„Żałuję, że zmusiłam męża by był przy porodzie. Po ciąży nie chciał mnie dotykać i patrzył na mnie z obrzydzeniem”

Kobieta, której brzydzi się mąż fot. Adobe Stock, pololia
„Przyznał się, że po porodzie ma traumę. Kiedy patrzy na mnie, nie widzi już seksownej kobiety, tylko tamtą spoconą, krzyczącą, zmaltretowaną. A wokół morze krwi. Brzydzi się mną. To było dla mnie prawdziwe upokorzenie”.
/ 20.03.2022 05:52
Kobieta, której brzydzi się mąż fot. Adobe Stock, pololia

Kiedy widziałam, jak Kacper się cieszy z powodu mojej ciąży, byłam pewna, że przejdziemy przez to razem. Przez całe dziewięć miesięcy mąż traktował mnie jak księżniczkę i nie mógł się wprost doczekać, kiedy zobaczy córkę.

Ogarniało mnie wielkie wzruszenie, gdy „rozmawiał z brzuszkiem” i ekscytował się tym, że mała już kopie. Puszczał jej relaksującą muzykę i ciągle zastanawiał się, jakie wybrać dla niej imię. Wydawało mi się oczywiste, że będzie obecny przy porodzie. Wszystkie moje koleżanki rodziły z mężami i wspominały to jako jedyne w swoim rodzaju przeżycie.

– Tworzy się wtedy nierozerwalna więź między dzieckiem a rodzicami. To wydarzenie scementowało nasz związek – słyszałam praktycznie za każdym razem.

Nic dziwnego, że i ja chciałam w tych niełatwych chwilach mieć przy sobie ukochanego mężczyznę. Nikt inny tylko Kacper powinien mi wtedy wycierać zroszone potem czoło. To chyba oczywiste…
Jakież więc było moje zdumienie, gdy mąż… odmówił uczestnictwa w porodzie.

– Żartujesz, prawda? – zapytałam, myśląc jednocześnie, że dziwny wybrał sobie temat do przekomarzania się ze mną.

– Nie żartuję – odparł poważnie Kacper. – Kochanie, zrobię wszystko, żeby ci pomóc, ale do sali porodowej nie wejdę.

– Dlaczego?! – aż się popłakałam.

– Przecież wiesz, jak źle znoszę szpitale i widok krwi – przypomniał mi niepewnie.

Owszem, wiedziałam. Jego matka opowiadała mi nawet, że zemdlał po tym, jak rozbił sobie głowę, spadając z drabinek. Niemożliwe było także zaprowadzenie go do dentysty i na pobranie krwi. Postanowiłam jednak nie odpuszczać. Najwyższa pora, by dorósł i przestał wydziwiać. W końcu na świat przychodzi nasze własne dziecko! To poważna sprawa!

– No błagam cię... Ty, zawodowy policjant, nie poradzisz sobie z czymś takim?  – kpiłam z niego, lecz to nie działało.

Spróbowałam więc z drugiej strony.

– Doskonale wiesz, jak traktowane są kobiety na porodówkach! Lekceważone! Pozbawione odpowiedniej opieki! – krzyczałam, usiłując wzbudzić w nim współczucie. – Mąż jest po to, żeby wszystkich w szpitalu zmobilizować do należytej opieki i okazania mi szacunku!

– Do tego wystarczy twoja mama – odparł Kacper, a ja się wściekłam.

– Rodzić chcę z tobą i już! Inaczej koniec z nami! – postawiłam w końcu sprawę na ostrzu noża i tak postraszony Kacper odpuścił i mi uległ…

Skurcze złapały mnie w niedzielny poranek

Najpierw były łagodne, potem zrobiły się nie do zniesienia. I trwały, trwały, trwały… Słyszałam kiedyś, że pierworódki rodzą dłużej, ale wydawało mi się, że ja biję jakieś rekordy! Podobno mój poród trwał „tylko” osiem godzin, choć ja byłam gotowa przysiąc, że z osiem dni.

Kacper chodził ze mną po korytarzu, ćwiczył na piłce i robił wszystko, żebym poczuła się lepiej. Chociaż szczerze mówiąc, niewiele pamiętam z tamtych chwil oprócz tego, że krzyczałam i błagałam, aby to wszystko już się skończyło.

Nie mam pojęcia, jakie kobiety rodzą z uśmiechem na twarzy. Kiedy ogląda się sceny z filmów z sali porodowej, to stwierdzenie: „Poboli i przestanie. Zapomnisz o wszystkim, gdy pojawi się
dziecko” wydają się realne. W rzeczywistości miałam wrażenie, że to nigdy nie nastąpi. Miotałam się w bólu, przeklinając wszystkich, w tym męża, któremu w pewnej chwili… przywaliłam pięścią!

– Nie bolało – stwierdził potem, widziałam jednak, że był zszokowany wszystkim tym, co się działo w sali porodowej.

Bladł jak kreda, to znowu był czerwony, jakby za moment miał dostać zawału.  Także krzyczał na lekarzy, że mają mi jednak dać znieczulenie, chociaż wcześniej ustaliliśmy, że go nie chcę. „Naiwna idiotka!” – myślałam potem z żalem o swoich wyborach i o tym, jak sobie wyobrażałam przyjście mojego dziecka na świat.

Na filmie miała zostać uwieczniona moja uśmiechnięta twarz i dumna mina Kacpra. Tymczasem ja wyglądałam, jakbym zderzyła się z pociągiem, a on był zwyczajnie… przerażony. Powiedział mi później szczerze, że nigdy nie przeżył czegoś równie mocnego.

– To się nie może równać nawet ze skokiem na bungee – ocenił.

Jeszcze długo po porodzie nie czułam się najlepiej, byłam osłabiona. To Kacper zajął się naszym dzieckiem. Kąpał małą, przynosił mi do karmienia, przewijał, jakby robił to od zawsze. Powoli nasze życie wracało do normy. Mimo wszystko nie do końca…

Kilka tygodni po urodzeniu Klary poczułam, że znowu jestem kobietą. Nie przytyłam dużo w czasie ciąży, a że karmiłam piersią, to i szybko schudłam. Kiedy włożyłam swoje ulubione wąskie dżinsy, poczułam się znów seksowna.

Byłam pewna, że Kacper w mig to zauważy; przecież uprawialiśmy seks nawet wtedy, gdy byłam już w dość zaawansowanej ciąży. Chciałam na nowo zostać jego kochanką, ale… On na mnie nie reagował. A kiedy sama próbowałam coś zainicjować, wykręcał się tym, że jest zmęczony, bo musi do małej wstawać w nocy.

W końcu zorientowałam się, że rozmawiamy tylko o sprawach domowych, zakupach i rachunkach, o pieluszkach Klary i jej kolkach. Nie ma już naszych słodkich przekomarzań, naszych wieloznacznych niedomówień i wymownych spojrzeń.

Ponieważ Klara często w nocy jadła, to brałam ją do naszego łóżka. Po kilku miesiącach przestałam, sądząc, że może Kacper dlatego właśnie ma blokadę, że nie umie kochać się w tym samym miejscu, w którym nasza mała je…

Niestety, niewiele to zmieniło

Mój mąż unikał małżeńskiego łoża na wszelkie sposoby. Często do późnej nocy oglądał telewizję i zasypiał na kanapie w salonie. Atmosfera w domu zrobiła się gęsta, oddalały nas od siebie niewypowiedziane pretensje. W powietrzu wisiała kłótnia.

Już nie odzywaliśmy się do siebie normalnie. Nasze rozmowy od zdawkowych pytań o codzienne przyziemne sprawy przechodziły stopniowo w warczenie. W końcu otwarcie zadałam Kacprowi pytanie, czy ma kochankę, skoro ja już go nie kręcę.

Zaprzeczył szczerze. A nagabywany, o co w takim razie chodzi, przyznał się, że po porodzie ma traumę. Kiedy patrzy na mnie, nie widzi już seksownej kobiety, tylko tamtą spoconą, krzyczącą, zmaltretowaną. A wokół morze krwi. Przyznam, że tego się nie spodziewałam. I nie potrafiłam zrozumieć…

– Naprawdę nie chcesz już się ze mną kochać? Nigdy? – nie wierzyłam.

– Chciałabym, ale… Kiedy pomyślę o tym, że znowu mógłbym cię zapłodnić i kolejny raz narazić na coś takiego, to… wszystko mi opada – powiedział.

Było to dla mnie tak abstrakcyjne, że nawet się wtedy roześmiałam. Ja sama, zgodnie z zapowiedziami pielęgniarek, dawno już zapomniałam o nieprzyjemnych przeżyciach i w zasadzie to chętnie bym się zdecydowała na drugie dziecko.

Jednak Kacper wcale nie żartował…

Po kilku miesiącach stało się jasne, że albo pójdziemy do psychoterapeuty, albo zostaniemy białym małżeństwem. To właśnie w gabinecie psychoterapeutki dowiedziałam się, że nie powinnam była męża do niczego zmuszać, bo teraz on jest poporodowym impotentem!

– Żałuję, że ci się nie postawiłem, tylko uległem. Teraz postąpiłbym inaczej. – usłyszałam wtedy od męża.

Dowiedziałam się także, że mąż czuje do mnie obrzydzenie, i choć siebie za to nienawidzi, nic nie jest w stanie poradzić.

– Najchętniej bym jej w ogóle nie dotykał – wyznał lekarce głosem skrzywdzonego dziecka, a ja siedziałam obok.

To było dla mnie prawdziwe upokorzenie. I szczerze mówiąc, zaczęłam żałować, że w ogóle tu przyszliśmy. Kacper obiecał, że spróbuje się przełamać. Prosił, by dać mu kilka miesięcy. Lecz one mijały, a mój mąż nadal uciekał ode mnie. W pracę, w męskie wieczory z kolegami, w cokolwiek, byle być dalej. W końcu, kiedy nasza Klara miała półtora roczku, uznałam, że to wszystko nie ma już najmniejszego sensu.

– Rozstańmy się… – powiedziałam i jeśli miałam jeszcze choć cień nadziei, że Kacper się sprzeciwi, to się myliłam.

To było trzy lata temu. Dzisiaj i Kacper i ja jesteśmy w innych związkach. Jego partnerka jest teraz w ciąży i mam nadzieję, że nie przyjdzie jej do głowy prosić go o wspólny poród. Wraz z nowym mężem także staramy się właśnie o dziecko.

Czytaj także:
„Mama oddała mojego niepełnosprawnego brata do domu opieki. Dopiero wtedy zaczęła normalnie żyć i znów się uśmiechać”
„Co miesiąc przekazywał wielkie pieniądze prostytutce. Dopiero 6 miesięcy temu dowiedział się, że jest jego córką”
„Mąż wycenił naszą miłość na 150 zł. Nie miał skrupułów, żeby mnie oszukać i zranić. Wszystko, byle dostać to, czego chce”

Redakcja poleca

REKLAMA