„Rodzice zaplanowali, że zostanę prawnikiem, zanim się urodziłam. Nie interesowało ich, czy w ogóle tego chcę”

Ojciec zagroził mi, że zerwie ze mną kontakt, jeśli nie skończę studiów fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Kiedy w końcu znalazłam swoje powołanie, ojciec zaszantażował mnie, że jeśli nie wrócę na studia, zerwie ze mną kontakt i odetnie mnie od całej rodziny. – Więcej nie zobaczysz mamy, dziadków ani mnie. Przestaniesz dla nas istnieć. Wybieraj”.
/ 09.05.2022 06:33
Ojciec zagroził mi, że zerwie ze mną kontakt, jeśli nie skończę studiów fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Rodzice zaplanowali mi życie, jeszcze zanim się urodziłam. Nieważne chłopiec czy dziewczynka. Wiadomo było, że skończy prawo i przejmie kancelarię adwokacką. Nie buntowałam się. Przecież rodzice chcieli dla mnie jak najlepiej...

Przez lata robiłam wszystko jak należy

W szkole same szóstki. Dwa razy w tygodni angielski i francuski. Sport? Oczywiście. Tenis, golf, konie. Tu się nawiązuje właściwe kontakty. Efekt? Rodzice kontrolowali każdy mój krok. Zanim poszłam do kogoś na imprezę, koleżanka albo kolega byli starannie sprawdzani. Kim są rodzice i gdzie mieszkają. Z Klaudią nie wolno mi było się przyjaźnić. Mama wychowywała ją samotnie i pracowała w Tesco.

– Tato. Klaudia to przecież wzorowa uczennica, prowadzi drużynę zuchów, pracuje jako wolontariuszka w dziecięcym szpitalu – próbowałam bronić znajomości, ale tata był nieugięty.

– Kochanie, to na pewno jest wspaniała dziewczyna i możesz z nią rozmawiać w szkole, ale nie życzymy sobie z mamą, żebyś chodziła do niej do domu. Koniec dyskusji.

Jedyną rzeczą, którą robiłam w tajemnicy przed rodzicami było uczęszczanie na kółko ekologiczne. Zawsze interesowała mnie przyroda, kochałam zwierzęta. Rodzice myśleli, że to zajęcia z historii. Gdy rozprawialiśmy o ratowaniu Puszczy Amazońskiej, czułam się taka wolna i zbuntowana.

Przez całe liceum nie byłam ani razu na randce

W klasie uchodziłam za kujona, fajni chłopcy nie zwracali na mnie uwagi. Raz na film zaprosił mnie chłopak z kółka ekologicznego. Zgodziłam się, ale odwagi starczyło mi na dojście do kina. Wejść już się nie odważyłam.

„Sorry. Coś mi wypadło” – napisałam sms-a i biegiem wróciłam do domu.

Na studiach na moim roku były same takie kujony jak ja. Wreszcie się nie wyróżniałam. Już w połowie roku potworzyły się pary. Ja zaprzyjaźniłam się z Antkiem. Jego ojciec był naszym wykładowcą. Mojemu tacie ta znajomość bardzo przypadła do gustu. Kazał mi go zaprosić na kolację. Antek przyszedł w eleganckim garniturze, mamie wręczył kwiaty, tacie koniak. Od razu z ojcem przypadli sobie do gustu. Cały wieczór rozmawiali o prawie międzynarodowym.

– Ten chłopak ma dobrze poukładane w głowie. Podoba mi się. Możesz się z nim przyjaźnić – zawyrokował.

Antek był świetnym kompanem do nauki. Razem przesiadywaliśmy w czytelni, chodziliśmy na dodatkowe wykłady. Ale nie dało się w nim zakochać. Był tak nudny i przewidywalny. Nie chciałam być niemiła, więc poszłam z nim kilka razy do kina i na kawę. Jednak gdy spróbował mnie któregoś razu pocałować, powiedziałam mu prawdę.

– Antek, jesteś moim najlepszym przyjacielem i... niech tak zostanie.

Bardzo się zdziwił. Pomruczał pod nosem i sobie poszedł. Więcej się do mnie nie odezwał. Tydzień później zobaczyłam go w czytelni z Magdą.

Adam był zupełnym przeciwieństwem Antka

Poznaliśmy się na wykładach z ekologii. Studiował etnografię, działał w Greenpeace i był weganinem. Chodził w glanach i wojskowych spodniach. Wiecheć dredów miał zawsze przewiązany kolorową bandaną. Sam pomysł, że mogłabym go kiedykolwiek przedstawić rodzicom wydawał mi się równie przerażający, co śmieszny.

– Panienka to na pewno dobrze trafiła? – zapytał mnie po pierwszym wykładzie, mierząc od stóp do głów.

Rozejrzałam się i zrozumiałam, co ma na myśli. W gromadzie dziewczyn w szarawarach, kurtkach moro i zamotanych na głowie chustkach, w mojej szarej spódniczce i granatowym sweterku wyglądałam jak przybyszka z innej planety. Uznałam, że najlepszą obroną na zaczepkę będzie atak.

– No proszę. Taki pacyfista – pokazałam na kolorową pacyfę wymalowaną na jego plecaku – a ocenia ludzi po wyglądzie. Nieładnie.

Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia.

– Halo, zaraz, nie musisz się od razu obrażać – chłopak ruszył za mną i złapał mnie za ramię. – Chciałem po prostu zagadać, może głupio wyszło. Zacznijmy jeszcze raz. Jestem Adam.

Podałam mu rękę i pozwoliłam się zaprosić na kawę. Rozmawiało nam się tak ciekawie, że zgodziłam się nawet wypić kieliszek wina.

– Zasiedziałam się z Antkiem w czytelni – skłamałam w domu.

Wtedy po raz pierwszy użyłam Antka jako przykrywki. I potem już tak zostało. Oczywiście do czasu, gdy cała moja intryga wyszła na jaw. Do końca semestru spotykałam się z Adamem na wykładach i po nich. Bardzo dużo się od niego nauczyłam. Adam był bardzo zaangażowany w ratowanie Puszczy Białowieskiej. Wiedział o niej wszystko. Opowiadał mi i tłumaczył. Co weekend jeździł na kolejny protest. A to do Warszawy, a to do Puszczy. Bardzo mnie namawiał, żebym z nim pojechała. Wiem, że moje tłumaczenia, że nie mogę, bo co by powiedzieli rodzice – słabo do niego przemawiały. Ale nie nalegał.

– Ja z moim ojcem nie rozmawiam od pięciu lat. Gdy kiedyś powiedziałem mu, że jestem weganinem, zaczął krzyczeć i pytać, czy zostałem też pedałem. Zapytałem, co by się stało, gdybym był. Dostałem w twarz, aż przysiadłem. Spakowałem się i tyle mnie widział. Ale rozumiem, że nie każdy jest gotowy na zerwanie z rodziną.

Na ostatnim spotkaniu przed wakacjami Adam bardzo mnie namawiał, żebym choć na kilka dni pojechała z nim w wakacje do Puszczy.

– Dopóki nie zobaczysz tego miejsca, nie zrozumiesz, dlaczego tak nam na niej zależy. To magiczne miejsce.

Tłumaczyłam, że bardzo bym chciała, ale mam już zaplanowane całe lato.

– Nigdy nie mów nigdy. Jakby co, masz mój telefon. Liczę na ciebie – Adam uśmiechnął się tajemniczo, pochylił i po raz pierwszy mnie pocałował.

Bardzo delikatnie, ale jednak. Dawno zniknął mi z oczu, a ja ciągle stałam jak zaczarowana.

Od tej pory nie mogłam przestać o nim myśleć

Jeszcze tego wieczora nie wytrzymałam i napisałam sms-a.

„Co to było?”.

„A chciałabyś, żeby to było coś?” – odpisał.

Flirtowaliśmy, pisząc do siebie wiadomości cały lipiec. Pierwszą połowę miesiąca spędziłam z rodzicami na Dominikanie, drugą u cioci na Mazurach. Przez pierwsze dwa tygodnie sierpnia pracowałam u rodziców w kancelarii w recepcji.

– Praktyka się przyda. Dostaniesz też parę złotych, będziesz miała na głupoty – zdecydowali rodzice.

Zarobiłam tysiąc złotych. Pieniądze bardzo się przydały. Jeszcze siedząc w tej recepcji, podjęłam decyzję. Nie pojadę na studencki obóz. Tylko do Adama pikietującego w puszczy. Mama nawet się nie zdziwiła, że część zarobionych pieniędzy wydałam na górskie buty, drelichowe spodnie i kurtkę z goreteksu. Przecież nie pojadę na wędrowny obóz w balerinach i żakiecie. Rodzice odprowadzili mnie na pociąg. Wysiadłam na następnej stacji. Tak naprawdę z obozu wypisałam się tydzień wcześniej. Udało mi się nawet odzyskać część wpłaconych pieniędzy. Po kilku godzinach podróży dotarłam do Białowieży. Weszłam do pierwszego z brzegu lokalu, zamówiłam piwo i zadzwoniłam do Adama.

– Wygrałeś. Jestem w Białowieży.

Pół godziny później przed knajpę zajechał zdezelowany bus. Wyskoczył z niego uśmiechnięty Adam.

– No proszę, królewna tutaj! – zawołał.

Złapał mnie, podniósł do góry i zaczął kręcić. W końcu postawił mnie na ziemi i obejrzał krytycznie.

– No nawet mógłbym cię tak pokazać, gdyby to wszystko nie było takie prosto ze sklepu. Na buty jest sposób… – Adam znowu złapał mnie na ręce i zaniósł do najbliższej błotnistej kałuży. – O proszę, zaraz będą lepiej wyglądać. Spodnie ujdą. Ale ta kurteczka musi zniknąć.

Pomimo moich protestów moja kurtka wylądowała w śmietniku. Adam sięgnął do busa i wyciągnął spraną kurtkę moro. Była na mnie dwa razy za duża.

– Zawiniemy rękawy i będziesz wyglądać jak człowiek. Możemy jechać! Adam złapał mój plecak i wrzucił go na tylne siedzenia. Kilkadziesiąt minut jechaliśmy przez las. Adam cały czas mówił. O drzewach, zwierzętach, ptakach. Fascynował mnie coraz bardziej. W końcu dojechaliśmy do obozowiska ekologów. Na obrzeżach sporej polany rozbitych było kilkanaście namiotów. Na środku pod plandeką stał wielki stół obstawiony kempingowymi krzesełkami. W namiocie Adama leżały dwa materace. Nie pytałam, czyj jest ten drugi, tylko rzuciłam na niego swój śpiwór. Nagle do mnie dotarło, że wszystko, co się teraz zdarzy, będzie inne, nowe, nieznane. I że na pewno nie spodoba się moim rodzicom.

Wieczorem wszyscy spotkali się przy ognisku

Był pieczony chleb, papryka, cukinia. Po raz pierwszy w życiu napiłam się czystej wódki. Zakrztusiłam się.

– Parę dni z nami księżniczko i się przyzwyczaisz – zaśmiał się Adam, ale po chwili mnie przytulił. – Przepraszam, nie powinienem się śmiać.

Postanowiłam mu pokazać, że nie jestem z porcelany. Gdy butelka kolejny raz trafiła w moje ręce wypiłam solidny łyk. Po kilku kolejnych byłam już zupełnie pijana. Po raz pierwszy w życiu.

– Panienka ma już chyba dosyć. Pora spać – wyszeptał mi do ucha Adam.

Alkohol dodał mi pewności siebie. W drodze do namiotu zaczęłam się do niego kleić. Byłam bardzo rozczarowana, gdy zapiął mój śpiwór, pocałował w czoło i powiedział dobranoc.

– Nie chcesz mnie? – wybełkotałam.

– Bardzo. Ale nie dzisiaj.

Obudził mnie potworny ból głowy. Gdy otworzyłam oczy, Adam podał mi butelkę z wodą i Nurofen.

– Wiem, że o tym marzysz – uśmiechnął się.

Wieczorem po kolacji, gdy wszyscy szykowali się na ognisko, Adam zaproponował:

– Nocna kąpiel? Znam magiczne miejsce. To kilka kroków stąd.

Skinęłam głową. Poszliśmy w głąb lasu. Po kwadransie znaleźliśmy się nad małym stawem. Przez konary drzew romantycznie przeświecał księżyc.

– Ale ja nie mam kostiumu – zreflektowałam się. – To nie aquapark, tu nie jest wymagany – Adam uśmiechnął się i zaczął mnie rozbierać.

Nie protestowałam. Przestał, gdy zostałam w samej bieliźnie. Pochylił się i mnie pocałował. Wtedy sama sięgnęłam za plecy, rozpięłam stanik i chichocząc, wbiegłam do wody. Adam dołączył po chwili, w biegu ściągając bokserki. Nad ranem byłam mu wdzięczna, że poczekał. Z ubiegłej nocy nie pamiętałabym pewnie nic. Pod koniec pierwszego tygodnia mojego pobytu w obozie gruchnęła wieść.

– Harwestery wjeżdżają od północy!

Wskoczyliśmy w samochody. To była moja pierwsza blokada.

– Trzymaj się mnie i nie wychylaj – zaordynował Adam.

Tym razem do konfrontacji nie doszło. Kierowcy zostawili maszyny w lesie i odjechali. Jednak wiadomo było, że trzeba je mieć na oku.

– Obejmę pierwszą wartę. Agata, zostaniesz ze mną? – zapytał Adam, choć na pewno znał odpowiedź.

Cztery godziny spędziliśmy pod jednym śpiworem. O drugiej nad ranem zmienili nas Jura i Krzywy. Przez kolejne dni było spokojnie. Dwa dni przed moim powrotem do domu, w nocy postawił nas na nogi krzyk.

– Zaczęli wycinkę!

Zanim dojechaliśmy na miejsce, rozpętała się gigantyczna zadyma. Policjanci szarpali się z ekologami, w ruch poszły pałki. Nie zdążyłam nic zrobić, kiedy ktoś złapał mnie z tyłu za ręce i siłą zawlókł do radiowozu. Zaczęłam walić w drzwi i krzyczeć, że nie mają prawa mnie zatrzymać, bo nic nie zrobiłam, że jestem prawnikiem i znam swoje prawa. Po chwili do środka ktoś wepchnął Adama.

– Nic ci nie jest? W porządku? – dopytywał i tulił mnie mocno.

Nie miałam wątpliwości, że dał się zatrzymać, bo bał się o mnie. Noc spędziliśmy w celi wraz z kilkunastoma innymi uczestnikami pikiety. Rano wszyscy zostaliśmy wypuszczeni. Adam wziął mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia.

– Chwileczkę. Pani Agata nigdzie nie idzie. Rozmawiałem z pani ojcem. Zaraz po panią przyjedzie – zatrzymał nas jeden z wyższych rangą policjantów.

Odwróciłam się, nie kryjąc wściekłości i zaczęłam krzyczeć.

– Jakim prawem dzwonił pan do moich rodziców?! Nikt pana nie prosił! Jestem dorosła…

– Proszę się nie awanturować. To dla pani dobra. Ja ich tu wszystkich znam nie od dziś. Od razu zobaczyłem, że jest pani nowa. Sprawdziłem. Córka szanowanego adwokata, studentka. Panią jeszcze można uratować, bo cała reszta skończy w więzieniu.

Dalsza dyskusja nie miała sensu, ponieważ w tym momencie otworzyły się drzwi i do środka wparował mój ojciec. Wiedziałam, że jest wściekły, lecz dobrze się maskował. Chwilę porozmawiał z policjantem, uścisnął mu rękę, spojrzał na mnie i pokazał drzwi. Wyszłam na zewnątrz, cały czas trzymając Adama za rękę.

– Tato. To jest Adam. Mój chłopak... – nie zdążyłam dokończyć.

– Gówniaro! Co ty sobie myślisz, szargać dobre imię naszej rodziny. Mama od wczoraj płacze. Natychmiast wsiadaj do auta. A panu – zwrócił się do Adama – radzę się więcej nie zbliżać do mojej córki. Won! – mój ojciec zupełnie stracił kontrolę nad sobą.

– Lepiej z nim jedź, pogadamy później. Nie będę się przecież z nim bił – wyszeptał mi Adam do ucha i popchnął w stronę samochodu.

Po drodze ojciec nie odezwał ani słowem

W domu rodzice wzięli mnie w krzyżowy ogień pytań. Raz jedno było dobrym policjantem, raz drugie.

– Czy ty wiesz, że takie zachowanie może zniszczyć ci karierę? Chcesz, żeby do papierów wpisali ci „karana”?

– Rozumiem, że się zakochałaś. To takie romantyczne. Młody buntownik. Ale to nie jest chłopak dla ciebie. Dorośnij!

– Mamo. Ty nic nie rozumiesz. Zakochałam się, to fakt. Jednak tu chodzi o coś więcej. Czy ty wiesz, jakim skarbem jest Puszcza Białowieska? Co się tam wyprawia? Czy ciebie interesuje w ogóle cokolwiek innego niż stan twojego konta? – wrzeszczałam wściekła, ale doskonale wiedziałam, że nikogo w tym domu nie przekonam.

Trzasnęłam w końcu drzwiami i poszłam do swojego pokoju. Przegadałam z Adamem dwie godziny. Powiedziałam mu, że zdecydowałam się, że rzucam prawo. I wyprowadzam się z domu.

– Agata – Adam próbował przemówić mi do rozsądku. – Pomyśl. Nam są potrzebni dobrzy prawnicy. Nie rezygnuj. Przykuć się do drzewa może każdy. Ale nie każdy może go potem wybronić przed sądem. I gdzie się wyprowadzisz. Ja nie mam mieszkania. Waletuję w akademiku albo żyję w namiocie. W domu w końcu wszystko się ułoży.

Posłuchałam. W październiku grzecznie wróciłam na studia. W tajemnicy przed rodzicami nadal spotykałam się z Adamem. Nawet parę razy w weekend pojechaliśmy razem do puszczy. Albo zostałam taką dobrą kłamczuchą, albo rodzice uznali, że będą udawać, że mi wierzą, dopóki chodzę na studia i mam w indeksie dobre stopnie. W czasie przerwy semestralnej pojechałam z Adamem do Wrocławia. Jego przyjaciele prowadzili tam akcję „Jedzenie zamiast bomb”. Codziennie karmili bezdomnych wegetariańskim jedzeniem. Produkty dostawali od rolników i sklepikarzy. Spodobało mi się. Nawet bardziej niż obrona puszczy.

– Agata, może nie wracajmy do Poznania. Tu moglibyśmy zacząć od nowa. Z dala od twoich rodziców. Przestać się ukrywać. Przecież tutaj też możesz studiować. Jak chcesz, to dalej prawo. Albo cokolwiek innego – zagadnął tuż przed końcem ferii Adam.

Prawdę mówiąc, sama o tym od jakiegoś czasu myślałam. Polubiłam tych ludzi i czułam się tutaj potrzebna.

– Czytasz mi w myślach. Masz rację. Zostańmy. Wiesz, ja chyba nie chcę być adwokatem. To nigdy nie było moje marzenie. Nawet nie jestem pewna, czy w ogóle chcę studiować. Jest tylu ludzi, którym trzeba pomóc.

Widziałam, jak Adam odetchnął z ulgą

Chyba bał się, że odmówię. A ja wiedziałam, że to jedyny moment na podjęcie decyzji. Gdybym miała to powiedzieć rodzicom w twarz, na pewno bym nie dała rady. Ale tak na odległość byłam bardzo stanowcza.

„Nie wracam do domu ani na uczelnię. Zamierzam zamieszkać w innym mieście. Na razie nie mogę wam podać żadnych szczegółów. Nie chcę, żebyście mnie szukali. Niczego mi nie potrzeba i jestem szczęśliwa. Kocham was, ale muszę żyć po swojemu”.

Takiego e-maila wysłałam do mamy i taty. Mój stary telefon wyłączyłam i schowałam głęboko w szufladzie. Gdy włączyłam go po kilku dniach – miałam kilkanaście wiadomości od rodziców, ale żadnej nie przeczytałam. We Wrocławiu zaangażowałam się w pomoc bezdomnym. Codziennie karmiłam ich w parku z ekipą „Jedzenie zamiast bomb”. Pamiętam, że któregoś dnia po parku kręciła się ekipa z kamerą. Byłam jednak zbyt zajęta, żeby się nad tym zastanawiać. Dopiero kilka dni później usłyszałam od Długiego, że będzie o nas materiał w Faktach.

Wystraszyłam się nie na żarty. Miałam jednak nadzieję, że nie będzie mnie widać albo że nikt mnie nie rozpozna. Zrozumiałam, że się myliłam, gdy trzy dni temu zobaczyłam w parku tatę. Adam, który tego dnia też pomagał, zobaczył go chwilę po mnie. Oboje wiedzieliśmy, co się dzieje. Adam złapał mnie za rękę. Tata był coraz bliżej. W końcu zatrzymał się kilka kroków ode mnie. Nie zamierzałam się łatwo poddawać.

– To jest twoja ostatnia szansa. Jeżeli teraz wrócisz ze mną do domu, zapomnimy o wszystkim. Bardzo nas zawiodłaś, ale chcemy ci z mamą wybaczyć. Rozmawiałem z dziekanem – jeszcze możesz skończyć ten rok. Da ci szansę. Masz wybór – albo wsiadasz ze mną do samochodu, albo przestajesz być członkiem naszej rodziny. Więcej nie zobaczysz mamy, dziadków ani mnie. Przestaniesz dla nas istnieć. Wybieraj.

Adam cały czas trzymał mnie za rękę

Czułam jego dotyk. Ale patrzyłam na ojca. Jego wzrok wbijał mi się w mózg. Nikt nic nie mówił. Wiedziałam, co powinnam zrobić. Co muszę zrobić. Tak bardzo chciałam być tą dziewczyną, która podejmie właściwą decyzję. Odważną, samodzielną. Ale... nie byłam nią.

To było jedno wielkie oszustwo. Powoli puściłam rękę Adama. Nawet się nie odwróciłam. Ruszyłam powoli w stronę ojca. Spojrzałam za siebie dopiero, gdy wsiadłam do zaparkowanego przy ulicy samochodu. Adam stał tam, gdzie go zostawiłam. Był daleko, ale wydaje mi się, że płakał.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA