„Zamiast na plażach Hiszpanii, wylądowałam na zapadłej wiosce. I całe szczęście, bo dzięki temu spotkałam miłość”

zakochana para fot. Adobe Stock, bobex73
„– Nic mi się nie układa – westchnęłam zrezygnowana. – Jestem u koleżanki, bo nie mam gdzie mieszkać. Moja babcia sprzedała mój ukochany dom! Właśnie ten, w którym ty się szarogęsisz! Co roku przyjeżdżałam tu na wakacje, a teraz nawet nie mogę zerwać jabłka”.
/ 26.05.2022 12:15
zakochana para fot. Adobe Stock, bobex73

Ato pech! Pieniądze, które odkładałam cały rok na wakacyjną wycieczkę za granicą, przepadły... Żegnaj Hiszpanio, żegnajcie palmy szumiące nad szmaragdowym morzem i pałace zachwalane w turystycznych przewodnikach! Tego wszystkiego pozbawili mnie włamywacze, którzy w długi weekend okradli moje mieszkanie. Ukradli biżuterię, starą kurtkę z lisów, laptopa, prawie 1000 złotych. No i zniszczyli drzwi wejściowe, a za zainstalowanie nowych razem z zamkiem musiałam zapłacić 1900 złotych. Nie pozostawało mi nic innego, jak przyjąć na dwa tygodnie lata zaproszenie od swojej koleżanki ze wsi, w której mieszkała kiedyś moja babcia.

Przyłapał mnie na gorącym uczynku

Nie byłam tam od trzech lat i myślałam, że już nigdy tam nie pojadę. Trzy lata temu babcia sprzedała swój śliczny, biały domek, w którym jako dziecko spędzałam prawie każde wakacje. Przeprowadziła się do swojej drugiej córki, czyli mojej cioci, a dom kupiło jakieś małżeństwo z Warszawy. Babcia szlachetnie dołożyła się do zakupu mojej przytulnej kawalerki, niemniej wciąż żal mi było małego domku w starym sadzie.

Kilka dni po przyjeździe postanowiłam zobaczyć domek babci z daleka. Był ostatni w szeregu wiejskich domów, oddzielony od pozostałych łąką, porośniętą teraz samosiejkami. Z drugiej strony rozległy ogród przylegał do lasu. Spoza starych drzew owocowych, które dobrze pamiętałam z dzieciństwa, odsłonił się widok na biało otynkowany dom zbudowany na planie kwadratu. Wokół panowała cisza i spokój, jakby nikogo tu nie było.

Już miałam odejść, gdy mój wzrok padł na starą, rozłożystą jabłoń rosnącą nad szopką na narzędzia, tuż obok płotu. Jej owoce, papierówki, właśnie dojrzewały, a doskonale pamiętałam, że są wyjątkowo smaczne. Niewiele myśląc, ruszyłam wzdłuż ogrodzenia z ku drzewku. Opierając się na betonowym słupku, zaczęłam wdrapywać się na płot, z którego mogłam przeskoczyć na dach szopki.

Nagle stare deski niebezpiecznie zatrzeszczały, oderwały się od bocznych kantówek i runęły razem ze mną do środka szopy. Krzyknęłam ze strachu i bólu: krawędzie desek wręcz zdarły mi skórę na udach i ramionach, a wykręcona stopa uwięzła mi w przewróconej do góry dnem drewnianej skrzynce na owoce. Uklękłam na jednym kolanie, bo drugie, obtarte do krwi, sterczało ze skrzynki.

W tym momencie drzwi szopki otworzyły się i na wysokości mojego nosa zobaczyłam męskie duże buty i długie nogawki dżinsów. Uniosłam głowę: przede mną stał wysoki i… wyjątkowo przystojny blondyn.

Ktoś tu chyba wpadł w pułapkę – zawyrokował drwiąco, patrząc na mnie z góry.

– I żadne padanie przede mną na kolana nie pomoże – to miał być chyba komentarz do mojej dziwnej pozy. – Teraz już wiem, kto nam ostatnio cały czas podkradał jabłka z sadu.

– Na pewno nie ja! – zaprotestowałam energicznie. – Przyszłam tu pierwszy raz.

– No. to mamy istne „wejście smoka” – rzucił złośliwie, pomagając mi wstać. – Nie wiem, czy dobrze robię. Może trzeba zamknąć szopkę i potrzymać tu panią kilka dni o chlebie i wodzie? To podobna dobra metoda…

– Nie moja wina, że dach jest stary i spróchniały – jęknęłam.– Gospodarny właściciel by o niego porządnie zadbał!

– No wiecie państwo! – dalej sobie ze mnie kpił. – Nie dość, że złodziejka załamała dach, to jeszcze ma pretensje do właściciela, że go nie naprawia, by mogła kraść jabłka bezpiecznie!

Nie zamierzałam z nim dyskutować. Chciałam go wyminąć z dumną miną i bez słowa odejść, ale przy pierwszym kroku z bólu zachwiałam się i gdybym nie chwyciła ramienia blondyna, pewnie bym upadła.

– Co ci jest? – spytał z troską w głosie. – Skręciłaś nogę?

– Nie wiem, boli mnie w kostce – jęknęłam, stojąc jak bocian na jednej nodze. – I pościerałam sobie skórę. Wszędzie.

Przykucnął i ujął delikatnie moją stopę, uciskając palcami w różnych miejscach.

– Złamana chyba nie jest, bo byś już krzyczała, nieszczęsna akrobatko. Ale trzeba ją unieruchomić bandażem elastycznym, bo inaczej nie będziesz mogła zrobić kroku. Zresztą, przez kilka dni i tak się nie ruszysz. No i te krwawe otarcia, przydałoby się je porządnie zdezynfekować. O, a tu mamy drzazgę! – zawołał, prawie uradowany.

– Sadysta – warknęłam i aż mnie ręka zaswędziła, żeby mu przyłożyć w te blond kędziorki. – No i co się tak gapisz? Gołych nóg nie widziałeś?

– Piękne nogi – stwierdził mój wybawca autorytatywnie, z twarzą na wysokości moich ud odzianych w kuse szorty. – Ale przez jakiś czas będą na nich piękne strupy. Zabawię się teraz w dobrego samarytanina i opatrzę trany. Możesz kuśtykać?

Niestety, przychodziło mi to z trudem. Widząc moją wykrzywioną z bólu twarz, wziął mnie na ręce i zaniósł do domu, mrucząc coś pod nosem na temat miłosierdzia okazywanego pospolitym złodziejkom. A ja go pocieszałam że… powinien być szczęśliwy, bo ważę zaledwie 60 kilogramów.

Wylałam przed nim swoje żale

Wnętrze znanego mi z dawnych czasów domu było już całkowicie zmienione. Z pokojów zniknęły tandetne meble z lat sześćdziesiątych, a na pastelowych ścianach już nie było szlaczków i wałków.

– Podobno ten dom kupiło jakieś małżeństwo w średnim wieku – rzuciłam, gdy blondyn posadził mnie na wersalce.

– Zgadza się – potwierdził, podchodząc do mnie z bandażem elastycznym, watą i wodą utlenioną. – A ten, który ci za chwilę udzieli pierwszej pomocy, to ich syn, Jacek. Mam zamiar spędzić tu swój urlop, a przy okazji pomóc ojcu rozebrać starą stodołę i szopę.

– Ja mam na imię Beata – przedstawiłam się machinalnie, patrząc z obawą na te akcesoria w jego rękach.

– Nie rób takiej przerażonej miny – uspokoił mnie. – Tak się składa, że jestem od trzech lat rehabilitantem, więc znam się trochę na stawach, zwichniętych też. Nie bałaś się kraść jabłek, a boisz się, że będzie szczypało?

– Nie musisz mi ciągle wypominać! – krzyknęłam ze złością i zerwałam się z wersalki.

Próbowałam pokuśtykać w stronę drzwi, ale Jacek posadził mnie z powrotem.

– No, no, nie bądź taka obrażalska – mruknął pojednawczo.

Fachowo obandażował mi stopę, prawie nie czułam bólu. Potem igłą wyłuskał drzazgę z łydki, ale to już przy głośnych sykach z mojej strony. Kiedy przemywał mi otartą skórę na udach i ramionach, było jeszcze gorzej. Rany piekły, jakby ich dotykał ogniem. Jacek zaczął żartować o karze za grzechy, ale przerwał, gdy ujrzał w moich oczach łzy.

– Naprawdę aż tak boli? – spytał zaniepokojony. – A stopa? Może to jednak jest złamanie?

– Żadne złamanie – chlipnęłam. – Najwyżej załamanie. Nerwowe. Może i na to znajdziesz radę? Jesteś podobno rehabilitantem. Może też psychologiem? – dodałam złośliwie.

– Aż tak się przejęłaś, że cię nakryłem na kradzieży jabłek? – spytał z niedowierzaniem. – To  chyba coś z tobą nie tak. Naprawdę jesteś psychiczna.

– Nie o to chodzi – powiedziałam zrezygnowana. – Nic mi się nie układa. Miałam jechać na urlop do Hiszpanii, ale mnie okradli i Hiszpanię diabli wzięli. Nie wiem, co ja tu teraz będę robić. Chyba tylko siedzieć ze skręconą nogą i liczyć kury na podwórku u koleżanki. Jestem u niej, bo nie mam już tu gdzie mieszkać. Moja babcia sprzedała mój ukochany dom! Właśnie ten, w którym ty się szarogęsisz! Co roku przyjeżdżałam tu na wakacje, a teraz nawet nie mogę zerwać jabłka!

Wyrzucałam z siebie wszystkie żale, nie mówiąc mu tylko tego, że z takim przystojnym facetem chciałabym się spotkać w zupełnie innej sytuacji, gdy mogłabym zabłysnąć wdziękiem, urodą i inteligencją. Na przykład na plaży w Hiszpanii. Tymczasem siedzę tu pokiereszowana, przyłapana na podbieraniu jabłek jak jakiś miejscowy smarkacz i pewnie beznadziejnie wyglądam.

Jacek poklepał mnie pocieszająco po ręce i zatrzymał ją w swojej ciepłej dłoni.

– Rzeczywiście masz powód do zmartwienia, ale zdarzają się w życiu gorsze rzeczy – powiedział, nie zwalniając uścisku. – Straty odrobisz, do Hiszpanii jeszcze zdążysz wyjechać. A tu, na wsi jest całkiem przyjemnie. Kiedy ci się noga wygoi, będziemy chodzili do lasu na grzyby i na maliny. Możemy pływać w jeziorze, gdy będziesz miała ochotę. Zawiozę cię samochodem, nie musisz kuśtykać. Będzie fajnie.

Jacek miał rację. Były to cudowne wakacje i już wcale nie było mi żal Hiszpanii. Poza tym, nic się nie dzieje bez powodu, wszystko ma swój cel w życiu. Kto wie, może w przyszłym roku pojedziemy do Hiszpanii razem?

Czytaj także:
„Jestem w ciąży i boję się, że moje dziecko dotknie rodzinna klątwa. Nie wiem, jak wyjaśnić to mężowi”
„Narzeczony rzucił moją siostrę przed ołtarzem, bo nie miał odwagi z nią zerwać. Ciągle płakała i nikła w oczach”
„Jestem tchórzem. Boję się własnej córki, dlatego wciąż nie przyznałem się, że zastąpiłem jej matkę nową kobietą”

Redakcja poleca

REKLAMA