Pochodzę z ubogiej, wielodzietnej rodziny i od dziecka bałam się biedy. Gdy dorosłam, postanowiłam, że będę miała tylko jedno dziecko, któremu zapewnię godne życie i start w dorosłość. Mateusz urodził się po kilku latach małżeństwa, gdy zbudowaliśmy nowy dom i rozwinęliśmy własną firmę.
– No, to teraz musimy pracować drugie tyle, żeby naszemu synkowi niczego nie brakowało – mówiliśmy z mężem do siebie, wpatrując się z zachwytem w śpiące maleństwo.
Wychowywał się sam
Mateuszem zajmowały się babcie i opiekunki, potem, gdy już zaczął chodzić do szkoły, zajmował się sobą sam. My ciężko pracowaliśmy i nie mieliśmy czasu na takie dziecinady jak czytanie dziecku bajek czy wspólne wyjścia choćby na plac zabaw.
– Powinnaś poświęcać mu więcej czasu, to jeszcze małe dziecko – upominał mnie czasami mąż.
– Daj spokój, będzie bardziej samodzielny, na dobre mu to wyjdzie – mówiłam.
Dziwiłam się kobietom, które spacerują z wózkiem, zamiast być w pracy. „Co za leniwe babska, za grosz własnych ambicji nie mają” – myślałam o nich z pogardą, a w głębi duszy im zazdrościłam. My chcieliśmy za wszelką cenę dorobić się czegoś w życiu, coś znaczyć. Chcieliśmy, żeby naszem dziecku niczego nie brakowało.
Kupiliśmy okazyjnie maszyny do cięcia drzewa i założyliśmy tartak, a potem otworzyliśmy suszarnię drzewa i zakład produkujący meble. Pracowaliśmy po kilkanaście godzin, często także w weekendy.
– Mamo, a Wojtek jedzie ze swoimi rodzicami do Warszawy, mają iść do zoo i do wesołego miasteczka, może byśmy też pojechali – prosił Mateusz, tuląc się nieśmiało.
– Niestety, synku, w sobotę mamy zamówiony transport materiałów, a w niedzielę tata jedzie na targi mebli, a ja mam trochę papierkowej roboty, ale może uda się załatwić, żebyś pojechał ze swoim kolegą Wojtkiem i jego rodzicami – odpowiedziałam na prośbę syna.
– Wolałbym z wami, no, ale dobra, jak nie możecie, to trudno – westchnął.
Bardzo długo nie wiedzieliśmy, co to są kłopoty wychowawcze z dzieckiem. Mateusz był grzecznym chłopcem i miał znakomite wyniki w szkole.
– Jest bardzo zdolny i samodzielny, widać, że sam przygotowuje się do lekcji i odrabia prace domowe – chwaliła go wychowawczyni.
– Nie rozumiem, jak można pomagać dziecku w odrabianiu lekcji i kto by miał na to czas, przecież to jego obowiązek pamiętać o lekcjach i nauce – powiedziałam zdziwiona. Wydawało mi się oczywiste, że Mateusz ma dobre stopnie, że jest posłuszny wobec nas. Stwarzaliśmy mu przecież najlepsze warunki do nauki i rozwoju. Miał osobny pokój, mnóstwo różnych książek i encyklopedii. Kupiliśmy mu dobry komputer i podłączyliśmy Internet. Opłacaliśmy dodatkowe lekcje języków obcych.
Latem i w ferie zimowe wyjeżdżał z dziećmi ze swojej szkoły albo z moją siostrą i jej rodziną. My rzadko mieliśmy czas, aby gdzieś wyjechać na kilka dni.
– Nie wiem, czy to dobrze, że spełniamy każdą jego zachciankę, on nie zna wartości pracy i pieniędzy – mówił mąż.
– Daj spokój, chłopak jest grzeczny i się uczy, a poza tym nie chcę, żeby czuł się gorszy od rówieśników – tłumaczyłam.
Mateusz miał zdolności do przedmiotów ścisłych. Marzyliśmy więc, że zostanie ekonomistą albo informatykiem.
Zaczęły się problemy
Szczęśliwie znaleźliśmy dla niego dobre liceum, do którego mógł sam dojeżdżać. Tam także początkowo nie stwarzał problemów, tylko jakoś zamknął się w sobie, ale myśleliśmy, że to przez zmianę otoczenia. Znikał na całe dnie, lecz byłam przekonana, że chodzi na dodatkowe zajęcia albo do kolegów. Kiedy był w domu, to zazwyczaj spał. Nie jadł prawie wcale, albo jadł za dwóch. Miał też dziwne oczy.
– Za dużo czasu spędzasz przed komputerem – zwróciłam mu uwagę.
– Odczep się – mruknął, patrząc na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
Nie pozwalał nikomu sprzątać swojego pokoju. Pomyślałam, że dorasta, przechodzi trudny wiek. Kiedy zostałam wezwana do szkoły, byłam zdenerwowana. Mateusz był przecież wzorowym uczniem, a ja miałam tego dnia zaplanowany wyjazd.
– Państwa syn opuścił się w nauce, ma dużo nieobecności, dziwnie się zachowuje, wydaje mi się, że pije alkohol – powiedziała wychowawczyni. – Co się z nim dzieje i dlaczego pani nie interesuje się jego wynikami i zachowaniem w szkole?
– Dotąd nie było z nim problemów, dlaczego mnie pani nie zawiadomiła wcześniej? – zdenerwowałam się.
– Mateusz powiedział, że pani wyjechała za granicę, a ojciec nie ma czasu. W ogóle stał się bezczelny i arogancki, nie rozumiem jego zachowania – opowiadała.
– Gówniarzu jeden, nie masz żadnych obowiązków oprócz nauki, zapracowujemy się dla ciebie, a ty olałeś nas i szkołę – krzyczałam, gdy wróciłam do domu. – Słyszałam, że pijesz alkohol, palisz i wagarujesz – przestawałam nad sobą panować. – Jak mogłeś zrobić nam takie świństwo, kim ty w życiu będziesz, jak nie będziesz się uczył?
– Akurat was to obchodzi, kim ja będę i czego ja chcę – krzyknął, patrząc na nas z wyrzutem – interesuje was tylko wasza firma i zyski, chcecie, żebym był taki jak wy, a ja nie chcę robić żadnej cholernej kariery.
– No to słucham, jaki masz pomysł na życie? – zapytał go mąż. Chłopak wzruszył ramionami i prychnął pogardliwie.
– Skoro nie potrafisz docenić tego, co masz, to oprócz nauki będziesz mi pomagał w zakładzie, abyś poznał smak fizycznej pracy – postanowił mąż.
– Od dziś masz szlaban na wyjścia do kolegów i rozrywkę, wracasz po szkole do domu i się uczysz, a wieczorem przez dwie godziny będziesz nosił deski.
– Jak mam się uczyć i pracować jednocześnie? – spytał wściekły.
– Mnóstwo ludzi tak robi. Jak ci zabraknie czasu, to masz jeszcze noc na naukę, a jeśli zawalisz szkołę, to od wakacji zasuwasz w zakładzie, jasne?
– Nie możecie mnie do niczego zmuszać, dotąd was nie obchodziły moje sprawy, a teraz tacy jesteście troskliwi, wypchajcie się, już za późno – krzyczał.
Jak mogliśmy nie zauważyć?
Nie poznawałam mojego syna. Nigdy nie był taki nerwowy ani zapalczywy. Następnego wieczoru, gdy wróciliśmy do domu, zastaliśmy jego pokój pusty. Zostało tylko łóżko, biurko i półki z książkami. Zginął komputer, sprzęt muzyczny i ubrania Mateusza.
– On się chyba… wyprowadził – Józek patrzył na mnie przestraszony.
Dzwoniliśmy do wszystkich znajomych i rodziny, ale nikt nic nie wiedział o Mateuszu, a on sam miał wyłączony telefon. Jego koledzy, których znaliśmy, nic nam nie chcieli powiedzieć. Nazajutrz zadzwoniliśmy na policję i zgłosiliśmy zaginięcie.
– Wyjechał szukać przygód – policjant najwyraźniej bagatelizował nasz problem – jak wyda kasę, to sam do domu wróci.
Wynajęliśmy detektywa, który miał ustalić miejsce pobytu syna. Baliśmy się o niego, wyobrażałam sobie najczarniejsze scenariusze, ciągle płakałam i zastanawiałam się, co się z nim stało?
– Niestety, nie mam dla państwa dobrych wiadomości – powiedział nam detektyw. – Mateusz ma problem z narkotykami, jest uzależniony i podejrzewam, że wszystkie swoje wartościowe rzeczy sprzeda, żeby mieć forsę na działkę.
– To niemożliwe – szepnęłam.
– Przykro mi, ale to prawda, myślę, że wkrótce skończą mu się pieniądze i zacznie kraść. Jak wpadnie w ręce policji, to nas zawiadomią, wtedy można go będzie skierować na przymusowe leczenie – opowiadał detektyw. – Narkoman na głodzie może nawet okraść swój rodzinny dom, aby tylko zdobyć pieniądze, dlatego musicie być pastwo czujni, on tu może wrócić – spojrzał na nas znacząco.
– Jak to możliwe, że niczego nie zauważyliśmy, czyżbyśmy nie znali swojego dziecka? – pytałam męża.
– Uważaliśmy, że jest rozsądny i samodzielny, zajęci byliśmy rozwijaniem firmy, zdobywaniem pieniędzy, a chłopak rósł samopas – Józek patrzył na mnie z wyrzutem w oczach.
– To twoja wina, gdybyś nie kazał mu pracować fizycznie, to by nie uciekł – zdenerwowałam się.
– Nie kłóćmy się, trzeba pomyśleć, co dalej, jak go odzyskać i mu pomóc – westchnął ciężko.
Mijały kolejne dni, a my nadal nic nie wiedzieliśmy o naszym synu. W tamtych dniach obydwoje czuliśmy, że nasza firma, pieniądze i prestiż kompletnie nie mają znaczenia. Chcieliśmy tylko, żeby Mateusz wrócił do nas cały i zdrowy… Któregoś dnia zaczepił mnie na chodniku jakiś brudny menel.
– Pani syn pożyczył ode mnie pieniądze, a ja muszę odzyskać dług – powiedział.
– Oddam, jeśli mi pan powie, gdzie może być Mateusz – zapewniłam go.
Zaprowadził mnie do starej, odrapanej kamienicy. W wejściu stało kilku podpitych mężczyzn. Weszłam do środka przerażona brudem i smrodem alkoholu, moczu i wymiocin. Mój syn spał w jakimś barłogu, dookoła pełno było butelek po alkoholu, jakichś fiolek, strzykawek i foliowych torebek. Nie mogłam go dobudzić. Szarpałam go za ramię przerażona, że może przedawkował.
– Nie da rady, on jest naćpany, będzie tak jeszcze leżał do wieczora – zarechotał jego kompan. – Musimy go zanieść do samochodu, pomogę pani, oczywiście nie za darmo.
Przywiozłam do domu brudnego, cuchnącego i naćpanego Mateusza, ale byłam szczęśliwa, że go znalazłam. Czekaliśmy z mężem w napięciu, aż się obudzi.
– Synku, dobrze, że jesteś, wyjdziesz z tego, musisz się leczyć, będziemy cię wspierać – mówiłam do niego.
– Sama się lecz, najlepiej u psychiatry – odburknął. – Potrzebuję forsy, po co mnie stamtąd zabierałaś, kto mi tu przywiezie towar do tej waszej willi?
– Nie wolno ci, narkotyki to świństwo, to śmierć, chcesz umrzeć? Całe życie przed tobą! – tłumaczył mu Józek.
– To moje życie, nie udawaj, że cię to obchodzi – odparł.
Mimo wielu prób, nie udało nam się namówić go na leczenie.
– Proszę nie wpuszczać syna do domu, odciąć od pieniędzy i jedzenia, musi wiedzieć, że nie chcecie go znać, dopóki nie zacznie się leczyć – powiedział nam terapeuta rodzinny.
– To jest kiepski pomysł, jeśli go odtrącimy, to znów pójdzie do jakiejś meliny – stwierdził mąż.
– To jest nasze dziecko.
Zmieniliśmy zdanie po kilku tygodniach, gdy Mateusz nas okradł. Zniknęła kamera, aparat cyfrowy, rodzinna biżuteria, a także pieniądze. Zmieniliśmy zamki. Mateusz znowu przepadł. Mijały tygodnie, pozornie żyliśmy normalnie, ale cały czas nasze myśli były przy nim. Firma podupadała, bo nie mieliśmy już do niej serca. Dorabianie się straciło sens.
– Mateusz podobno jest na dworcu, trzeba tam pojechać, może tym razem zgodzi się na leczenie – powiedział mąż.
Ledwie go poznaliśmy. Wychudzony i osłabiony był strzępkiem człowieka.
– Zabierzemy cię do szpitala – powiedziałam.
– Mnie już nie można pomóc – szepnął, ale nie stawiał oporu.
Sprzedaliśmy firmę, aby opłacić Mateuszowi pobyt w prywatnym ośrodku leczenia uzależnień. Szczęśliwie przetrwał okres detoksu, ale na psychoterapii się załamał. Wygrał głód narkotyków. Dopiero za trzecim razem wytrzymał do końca terapii.
Minął rok od tamtych wydarzeń. Mateusz na razie jest czysty. Mamy świadomość, że w każdej chwili może wrócić do nałogu. Przeniósł się do zaocznego liceum i przygotowuje się do matury. Nasze życie bardzo się zmieniło. Dużo czasu spędzamy we troje i uczymy się rozmawiać.
Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy