Kierowniczka była na mnie wściekła. Gdy tylko klient wyszedł, wezwała mnie na dywanik.
– Co ty najlepszego wyrabiasz? Centrala już się czepia, że mamy słabe wyniki! Masz myśleć o tym, jak je poprawić, zrealizować plan, a nie kierować się sumieniem! Nam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy! – grzmiała.
– Przykro mi, ale nie mogę tego obiecać. Jeżeli kolejny „kochany” wnuczek będzie chciał naciągnąć dziadka na pożyczkę, postąpię dokładnie tak samo – powiedziałam i wróciłam na swoje miejsce.
To było kilka dni temu
Niedługo po otwarciu do naszego banku wszedł starszy mężczyzna w towarzystwie młodego chłopaka. Usiedli przy moim stanowisku.
– Dziadek chciałby wziąć kredyt – odezwał się chłopak tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Jest pan naszym klientem? – zwróciłam się do staruszka.
– Tak, tu, do tego banku, przychodziła kiedyś moja pensja. A teraz przychodzi emerytura – odparł, podając mi dowód osobisty.
Szybko odnalazłam go w systemie. Rzeczywiście, miał u nas konto od lat. Było czyściutkie jak łza, czyli nieobciążone żadnymi zobowiązaniami. Wcześniej brał dwa niewielkie kredyty, ale spłacił je w terminie. Było więc niemal pewne, że dostanie pieniądze.
– To ile pan chce pożyczyć? – uśmiechnęłam się.
– Ja? Właściwie to nie wiem. Tyle, ile mogę – wykrztusił.
– Nie rozumiem… – zdziwiłam się, bo klienci zawsze podawali kwotę.
– Czego pani nie rozumie? Dziadek chce się dowiedzieć, jaką ma zdolność kredytową. A jak już się dowie, to podejmie decyzję – wtrącił się chłopak.
Uciekał wzrokiem w bok
W głowie zapaliło mi się od razu czerwone światełko. Czułam, że coś jest nie w porządku, że ten młody chłopak nie przyszedł tylko po to, by towarzyszyć dziadkowi, pomóc mu w załatwieniu formalności. Postanowiłam więc drążyć temat.
– A na co pan potrzebuje tych pieniędzy? Może na leczenie? Albo jakiś ekstrazakup?
– Nie… Niczego nie zamierzam kupować. Zdrowie jak na swój wiek też mam całkiem dobre. Co prawda umysł trochę szwankuje i nie jestem już tak silny jak jeszcze kilka lat temu, ale jeszcze daję radę. To Maciuś potrzebuje pieniędzy. Ma biedak kłopoty i poprosił mnie o pomoc. Nie miałem serca odmówić jedynemu wnukowi. Zwłaszcza że obiecał, że co miesiąc przyniesie mi do domu równowartość raty. Prawda? – spojrzał niepewnie na chłopaka.
– To chyba jasne. Skoro tak powiedziałem, to tak będzie. Przecież już o tym rozmawialiśmy, dziadku. Nie będę się po raz setny powtarzał – odparł tamten, próbując przywołać na twarz coś w rodzaju uspokajającego uśmiechu. Ale nie bardzo mu to wychodziło. Uciekał wzrokiem w bok, zaciskał nerwowo palce. Byłam niemal pewna, że kłamie i nie odda dziadkowi ani grosza.
– A dlaczego pan sam nie weźmie kredytu? Pański dziadek nie ma zbyt wysokiej emerytury. Nawet stosunkowo niska rata będzie dla niego dużym obciążeniem. Mówię tak na wszelki wypadek, gdyby zapomniał pan o obietnicy – zwróciłam się do chłopaka.
– Skoro nie biorę, to widać nie mogę. A w ogóle nie rozumiem tych pytań. Pani tu pracuje czy przesłuchuje? Bo czuję się jak na policji – zdenerwował się.
To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że zamierza naciągnąć dziadka. Postanowiłam jednak zachować spokój.
– Pracuję, oczywiście, że pracuję – uśmiechnęłam się.
– No to niech pani w końcu sprawdzi, ile dziadek może pożyczyć pieniędzy. Trochę nam się spieszy. Nie zamierzamy tu spędzić całego dnia – odburknął.
Ja jednak nie zamierzałam tego robić.
Sprawdziłam. Na ekranie szybko pojawiła się kwota – 21 tysięcy złotych. Tyle starszy pan mógł wziąć bez żadnych dodatkowych zaświadczeń czy zabezpieczeń. Wystarczyło tylko ustalić szczegóły, wydrukować umowę i dać mu do podpisania. Pieniądze najpóźniej następnego dnia byłyby na koncie. Ja jednak nie zamierzałam tego robić. Sumienie mi nie pozwalało. Nie chciałam, żeby przez chciwego i bezwzględnego wnuka klepał biedę przez wiele miesięcy. Odczekałam więc jeszcze kilkanaście sekund, postukałam w klawiaturę, udając, że szukam informacji, a potem spojrzałam na staruszka.
– Przykro mi, ale mam odmowę. Bank nie pożyczy panu ani grosza – zrobiłam smutną minę.
– Naprawdę? – spytał, a ja miałam wrażenie, że się ucieszył.
– Niestety… Próbowałam na wszystkie sposoby, zwiększałam liczbę rat do maksymalnej wysokości, ale za każdym razem wychodziło to samo.
– Ale jak to? Przecież dziadek mówił, że niczego nie spłaca – znowu włączył się do rozmowy wnuk.
– Bo nie spłacam – starszy pan spojrzał na mnie pytająco.
– Rzeczywiście, nie ma pan u nas żadnych zobowiązań – uspokoiłam go.
– To dlaczego nie chcecie mu pożyczyć pieniędzy? Przecież ma stałe i pewne dochody – emeryturę! – wnuk już niemal kipiał ze złości.
– Bo nie ma zdolności kredytowej. Nie słyszał pan o inflacji? Podwyżce stóp procentowych i rosnących w związku z tym ratach?
– Słyszałem. Wszędzie o tym trąbią.
– To nie rozumiem, dlaczego jest pan taki zaskoczony. Ludzie dobrze zarabiający mają trudności z wzięciem kredytu. A co dopiero mówić o emerytach. Trzeba poczekać, aż to wszystko trochę się uspokoi.
– Ale ja nie mogę czekać! Mam nóż na gardle! Naprawdę nic się nie da zrobić? Choćby kilkanaście stówek. Niech pani jeszcze raz sprawdzi – nie poddawał się.
Postukałam w klawiaturę.
– Przykro mi, wciąż odmowa – rozłożyłam bezradnie ręce.
– Niech to szlag! Myślałem, że rozwiążę przynajmniej część swoich problemów. A tu znowu nie wyszło! – warknął i ruszył w stronę drzwi. Nawet nie spojrzał na dziadka.
Nie uczy się, nie pracuje…
– Chyba o mnie zapomniał – westchnął starszy pan.
– Tak to już jest z tymi młodymi. Wiecznie gdzieś pędzą – starałam się go pocieszyć, bo widziałam, że jest mu przykro.
– E tam, niech pani nie udaje. Oboje dobrze wiemy, o co chodzi. Dziadek nie dostał pieniędzy, więc dziadek jest niepotrzebny… – machnął ręką.
– Chyba nie ma pan najlepszego zdania o wnuku? – zapytałam ostrożnie.
– Szczerze? Nie… Kocham go, bo to mój jedyny. Ale co tu kryć, sprawia same kłopoty. Choć ma już prawie 22 lata, nie uczy się, nie pracuje. Tylko zabawa mu głowie.
– Czyli wiedział pan, że wnuk raczej nie dotrzyma słowa i to pan będzie spłacał tę pożyczkę – powiedziałam.
– Pewności nie miałem, ale podejrzewałem. Bo niby z czego miałby spłacać? Rodzice nic mu nie dają i z tego, co mi wiadomo, nie mogą doczekać się dnia, kiedy w końcu pójdzie na swoje. Ale chyba się nie doczekają…
– To dlaczego pan w ogóle przyszedł z nim do banku?
– Bo nie miałem innego wyjścia – przyznał starszy pan. – Dotąd naciskał, dotąd namawiał, aż się zgodziłem. Inaczej nie dałby mi spokoju…
– No to teraz ma pan spokój, przynajmniej na jakiś czas. Bo na spadek inflacji nie ma co w najbliższych miesiącach liczyć.
– Rzeczywiście, życie staje się coraz droższe. Ale, jak to mówią, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej dzięki temu straciłem tę, no, zdolność kredytową. Jak sobie teraz pomyślę, że miałbym spłacać raty, to mnie zimny pot oblewa. Przy takim oprocentowaniu… Na rachunki by nie wystarczyło. A gdzie reszta?
– To nie do końca prawda… – powiedziałam.
– Co?
– Że stracił pan zdolność kredytową. Nawet w tej chwili może wziąć pan 21 tysięcy złotych pożyczki. Mówię to panu tak na wszelki wypadek, gdyby rzeczywiście potrzebował pan pilnie pieniędzy. Dla siebie.
Wpadła w złość, gdy dowiedziała się, co zrobiłam
– To dlaczego pani skłamała?
– Bo miałam poważne wątpliwości, czy rzeczywiście pan rozumie, na jakie ryzyko i koszty się pan naraża. A w takim wypadku jestem zobowiązana do wstrzymania procedur…
– A ja myślę, że przyczyna była inna – przerwał mi starszy pan.
– Nie rozumiem…
– Skłamała pani, bo… jest uczciwym i dobrym człowiekiem. I nie chciała pani, żebym przez wnuka wpakował się w potężne kłopoty – popatrzył na mnie z wdzięcznością.
Gdzieś tam kiedyś czytałam, że jak człowiek zrobi coś dobrego dla innych, to natychmiast poprawia mu się nastrój. To chyba prawda, bo ja tamtego dnia miałam znakomity. Humoru nie popsuła mi nawet ostra reprymenda od kierowniczki, która wpadła w złość, gdy dowiedziała się, że nie udzieliłam kredytu, choć mogłam. Niech sobie mówi, co chce – jeśli taka sytuacja się powtórzy, ja postąpię tak samo. Bo jak mawiała moja mama, zawsze trzeba żyć w zgodzie ze swoim sumieniem. Nawet wtedy, gdy pracuje się w banku, a z centrali dzwonią i dopytują się, dlaczego tak źle stoimy z planem…
Czytaj także:
„Byłam przekonana, że nie dam się okraść jak naiwna staruszka, więc… wszystkim rozgadałam, gdzie trzymam w domu kasę”
„Siostrzenica z zimną krwią okradła i wykorzystała wdowca z dwójką dzieci. To moja wina, bo źle ją wychowałam...”
„Mąż zostawił mnie przez SMS-a. Chciałam zemsty, więc nakłamałam córkom, że latami mnie krzywdził, a znajomym, że mnie okradł”