„Wszyscy mają mnie za nudną księgową z kalkulatorem przyklejonym do ręki. A ja czuję się jak superbohaterka”

kobieta w biurze fot. Getty Images, Westend61
„Popatrzyłam na zadania. Wydawały się znajome! Miałam wrażenie, że to te same zadania, które pojawiły się w moim śnie i, co najbardziej zdumiewające, w tym śnie udało mi się je bezbłędnie rozwiązać. I wiedziałam, jak to zrobiłam”.
/ 17.03.2024 18:30
kobieta w biurze fot. Getty Images, Westend61

Klepanie cyferek, sumowanie kolumn w arkuszu, przerzucanie ton faktur. Tak właśnie moją pracę widzą wszyscy wokół. Dla mnie w pracy księgowej jest trochę magii.

Sprawa była poważna

Nie udało mi się wtedy dojechać do pracy, ale nie wpłynęło to na moją karierę. Praca sama mnie znalazła. W biurze, jak to zazwyczaj, panował chaos i zamieszanie, a ja potrzebowałam ciszy. Szefowa oczekiwała nadchodzącej kontroli ksiąg i wszyscy chodzili jak na szpilkach. Jako główna księgowa w firmie, wiedziałam, że wszystkie dokumenty są w porządku. Jednak jak to często bywa z urzędnikami, potrafią przyczepić się do czegoś, niekiedy ze złośliwości, mimo że wszystko jest w porządku.

Zabrałam więc księgi do domu i ponownie sprawdziłam ostatni rok podatkowy. Musiałam jeszcze wprowadzić aktualne transakcje. Miałam sporo pracy! Zamknęłam się w swoim pokoju i pod groźbą rzucania w domowników kapciami, zakazałam wchodzenia do środka, dopóki sama nie opuszczę pokoju. Nie przyniosło to jednak żadnych rezultatów. Dorka już drugi raz wchodziła do pokoju.

– Mamo mam problem. Jutro piszę test z matematyki.

– Ja również mam problem. Jutro w firmie mamy kontrolę, muszę być skupiona na pracy.

– Potrzebuję tylko chwilki.

– Poproś o pomoc tatę.

– Wróci późno, tak powiedział…

– Kochanie, musisz sobie poradzić, naprawdę nie jestem w stanie ci teraz pomóc. Przykro mi.

Naprawdę nie mogłam wtedy zająć się córką. A poza tym moje możliwości były coraz bardziej ograniczone. Matematyka z ósmej klasy podstawowej mnie przerastała. Na szczęście, czasami szybkie spojrzenie do podręcznika, nieco rozjaśniało sytuację, a i doświadczenie księgowej też miało swoje znaczenie. Ale dzisiaj – moja córka musiała sobie poradzić bez mojej pomocy.

Coś mi się przypomniało

Skończyłam pracę koło 2 nad ranem. Dorka i Tadek już spali. Poszłam do łóżka z poczuciem winy i natychmiast zapadłam w sen. Rankiem, wyszłam jako pierwsza, mając nadzieję, że Tadeusz zajmie się odwiezieniem Dorotki do szkoły. Na szczęście nie było jeszcze kontroli, więc wróciłam do domu o czasie. Dorka natychmiast rzuciła mi się w objęcia, wykrzykując:

– Mama, dostałam piątkę, piątkę!

– Matko Boska! Czy ty wczoraj sama wszystko zrobiłaś? – nie mogłam ukryć zdziwienia.

– Tata mi pomógł – odparła z wyraźnym wyrzutem w głosie.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Po chwili jednak, w głowie przemknęła mi jeszcze raz odpowiedź: tata mi pomógł. I nagle przypomniało mi się pewne wydarzenie z mojego dzieciństwa, które na zawsze utkwiło w mojej pamięci. W szkole nie znosiłam matematyki i stale miałam z nią kłopoty. Pewnego dnia nauczyciel matematyki ogłosił, że następnego dnia będzie sprawdzian.

– Nic specjalnego, tylko materiał, który omawialiśmy do tej pory. Być może jedno zadanie ekstra, dla tych najlepszych – dodał.

Po południu miałam trening piłki ręcznej, przed sobotnim spotkaniem z drużyną z pobliskiej szkoły podstawowej. Nie mogłam odpuścić. Zawieść drużyny. W moim zespole nie było rezerwowej bramkarki. Gdy wróciłam do domu, byłam kompletnie wykończona. Zignorowałam wszystkie inne zadania domowe. Skupiłam się na tej nieszczęsnej matematyce. Mimo że potajemnie wypiłam kubek mocnej kawy, nie mogłam się skupić. Bezmyślnie przeglądałam podręcznik, kartkowałam zeszyt, próbując odtworzyć zadania z ostatnich lekcji.

Starałam się jeszcze raz je rozwiązać. Nie udało mi się – w głowie miałam kompletną pustkę. Byłam tak zmęczona, że mroczki migotały mi przed oczami. W końcu, zupełnie wyczerpana, położyłam się spać. Zanim zasnęłam, westchnęłam:

– Dobry Boże, proszę pomóż, bo inaczej jestem skończona.

Matematyka śniła mi się po nocach

Tamtej nocy obudziłam się i dostrzegłam, że na moim łóżku siedzi dziadek. Delikatnie głaskał moją rękę i patrzył się na mnie. Przeraziłam się, ponieważ dziadek zmarł już kilka lat temuA teraz siedział tuż obok mnie i mówił:

– Nie bój się skarbie. Przyszedłem ci powiedzieć, że nie musisz się obawiać tego sprawdzianu. Dasz sobie radę, tylko musisz uwierzyć, że jesteś w stanie to zrobić. Wtedy wszystko pójdzie dobrze... Zaufaj mi. Poradzisz sobie – powtórzył.

– Ale dziadku, nawet nie miałam czasu przypomnieć sobie tych wszystkich zadań, które będą na sprawdzianie – westchnęłam.

– Poradzisz sobie – powtórzył i pocałował mnie w czoło. – Wyślę kogoś, kto ci pomoże – dodał i zniknął tak szybko, jak się pojawił, a ja ponownie zasnęłam, nieco poruszona tym doświadczeniem.

Potem śnił mi się sprawdzian z matematyki. Przed oczami miałam wzory równań. Śniłam, jak rozwiązuje zadania, jak gdybym faktycznie siedziała w klasie. Wyglądały na absurdalnie łatwe. Rozwiązywałam je tak, jakbym nie robiła nic innego przez całe życie. Rano obudziłam się wypoczęta i w dobrym humorze. Ale gdy zrozumiałam, że to wszystko było tylko snem – szybko straciłam dobry humor i do szkoły szłam jak na skazanie.

Pierwszym przedmiotem była matematyka. Nauczyciel posadził, każdego z nas przy innej ławce i wręczył arkusze. Nie znosił ściągania i jeżeli tylko kogoś na tym złapał – natychmiast wyrzucał za drzwi. Więc nie mogłam polegać na ściągach. Swoją drogą, nawet ich nie przygotowałam. Choć, jeśli by mnie wyrzucił za korzystanie ze ściąg, może to byłoby bardziej honorowe” niż oddanie pustej kartki. A to właśnie planowałam. Wiedziałam bowiem, że nie rozwiąże tych zadań. Nawet nie spojrzałam na test.

Dziadek naprawdę mi pomógł

Posiedziałam kwadrans, a później zdecydowałam, że czas wstać i oddać pustą kartkę. Podniosłam się z miejsca i mimowolnie spojrzałam na zadania. Zamarłam. Ale nauczyciel matematyki już mnie zauważył:

– Marta, skończyłaś?

Od razu usiadłam, mrucząc pod nosem, że miałam do niego pytanie, ale już sobie poradziłam. Przyjrzałam się jeszcze raz zadaniom. Były jakoś dziwnie znajome! Były to identyczne zadania, które śniły mi się w nocy i co ciekawe, we śnie rozwiązałam je bezbłędnie. I pamiętałam, jak to zrobiłam. Westchnęłam zaskoczona. Zajęło mi to tylko kwadrans. Zrobiłam nawet to, które było dodatkowe, dla tych najbardziej ambitnych. Wstałam i zaniosłam kartkę na biurko nauczyciela. Rzucił mi podejrzliwe spojrzenie:

– Marta, pokaż dłonie – zażądał.

Pokazałam dłonie „do kontroli”, aby udowodnić, że nie mam na nich zapisanej ściągi.

– Aha, rozumiem – powiedział zaskoczony.

Najwyraźniej przypomniał sobie, jak ostatnio oszukiwałam przy tablicy. Gdy opuściłam salę, ogarnęła mnie niepewność. Czy to tylko moje przeczucie, czy te zadania były naprawdę takie same? Czy może jednak popełniłam błąd w ich rozwiązaniu? Byłam niespokojna i po raz pierwszy w moim życiu nie mogłam się doczekać kolejnej lekcji matematyki.

Kiedy wreszcie poszłam na zajęcia z matmy, czułam się zdenerwowana jak przed egzaminem. Nauczyciel przyniósł gruby segregator z naszymi testami. Rozłożył je na stole i zaczął omawiać. To była jego metoda. Twierdził, że można się uczyć na błędach, nawet na tych, które popełnili inni. Zaczął od najlepszych prac: tych na czwórki i piątki. Mojej pracy tam nie było. Nie znalazła się również wśród tych na trójki. „No – pomyślałam – a ja naiwnie jeszcze miałam jakąś nadzieję. Że dobrze zrobiłam zadania. Tak, pewnie!”.

Do omówienia zostały jeszcze dwa testy. Chcąc uniknąć całkowitej kompromitacji, zakryłam uszy dłońmi. W taki właśnie sposób siedziałam, na lekcji, podpierając się rękoma. Niespodziewanie Ela, z którą siedziałam w tej samej ławce, delikatnie mnie szturchnęła.

– Hej. Mówi o tobie.

Odkryłam uszy, a potem zrobiłam duże oczy ze zdziwienia. Matematyk patrzył na mnie, oczekując odpowiedzi na pytanie, którego nie słyszałam.

– Cóż, Marta, jestem pełen podziwu – powiedział z uśmiechem. – Test bez błędów, a do tego doskonale rozwiązałaś zadanie dodatkowe. Przyznam, było trudne. Wybrałem je z zestawu dla licealistów. Teraz tylko powiedz nam, kto tak cię przygotował do sprawdzianu?

Zareagowałam instynktownie:

– To dzięki dziadkowi.

Nauczyciel matematyki popatrzył na mnie z dezaprobatą, kiwając głową. Mieszkałam wówczas w małym miasteczku, gdzie wszyscy wiedzieli, że mój dziadek zmarł kilka lat temu. Potem nauczyciel podał mi kartkę z testem. Na niej piątka z plusem! Jedyna w całej klasie. I teraz, kiedy Dorka podbiegła do mnie pełna radości, krzycząc, że dostała piątkę i że to dzięki tacie – przypomniałam sobie tę historię. Do dziś nie mogę tego zrozumieć... Ale chyba to dzięki niej zostałam księgową.

Czytaj także:
„Spod klosza rodziców trafiłam do wielkiego świata. Ciągła impreza i obcy faceci w łóżku – tak wyglądała moja wolność”
„Rodzice traktują mnie jak swoją polisę na starość. Zainwestowali we mnie, więc mam ich niańczyć aż do śmierci”
„Żałuję, że zostałam matką. Kocham moje dziecko, ale oddałabym wszystko, by przespać choć jedną noc w całości”

Redakcja poleca

REKLAMA