„Zamartwiam się, kiedy mój 23-letni syn późno wraca. Mąż mówi, że jestem nadopiekuńcza, ale to przecież moje dziecko!”

Zamartwiam się o swoje dorosłe dziecko fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„– Najwyższy czas, żeby i do ciebie dotarło, że wszyscy w tym domu są dorośli. Skończyło się niańczenie i pilnowanie – oznajmił. – Chyba że masz wzmożoną potrzebę kontroli, ale w tym wypadku to twój problem, nie nasz – powiedział mi mąż. Co jest z tymi facetami?! Ja zawsze informuję, gdzie jestem i nie czuję się przez to pokrzywdzona…”.
/ 03.07.2022 13:15
Zamartwiam się o swoje dorosłe dziecko fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

I co z tego, że Łukasz ma 23 lata? Kiedy zbyt długo nie wraca do domu, po prostu się martwię. Naprawdę tak trudno uprzedzić?

Ależ koszmarna noc!

Starałam się nie kręcić, równałam oddech, liczyłam barany, żeby się uspokoić, ale i tak Wiesiek się rozbudził, mrucząc z wyrzutem:

– Co z tobą, do licha! Robaki masz?

– Chyba że się od ciebie zaraziłam – mruknęłam wściekła. – Śpij!

– Ciekawe, jak mam dokonać tego cudu, skoro cały czas się wiercisz i wzdychasz…Słuchaj, Danka, a może cię coś boli? – wystraszył się nagle. – Serce?

Taa, serce, ale ze strachu o Łukasza, który jak polazł o 18 po południu, tak wszelki ślad po nim zaginął! Ale gdybym to powiedziała mężowi, zaraz zacząłby wyzywać mnie od kwok, niby że żadna normalna matka nie trzęsie się nad dorosłymi dziećmi, i w ogóle… Trułby, truł, a na końcu się obraził, że przeze mnie pójdzie rano niewyspany do pracy. Burknęłam zatem, że chyba zbliża mi się okres, a potem wzięłam koc, jakąś książkę i wyniosłam się do kuchni. Do niczego był ten kryminał, wcale się nie mogłam wciągnąć i, prawdę mówiąc, nic mnie nie obchodziło, kto zabił. Tyle pożytku z tego arcydzieła, że zaczęłam się zastanawiać, czy na mojego chłopaka nie zasadził się gdzieś jakiś psychopata.

Było już grubo po północy, a po synu ani śladu!

Zerknęłam na komórkę, niestety, wiadomości też żadnej nie przysłał. Mogłabym zadzwonić, ale pomyślałam, że młody znów się wkurzy albo, co gorsza, wcale nie odbierze i wtedy dopiero zacznę się bać. Taka milcząca komórka to najlepsza pożywka dla galopującej wyobraźni.

Czy naprawdę tak trudno powiedzieć, kiedy się wróci do domu? Czy to aż tyle kosztuje? – utyskiwałam pod nosem.

W końcu gdzieś koło 2 usłyszałam hałas za drzwiami i po chwili w kuchni pojawił się Łukasz – rześki, rozpromieniony, jakby trafił w totka. Najwyraźniej świetnie się bawił, podczas gdy ja tutaj siwiałam w najlepsze!

– Na drugi raz o północy zamknę drzwi na zasuwkę – oświadczyłam. – To, jak się zachowujesz, jest nie w porządku.

– O co ci chodzi? – wzruszył ramionami. – Mamo, mam 23 lata!

– Ja 43! – odparowałam. – A jakbym poszła i nie dawała znaku życia przez tyle godzin, pewnie dostalibyście obaj z ojcem zawału.

– Ty? – gapił się na mnie z głupią miną. – A gdzie TY byś mogła iść?

Strasznie mnie to ubodło, tak bardzo, że zabrałam swoje rzeczy i bez słowa poszłam do sypialni. Traktuje się mnie w tym domu jak mebel! Niby co, jedyne, co mogę zrobić, to tkwić tutaj jak wielofunkcyjny robot?! Następnego dnia byłam półprzytomna z niewyspania, ale słowa jedynaka wciąż mnie piekły do żywego. Nawet wieczorem poskarżyłam się Wieśkowi. Byłam jednak w wielkim błędzie, licząc na zrozumienie.

Mój mąż z właściwą sobie delikatnością nosorożca stwierdził, że Łukasz ma rację. Ha, mało tego, powiedział, że jestem po prostu śmieszna! Albowiem Wieśkowi te 2 lata, które Łukasz po skończeniu technikum spędził z kolegami w Anglii, uzmysłowiły, że chłopak jest odpowiedzialny i potrafi sobie poradzić.

– Najwyższy czas, żeby i do ciebie dotarło, że wszyscy w tym domu są dorośli. Skończyło się niańczenie i pilnowanie – oznajmił. – Chyba że masz wzmożoną potrzebę kontroli, ale w tym wypadku to twój problem, nie nasz.

– O rany, Wiesiek! Chodzi po prostu o rodzaj higieny psychicznej, o stworzenie modelu, w którym nikt nie będzie bez potrzeby martwił się o nikogo.

– Tylko ty się martwisz! – parsknął mi w nos. – Nie obraź się, Danka, ale czasem przypominasz mi ciotkę Helkę. Jeszcze trochę i zaczniesz na globusa cierpieć!

Tacy jesteście mądrzy? To ja wam pokażę!

Chociaż trudno sobie wyobrazić, żebym po porównaniu do ciotki histeryczki mogła usłyszeć coś bardziej przykrego, tak się jednak stało. Okazało się mianowicie, że chociaż wciąż mówię o uczuciach, mam na myśli zawsze tylko swoje. Gdyby było inaczej, mogłabym pomyśleć o tym, że wydzwaniając do Łukasza, mogę trafić akurat na chwilę, gdy chłopak jest w łóżku z dziewczyną. Nie zaszkodziłoby mi też na pewno, gdybym wyobraziła sobie, jaką presję wywieram na samego Wieśka…

Czy przyszło mi na przykład do głowy, że koledzy śmieją się z niego, gdy dzwoni do mnie, że będzie pracował dłużej albo zamierza iść z kumplami na piwo? Robi za dyżurnego pantoflarza! Co jest z tymi facetami?! Przecież ja też zawsze informuję, gdy zdarza mi się zostać w biurze, i nie zauważyłam, żeby to w jakikolwiek sposób szkodziło mojemu prestiżowi. Mało tego, większość moich koleżanek tak postępuje. Czułam się urażona i niezrozumiana. To nic miłego okazać się nagle heterą. Myślałam o tym i myślałam, kolejną noc szlag trafił. I doszłam do wniosku, że sama sobie jestem winna. Przyzwyczaili się, że jestem zawsze na miejscu i uznali to za normalny stan.

Przecież Łukasz wyraźnie stwierdził, że JA nie mam dokąd wyjść. No to pora na zmiany! Skoro wszyscy jesteśmy dorośli i nie musimy się nikomu opowiadać, dlaczego nie miałabym iść bez uprzedzenia do kina na wieczorny seans? Baśka już dobry tydzień próbuje mnie wyciągnąć, bo nie chce jej się iść samej, a chłopa, powiada, żadną siłą na Almodóvara nie wyciągnie. No i umówiłam się z nią – raz kozie śmierć. Nie, żeby była ze mnie taka znów kinomanka, ale lepsza randka mi się nie trafiła. Swoją drogą, fakt ten naprowadził mnie na niezbyt budującą myśl, że moje życie osobiste w zasadzie nie istnieje…

Obiecałam sobie solennie jedno: jeśli moja nieobecność nie zostanie w domu dostrzeżona, przyjmę punkt widzenia moich chłopaków i nawet nie pisnę, kiedy któryś z nich zniknie bez uprzedzenia na długie godziny. Jeżeli natomiast będą panikować, a potem spróbują wpędzać mnie w poczucie winy, uznam, że racja jest po mojej stronie. Tak długo będę się odwdzięczać pięknym za nadobne, aż ich nauczę szacunku i zrozumienia moich potrzeb. Jeszcze zanim doszłam do multipleksu, odezwał się mój telefon.

O, Wiesiek na wyświetlaczu…

Dziwnie się poczułam, nie odbierając – że też zawsze wyłazi ze mnie grzeczna dziewczynka. Nie tym razem! Schowałam komórkę z nadzieją, że nie wybuchł pożar ani nikt nagle nie zasłabł (ciut się tym gryzłam, prawdę mówiąc). Już w kinie zakiełkowało we mnie głupie przeczucie, że cały ten wypad to jedna wielka pomyłka, a już uniemożliwienie kontaktu rodzinie – prawie zbrodnia. Baśka, która jak się okazało, jest całkiem do rzeczy babką, gdy nie wisi nad nią cień szefa, od razu chwyciła w czym rzecz. Widząc, jak w gasnącym w sali świetle ze złością wyłączam komórę, na znak uznania podniosła kciuk do góry. Słusznie. Zatem nie teraz, kochany – później porozmawiamy, gdy już wrócę do domu, tym bardziej że sam wspominałeś ostatnio, że rachunki za telefon są zbyt wysokie.

Potem wciągnęła mnie akcja filmu i, słowo daję, zapomniałam na amen o nieszczęsnym urządzeniu w torebce. Aż do momentu, gdy po zakończeniu seansu zauważyłam, że inni uruchamiają swoje. Liczba połączeń była imponująca, co dziwne, nawet Łukasz się uaktywnił…

„Do domu mam niedaleko, więc pogadam z nimi dopiero po powrocie” – postanowiłam niefrasobliwie.

O czym tu zresztą gadać? W końcu wszyscy jesteśmy dorosłymi ludźmi i możemy robić to, co chcemy, bez opowiadania się. No chyba że jednak nie…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA