„Żałuję, że nie walczyłam o Adama, gdy mogłam. Los z nas zadrwił, a mi został tylko owoc naszej miłości pod sercem”

kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, AntonioDiaz
„To, co mówił, z jednej strony sprawiało mi ból. Trudno było słuchać, że ma kogoś innego, że kochają się, są szczęśliwi, doczekali się dwójki dzieci… A jednocześnie przecież mówił mi, że nigdy nie czuł do niej tego, co do mnie”.
/ 08.09.2023 22:30
kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, AntonioDiaz

Kilkanaście lat temu, w wakacje tuż po maturze poznałam Adama. Mieszkaliśmy w średniej wielkości mieście, jego rodzice byli rozpoznawani raczej przez wszystkich. Burmistrz, cieszący się wielką sympatią i zaufaniem oraz surowa i bezkompromisowa pani prokurator. Był starszy ode mnie o trzy lata, przystojny, mądry i chyba większość dziewczyn w naszym mieście do niego wzdychała.

Połączył nas przypadek

Wpadliśmy na siebie w parku. Dosłownie wpadliśmy. Adam biegał, ja akurat spieszyłam się do pracy. W wakacje dorabiałam sobie w miejscowej lodziarni nad rzeką. Szłam, a właściwie prawie biegłam, szukając w torebce kluczy od lokalu, który za kwadrans powinnam już otworzyć dla klientów. Nagle poczułam uderzenie i straciłam równowagę.

– O Boże, nic ci się nie stało? Przepraszam, to moja wina, zmieniałem piosenkę w odtwarzaczu i na chwilę przestałem obserwować alejkę – tłumaczył się, pomagając mi wstać.

– Nie, nie. Wszystko w porządku. Ja też nie patrzyłam pod nogi, tylko grzebałam w torebce – powiedziałam.

Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań, spytał, dokąd się tak spieszę i czy naprawdę nie potrzebuję pomocy, a potem każde z nas poszło w swoją stronę.

Później byłam na siebie zła, że zmarnowałam szansę na bliższe poznanie. Nie spodziewałam się tego, ale ciąg dalszy nastąpił. Po południu nagle ujrzałam go wchodzącego do lodziarni!

– Musiałem na własne oczy przekonać się, że jesteś cała i zdrowa. Wyrzuty sumienia nie pozwoliły mi się na niczym skupić – powiedział z rozbrajającym uśmiechem. – No i zapomniałem się przedstawić, a to już całkiem nieładnie z mojej strony. Adam – podał mi rękę i spojrzał tak, że zaczęłam tonąć w jego spojrzeniu.

Poczułam, że oblewam się rumieńcem. Też się przedstawiłam. Już po chwili rozmawiałam z nim i żartowałam w najlepsze. Potem wymieniliśmy się numerami telefonów. I tak rozpoczęła się nasza znajomość.

Nie byłam dobrą partią

A potem była kawa, spacer, kino, pierwsze nieśmiałe pocałunki. Zakochałam się na zabój. I wszystko wskazywało na to, że z wzajemnością! Byłam szczęśliwa, ale czas leciał, a życie pisało, niestety, swoje scenariusze. Mama Adama nie polubiła mnie.

Wymarzyła sobie dla syna dziewczynę z wyższej półki, a nie córkę pracowników produkcji, dorabiającą w lodziarni. Na tym tle dochodziło między mną a Adamem do kłótni. Mimo upływających kolejnych miesięcy, nie zaskarbiłam sobie sympatii, ani choćby akceptacji pani prokurator. To sprawiało, że miałam niskie poczucie wartości i bałam się, że jej słowa są prawdą i za chwilę znudzę się Adamowi, a wtedy znajdzie sobie kogoś odpowiedniego i na poziomie.

Tak, przyznaję, że stawałam się chorobliwie zazdrosna. Przesadzałam. Po każdym jego wyjściu z kumplami wypytywałam, czy na pewno nikogo nie poznał, czy nie zrobił niczego głupiego. Bałam się, że może zawrócić mu w głowie jakaś koleżanka ze studiów. Szczerze mówiąc, zachowywałam się okropnie, wmawiając mu czasem zdradę.

Musiał wyjechać

A kiedy dowiedziałam się, że ma wyjechać na rok do Anglii i tam pisać swoją pracę magisterską, wpadłam w szał. Wściekałam się, że jego matka zrobiła to specjalnie, że na siłę chce nas rozdzielić. Tłumaczył mi, że dla niego to ogromna szansa, że rzeczywiście tylko dzięki znajomościom i pieniądzom rodziców dostał szansę, by ostatni rok zaliczyć na renomowanej angielskiej uczelni, ale nie było w tym żadnych złych zamiarów.

– Wiesz, jakie to daje mi możliwości? Jakie otwiera drzwi? – tłumaczył.

Ja niby to rozumiałam. Niby nie stawiałam mu wyboru ja albo wyjazd, ale byłam wściekła. Oboje o tym wiedzieliśmy. Adam wprawdzie mówił, że mogę jechać tam z nim, że będziemy z dala od jego rodziców i może wreszcie się uspokoję. Ale bałam się rzucić wszystko i wyjechać. Nie miałam pieniędzy, a nie zamierzałam być na jego utrzymaniu.

I w zasadzie jego wyjazd był początkiem naszego końca. Ja umierałam z niepokoju, dręczyłam się myślami, co i z kim teraz robi Adam. On też chyba zachłysnął się nieco tą wolnością i w końcu się rozstaliśmy. Cierpiałam wtedy strasznie, ale byłam zbyt dumna, by to po sobie pokazać.

Czas płynął szybko

Postanowiłam wyjechać z naszego miasta i zamieszkałam u mojej babci. Do tej pory jeździłam do niej na weekendy, kiedy miałam zjazdy na uczelni. Ale stwierdziłam, że bez problemu znajdę tam jakąś pracę, a zmiana otoczenia była mi potrzebna.

Czas płynął życie uciekało mi przez palce. Skończyłam studia, miałam dobrą pracę, przyjaciół. Co jakiś czas pojawiali się też w moim życiu różni mężczyźni – jedni na krócej, inni na dłużej. Żaden nie zagościł w moim sercu na stałe.

Na Adama ponownie natknęłam się przypadkiem, kiedy wpadłam w odwiedziny do rodziców. Zatrzymałam się w sklepie, by kupić jakiś alkohol dla taty. Po wyjściu wpadłam na niego.

Poznałam go od razu, chociaż nie widzieliśmy się z piętnaście lat. On chyba początkowo nie skojarzył mojej twarzy, ale po chwili zawołał z uśmiechem:

– Karola? Kopę lat! Świetnie wyglądasz!

Porozmawialiśmy chwilę. Opowiedział mi o sobie co nieco, choć część tych rewelacji już znałam – w Anglii został na pięć lat i ukończył tam jeszcze jakieś podyplomówki. Po powrocie powoli piął się w górę i obecnie był dyrektorem banku. A poza tym miał żonę i dwie córeczki. O tym też wiedziałam, a jednak poczułam jakieś ukłucie w sercu…

Ja nie miałam mu zbyt wiele do opowiadania – mieszkałam w innym mieście, pracowałam w korpo, nie miałam męża, dzieci ani nawet kota. Na koniec krótkiej pogawędki wymieniliśmy się numerami telefonów, chociaż nie liczyłam na to, że będziemy do siebie dzwonić. Bo niby po co?

Poszliśmy na kawę

A jednak, po kilku dniach odebrałam połączenie od Adama. Mówił, że będzie służbowo w moim mieście i zaproponował kawę. Zgodziłam się bez wahania. W sumie przez ostatni tydzień myślałam o nim bez przerwy. Zastanawiałam się, dlaczego wtedy zachowywałam się tak okropnie, czy gdybym miała do niego więcej zaufania albo zgodziła się też wyjechać do Anglii, nadal bylibyśmy razem? Czy to ja byłabym matką jego córek?

Rozmawiało nam się naprawdę dobrze, jakby nie dzieliło nas te piętnaście lat milczenia. Po kawie Adam odprowadził mnie do domu. Przed klatką staliśmy kolejne pół godziny. Wspominaliśmy stare czasu, opowiadaliśmy o tym, co teraz robimy, czym się interesujemy. Sprawdzaliśmy, czy nadal pamiętamy, jakie lubiliśmy filmy, piosenki, kolory i dowiadywaliśmy się, co się zmieniło… Znów poczułam to, co dawniej. Tak naprawdę, ja chyba nigdy nie przestałam kochać Adama.

Odnowiliśmy kontakt

Myślałam o nim całą noc, nie mogłam spać. Następnego dnia wstałam z bólem głowy, ale kiedy spojrzałam na telefon, humor zdecydowanie mi się poprawił. „Dziękuję za tę sentymentalną podróż do przeszłości. To był uroczy wieczór. Dawno z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze”. Poczułam przyjemne ciepło rozpływające się po całym ciele. Niemal natychmiast wystukałam odpowiedź. Nie chciałam być zbyt nachalna, ale jednocześnie zamierzałam dać mu do zrozumienia, że chętnie powtórzyłabym nasze spotkanie. „Ja również dziękuję i polecam się na przyszłość, gdybyś znów miał zjawić się w moim mieście”.

Wymienialiśmy wiadomości niemal każdego dnia, czasem dzwonił. W kolejny piątek znów zaprosił mnie na kawę, a w następny umówiliśmy się w kinie. Wiedziałam, że jego służbowe sprawy były kłamstwem. Co miałby załatwiać tu co tydzień? I to w piątkowe popołudnia lub w soboty, kiedy bank jest zamknięty? Podświadomie czułam, że Adam tylko szukał pretekstu, by się ze mną spotkać. I przyznaję otwarcie, że bardzo mnie to cieszyło. Kokietowałam go, flirtowałam. Aż w końcu stało się, wylądowaliśmy razem w łóżku.

Kochał żonę, ale mnie bardziej

Adaś nie częstował mnie łzawymi historiami o nieudanym małżeństwie. I chyba za tę szczerość ceniłam go najbardziej. Może i wolałabym myśleć, że z żoną od dawna im się nie układa i że za chwilę się rozwiodą. Niestety, nie było tak.

– Bardzo cierpiałem po tym, jak się rozstaliśmy. Nie mogłem zrozumieć, że przez głupią zazdrość i gadanie mojej mamy straciłem miłość swojego życia. Wariowałem. Zatraciłem się w nauce, kolejny kurs, kolejna uczelnia, kolejny dyplom. A potem wróciłem do kraju, dostałem pracę, poznałem Kasię. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. W ogóle to nie jest miłość taka jak nasza. Nie ma w niej tyle namiętności, pasji, szaleństwa…

To, co mówił, z jednej strony sprawiało mi ból. Trudno było słuchać, że ma kogoś innego, że kochają się, są szczęśliwi, doczekali się dwójki dzieci. A jednocześnie przecież mówił mi, że nigdy nie czuł do niej tego, co do mnie.

Wiedziałam, że to chore, złe i niedorzeczne, ale kochałam go i nie potrafiłam z niego zrezygnować. Dlatego spotykaliśmy się w weekendy, czasem popołudniami – zawsze, kiedy tylko udało mu się coś wymyślić i gdzieś się wyrwać.

Dlaczego tak to spieprzyliśmy, kochanie? – spytał kiedyś i w jego oczach widziałam autentyczny ból. – Nie będę cię okłamywał, nie mam pojęcia, co zrobić dalej… Kocham cię, zawsze cię kochałem. Jesteś miłością mojego życia, moją drugą połówką. Ale jest też Kasia, ją na swój sposób też kocham. I są dziewczynki, które są dla mnie najważniejsze na świecie… Nie zrezygnuję z nich, nie zostawię.

Nie chcę cię okłamywać, ani skazywać na życie w niepewności. Oddałbym wiele, by być z tobą. Nie musieć się ukrywać, wyrywać kilku godzin w tygodniu, móc zabrać na rodzinne przyjęcie. Naprawdę oddałbym wiele, ale nie wszystko. Wybacz mi i zrozumiem, jeśli każesz mi się teraz wynosić. Ale muszę być z tobą szczery, nie będę cię okłamywał.

Nie miałam teraz wątpliwości, że boli go to tak samo, jak mnie. Nie wiedziałam, co mam zrobić, co powiedzieć. Adaś zaczął zbierać się do wyjścia.

– Pamiętaj, że kocham cię ponad życie i nic ani nikt tego nie zmieni. Ale nie mogę ci zaoferować tego, na co zasłużyłaś… Wybacz… – spojrzał jeszcze raz na mnie, przytulił, a potem wyszedł.

Miałam tyle wątpliwości

Znów nie przespałam nocy. Prawie całą przepłakałam. Wiedziałam, że Adam był ze mną szczery. Nie odejdzie od żony, nie zostawi dla mnie rodziny. Nie chciałam być jego kochanką, a jednocześnie nie wyobrażałam sobie bez niego życia.

Codziennie marzyłam, by być na miejscu tej Kasi. Zasypiać i budzić się obok niego, wychodzić razem na zakupy, na kolacje i jeździć na wspólne wakacje. Pójść po prostu do kina, na spacer i móc przytulać się bez strachu, że ktoś zauważy. Wiedziałam, że tego nigdy od niego nie dostanę.

Po dwóch tygodniach podjęłam decyzję. Nie byłam całkiem pewna, czy dobrą. Nie wiedziałam, czy nie będę kiedyś żałować, ale postanowiłam podjąć ryzyko. Wbrew zdrowemu rozsądkowi.

Napisałam Adamowi esemesa. Tylko jedno zdanie. „Nie mogę bez ciebie żyć…” Przyjechał już po kilku godzinach.

– Maleńka… – wyszeptał i mocno mnie przytulił.

Długo rozmawialiśmy. Oboje wiedzieliśmy, na co chcemy się zdecydować i jak wiele będzie nas to kosztowało. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Adama nawet więcej niż mnie. W końcu ja tylko się ukrywałam, on dodatkowo oszukiwał najbliższych.

Nie, to nie było tak, że był cwaną bestią, na którą w domu czekała żona z ciepłym obiadkiem, a na boku miał zawsze chętną kochankę. Może trudno to zrozumieć i uwierzyć, ale my naprawdę bardzo się kochaliśmy i nie mogliśmy bez siebie żyć. Tylko życie skomplikowało się nam tak bardzo, że nie mieliśmy innego wyjścia, jak cieszyć się każdą wyrwaną rzeczywistości chwilą.

Nigdy nie rozmawialiśmy o tym co będzie dalej, w przyszłości. Czy do końca życia będziemy się ukrywać? Czy może kiedy córki Adama będą dorosłe, on zdecyduje się odejść od żony? Adam o tym nie wspominał, ja nie pytałam.

Zaszłam w ciążę

Po prawie dwóch latach życia w ukryciu zorientowałam się, że jestem w ciąży. Nie wiem, jak do tego doszło. To znaczy oczywiście wiem, skąd biorą się dzieci, ale zażywałam regularnie tabletki, dlatego byłam tak zaskoczona.

Sama nie wiem, czy bardziej się cieszyłam, czy byłam przerażona. Chyba to i to po trochu. Zwłaszcza że podświadomie chciałam mieć dziecko – wiedziałam, że zbliżam się już do czterdziestki i to właściwie ostatni dzwonek!

Zastawiałam się, jak na tę wiadomość zareaguje Adaś, czy się ucieszy, czy wścieknie, jak wpłynie to na nasze dalsze życie. Nie chciałam mówić mu o tym przez telefon. Zdecydowałam, że zaczekam do weekendu i wtedy mu powiem.

Miał zjawić się w piątek około 16, więc kiedy o 17 nadal go nie było, zaczęłam się wkurzać. Byłam pewna, że pewnie znów mu coś wypadło i nie przyjedzie. Czasem już się tak zdarzało. Nie dzwoniłam, bo przecież mógł być akurat z żoną lub córkami. Wieczorem straciłam nadzieję na spotkanie i zaczęłam płakać. Tak bardzo chciałam mu powiedzieć o swojej ciąży!

Pękło mi serce

Po 21 odebrałam telefon od mojej mamy.

– Dziecko, czy ty słyszałaś, co się stało? Adam  miał wypadek, jechał chyba gdzieś do klienta – serce zaczęło mi się tłuc w piersi.

Wypadek, wypadek, Boże, wypadek! Adaś miał wypadek! Próbowałam opanować nerwy, by mama nie zorientowała się, jak wstrząsnęła mną ta wiadomość. A jednocześnie chciałam dowiedzieć się jak najwięcej! Co mu się stało, czy jest w jakimś szpitalu – musiałam wiedzieć wszystko. Na pozór obojętnie zadałam mamie jakieś nieskładne pytanie, a wtedy usłyszałam słowa, które wywróciły mój świat do góry nogami.

Dziecko, on zginął na miejscu! Takie nieszczęście, taka tragedia! Te jego córeczki takie małe, co ta biedna Kaśka zrobi, taka tragedia! – nie słuchałam jej już.

Powiedziałam, że muszę kończyć, a później bez sił opadłam na łóżko. Długo leżałam bez słowa, gapiąc się w sufit, łzy przyszły dopiero później. Całe morze łez.

Nie wiem nawet, jak przetrwałam kolejne dni. W pracy wzięłam urlop, i tak nie byłam w stanie na niczym się skupić. Razem z Adamem umarła część mnie. Byłam wściekła na siebie, na los, na Boga. Najpierw przez głupotę straciliśmy piętnaście lat życia, a teraz ledwie się odzyskaliśmy, straciłam go na zawsze.

Na pogrzebie były tłumy. Stanęłam z boku, nikt nie zwracał na mnie uwagi. Pierwszy raz w życiu nie chciałam zamienić się z nią miejscem. Wolałam swój ból przeżyć w samotności. Było mi jej żal, rozumiałam, co czuje. W dodatku, chcąc nie chcąc, znalazła się w centrum uwagi.

– Szczęście Boskie, że ma dzieci. Ma dla kogo żyć, bo gdyby została sama… – usłyszałam nagle z boku rozmowę jakichś dwóch staruszek.
Mimowolnie złapałam się za brzuch. Tak. Ja też nie zostałam sama. Ja też będę miała dla kogo żyć.

Dziś żałuję tylko jednego – że nie walczyłam o miłość, nie starałam się o nią wtedy, kiedy powinnam. I zmarnowałam w ten sposób wiele lat życia. W obliczu nieszczęścia, jakie spadło na nas obie, pierwszy raz nie miałam żalu do losu, że pozostaję na dalszym planie. Nawet byłam mu wdzięczna, że nie jestem na miejscu jego żony. Nie zniosłabym tych pełnych współczucia spojrzeń, słów pocieszenia i kondolencji. Nie dałabym rady.

Dziękuję jednak opatrzności, że dała nam choć tych kilka chwil. I dziękuję, że choć Adaś odszedł, zostawił mi cząstkę siebie…

Czytaj także: „Obcy facet ubzdurał sobie, że jesteśmy parą. Boję się wyjść z domu, a policja rozkłada ręce”
„Dla męża byłam tylko dekoracją do jego majątku. Perfekcyjna pani w perfekcyjnym domu i małżeństwo na pokaz”
„Gdy mąż zmarł, poczułam ulgę. Wreszcie koniec awantur. Zapomniałam, że mój syn wdał się w ojca”

Redakcja poleca

REKLAMA