„Żal mi było tej starowinki, bo dręczyły ją choroby i samotność. Zdziwiłam się, gdy lepiej ja poznałam”

stara kobieta fot. Getty Images, Andreas Selter
„Coraz bardziej mi sił brakuje. Bywa, że rano nie mam ochoty wstać z łóżka, bo wszystko mnie boli. Ale kiedy pomyślę, że koty czekają na jedzenie albo że obiecałam coś komuś i ta osoba też na to czeka, to nie ma zmiłuj! Jeśli by pani czegoś potrzebowała, nie ma problemu. Wystarczy powiedzieć!”.
/ 18.03.2024 19:15
stara kobieta fot. Getty Images, Andreas Selter

Pani Helka z radością przeniosła się z trzeciego piętra na parter i to mimo tego, że lokatorzy często trzaskali drzwiami od klatki schodowej. Wcześniej musiała się wspinać na górę, co było dla niej szczególnie uciążliwe. Kiedy spotykałam tę starszą, schorowaną panią na schodach, zawsze było mi jej żal. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie.

Była już leciwą kobietą

– Zdrowie mi się pogorszyło – zwierzała mi się. – Niech pani sobie wyobrazi, że musiałam robić przerwy co kilka schodków... Tak się nie dało żyć!

– Czyli teraz jest dużo lepiej? – zapytałam. – A te walenie drzwiami pani nie budzi?

– Nie mam już takiego słuchu jak kiedyś, więc nawet jeśli będą walić mocniej, i tak tego nie usłyszę – odmachnęła ręką. – Nie mam na co się skarżyć.

– Jak pani daje sobie radę? Samotność w tym wieku może być uciążliwa.

Spojrzała na mnie zaskoczona.

– Samotność? O czym pani mówi?

Następnie otworzyła drzwi swojego M-2 i ruchem ręki zaprosiła mnie do środka.

– Proszę wejść, wszystko pani opowiem. Wypijemy herbatę i zobaczy pani, jak jest u mnie. Zapraszam, zapraszam...

Mieszkanie było małe, nieco zatłoczone, ale wręcz błyszczało nieskazitelną czystością. Przyjemnie pachniało suszonymi owocami jabłoni. Aż pociągnęłam nosem...

– Powiem pani, skąd ten zapach – roześmiała się. – Moja już nieżyjąca babcia, nauczyła mnie, co zrobić, aby w domu zawsze ładnie pachniało. Bierze się skórki z jabłek i suszy na niewielkim ogniu albo na grzejniku. Do tego można dodać wanilię, jeśli jest, lub cynamon, choć nie wszyscy go lubią.

Postawiła przede mną drobną filiżankę ozdobioną malunkami róż i niezapominajek. Herbata była po prostu wspaniała – silna, aromatyczna, ciemna jak bursztyn.

– Jaki to gatunek? – zapytałam, zaintrygowana.

– Smakuje ci? To jest moja własna mieszanka. Kiedyś ci taką podaruję. Znam się na herbatach. To dzięki mojej matce... No, dobrze, droga sąsiadko, teraz opowiem pani, jak na spowiedzi, co robię każdego dnia. Żeby pani nie myślała, że jestem samotna, bo to nie jest prawda.

Historie z życia wzięte:

Ręce pełne roboty

Pani Helena poderwała się z fotela i poszła innego pokoju.

– Tylko chwilkę, muszę wziąć druty, bo przecież szkoda tak marnować okazje, prawda?

– Czy pani nadal dzierga na drutach?

– Jak to „nadal dzierga”? Ja cały czas to robię. Tylko teraz nie tak sprawnie, jak dawniej. Mam słabe okulary. Powinnam je wymienić, ale nie mam czasu na wizytę u okulisty... No cóż, niech pani posłucha. O piątej rano podaję kotom jedzenie. Robię to wcześnie, bo wtedy ludzie jeszcze się tak nie kręcą i panuje cisza. Nie wszyscy przepadają za zwierzętami.

– Czy spotkały panią jakieś nieprzyjemności z tego powodu?

– Nie ma co wracać do starych spraw – machnęła ręką pani Hela. – To, co było, już nie wróci. Ja zawsze uważałam, że ludzie, którzy mają problemy z akceptacją siebie, nie są w stanie pokochać innych i często są nieprzyjemni. Tym jedynie można współczuć. Albo pomodlić się za tych nieszczęśników... Tak więc, po nakarmieniu kotów wracam do domu i piję wodę z miodem – kontynuowała swoją historię. – Tak, aby nie zasłabnąć z powodu niskiego poziomu cukru, kiedy idę na poranną mszę. Z racji przyjmowania sakramentów muszę być na czczo, ale nie wyobrażam sobie, żeby tam iść całkowicie na pusty żołądek... Stąd ten miód. Po mszy wracam i jem śniadanie. Zazwyczaj to jakaś pszenna bułka i mleko.

– Jak u kota! – rzuciłam żartobliwie.

– No nie przesadzajmy! Koty mają lepiej. Dogadałam się z różnymi knajpami i restauracjami, które dwa razy w tygodniu zostawiają mi to, czego nie zjedli klienci. Nie masz pojęcia, ile jedzenia marnuje się przez ludzi. Bezdomne psy i koty zjedzą wszystko! Psy również dokarmiam. Odkryłam takie miejsce za parkingami, gdzie mogę im przynosić jedzenie, bo tutaj jest to niemożliwe... Zarządca zmyłby mi głowę. I miałby rację!

Telefon dzwonił co kilka minut

Pani Hela szybko i sprawnie operowała drutami, chociaż zauważyłam, że ma nabrzmiałe nadgarstki. Od razu zorientowałam się, że cierpi na artretyzm, bo jej palce były lekko zdeformowane.

– Wydaje mi się, że praca z tymi drutami może być dla pani męcząca. Nie obciąża pani za bardzo rąk? – zapytałam.

– Nie, nie! To jest jak gimnastyka. W końcu muszę zrobić ten sweter, bo szkoda marnować wełnę. Robię go dla sąsiadki. Poprosiła, więc jak mogłam odmówić?

Zadzwonił telefon. Staruszka z trudem podreptała do przedpokoju, słyszałam, jak obiecywała, że na pewno przyjdzie i kupi leki.

– Jak dostanie pan rentę, to pan odda. Nie ma problemu. Do widzenia! – rzekła do słuchawki, po czym do mnie: – Widzi pani, jak wielu ludziom potrzebne jest wsparcie? Ten też jest moim sąsiadem, ale mieszka w innym bloku. Cukrzyca go totalnie wyniszczyła. Amputowano mu pół nogi, nie jest w stanie chodzić. Musi ktoś się nim opiekować.

– A co z rodziną?

– Dawniej mocno nadużywał alkoholu. Jego żona go opuściła. Dzieci mieszkają daleko. Gdyby nie ja, zarósłby brudem i chyba zmarł z niedożywienia. Przygotowuję dla niego również obiady...

– Skąd pani bierze na to pieniądze?

– On za dużo nie je. Trochę zupy, kopytka, to kosztuje grosze. Nie ma o czym mówić!

Nagle telefon znowu zadzwonił.

– Pół kilograma wątróbki oraz cebula. Będę jutro przed dziesiątą. Proszę się nie martwić... – odłożyła słuchawkę. – To są moi sąsiedzi. On po przebytym udarze, tylko leży – powiedziała do mnie. – Ona jest bardzo zapracowana. Jeszcze mają małe dzieci. Częściowo ma się kto nimi zaopiekować, a czasami ja się nimi zajmuje.

– Ma pani zaplanowany tak cały dzień?

– Każdy czwartkowy wieczór poświęcam na odwiedziny u małych pacjentów na oddziale onkologicznym. Przykro mi, że nie jestem tam częściej, lecz to doświadczenie jest dla mnie emocjonalnie wyczerpujące, nie jestem w stanie bywać tam regularnie... A wie pani, co najchętniej robię? Pomagam w naszej parafii. Zajmuję się aranżacją kwiatów, tworzę różne dekoracje. Mam do tego talent! Zdolności te odziedziczyłam po mojej mamie Mówili, że ma „zielone palce”. Tak nazywamy osoby, które potrafią posadzić suchy patyk w nieurodzajnej ziemi, a ten rozkwitnie...

Nigdy nie miała swojej rodziny

– Pani Helu, skąd pani bierze energię do tego wszystkiego? – zapytałam, pełna uznania.

– Jaka energia?! Coraz bardziej mi sił brakuje. Bywa, że rano nie mam ochoty wstać z łóżka, bo wszystko mnie boli. Ale kiedy pomyślę, że koty czekają na jedzenie albo że obiecałam coś komuś i ta osoba też na to czeka, to nie ma zmiłuj! Jeśli by pani czegoś potrzebowała, nie ma problemu. Wystarczy powiedzieć!

– Proszę wybaczyć, ale muszę zapytać – Ma pani rodzinę? Małżonka? Dzieci?

– Moi rodzice, bracia i siostry nie żyją. Nigdy nie byłam mężatką, nie mam również dzieci. Czasem zastanawiam się, czy to tak Bóg zaplanował, aby mogła poświęcić swój czas innym.

Wstała, aby podać mi ciastka. Zauważyłam, że kuśtyka.

– Widzi pani, co się dzieje, kiedy nie jestem aktywna? Natychmiast mnie dopada. Lekarze twierdzą, że coś jest nie tak z moim kręgosłupem, ale ja nie zwracam na to uwagi. Rozchodzę i od razu jest lepiej.

– Czyli poświęca się pani dla innych?

– Ależ nie! Robię to dla siebie. Dla mojej duszy i ciała. Widzi pani, jaka ze mnie egoistka?

Czytaj także:
„Wszyscy mają mnie za nudną księgową z kalkulatorem przyklejonym do ręki. A ja czuję się jak superbohaterka”
„Klara cały czas woziła się na plecach swojej siostry, aż ta miała dość. Zniknęła bez śladu i wreszcie żyła w spokoju”
„Dzięki staremu zdjęciu wujka i jego przenikliwemu spojrzeniu, odnalazłam miłość życia. Co się odwlecze, to nie uciecze”

Redakcja poleca

REKLAMA