Moja rodzina jest typowym wielkomiejskim produktem naszych czasów. Nie mam rodzeństwa. Mama i tato są zabiegani, robią kariery. Właściwie to raczej tata, bo mama po prostu pracuje. No właśnie. Nie lubi tej swojej roboty biurowej, ale ciągnie to już 15 lat. Wcześniej siedziała ze mną w domu prawie 5 lat. Najpierw wpadka zaraz po studiach, i to w momencie, kiedy zaczynała akurat coś ciekawego, potem zagrożona ciąża i długie leżenie. Następnie 3 lata opieki nade mną. A potem jeszcze 2 szukania pracy. W tym czasie jej chłopak, potem mąż, czyli mój tata, cały czas rozwijał karierę.
Ojciec jest w zawodzie od 24 lat. Prawnik. Dobry. Ciągle nieobecny w domu. A jak czasem obecny ciałem, to zazwyczaj nieobecny myślą. Owszem, kiedy ma więcej czasu, wyjeżdża gdzieś z mamą. Ja z nimi nie jeżdżę od 5 lat. Wolę mieć wolną chatę. Właściwie, to wolałem mieć wolną chatę, bo od niedawna jestem na swoim. Jesteśmy. No, ale od początku.
Ojciec ubzdurał sobie, że wyśle mnie za ocean, bo jego kumpel prowadzi tam dużą firmę komputerową. Bo po pierwsze będę mógł szlifować angielski, a po drugie odciągnie mnie od mojej beznadziejnej historii. Tak, studiuję historię. Ojciec, odkąd się dowiedział, nie mógł mi tego wybaczyć. Miałem być prawnikiem jak on.
Uważał, że zmarnowałem szansę na sensowny zawód, ale otuchy dodawały mu moje zainteresowania informatyczne. Nie żebym bardzo w tym tkwił, tyle co większość moich kumpli, nic poważnego. Niestety, ojciec nieustannie wracał do tematu studiów informatycznych w Stanach. Mnie to wcale nie pociągało. Nie zamierzałem zmieniać studiów, a poza tym Ania dopiero zaczęła romanistykę, i nie mogła ze mną wyjechać na dłużej. A ja naprawdę się zakochałem.
Byłem szczęśliwy, ale też przerażony
Od początku roku akademickiego trwała wojna między mną a ojcem. Wściekłem się, kiedy powiedział, że wysłał za mnie papiery na jakąś uczelnię i rozmawiał już nawet ze swoim znajomym o moim zakwaterowaniu. Przez godzinę trwała burzliwa wymiana argumentów. Tłumaczyłem, że już wybrałem kierunek studiów, ale on nie miał zamiaru mnie słuchać.
– Nie jestem gówniarzem, żebyś za mnie decydował – powiedziałem mu.
– Owszem synu, jesteś – powiedział i dodał: – Twoje wybory tego dowodzą.
Zabolało. Naprawdę. Zabrałem parę gratów i szybko wyszedłem z domu. Drzwi trzasnęły. Pojechałem do Ani, do akademika.
Jej współlokatorka dyskretnie wycofała się, stwierdzając, że przenocuje u dziewczyn w pokoju obok. Mieliśmy więc dla siebie całą noc. To nie był nasz pierwszy raz, ale po raz pierwszy czuliśmy się tak, jakbyśmy mieli własny dom, bez poczucia, że nas przyłapią. Mogliśmy więc nie tylko nacieszyć się sobą, ale też spokojnie pogadać o nas. To zazwyczaj dziewczyny prą do takich rozmów o związku. Ale w tym wypadku to raczej ja naciskałem na Anię, aby coś z tym zrobić.
– Zamieszkajmy razem – namawiałem ją. – Mam dość starego i jego humorów. Ty będziesz dawać korki i robić tłumaczenia, ja też coś znajdę. Wiesz, że nie mam problemu z kontaktami z ludźmi, więc może wkręcę się do obsługi klienta. Mam już 3 licealistów chętnych na korepetycje z historii.
Ani spodobał się ten pomysł, bo bardzo szybko obrzydło jej mieszkanie w akademiku. I zaczęliśmy wdrażać w życie nasze postanowienia. Chodziłem na rozmowy o pracę i zacząłem uczyć licealistów, a Ania zintensyfikowała swoje tłumaczenia z francuskiego. I wtedy zaliczyliśmy wpadkę…
Nie od razu mi powiedziała. Dopiero w Nowy Rok, kiedy schyliłem się, by ją pocałować i życzyć wszystkiego najlepszego w nowym roku, szepnęła:
– Tak, ten rok przyniesie nam naprawdę dużo zmian…
Spojrzałem na nią zdziwiony, a wtedy ona uśmiechnęła się nieśmiało i położyła moją dłoń na swoim brzuchu. W jednej chwili zrozumiałem, co się dzieje, i poczułem się słabo. Zakręciło mi się w głowie, pociemniało mi w oczach. Ale szybko się ogarnąłem.
– Dziecko… Będę ojcem! – wydukałem z mieszaniną strachu i szczęścia.
Okazało się, że to już 10 tydzień.
– Czemu dopiero teraz mi mówisz? – spytałem swoją ukochaną.
– Bo nie miałam pewności – odparła. – Mam ją dopiero od wczoraj.
Miałem tysiące wątpliwości, ale odgoniłem je i powiedziałem to, co trzeba było powiedzieć:
– Będzie dobrze. Damy sobie radę. Trzeba tylko wszystko dobrze zaplanować. I szybko znaleźć własny kąt.
Bałem się mu o tym powiedzieć
Zastanawiałem się, jak o swojej nowej sytuacji powiedzieć ojcu. Bo mamie wyznałem prawdę od razu. Mam z nią dobry kontakt. Nie robiła problemów, choć trochę się zmartwiła.
– Jak wy sobie teraz dacie radę? – spytała; zaraz jednak stwierdziła, że pogada z ojcem i załatwi, żeby Ania się do nas wprowadziła.
– Nie ma mowy, mamo – zaprotestowałem stanowczo. – Muszę sam to załatwić. Na razie nic mu nie mów – wolałem zyskać na czasie, bo prawdę mówiąc, byłem przerażony.
Mama zmarszczyła brwi, ale chyba zrozumiała.
– To nie koniec świata – powiedziała na głos, jakby chciała sama utwierdzić się w tym przekonaniu. – My też przez taką sytuację przechodziliśmy. I jakoś to wszystko wspólnie ogarnęliśmy. Kochasz ją? Chcecie być razem?
– Tak, oczywiście! – zapewniłem ją. – Ale ojciec się wścieknie, a ja nie będę, jak ten baran, stał przed nim ze spuszczoną głową. On ma mnie za gówniarza, za frajera, który nie potrafi w życiu właściwie wybrać.
Mama tylko pokiwała głową.
Stało się dla mnie jasne, że przed rozmową z ojcem musiałem znaleźć pracę. Poszczęściło mi się, bo już w trzecim tygodniu stycznia pracowałem. Jakoś poukładałem zajęcia na uczelni i zajęcia biurowe. Ciągle jednak nie miałem odwagi stanąć twarzą w twarz z ojcem, i przedstawić mu, jak się sprawy mają. „Co za cholerny cykor ze mnie – myślałem. – Czego tak naprawdę się boję? Że mi spuści lanie? Że mnie wydziedziczy?”.
Widząc moje niezdecydowanie, mama kilka razy proponowała, że zrobi to za mnie, ale ja nie chciałem. Musiałem sam się z tym zmierzyć.
Ojciec jak zwykle był bardzo zajęty i nieobecny. A ja też uczyłem się i pracowałem. Wciąż jednak myśl o tej rozmowie nie dawała mi spokoju. W głowie układałem swój monolog, którym zmiażdżę jego argumenty. Jednak, kiedy już miałem mu o wszystkim powiedzieć, ogarniał mnie lęk. Że może on ma rację, jestem nieudacznikiem, i że kiedy on powie mi to w twarz, uwierzę w to. Więc… milczałem. Wolałem odwlec tę chwilę w czasie najdłużej, jak tylko się da.
Tymczasem koleżanka Ani pomogła nam znaleźć tanie mieszkanko, po swojej babci. Była to maleńka kawalerka, ale dla nas w sam raz. Odmalowałem ściany, kupiłem kilka tanich sprzętów za zaoszczędzone w czasie wakacyjnej pracy w Anglii pieniądze. Miałem więc robotę i dach nad głową. Dwa argumenty na swoją korzyść.
W połowie stycznia wypadł termin USG. Był to 12. tydzień. Na ekranie zobaczyliśmy małego kosmitę machającego do nas rączkami. To było niesamowite! Dostaliśmy zdjęcia i nawet filmik z machającą istotką. Dziecko rozwijało się prawidłowo. Wieczorem nadawali w telewizji program, w którym pytano dzieci o ich babcie i dziadków. Był 21 stycznia, Dzień Babci. Nazajutrz przypadał Dzień Dziadka. Dotarło do mnie, że to święto dotyczy już moich rodziców. Mamy nie było w domu, wyjechała służbowo na kilkudniowe szkolenie. To był dobry moment. „Jutro porozmawiam z ojcem” – postanowiłem.
Nie spodziewałem się takiej reakcji
Następnego dnia tata wrócił z pracy, i jak zwykle zaszył się w swoim gabinecie. Zapukałem do niego.
– Musimy pogadać – powiedziałem.
Głos mi drżał, nie zauważył tego.
– Czy to aż takie pilne? Mam jutro bardzo ważną rozprawę, muszę się do niej przygotować – mruknął, nie spojrzawszy nawet w moją stronę.
– Nie wiem czy to ważne dla ciebie, ale dla mnie owszem – powiedziałem.
Zmarszczył brwi.
– Co tam znowu? – zaczął swoim poirytowanym głosem, a ja już się najeżyłem.
Nagle zapragnąłem go zaszokować. Walnąć z grubej rury, powiedzieć mu wszystko naraz, bez owijania w bawełnę i mieć to z głowy.
– Nie zabiorę ci dużo czasu – oznajmiłem i nabrałem powietrza. – Wyprowadzam się z domu i odtąd będę sam zarabiał na swoje utrzymanie, mam już zresztą pracę i… chciałem złożyć ci życzenia z okazji Dnia Dziadka. Tu jest kartka od nas wszystkich – położyłem na biurku kopertę ze zdjęciami z USG i wyszedłem z pokoju, zanim ojciec zdołał mi coś odpowiedzieć.
Byłem na siebie wściekły. Stanowczo zbyt emocjonalnie podszedłem do tematu. Ale z drugiej strony, trudno. Poczułem, że muszę wyjść. Zacząłem się pakować, nasłuchując, kiedy ojciec z wściekłością wpadnie do mojego pokoju. Ale nie wpadał. W jego gabinecie panowała całkowita cisza. Tempo, z jakim wrzucałem ciuchy do torby, spadło. Wystraszyłem się. „Dostał zawału?” – pomyślałem.
Kiedy byłem gotowy do wyjścia, zapukałem do niego. Siedział przy biurku, przed nim leżały fotki z USG.
– Wychodzę – powiedziałem, starając się przybrać obojętny ton.
– Zostań – powiedział spokojnie. – Porozmawiajmy…
Nie pamiętam drugiej tak szczerej rozmowy jak tamta. Nie robił mi wyrzutów. Przeciwnie, usłyszałem od niego słowa, których się nie spodziewałem. Powiedział, że mu… zaimponowałem. Że nadal obawia się o mnie, ale taki już los rodzica. Jednak nie czekałem na pomoc od niego, zachowałem się jak mężczyzna, i to pokazało mu, że „będą ze mnie ludzie”. Słuchałem tego i czułem wielką ulgę. Paradoksalnie wtedy, kiedy bałem się krytyki ojca i odrzucenia, on docenił mnie i zaczął patrzeć na mnie, jak na dorosłego człowieka.
Czytaj także:
„Rodzice zaplanowali, że zostanę prawnikiem, zanim się urodziłam. Nie interesowało ich, czy w ogóle tego chcę”
„Ojciec zawsze lekceważył mnie i matkę. Obiecałam sobie, że moja rodzina będzie wyglądać inaczej, ale mój mąż jest taki sam”
„Rodzice non stop mnie krytykują i upokarzają przy obcych ludziach. To przez nich jestem zakompleksioną, szarą myszką”