Jarek był jakiś dziwny od pewnego czasu. Co chwilę wychodził z domu, znikał na całe wieczory albo zamykał się w swoim pokoju. Martwiłam się o niego. Podejrzewałam, że ma jakieś kłopoty. Może wpadł w złe towarzystwo? Tyle się teraz słyszy o tych narkotykach, dopalaczach. A może, nie daj Boże, w jakiejś bójce wziął udział i problemy przez to ma? Albo zadarł z kimś nieodpowiednim?
Próbowałam go nawet podpytywać, ale zbywał mnie z głupim uśmiechem
– Mamo, wszystko jest w porządku, naprawdę. Nic złego się nie dzieje.
– Syneczku, ty wiesz, że jak ojciec umarł, to tylko ty mi zostałeś. Na nikogo nie mogę liczyć. Jestem taka samotna i schorowana… Nie ma kto ze mną wieczorem usiąść. A jak się źle czuję, to nawet herbaty nie mam jak się napić… Tak mnie zaniedbałeś ostatnio… – poczułam łzy napływające mi do oczu.
Jarek momentalnie zrobił skruszoną minę i zaczął mnie przepraszać.
– Po prostu z kolegami na piłkę chodziłem. Ale postaram się to ograniczyć – powiedział.
Nie, żebym dziecku w piłkę grać zabraniała, ale ja tam czułam, że coś przede mną ukrywa. Bałam się, że naprawdę wpakuje się w kłopoty. Dość, że Marian, jego ojciec, kłopotów nam swoją nagłą śmiercią narobił. Miał dopiero 52 lata, Jarek zaledwie 15, a Asia, nasza córka, 26.
I tak nagle ten Marian umarł! Aniśmy oszczędności nie mieli, ani nic
I na nikogo nie mogłam liczyć. Jaruś jeszcze dzieckiem był, a Asia… Z nią też skaranie boskie miałam! Na studia zamiast iść, to do Anglii wyleciała. Poznała tam jakiegoś Dżona i tyle żeśmy ją widzieli. Siedzi w tym Manchesterze już 10 lat. Tylko na święta nieraz zjeżdża, ale i to prawie wcale. Wyparła się rodziny, ot co. Namieszał jej ten Anglik w głowie.
To przez niego się Maryś wykończył! Nerwy mu nie wytrzymały i na zawał zmarł. Mówiłam Asi, że to jej wina. Że ma wracać do Polski, zamiast się po świecie szlajać.
– Ojca do grobu wpędziłaś, teraz mnie chcesz zabić? – zarzucałam jej.
– Mamo! – krzyknęła – Jeśli ktoś wpędził ojca do grobu, to jedynie ty! Ja przez ciebie z kraju wyjechałam, tylko patrzeć, aż Jarek dorośnie i też ucieknie, jak najdalej się da.
Nie mogłam słuchać jej bezczelnych oszczerstw. Rozpłakałam się.
– Jak możesz? Niewdzięczna jesteś! Masz wrócić do kraju i nie dyskutować z matką!
Coraz później wraca, coraz bardziej o siebie dba…
Nic to jednak nie dało. Asia wyszła, trzaskając drzwiami. Żałoby po ojcu nawet nie uszanowała. I pojechała z powrotem do tego swojego gacha. Nie wiem, gdzie zrobiliśmy błąd, ale źle żeśmy ją wychowali. Postanowiłam do Jareczka jeszcze bardziej się przyłożyć. Był w trudnym wieku. Musiałam poświęcić mu jeszcze więcej uwagi. I tak też zrobiłam. Skończył 22 lata i był moim oczkiem w głowie, wszystkim, co miałam. I nagle te problemy… Musiałam baczniej mu się przyjrzeć.
– Dziewczynę pewnie ma. Niebrzydki jest, niegłupi, a chłop już z niego jak dąb, wąsy, brodę ma, poważnie wygląda, więc nie dziwota – twierdziła Helena, nasza sąsiadka, kiedy jej się zwierzyłam ze swoich rozterek.
Popukałam się tylko w głowę. Jarek i dziewczyna? Phi, też wymyśliła! Na co mu była dziewczyna? Przecież ja gotuję, sprzątam, piorę. A te całe damsko-męskie sprawy, to nie aż tak istotne przecież. I nie w jego wieku! Czas na to jeszcze ma! Ale zasiała ta Hela ziarnko niepokoju… Zaczęłam nawet żałować, ze cokolwiek jej powiedziałam! Ale trudno, już się stało.
I od tamtej pory jeszcze baczniej przyglądałam się zachowaniu syna. I faktycznie! Coś mi nie pasowało! Dbał o siebie jakby bardziej. Niby na treningi chodził, a w dżinsach zawsze. I spocony jakoś nie wracał. I późno czasem był! Trening od 18 do 22? Coś długo. A w weekend to nieraz nawet po północy wracał! I się tłumaczył, że urodziny kolegi były albo jaka inna okazja jeszcze.
– Ja rozumiem wszystko, syneczku, ja wiem, że urodziny… Ale umierałam tu ze strachu. Mogłeś uprzedzić! – płakałam.
– Mamo, mówiłem, że będę później… – próbował się głupio tłumaczyć.
– Ano mówiłeś. Ale później to nie znaczy, że po północy! Matko Boska, na zawał prawie zeszłam… – płakałam, robiąc znak krzyża.
Widziałam, że Jarkowi robiło się wstyd, jak smutek z pobożnością łączyłam. I bardzo dobrze! Tak biedną matkę traktować… Od tamtej pory byłam mądrzejsza. Jak tylko dłużej go nie było, to dzwoniłam. Nie, żebym go na litość brała, ale naprawdę miałam wtedy takie bóle nerwowe… W klatce to mnie tak za każdym razem ściskało, że aż strach wspomnieć. W końcu któregoś razu Jarek powiedział mi, że nie przyjedzie od razu.
– Mamo, jak zwykle nic ci nie jest. Połóż się, ja niedługo wrócę. Mam już 22 lata, jestem dorosły, mogę czasem gdzieś wyjść i spędzić trochę czasu bez mamusi!
Oj, zabolały mnie te słowa. Dwa dni się do niego nie odzywałam
Jak struta chodziłam. Widział, że źle się czuję. Słabo mi ciągle było i duszno. To te nerwy. W końcu przeprosił mnie i wszystko wróciło do normy. Ale nie na długo… W końcu po prawie roku takiego szarpania się i kłamstw, bo przecież widziałam, że Jarek coś ukrywa, powiedział mi prawdę. Myślałam, że się przesłyszałam.
– Ale co ty mówisz?
– Nie chcę cię dłużej okłamywać. Zresztą to jest już męczące… Ciągłe rozliczanie mnie z każdej minuty. Dzwonienie, gdy tylko wyjdę z domu… To męczy i mnie, i Kasię. Chcielibyśmy trochę normalnie pobyć razem, jak każda para. Mamo, musisz zrozumieć jedno – mówił. – Kocham cię, jestem ci wdzięczny za wszystko i zawsze będziesz dla mnie najważniejszą kobietą na świecie. Ale poznałem Kasię i chcę stworzyć z nią związek. Spotykać się, wychodzić, wyjeżdżać, przyprowadzać do ciebie na obiady, a z czasem nawet z nią zamieszkać…
– Co ty bredzisz?! – nie mogłam już tego słuchać, więc mu przerwałam. – Na co ci jakaś Kasia? Po co z nią mieszkać? Źle ci z mamą? – spytałam, zalewając się łzami.
– Mamo, przestań… – mówił, wyraźnie się łamiąc. – Nie możesz mnie ciągle trzymać na smyczy. Jestem już dorosły i mam prawo do własnego życia!
Nie rozumiałam, co mu się stało. Ledwie co uporałam się z bólem po tym, jak się zawiodłam na Asi. Ledwie co się pozbierałam i zaczęłam normalnie żyć, a tu taki cios. Mój syn robi to samo! Co się nimi działo? Co zrobiłam źle, że mnie tak traktują? Przecież serce swoje bym im oddała!
Synku, nie możesz odejść, zostawić mnie samej
Pokłóciłam się wtedy z Jarkiem. Wyszedł, ale wrócił wieczorem. Byłam pewna, że chce mnie przeprosić, powiedzieć, że z tą Kasią to jakaś głupota i że już to zakończył. Ale pomyliłam się. Usiadł obok mnie i najpierw znów opowiadał, jak to mnie kocha i potrzebuje. A potem poruszył zgoła inne struny:
– Wiem, że Asia cię zraniła, ale miała wtedy dużo racji. Starasz się każdym dyrygować, stawiać swoje warunki, izolować od świata. Tata nie miał kolegów, nie wychodził nigdy z domu. Właściwie z nikim z rodziny nie mamy żadnego kontaktu. Jesteś zamknięta sama na siebie, jedynie panią Helę dopuszczasz, ale i to na pół gwizdka. Asi zabraniałaś mieć koleżanki, kolegów, chłopaka… Nie wytrzymała tego i w końcu wyjechała. Jest tam szczęśliwa, ma wspaniałego faceta. Dlaczego nie chcesz tego dzielić z nią? Dlaczego obraziłaś się o to, że ułożyła sobie życie? To chore, mamo…
Chciałam mu przerwać, ale ciągnął:
– Ja też nie jestem już maleńkim chłopcem, któremu musisz podcierać nos, jak kichnie. Pracuję, mam już 23 lata i od ponad roku spotykam się z cudowną dziewczyną, której ty z góry nie lubisz, i której nie dasz nawet cienia szansy, chociaż nawet jej jeszcze nie widziałaś! Mamo, nie zmuszaj mnie do wyboru – ty czy ona – bo to chore i nienormalne!
– No chyba nie wybrałbyś jej! – krzyknęłam, dotknięta do żywego.
– To nie chodzi o to, kogo bym wybrał. Chodzi o to, że Kasia nigdy nie postawiłaby mi takiego wyboru. Nikt nigdy nikomu nie powinien stawiać takiego wyboru! To nieludzkie, nienormalne, mamo. Kocham was obie, chociaż każdą inaczej. Pozwól mi być szczęśliwym! I pozwól sobie dzielić ze mną tę radość. Nie przywiążesz mnie do siebie na siłę, możesz mnie jedynie od siebie odsunąć…
Milczałam, a łzy ciekły mi ciurkiem po twarzy. Wreszcie się odezwałam:
– Ale ja potrzebuję twojej pomocy, ja mam takie bóle w klatce… O, tak mi się duszno teraz zrobiło. Otwórz szybko okno!
– Mamo, przestań! Błagam! Bo kiedyś naprawdę będziesz tej pomocy potrzebowała, a ja już wtedy nie uwierzę!
Prychnęłam. Że co? Że niby udawałam? Też mi coś! Naprawdę się źle czułam! Jarek kazał mi tylko wszystko przemyśleć i powiedział, że wróci jutro. I wyszedł. Jutro? Całą noc go nie będzie! Ja do jutra chyba z niepokoju umrę! I kto mu kanapki do pracy naszykuje? Kto go obudzi? Bo chyba nie ta jego, pożal się Boże, Kasia! I co ja mam teraz zrobić? Czy to wszystko, co mi mówił, to prawda…? Przecież nigdy nikogo nie chciałam izolować. Nigdy nikomu nie układałam na siłę życia. Co ona mi zarzuca?
Pewnie ta jego dziewczyna mu tak w głowie namieszała! Ale… Ale co, jeśli też wybierze ją? Tak jak Asia Dżona? Chyba nie mam wyjścia. Muszę zaprosić ją na obiad. Zobaczę ją na żywo, porozmawiamy w cztery oczy, to będę widziała, co to za ziółko. Nic innego mi chyba nie zostało. Przecież nie mogę stracić ostatniej osoby, jaką mam…
Czytaj także:
Gdy chciałem zerwać z ukochaną, groziła samobójstwem
Traktowałam synową jak córkę, ale zmieniła się nie do poznania
Brzydziłam się jeździć do teściów. Traktowali swoje psy jak bóstwa