Miały to być wakacje mojego życia. Szalone i odważne. Tuż po maturze trzy koleżanki i ja wybrałyśmy się w podróż po Europie. Z dwoma namiotami, plecakami i paroma euro w kieszeni. Ojcu się nie przyznałam, jakie miałyśmy zamiary. Po śmierci mamy wychowywał samotnie mnie i mojego starszego brata. Jako wojskowy w domu także wprowadził dryl, wszystko musiało być na czas i pod sznurek. Choć byłam już pełnoletnia, bałam się, że tata zabroni mi pojechać, więc wymyśliłam historyjkę, że wybieramy się tylko do Francji na winobranie.
Owszem, miałyśmy to w planach, ale nie tylko. Chciałyśmy zarabiać i zwiedzać, czyli kiedy zabraknie nam gotówki – popracować jako kelnerki lub przy zbiorze owoców, a potem ruszać dalej. Oczywiście autostopem, bo jak inaczej? Nasz plan zakładał minimum wydatków. Podzieliłyśmy się więc na dwie pary i co dzień umawiałyśmy w jednym miejscu, do którego trzeba było dotrzeć dowolnym środkiem lokomocji.
To nie był tylko zwykły flirt
Było cudownie! Po raz pierwszy tak daleko od domu i rodziny czułam się jak psiak zerwany ze smyczy. Chłonęłam wrażenia wszystkimi zmysłami, dotykając tak namacalnie życia w innych krajach. Francja była piękna, Hiszpania mnie zachwyciła, ale to Portugalia tak naprawdę rzuciła mnie na kolana! Może dlatego, że Portugalczycy jako południowcy są tacy egzotyczni, a jednocześnie spontaniczni jak Polacy.
Pewnego dnia jechałyśmy z Porto do Lizbony, zamierzając zatrzymać się po drodze w małych nadmorskich miasteczkach. Niestety, to była niedziela, fatalny dzień na podróżowanie autostopem, bo mijające nas samochody były wypełnione rodzinami z dziećmi. W końcu Iwonie i Kaśce udało się coś złapać, a my z Gośką nadal tkwiłyśmy na poboczu w kurzu i upale.
Traciłyśmy już nadzieję, że ktokolwiek się zatrzyma, i planowałyśmy nocleg „na dziko” w pobliskich krzakach, kiedy z piskiem opon zahamował przy nas piękny, duży kabriolet, a siedzący za kierownicą atrakcyjny chłopak zawołał po angielsku:
– Hej, podwieźć was?
Potem wcale nie wyrzucił nas tak po prostu przy campingu, tylko zaprosił na kolację. A kiedy dowiedział się, że jest nas więcej, skrzyknął swoich kumpli.
To był cudowny wieczór! Zwłaszcza, że Jorge wpatrywał się we mnie ciemnymi oczami jak w obrazek. Od początku czułam, że zwrócił na mnie uwagę, i że ta akcja z kolacją ma na celu tylko jedno: lepiej mnie poznać. Istotnie, Jorge nawet nie chciał słyszeć o tym, że za dwa dni jedziemy dalej, do Lizbony. Namawiał nas serdecznie na pozostanie w jego miasteczku, a kiedy upierałyśmy się przy swoim planie… zadecydował, że pojedzie z nami jako przewodnik!
To był ostatni miesiąc naszej podróży i miałyśmy już trochę dosyć autostopu. Przyjęłyśmy więc jego propozycję z entuzjazmem. A ja wręcz z zachwytem. Przez całą podróż siedziałam z przodu, obok Jorge’a, i szybko jego prawa dłoń spoczęła na moich nagich, opalonych udach.
– Wreszcie rozumiemy zalety automatycznej skrzyni biegów! – śmiały się dziewczyny, trochę zazdrosne o to zainteresowanie mną ze strony chłopaka.
Bo to od początku było wyraźnie coś więcej niż tylko zwykły wakacyjny flirt. Mój Portugalczyk zachowywał się tak, jakby spotkał miłość swojego życia! Nadskakiwał mi, uprzedzał moje pragnienia, komplementował i troszczył się o mnie. Jednym słowem – ideał chłopaka, zwłaszcza że taki przystojny! W dodatku wcale nie chciał tak od razu zaciągnąć mnie do łóżka! Jego zaloty były takie romantyczne… Z dnia na dzień wpadałam coraz głębiej w tę miłość.
Nikomu nic nie powiedzieliśmy
Kiedy nieuchronnie zbliżał się koniec wakacji, Jorge robił się coraz bardziej niespokojny.
– Jesteś mi potrzebna! Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie! – w jego głosie pobrzmiewały tony tragiczno-histeryczne.
Ja także byłam już zakochana w nim po uszy. Dlatego gdy wyjął pierścionek zaręczynowy, prawie umarłam ze szczęścia. Zaręczyliśmy się! I… Jorge nalegał na jak najszybszy ślub!
– Po co masz wracać do Polski? Sama mówiłaś, że z ojcem niezbyt dobrze ci się układa. Przecież w Portugalii także możesz studiować! A moja rodzina ma ogromny, piękny dom.
Jego błagania brzmiały w moich uszach jak najpiękniejsza muzyka. Obiecałam więc, że wrócę do swojego kraju tylko po potrzebne dokumenty. Słysząc to, Jorge od razu zarezerwował termin ślubu cywilnego na początek października. Miałam więc niecały miesiąc na załatwienie formalności oraz przetłumaczenie na portugalski swojego aktu urodzenia i zaświadczenia, że jestem prawnie zdolna do zawarcia związku małżeńskiego.
Wróciłam do Polski jak na haju i od razu zajęłam się załatwianiem wszystkiego. Ojcu nic nie powiedziałam z wiadomych względów. Chyba by mnie przykuł kajdankami do łóżka! Moje przyjaciółki także nie wiedziały, co się szykuje. Bałam się, że będą usiłowały przemówić mi do rozsądku, że Jorge jest miły, ale ślub z nim po miesiącu znajomości to czyste szaleństwo. Tymczasem on dzwonił do mnie kilka razy dziennie i nie wyobrażałam już sobie życia bez niego.
Piątego października zamiast na uczelnię pojechałam na lotnisko. Mój ukochany opłacił mi bilet i czekał na mnie na miejscu. Ku mojemu zdumieniu, zamieszkaliśmy w Lizbonie w hotelu. A następnego dnia wzięliśmy ślub w tamtejszym urzędzie! Byliśmy tylko my i świadkowie – przyjaciele Jorge’a.
– Chcę cię wprowadzić do mojego domu już jako żonę! – oświadczył mi z uśmiechem.
Kiedy zadzwoniłam do ojca, że zostałam właśnie żoną Portugalczyka, staruszek przeżył szok.
– Nie wiesz, co robisz, córeczko… – po raz pierwszy od lat porzucił swój wojskowy suchy ton. – Ale życzę ci wiele szczęścia, bo moim zdaniem będziesz go potrzebowała.
Jego rodzice i siostra także byli w szoku, że tak niespodziewanie Jorge przywiózł do domu żonę. Nie mam pojęcia, jak on sobie wcześniej to wszystko wyobrażał; dlaczego uważał, że sprawy między mną a jego rodziną ułożą się idealnie. Myślałam, że skoro ich tak dobrze zna, to wie, co robi… Tymczasem rodzina męża od razu dała mi do zrozumienia, że jestem tu intruzem. Teść jeszcze się trochę chyba łamał, może urzeczony moją delikatną jasną skórą. Ale matka i dwie starsze siostry były nieprzejednane!
Wszelkie moje próby nawiązania z nimi kontaktu spaliły na panewce. Tym bardziej że nie znałam portugalskiego, a one nie chciały mówić po angielsku, chociaż wiedziałam, że potrafią.
W dodatku z dawnej czułości ukochanego niewiele zostało. Jakby przestał mnie zauważać. I nawet nie miałam się komu wyżalić. Do ojca nie zadzwoniłabym za nic w świecie, do przyjaciółek także. Nie chciałam usłyszeć ich: „A nie mówiliśmy!”. Bo chwilami wydawało mi się, że znowu będzie bajkowo.
Nie zamierzałam żyć w takim układzie
Tak było na przykład wtedy, gdy Jorge zabierał mnie na zakupy i stroił jak lalkę. Miał duży gest, chociaż gust jak dla mnie zbyt wyzywający. A mnie przeważnie nie było do twarzy w jaskrawych kolorach. Jednak Jorge był tymi ciuchami zachwycony, nosiłam je więc bez szemrania. Po jakimś czasie przekonałam się, że nie jestem jedyną osobą, która je wkłada…
Mój mąż często wychodził wieczorami, twierdząc, że prowadzi biznesowe rozmowy. W pewnym momencie odkryłam jednak, że gdy on wychodzi, z mojej szafy znika jedna z tych wyzywających sukienek! Myślałam, że ma jakąś babkę na boku, której daje to do włożenia i zabiera na służbowe spotkania. Jakże byłam głupia! Tym, kto nosił te kiecki był... sam Jorge!
Dotarło to do mnie pewnego dnia, gdy przyłapałam go w swojej garderobie. Miał na sobie cały zestaw moich ciuchów, od stanika i koronkowych stringów po sukienkę i wysokie szpilki. Kiedy odwrócił do mnie uszminkowaną twarz, przeżyłam szok. Wreszcie zrozumiałam, dlaczego ten niewysoki, jak na mężczyznę, chłopak, z małą jak u baby stopą, związał się z dość postawną kobietą z Polski. Znęciło go tylko to, że byliśmy prawie jednakowego wzrostu i mieliśmy ten sam rozmiar stopy!
Żeniąc się z cudzoziemką, która nie mówiła ani słowa po portugalsku, zyskał doskonały parawan dla swoich ciągot. Dobrze wiedział, że nie będę miała się komu poskarżyć czy zwierzyć, bo i tak nikt nie będzie chciał mnie słuchać.
Nie miałam zamiaru żyć w tym chorym układzie ani minuty dłużej! Nie bacząc na groźby męża, uciekłam, zabierając tylko swoje dokumenty i trochę gotówki. A kiedy stanęłam w drzwiach rodzinnego domu, tata bez słowa mnie przytulił, czego nie robił od lat. O nic nie pytał.
Wróciłam do normalnego życia. Podjęłam studia i wystąpiłam w polskim sądzie o rozwód. I tylko biały ślad po obrączce na moim palcu opalonym przez południowe słońce świadczył o tym, że niedawno byłam mężatką. A potem i on zniknął.
Czytaj także:
„Zaszłam w ciążę w wieku 43 lat. Teściowa zabroniła mi iść na badania prenatalne, bo powiedziała, że to nie po bożemu”
„Dorota opowiadając o swoich miłosnych podlotach, pożerała mojego męża wzrokiem. Czy na moich oczach tworzył się romans”
„Synowa jest pielęgniarką, a w domu smród, brud i chaos. Nie chce być złośliwą teściową, ale czas dać jej lekcję życia”