Trzymaliśmy się razem od czasów szkolnych. Trzy zaprzyjaźnione pary, potem rodziny. Przez wiele lat spotykaliśmy się na różnych imprezach, wyjeżdżaliśmy razem, borykaliśmy z trudami i radościami dnia codziennego, spędzaliśmy wspólne urlopy. Nasza wspaniała paczka. Tak o nich myślałam…
Spisaliśmy umowę, taką jak chciał
Zaczęło się od wypadku. Pijany kierowca wjechał w samochód mojego męża. Na szczęście nic się nikomu nie stało – ani mojemu mężowi, ani nieodpowiedzialnemu kierowcy. Jego wina była oczywista, wszystko zostało załatwione. Niestety, auto Piotra nadawało się już tylko na złom, a na pieniądze z ubezpieczenia należało poczekać. Tyle że mój mąż potrzebował samochodu do pracy. Kwota z ubezpieczenia była niska, oszczędności nie mieliśmy za wiele, a pieniędzy potrzebowaliśmy na już. Podjęliśmy zatem decyzję, że kupimy nowy samochód na raty.
– Po co macie płacić odsetki? Pożyczymy wam kasę – zaproponowała nieoczekiwanie Mariola, kiedy podzieliliśmy się naszym kłopotem z przyjaciółmi.
Jej mąż przytaknął.
– Racja. Pożyczymy wam brakującą kwotę i będzie po sprawie.
– Świetny pomysł! – podchwycił Krystian. – Gdybym miał, sam bym wam pożyczył – zapewnił nas.
– Właśnie po to są przyjaciele, żeby sobie pomagać – dorzuciła Ewelina, jego żona.
– Jak policzysz, ile ostatecznie zapłacisz za ten kredyt, łącznie z odsetkami i ubezpieczeniem, okaże się, że za te same pieniądze mógłbyś kupić coś lepszego – przekonywał Witold.
Długo wahaliśmy się z Piotrem, co zrobić. Z jednej strony faktycznie zaoszczędzilibyśmy, ale z drugiej… pieniądze mogą zniszczyć najlepsze układy. A kwota była niebagatelna. Jednak Witold z Mariolą niejako podjęli decyzję za nas.
– Spiszemy umowę, określimy termin spłat – powiedział Witek, z wykształcenia ekonomista.
– Podaj numer konta. Ja przelewam kasę, wy kupujecie takie auto, jakie będzie wam potrzebne.
Wzruszyła mnie ich troska. Fajnie mieć takich przyjaciół!
Załatwiliśmy wszelkie formalności. Piotr kupił auto większe od poprzedniego. Okazyjnie, w dobrym stanie. Wszystko wróciło do dawnego, utartego rytmu. Przez następne miesiące sumiennie oddawaliśmy przyjaciołom pożyczkę, tak jak zostało ustalone.
Zbliżały się piąte urodziny Emilki – córeczki Marioli i Witka. Kupiliśmy śliczną lalkę. Nie z tych reklamowanych na kanałach dziecięcych, ale za to z różnymi akcesoriami, przydatnymi małej dziewczynce do zabawy. Oczywiście jak co roku stawiliśmy się całą paczką. Impreza trwała w najlepsze, kiedy Mariola, skończywszy rozlewać wino do kieliszków, usiadła obok mnie.
– Lalka jest ładna, ale mogliście się bardziej postarać – szepnęła.
Zdumiałam się. Przecież Emilka była zachwycona, o czym najlepiej świadczył fakt, że od godziny woziła lalkę w wózeczku, karmiła ją i próbowała przewijać!
Spojrzałam na przyjaciółkę.
– Emilce się podoba.
– No tak, ale wiesz… jak wozicie się takim autem, to mogliście jej kupić coś lepszego.
Zamrugałam z niedowierzania. Nigdy jeszcze Mariola nie odezwała się do mnie w ten sposób. Zwaliłam to na karb wypitego wina i nie wspominałam nic Piotrowi o naszej rozmowie. Jednak kilka dni później on sam wrócił z pracy jakiś nieswój.
– Coś się stało? – spytałam, widząc jego minę.
– Zadzwoniła dziś do mnie Mariola – wyjaśnił z niechęcią. – Pytała, jak długo jeszcze zamierzamy spłacać pożyczkę.
– Przecież spłacamy, jak było ustalone – zdziwiłam się.
Pokiwał smętnie głową.
– Może mają kłopoty finansowe? I nie wiedzą, jak nam o tym powiedzieć? – podsunęłam.
– Witold nic mi nie wspominał, ale zapytam go.
– A na imprezie Mariolka czepiała się lalki – wyznałam. – Że mogliśmy się bardziej postarać…
– Bardziej? Przecież Emilka była zachwycona.
– Właśnie. Ona tak, ale Mariola najwyraźniej nie.
Dziwnie się zrobiło…
Będzie mi wyliczać, ile i na co wydaję?!
Piotr postanowił porozmawiać z Witoldem, żeby wyjaśnić sprawę. Jeżeli jest jakiś problem, niech powie. Jednak Witold zapewnił mojego męża, że spisana umowa wciąż obowiązuje, i nie jest konieczne szybsze spłacenie długu. Uspokoiłam się. Gdyby okazało się, że musimy pożyczkę oddać od razu, w całości, sprawiłoby to nam pewien kłopot.
Niedługo potem spotkałam Mariolę w sklepie. Ucieszyłam się na jej widok. Zdarzenie z urodzin puściłam w niepamięć. Może miała gorszy dzień, może chciała dla Emilki coś innego, a może po prostu za dużo wina wypiła.
– Cześć! – przywitałam się z uśmiechem.
– O, zakupy – odparła również uśmiechnięta i zajrzała do mojego koszyka. – Salami. No proszę… Najdroższe. Ser pleśniowy… I krem do twarzy… Wcale nie z tych najtańszych. Proszek też z górnej półki. To już nie łaska prać w zwykłym? – spytała z ironią.
– A ciebie co dzisiaj napadło? – zdziwiłam się.
– Bo na auto musieliście brać pożyczkę, a w koszyku same rarytasy. Może gdybyście oszczędzali, nie musielibyście brać od nas pieniędzy. I mielibyście z czego zwracać – wycedziła.
Wmurowało mnie w posadzkę.
– Co ty opowiadasz? – oburzyłam się. – Przecież sumiennie spłacamy wam pożyczkę!
– Spłacacie, owszem – przyznała. – Ale… bez odsetek.
Wkurzyłam się.
– Cholera jasna, przecież sama to nam zaproponowałaś! Nie pamiętasz? – przypomniałam. – A Witold z Piotrem ustalili warunki i termin spłaty. Bez odsetek – dodałam z naciskiem.
– Wituś czasami jest taki naiwny. Pa, muszę lecieć! – cmoknęła powietrze i odeszła.
Długą chwilę stałam w miejscu, czując mętlik w głowie. Czy to na pewno była Mariola? Ta sama dziewczyna, którą znałam od kilkunastu lat? Czy to na pewno była moja przyjaciółka?
Po powrocie opowiedziałam mężowi o przykrej rozmowie.
– Zaraz pogadam z Witkiem – zadecydował Piotr.
– Nie, nie! Nic mu nie mów – zaprotestowałam.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Powinien chyba wiedzieć…
– No i co mu powiesz? Że Mariola miała pretensje o kawałek wędliny, o krem do twarzy?
– Racja – przyznał. – Głupio jakoś… Cholera, co robić?
Chciałam zapomnieć o tym spotkaniu. Czułam się nieswojo. Tak jakbym zrobiła coś złego, korzystając z oferty przyjaciół.
W kolejnym miesiącu jak zwykle wysłaliśmy na konto Witolda ustaloną ratę. Parę dni później, wracając z pracy, spotkałam pod domem Ewelinę. Nie zwykła się cackać, więc i teraz od razu przeszła do sedna sprawy.
– Mariolka żaliła się, że chcecie ich oszukać – powiedziała.
– My?!
– Podobno Piotr spóźnia się z oddaniem pożyczki, w umowie nie było nic o odsetkach, a przecież gdyby trzymali tę kasę w banku, to zawsze coś by im tam narosło. – Ewelina patrzyła na mnie podejrzliwie. – Do tego unikacie kontaktu z nimi.
– Co? Tak mówi Mariola? Posłuchaj, to nie tak… – zaczęłam.
– Kaśka, znasz mnie od lat i wiesz, że rzadko się wtrącam – przerwała mi przyjaciółka. – Ale jeśli macie kłopoty i nie możecie teraz spłacać pożyczki, to choć szczerze z nimi pogadajcie.
A więc Witek nie miał o niczym pojęcia…
Autentycznie mało szlag mnie nie trafił. Próbowałam tłumaczyć Mariolę, nie chciałam o niej źle myśleć, ale przeginała. Więc opowiedziałam Ewelinie o tym, jakie szopki odstawia nasza kochana przyjaciółka. Ewelina szeroko otworzyła oczy ze zdumienia.
– Nie rozumiem, o co jej chodzi – przyznała.
– Ja też nie.
– Co ją napadło? Może ma jakiś zły okres? Hormony czy coś?
– Może. Nie mam pojęcia – wzruszyłam ramionami.
Rozeszłyśmy się, każda w swoją stronę. Ona zdumiona i skołowana, ja – zła na Mariolę. W końcu sama zaproponowała tę cholerną pożyczkę, i to bez odsetek, a teraz nagle zmieniła zdanie, ma pretensje i obgaduje nas za plecami! Wyżaliłam się mężowi. Też był rozczarowany i zirytowany. Podjęliśmy decyzję, że weźmiemy kredyt na pozostałą do spłaty część pożyczonej kwoty i oddamy im całość jak najszybciej. Razem z odsetkami.
Witold był zaskoczony, kiedy Piotr wręczył mu całą kwotę.
– No co ty, przecież umawialiśmy się inaczej…
– Odsetki też obliczyliśmy – nie darowałam sobie złośliwości.
– Odsetki? – Witold był tak zdumiony, że w pierwszej chwili zrobiło mi się go żal.
Potem, przy kawie, wyjaśniliśmy sobie wszystko.
– Mogliście od razu powiedzieć, że Marioli odbija, zamiast ją kryć! – mruknął. – Ostatnio przechodzi jakiś kryzys. Siedzi w domu z Emilką i chyba z nudów zaczyna świrować. Namawiam ją, żeby wróciła do pracy. Cholera! Czemu od razu nie powiedziałeś, w czym rzecz? – naskoczył na mojego męża.
– Stary, to przecież twoja żona – mruknął Piotr. – Myśleliśmy, że wiesz, co jest grane.
– Piotrek, gdybym chciał od was odsetki, inaczej spisalibyśmy umowę – odparł Witek. – W biznesach jestem twardy. I lubię jasne sytuację. Dlatego w ogóle spisaliśmy umowę, zamiast poprzestać na uścisku dłoni. Odsetki nigdy nie wchodziły w grę, nie jestem bankiem. Znamy się tyle lat, potrzebowaliście wtedy pomocy… Niech to szlag! Na drugi raz, gdy cokolwiek będziemy załatwiać, zrobimy to sami, bez wiedzy bab. Wy to zawsze zamieszania narobicie. A z Mariolką sobie pogadam – obiecał, wychodząc.
Sprawa się wyjaśniła, ale niesmak pozostał. Już nie ufam przyjaciółce, przestałam wierzyć w jej bezinteresowność. Zwłaszcza gdy okazało się, że pretensje wynikły dlatego, że Witek nie chciał się zgodzić na wielkanocny wyjazd do Egiptu. Mariola uznała, że odmawia, bo nie ma kasy. A nie ma, bo pożyczył nam. Paranoja! Nawet gdyby to była prawda, taka małostkowość bolała. Przecież potrzebowaliśmy tego auta! To nie był kaprys jak jej egipska wycieczka…
Teraz, owszem, spotykamy się nadal, ale to już nie to samo. Coś się popsuło.
Czytaj także:
„Pożyczyłam kasę przyjaciółce, a ona zwiała bez wyjaśnienia. Teraz zamiast operować żylaki, muszę biegać po sądach”
„Wnuk chciał naciągnąć dziadka na ogromny kredyt, by mieć kasę na balety. Nie mogłam pozwolić, by oskubał staruszka”
„Byłam przekonana, że nie dam się okraść jak naiwna staruszka, więc… wszystkim rozgadałam, gdzie trzymam w domu kasę”