groszem, szczególnie gdy przejdę na emeryturę.

Zanim się obejrzałam, nadszedł ten dzień. Jak dla mnie zbyt szybko. Nie miałam przecież żadnych oszczędności… „Dam sobie radę, mam przecież sporo znajomych, których obsługuję jako księgowa” – pocieszałam się w myślach. Jednak moi klienci jeden po drugim wykruszali się. Ot, taki był wtedy czas. Koniec końców, zostałam z gołą emeryturą. Jak łatwo się domyślić, były to marne grosze.

– Teraz to już kompletnie nie masz z czego zadbać o siebie – domyśliła się przyjaciółka, która doskonale znała realia, bo sama od lat była na rencie, i gdyby nie emerytura jej męża górnika, zupełnie nie byłaby w stanie związać końca z końcem.

Mimo wszystko byłam dobrej myśli. Mam przecież dwoje dzieci, które wychowałam i wykształciłam. Tyle razy im pomagałam. Kiedy będzie trzeba, na pewno i ja otrzymam od nich odpowiednią pomoc… Tymczasem już kilka dni później boleśnie przekonałam się, jak bardzo się myliłam.

Piotrek, kiedy napomknęłam, że węgiel znów zdrożał, więc chyba nie będę grzała we wszystkich pomieszczeniach, stwierdził, że powinnam… sprzedać dom!

– Jak możesz?! Przecież to spadek po twoich dziadkach! – oburzyłam się, bo w ogóle nie brałam tego pod uwagę.

Nie spodziewałam się, że mój syn nie dostrzeże tej drobnej aluzji, za którą kryła się moja prośba o pomoc. Za to uraczył mnie opowieścią, jak to mu ciężko:

– Musiałem kupić nowego laptopa i wziąć na raty lodówkę, bo stara już do niczego się nie nadawała – wyliczał skwapliwie.

Trzeba było zawczasu pomyśleć o sobie

Moja córka również nie kwapiła się do pomocy.

– Dałabym ci jakieś pieniądze, ale teraz u mnie strasznie krucho z gotówką – powiedziała z rozbrajającą szczerością.

Byłam okropnie rozgoryczona. Moje dzieci miały stałą pracę i nie powodziło im się najgorzej. Mimo to zupełnie nie poczuwały się do odpowiedzialności za matkę emerytkę. Czarę goryczy przelało to, że parę dni później dostałam skierowanie do sanatorium, a z powodu braku pieniędzy musiałam zrezygnować z wyjazdu.

– Kupiłam węgiel na cały zimowy sezon – tłumaczyłam przyjaciółce, która nie potrafiła zrozumieć mojej decyzji.

Wyjaśniłam jej, że nie mam ani na bilet do Kołobrzegu, ani na kupienie sobie najpotrzebniejszych rzeczy na taki wyjazd.

– Potrzebowałabym zimowej sportowej kurtki, jakichś wygodnych butów do dreptania i wygodnego dresu, a to wszystko kosztuje – pożaliłam się jej. – Co mam niby zrobić?

Krysia pokiwała głową ze zrozumieniem, a już po chwili znalazła rozwiązanie mojego problemu. Kiepskie zresztą…

– Zadzwoń po prostu do dzieci, niech zrobią zrzutkę na wyjazd mamy – powiedziała, jakby nic do niej nie dotarło.

Zrezygnowana, machnęłam tylko ręką. Kiedy wyszła, usiadłam z herbatą przy oknie i zasępiłam się. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że inwestując wszystko we własne dzieci, zupełnie zapomniałam o sobie. Nie miałam ani złotówki odłożonej na przysłowiową czarną godzinę, która to godzina właśnie teraz nadeszła. Gdybym była choć trochę bardziej przewidująca, zabezpieczyłabym się na starość.

Tymczasem jedyne, co mi teraz pozostało, to odwołać wyjazd do sanatorium, spędzić zimę w domu, w którym muszę oszczędzać na grzaniu, i robić dobrą minę do złej gry… W najgorszych koszmarach sennych nie spodziewałam się, że moje dzieci tak się odetną od mojej trudnej sytuacji! „Jakoś dam sobie radę” – pocieszam się gorzko. Pierwszy raz pomyślałam poważnie o pomyśle Krysi. Kocham ten dom, ale go nie utrzymam! A gdybym go sprzedała, kupiłabym sobie jakieś małe mieszkanko

Resztę pieniędzy, które uzyskałabym z tej transakcji, ulokowałabym na jakiejś lokacie, żebym już nigdy ani Joli, ani Piotrka nie musiała prosić o pomoc. Zbyt jestem dumna, żeby po raz kolejny przeżywać takie upokorzenia. Kryśka miała rację: czas pomyśleć o sobie! Bo jak pokazały ostatnie dni, na dzieci nie mogę zupełnie liczyć.

Czytaj także:
„O Dagmarze marzył każdy facet w firmie, ale ona wybrała mnie, zwykłego szaraka. Zauroczyłem ją swoją nieśmiałością”
„Zerwałam z facetem, bo bardziej niż mnie kochał sport. Ale gdy spotkaliśmy się u wspólnych znajomych, namiętność wróciła”
„Poznany na wakacjach obcokrajowiec zawrócił mi w głowie. Po miesiącu zostałam jego żoną i równie szybko tego pożałowałam”

Redakcja poleca

REKLAMA