„Pożyczyłam kasę przyjaciółce, a ona zwiała bez wyjaśnienia. Teraz zamiast operować żylaki, muszę biegać po sądach”

Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, deagreez
„Jeśli udało mi się ją dopaść, przepraszała, tłumaczyła, że jest w dołku, ale pamięta i ureguluje zaległości. W ostateczności poprosi o pomoc rodziców. Brzmiała na tyle sensownie, że znowu jej uwierzyłam. Ale minął kolejny miesiąc i nic się nie zmieniło”.
/ 25.05.2022 16:15
Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, deagreez

– Proszę cię, jeśli mi nie pomożesz, trafię na listę dłużników i żaden bank nigdy nie udzieli mi pożyczki. Oddam ci, przysięgam. Za dwa miesiące zwrócę ci wszystko – błagała Kaśka.

Wyglądała jak półtora nieszczęścia – blada, chuda, w żadnym calu nie przypominała siebie sprzed pół roku, ani tym bardziej osoby, która byłaby w stanie zdobyć taką sumę za dwa miesiące.

– Ja te pieniądze zbierałam pięć lat, potrzebuję ich... – broniłam się ostatkiem sił.

– Dlatego ci je oddam. Znasz mnie, wiesz, że można mi ufać.

– Ale skąd wytrzaśniesz taką sumę? – nie odpuszczałam.

– Za miesiąc dostanę podwyżkę, wtedy będę mogła się ubiegać o kredyt. Spłacę cię, zobaczysz. Ile lat się znamy? Osiem? Czy kiedyś cię okłamałam? Błagam, Iga… Jesteś moją ostatnią deską ratunku.

Zmiękłam. I pożyczyłam jej te ciężko odłożone dziesięć tysięcy. Kaśka uradowana wyściskała mnie i wycałowała ze wszystkich sił, po czym wybiegła w chłodną noc. A ja zostałam sama. I wcale nie pocieszało mnie, że pomogłam znajomej spłacić długi. Byłam na siebie nawet trochę zła za to, że tak łatwo jej uległam.

Minęły dwa miesiące. Telefon milczał

Te dziesięć tysięcy zbierałam na operację żylaków. Mimo trzydziestu lat moje nogi usiane były niebieskimi i fioletowymi nitkami. Wstydziłam się wkładać spódniczki, nie mówiąc o bikini. Ale nie to było najgorsze, tylko dokuczliwy ból. Bez względu na porę roku.

Pięć lat wcześniej chirurg naczyniowy ocenił, że mam skłonności do żylaków i że ta choroba będzie się rozwijać. Dlatego nie powinnam zwlekać z decyzją o operacji. Niestety, zabieg kosztował, o ile nie chciałam mieć zniszczonych nóg licznymi nacięciami. Dlatego zaczęłam skrupulatnie odkładać każdy grosz.

I tak w czasie, kiedy Kaśka odżyła w nowej firmie, kupowała ciuchy na lewo i prawo, wydawała na fitness, kina i wycieczki zagraniczne, ja odmawiałam sobie dosłownie wszystkiego. Marząc, że gdy tylko wyjdę ze szpitala, odbiję sobie te wszystkie lata oszczędzania.

Tamtego wieczoru jednak uległam i pożyczyłam jej te pieniądze. A kiedy wyszła, postanowiłam zapomnieć o całej sprawie i przez dwa miesiące nie zadręczać się myślami, czy odda mi kasę, czy nie.

Co jakiś czas Kaśka dzwoniła i zapewniała, że wszystko jest w porządku. Czekała na premię, której była pewna, opisywała rozmowy z bankami i roztaczała przede mną świetlaną wizję swojej przyszłości.

Słuchałam jej, zaśmiewając z jej dowcipów i chwaląc operatywność. Minęły dwa miesiące. Telefon milczał. Postanowiłam dać jej czas do końca tygodnia. W piątek wieczorem Kaśka wreszcie się zjawiła. Zamiast dziesięciu tysięcy przyniosła tylko dwa.

– Słuchaj, więcej nie dostanę, ale będę ci oddawać co miesiąc po dwa tysiące, dobrze? Kiedy masz tę operację? – zapytała z troską w głosie.

– W czerwcu – próbowałam powstrzymać wściekłość, bo byłam zbyt dobrze wychowana, żeby ją ochrzanić za niesłowność i zażądać zwrotu całości.

– Do czerwca oddam ci z nawiązką – uśmiechnęła się i przytuliła mnie.

To był ostatni raz, kiedy ją widziałam.

Nie odezwała się więcej

Nie zadzwoniła, nie napisała żadnego SMS-a czy maila z wyjaśnieniem. Zaczęłam do niej wydzwaniać, ale nie odbierała moich telefonów, więc kupiłam komórkę na kartę. Tego numeru jeszcze nie znała, dlatego odebrała telefon, lecz potem znowu zamilkła.

Jeśli udało mi się ją dopaść, przepraszała, tłumaczyła, że jest w dołku, ale pamięta i ureguluje zaległości. W ostateczności poprosi o pomoc rodziców. Brzmiała na tyle sensownie, że znowu jej uwierzyłam. Ale minął kolejny miesiąc i nic się nie zmieniło.

Nie wytrzymałam i poszłam do jej pracy. Tam okazało się, że Kaśkę wyrzucono pół roku wcześniej! Pojechałam do domu jej rodziców. Biedni staruszkowie, tylko rozłożyli bezradnie ręce.

Kaśka pomieszkiwała u nich czasem, ale w sumie nie wiedzieli, gdzie bywa ich córka. Było mi ich żal, więc nie powiedziałam, że marnotrawna jedynaczka narobiła długów. Wściekła, nadal próbowałam się do niej dodzwonić. Nie udało się. Po tygodniu zaczęłam wysyłać SMS-y z pogróżkami i nagrywać się jej na pocztę głosową.

– Jak możesz spokojnie żyć, wiedząc, że mnie ograbiłaś – syczałam do telefonu.

– Zgłaszam sprawę na policję! To jest twoja ostatnia szansa! Oddaj kasę!

Niestety Kaśka milczała, a moja frustracja rosła. Postanowiłam jeszcze raz odwiedzić jej rodziców. Ale zamiast zdobyć jakieś informacje albo wyciągnąć od nich kasę, musiałam ich pocieszać. Bo ich córka zniknęła, nie zostawiając im żadnej wiadomości. Przepadła jak kamień w wodę.

– Nachodzą nas tu różni wierzyciele, a my nie mamy ani grosza, tylko te nędzne emerytury. To niemożliwe, żeby nasza Kasiuleńka kogoś oszukała, prawda dziecko? – rozpaczali rodzice Kaśki, a ja  nie miałam serca zaprzeczyć.

– Na pewno wszystko się jakoś wyjaśni – pocieszyłam ich.

Nie wiem, dokąd zabrnęłabym w swej złości

Więcej nie nachodziłam biednych ludzi. Za to stale słałam do ich córki SMS-y. Groziłam nawet, że naślę na nią osiłków. I oni wymierzą sprawiedliwość, i ukarzą ją. Może gdybym komuś się zwierzyła, sprawa nie zabrnęłaby tak daleko, ale jestem osobą bardzo skrytą.

Uważam, że nie należy innych absorbować swoją osobą. Po drugie było mi zwyczajnie głupio, że dałam się tak podejść. Ot tak oddałam komuś dziesięć tysięcy! To jakbym wyrzuciła je w błoto na ulicy!

Nie wiem, dokąd zabrnęłabym w swej złości, gdybym któregoś dnia nie otrzymała wezwania na policję. Miałam się stawić i złożyć zeznania w sprawie gróźb karalnych. Bo okazało się, że Kaśka uznała, że jest zastraszana i doniosła na mnie.

– Ona pożyczyła ode mnie mnóstwo pieniędzy i zniknęła. To oszustka! – broniłam się przed funkcjonariuszem.

– A pani ma jakiś dowód na tę pożyczkę? – zapytał.

– Dowód? To znaczy co?

– Pokwitowanie albo oświadczenie podpisane przez was obie, że pani pożycza taką a taką kwotę tamtej pani.

– Nie mam – zbladłam.

– No to może pani sobie to wszystko wymyśliła, hę? Tak czy siak sprawa trafi do sądu. Na takich jak wy są paragrafy – wycedził policjant.

– Na jakich takich?

– Na stalkerów? Ludzi, którzy uwielbiają niszczyć życie innym.

– Co też pan mówi? Ja nie jestem taka! – nie skończyłam, bo zemdlałam.

Mundurowi ocucili mnie, podali szklankę wody, ale pozostali niewzruszeni.

– Nie takie rzeczy tu widzieliśmy, proszę pani – skwitował jeden z nich. 

Jak zaszczute zwierzę czekam na cios

Jestem załamana. Jaka byłam głupia, że pożyczyłam te pieniądze. Nie mam żadnych dokumentów. Nikomu nie wspomniałam o tej pożyczce. A te SMS-y? To wyraz mojej bezradności i wściekłości.

Od tamtej pory z drżeniem serca otwieram każdy urzędowy list. Boję się, że otrzymam wezwanie do sądu. Ze strachu nie szukam nawet kontaktu z Kaśką. Nie chcę rozmawiać z kimś tak podłym.

Nie wiem, gdzie szukać pomocy? Byłam nawet u pewnego adwokata, ale za samą poradę wziął 200 złotych. Na to, żeby zgodził się zostać ewentualnie moim obrońcą, nie mam pieniędzy. Jak zaszczute zwierzę czekam na cios. Boję się, żeby sprawa się nie rozniosła, bo wtedy pewnie stracę pracę. Ale jeszcze bardziej boję się więzienia. Przecież nic nie zrobiłam! Jestem niewinna!

Czytaj także:
„Ze związku bez przyszłości, wpadłam w ramiona bawidamka. Konrad zwodził i kusił, a później wiał do... ciężarnej żony”
„Huśtawka nastrojów zatruła moje małżeństwo. Na widok męża chciałam uciec, gdzie pieprz rośnie, a nie iść z nim do łóżka”
„W pijanym widzie omal nie zabiłem żony, a ona wybroniła mnie przed sądem. Czy taki drań jak ja zasługuje by żyć?”

Redakcja poleca

REKLAMA