Ryszard był synem koleżanki mojej mamy. Obie znały się ze studiów, tylko że tamta usidliła zamożnego lekarza, a mama, jak sama mówiła, utknęła w związku z tatą, którego pieniądze jakoś nigdy się nie trzymały.
– Musisz go koniecznie poznać – usłyszałam któregoś dnia. – To wspaniały chłopiec. Zaprosiłam go na sobotni obiad.
– Daj jej spokój – wtrącił się tata znad czytanej gazety, widząc, że mama wyraźnie się nakręciła. – Nie musisz jej swatać. Zuzka świetnie sobie poradzi.
Byłam mu wtedy wdzięczna. Zwłaszcza że wcale nie miałam ochoty na żaden obiad z zupełnie obcym facetem. On zresztą pewnie też o tym nie marzył. Wbrew moim przewidywaniom, tata zmienił zdanie zaraz po tym, gdy Ryszard przekroczył próg naszego domu.
Rzeczywiście, potrafił być ujmujący
Gdy błyskał tym swoim uśmiechem i bez zająknięcia prawił komplementy, mówiąc dokładnie to, co chciało się usłyszeć, kolana mi miękły. A kiedy jeszcze wieczorem mama trajkotała o nim jak najęta, a tata przyznał, że w sumie nie najgorszy ten jej Rysiek, zaczęłam o nim myśleć poważniej.
Choć nie w każdej kwestii się dogadywaliśmy, a Ryszard potrafił nagle bez powodu budować między nami mur nie do przebicia, starałam się przy nim trwać. Zaczęliśmy więc chodzić, a po trzech latach on się oświadczył.
Co ciekawe, nie byłam w nim wcale jakoś szalenie zakochana, ale uznałam, że taka prawdziwa, romantyczna miłość to pewnie tylko wymysł filmowców i pisarzy. Ja miałam mieć bogatego męża, którego ubóstwiali moi rodzice – co mogło pójść nie tak?
Po ślubie wprowadziłam się do domu Ryszarda i… przeżyłam prawdziwy szok. Na miejscu niczego nie wolno było mi dotykać. Mój mąż bardzo cenił sobie porządek, a co za tym idzie, nie chciał słyszeć o przestawianiu jakichkolwiek rzeczy.
Do jego gabinetu w ogóle nie miałam wstępu, a kiedy raz przypadkiem się tam zapuściłam, zrobił mi okropną awanturę. Ryszard prowadził własną firmę i zarabiał tyle, że ja właściwie nie musiałam pracować. Mimo to, siedzenie w naszym wielkim domu w pojedynkę wcale mi się nie uśmiechało.
Doszło do tego, że chodziłam w nim na palcach, bojąc się, że coś zepsuję albo zrobię coś, co nie spodoba się mężowi. Z początku nie miałam nawet żadnych znajomych, bo moje dotychczasowe koleżanki nie wpisywały się w otoczenie, które on preferował. Nie były z wyższych sfer.
– Nie będziesz się spotykać z plebsem, Zuzanno – powiedział mi kiedyś przy kolacji. – Wiem, że cię do niego ciągnie, ale dopóki mieszkasz pod moim dachem, to niedopuszczalne.
W ogóle wszystkie nasze rozmowy tak wyglądały. Ryszard traktował mnie jak niesforne dziecko, które w dodatku miało problem z manierami. Nigdy nie usłyszałam od niego dobrego słowa. Potrafił tylko krytykować i krzyczeć.
Myślałam, że się zmienił
Parę miesięcy po naszym ślubie Ryszard postanowił wyprawić przyjęcie dla znajomych. Moje koleżanki, ten plebs, o którym wspominał, oczywiście nie zostały zaproszone. Stresowałam się strasznie nadchodzącym wieczorem.
Nie dość, że miałam spędzić kilka godzin w towarzystwie zupełnie obcych ludzi, to jeszcze mąż był na mnie wściekły. A wszystko dlatego, że wreszcie postawiłam na swoim i zatrudniłam się na pół etatu w pobliskim barze. Nie wiem, co złościło go bardziej – to, że w ogóle zdecydowałam się pracować czy to, jakie wybrałam stanowisko. W każdym razie uznałam, że nie będę się tym przejmować.
Przyjęcie, wbrew moim przewidywaniom, wcale nie okazało się niewypałem. Żony kumpli Ryszarda były naprawdę równymi babkami i od razu złapałyśmy kontakt. Dobrze mi się z nimi rozmawiało i prawdziwy stres złapał mnie dopiero, gdy wszyscy razem usiedliśmy do stołu w jadalni.
– Moja Zuza to skarb – stwierdził niespodziewanie Ryszard, kiedy wraz ze znajomymi omawiali swoją sytuację towarzyską. – I wiecie co? Nie musi pracować, a dziś powiedziała mi, że znalazła sobie pół etatu w barze! Bo nie potrafi siedzieć bezczynnie w domu. No złoto, nie kobieta!
Bardzo mnie wtedy zdziwił
Przez chwilę myślałam nawet, że coś w nim zaskoczyło i w końcu mnie docenił. Że się zmienił.
– To, co powiedziałeś dzisiaj na przyjęciu, było bardzo miłe – stwierdziłam, gdy wyszedł ostatni gość. – Zapomniałam, że potrafisz prawić takie komplementy.
– Potrafię, jak jest potrzeba – powiedział sucho. – I nie przeżywaj aż tak. W domu nie ma potrzeby, by strzępić dla ciebie język, Zuzanno.
Gdy zrozumiałam, że uprzejmość Ryszarda była tylko ściśle zaplanowanym występem, zrobiło mi się smutno. Co ja sobie w sumie wyobrażałam? Przecież mój mąż nie miał podstaw, żeby mnie tak traktować. Byłam beznadziejna. Nie miałam żadnych osiągnięć. Nie zasłużyłam sobie. Do pracy dzień w dzień przychodziłam w podłym nastroju. W końcu zdarzył się taki jeden, że czułam się naprawdę koszmarnie. Wydawało mi się, że dobrze to ukrywam, ale w przerwie zaczepił mnie Dawid, barman.
– Zuza, co się dzieje?
– Nic – mruknęłam, zaskoczona, że w ogóle zauważył. – Po prostu… drobne spięcie z mężem.
Uśmiechnął się lekko.
– To czym podpadł?
– Podpadł? – Zrobiłam wielkie oczy. – Jeśli już ktoś podpadł, to ja.
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
– No coś ty! To taki niewyrozumiały ten twój mąż?
– Bardzo wyrozumiały – zaoponowałam natychmiast. W końcu tak długo mnie już znosił i nie chciał się rozstawać.
– Ja tam nie wiem, jak można się na ciebie gniewać – stwierdził z przekonaniem. – Na taką miłą i uroczą dziewczynę.
– Przestań – wymamrotałam. – I, zresztą, muszę już wracać do pracy.
„Widziałem, jak on cię traktuje”
Któregoś dnia pod bar przyjechał Ryszard. Napisał mi esemesa, więc do niego wyszłam.
– No nareszcie! – rzucił szorstko, jak tylko mnie zobaczył. – Ile można czekać?!
– Przepraszam…
– Przepraszasz! Wiecznie tylko przepraszasz! – warknął. – Co ty sobie w ogóle myślisz, Zuzanno?! Żebym musiał za tobą jeździć do tej twojej pożal się Boże pracy i odbierać dokumenty, które przez swoją nieuwagę zabrałaś!
Zamrugałam.
– Zabrałam ci jakieś…
– Nawet nie wiesz. – Pokręcił głową z dezaprobatą. – Są w teczce. Daj mi je natychmiast. Nie chcę, żeby ktoś mnie tu z tobą zobaczył. Nie chcę, żeby ktoś wiedział, że prowadzam się po tej dzielnicy.
Potulnie oddałam mu to, co chciał, a co zabrałam razem z własnymi dokumentami, a później on odjechał bez słowa. Po pracy z kolei dorwał mnie Dawid.
– Widziałem cię dzisiaj z mężem.
– Mhm. – Udawałam bardzo zajętą torbą, do której pakowałam właśnie swoje rzeczy.
– Tak nie może być, Zuza – rzekł poważnie.
– Jak?
– Ty się jeszcze pytasz? – spytał z niedowierzaniem. – On nie może cię tak traktować.
– Traktuje mnie tak, jak na to zasługuję – powiedziałam z przekonaniem. – Zdenerwował się i…
– Nie miał prawa tak cię potraktować – przerwał stanowczo. – Nawet jeśli był zły.
Wzruszyłam ramionami.
– Tak już jest w małżeństwie.
Popatrzył na mnie w zdumieniu.
– Jak? – Przyjrzał mi się jeszcze uważniej. – Czy on w ogóle bywa dla ciebie miły, Zuza?
– No… – zaczęłam powoli. – Na przyjęciu. I na ostatnim bankiecie…
Zaśmiał się gorzko.
– Więc co? To taka miłość na pokaz?
Ponownie wzruszyłam ramionami. W głębi duszy zadałam sobie jednak pewne pytanie, które nurtowało mnie już od jakiegoś czasu – czy on w ogóle mnie kochał? A może po prostu byłam ładną dekoracją? Dodatkiem do niego?
W związku nie trzeba udawać szczęścia
Choć z początku zdenerwowałam się na Dawida za tą rozmowę, z czasem wszystko sobie przemyślałam. Próbowałam jeszcze przedyskutować sprawę z Ryszardem, ale on jak zwykle nie potraktował mnie poważnie. To przelało czarę goryczy i sprawiło, że tydzień później się wyprowadziłam.
Mój mąż był zdziwiony, ale mnie nie powstrzymywał. Tak naprawdę nie byłam mu potrzebna.
Obecnie bardzo pomaga mi Dawid. Choć z początku myślałam, że moje małżeństwo da się jeszcze jakoś poskładać do kupy, ostatecznie to on zawrócił mi w głowie. Choć nie wystąpiłam jeszcze o rozwód, zaczęłam się z nim spotykać. Coś do niego poczułam. A Dawid sprawił, że wreszcie zrozumiałam, na czym polega prawdziwy związek. Taki, w którym obie osoby bardzo się kochają.
Teraz jesteśmy z Dawidem razem. A Ryszard? Cóż, od żony jego najlepszego przyjaciela wiem, że podobno znalazł sobie wiecznie uśmiechniętą brunetkę, która najbardziej na świecie kocha jego pieniądze.
Czytaj także:
„Już w dniu ślubu wiedziałam, że kiedyś zdradzę męża. Przyszłego kochanka upatrzyłam sobie na naszym weselu”
„Romansuję z żonatymi facetami. Sama kiedyś zostałam zdradzona, więc to moja zemsta za to, ile przecierpiałam”
„Mąż mnie nie szanował, dlatego zdradziłam go bez wahania. Chciałam nim wstrząsnąć, a wtedy on wytoczył ciężkie działa”