„Zakochana szwagierka prawie zniszczyła mu życie. Facetowi nikt nie chciał wierzyć, ale ja odkryłam, że mówi prawdę”

zatroskana kobieta czyta list fot. Adobe Stock, New Africa
„Zauważyłam, że list jest sprzed czterech lat. To było dziwne, bo tamten okres powinien być już przejrzany i posegregowany. Zaadresowany do Marceliny T. Na odwrocie nie było nadawcy, pieczątka pocztowa rozmazana. Na kopercie widniała ręczna adnotacja: >>Adresat nie żyje<<. Nie wiem, dlaczego otworzyłam ten list. Nic w nim właściwie nie powinno wzbudzić we mnie ciekawości, a jednak…”
/ 07.06.2023 17:15
zatroskana kobieta czyta list fot. Adobe Stock, New Africa

Nigdy nie wiadomo, jakie wydarzenie może zmienić całe twoje życie. Jednego dnia myślisz, że pójdziesz w prawo, a następnego los kopniakiem kieruje cię w lewo. I jeszcze mu za to dziękujesz…
Jako nastolatka miałam wielkie marzenia – że będę pomagać ludziom, uszczęśliwiać ich. Nie wiem – odkryję lekarstwo na raka, a może napiszę książkę, która wstrząśnie światem. Nie śmiejcie się, lepsze takie marzenia niż te, które miał mój brat. Że kupi sobie motor yamahę i będzie wyrywać panienki, a wieczory spędzać z kolesiami w pubie, przy piwku.

Problem w tym, że on swoje marzenie spełnił, natomiast ja… nie. Cóż, nie starczyło talentów czy też zaangażowania, i wylądowałam na śmietnisku w Koluszkach. Mój szef oczywiście obraziłby się, gdyby usłyszał, jak nazywam miejsce, gdzie lądują wszystkie zagubione przesyłki pocztowe z całej Polski.

– Musisz zrozumieć jedno – powiedział, gdy przyjmował mnie do pracy i oprowadzał po sortowni.

– Tu wszędzie są czyjeś marzenia, nadzieje, cenne rzeczy, które gdzieś po drodze się zgubiły i nie trafiły do adresata. My mamy szansę je zwrócić.

„No, z pewnością moich marzeń tu nie ma” – pomyślałam wtedy.

„A może są? – odpowiedział jakiś wredny chochlik w mojej głowie. – Skoro nie trafiły w cel, z pewnością wylądowały na jakimś śmietnisku”.

I tak w myślach zaczęłam nazywać to miejsce śmietniskiem.

Ciesz się, że masz pracę – powtarzała moja mama, kiedy ponura wracałam do domu po ośmiu godzinach przeglądania listów, paczek i wprowadzania ich do systemu. – Iza od sąsiadów już rok szuka roboty, i nic.

– Ale ona chce być fryzjerką, a ja wzięłam pierwsze, co się napatoczyło.

– I dlatego ona jest na zasiłku, a ty masz etat i przyzwoitą pensję…

Po trzech latach pracy czułam, że mam ochotę puścić śmietnisko z dymem, bo nuda wręcz mnie zjadała. Tyle że nie bardzo miałam wybór. Co prawda w tym czasie poznałam Jurka i zaczęliśmy planować ślub, więc była spora szansa, że kiedy zajdę w ciążę, będę mogła wreszcie rzucić tę cholerną robotę w diabły. Zwłaszcza że Jurek zarabia nieźle jako mechanik samochodowy w warsztacie ojca, i kiedyś ten warsztat przejmie. Nie mogłam się doczekać.

To była nieszczęśliwa, zazdrosna kobieta

Ale któregoś dnia znalazłam ten list.

Wprowadzałam dane do rejestru i zauważyłam, że jest sprzed czterech lat. To było dziwne, bo tamten okres powinien być już przejrzany i posegregowany.

Zaadresowany do Marceliny Anny T. z miasteczka G. Wysłany z… na odwrocie nie było nadawcy, pieczątka pocztowa rozmazana. Jednak cena znaczka sugerowała, że został wysłany z tego samego miasta.

Na kopercie widniała ręczna adnotacja: „Adresat nie żyje”.

Nie wiem, dlaczego otworzyłam ten list. Nic w nim właściwie nie powinno wzbudzić we mnie ciekawości, a jednak…

Kochana Mamo, przepraszam.

Tak bardzo mi przykro. Wiem, że kochałaś Ilonę bardziej niż mnie, chociaż to ja kocham Cię bardziej. I ja bardziej kocham Tomka. Ale on kochał moją siostrę. Nie wiem, dlaczego wszyscy kochali ją bardziej i woleli ode mnie. Co we mnie jest takiego, że ludzie się odwracają? Bo jestem brzydsza? Mniej utalentowana?
Nie wiem, ale całe życie czułam się odrzucana. Tylko tata wolał mnie. Ale on odszedł tak szybko, jakby Bóg uznał, że z nim mój świat jest zbyt jasny.

I tak, dobrze przeczytałaś. Kocham Tomka, męża mojej siostry. I serce mnie bolało, gdy widziałam, jak ona go traktuje. Z pogardą. Odrzuca jego miłość, a jednocześnie więzi go. Zdradzała go, wiedziałaś o tym? On doskonale o tym wiedział. Przyszedł niedawno do mnie i niemal z płaczem mówił, że Ilona go zdradza, a on nie potrafi odejść. Że kocha ją beznadziejnie.

Pocieszałam go. Chciałam mu dać siebie, ale chyba nie zrozumiał. Nie zobaczył tego.
Myślał tylko o niej!

Wtedy pomyślałam, że muszę go uratować. Od niej, i od niego samego. Że póki ona żyje, on będzie uwięziony. A gdy jej nie będzie, uwolni się. Musiałam dać mu tę szansę.
Tak bardzo go kocham. Wiem, że nawet wolny, nigdy nie będzie mój. Szczęście nie jest mi pisane, Bóg pokazywał mi to od dziecka. Na przykład wtedy, kiedy wszyscy klaskali, gdy Ilona grała na pianinie przed gośćmi na mojej komunii – na MOJEJ komunii – a ja, zapomniana, siedziałam w kącie pokoju. Tak było zawsze. I tak będzie. Nawet gdy jej nie będzie.

Bez niej świat będzie lepszy – dla Tomka, nawet dla Ciebie. Ale nie dla mnie.
Dla mnie nigdy nie będzie na nim miejsca. Więc pomyślałam – może jestem na tym świecie, by uratować choć jedno życie? Życie Tomka…

Tak, to przeze mnie Ilona nie żyje. To ja przyszłam do ich mieszkania i kiedy się kąpała, wrzuciłam jej do wanny włączony toster. Zdziwiła się, kiedy zobaczyła mnie w drzwiach łazienki. Tomek był wtedy w garażu, dłubał coś przy swoim motorze. A ja wcześniej dorobiłam klucze. Wiedziałam, że ona codziennie kąpie się o tej samej porze. Jak ja nienawidziłam tych jej rytuałów!

Na śniadanie pół grejpfruta i jogurt malinowy. Kąpiel o dwudziestej, jogging o siódmej rano. Dzień w dzień. Słota czy mróz. W niedzielę o dziewiątej msza. Ale to jej nie przeszkadzało być zdzirą. Pieprzyć się z kolegami z firmy. I wracać po pracy, śmierdząc męską wodą kolońską. I nie szła od razu pod prysznic – nie, czekała do ósmej, by wziąć codzienną kąpiel.

To Tomek mi powiedział, wtedy gdy prawie się popłakał. Tamtej nocy pomyślałam, że muszę coś zrobić. No więc weszłam do jej łazienki, włączyłam toster do kontaktu i... Niczego się nie spodziewała. Pytała tylko: „Co tu do diabła robisz? Nie mówiłaś, że przyjdziesz. Co ty, k…, robisz. Co?!”.

Nie patrzyłam, jak umiera. Jej śmierć nie sprawiła mi radości. Była po prostu konieczna, bym wykonała misję mojego życia.

Mamo. Kochana Mamusiu. Nigdy mnie nie tuliłaś, nie całowałaś. Patrzyłaś tylko na Ilonę. I wiem, że nie zrozumiesz, i będziesz mnie nienawidzić. Tomek też mnie znienawidzi, bo dopiero kiedyś zrozumie, co dla niego zrobiłam. Dopiero, kiedy będzie wolny.

Nie, nie zniosę nienawiści w waszych oczach. Wyjechałabym, ale i tak mnie złapią. Życie ma dla mnie tylko kraty, ból i poniżenie. Dlatego uciekam tam, gdzie nikt mnie nie dosięgnie. Tam, gdzie nie będę nieszczęśliwa.

Żegnaj, Mamusiu.

Twoja kochająca Teresa

Kiedy skończyłam czytać, drżały mi ręce, po twarzy spływały łzy. Taki ogrom nieszczęścia! Dla wszystkich.

Właśnie udało mi się kogoś uratować…

Nie mogłam przestać myśleć o liście. Chciałam wiedzieć, co się stało – z Tomkiem, Teresą. Miałam pewne podejrzenia, ale wszystko mogło potoczyć się inaczej. Zaczęłam szperać w internecie. Znalazłam artykuł sprzed czterech lat opisujący sprawę śmierci Ilony M. W G. to była głośna sprawa. Przeczytałam i poczułam, jak mróz ściska moje serce.

Okazało się, że o śmierć Ilony M. został oskarżony jej mąż, Tomasz M. Tylko on był wtedy w domu. Nie znaleziono śladów włamania. Choć zaprzeczał, nikt mu nie uwierzył. Uznano, że dowiedział się o zdradach żony i pozbył się jej w odwecie. Dziennikarz rozpisywał się o tragedii rodziny – napisał, że Tomasz M. jest pośrednio winny jeszcze dwóm śmierciom – siostry Ilony M., oraz matki Ilony M., która na wieść o śmierci obu córek doznała wylewu i zmarła, nie odzyskawszy przytomności.

Tomasza M. skazano na 20 lat więzienia.

„Siedział już cztery lata – pomyślałam. – O cztery za dużo!”.

Włożyłam list do oryginalnej koperty, wzięłam dwa dni wolnego i pojechałam do G. Dotarłam do prokuratora, który prowadził tamtą sprawę, i zmusiłam go, by przeczytał list przy mnie. Nie mogłam ryzykować, że odłoży go na bok i zapomni.

Prokurator przeczytał list, a potem powiedział… hmm, raczej bardzo niecenzuralne słowa. Wiem, że kilkanaście tygodni później Tomasz M. wyszedł z więzienia. Mam nadzieję, że Teresa miała rację, i że w końcu kiedyś będzie szczęśliwy.

A ja? Zawsze chciałam ratować i uszczęśliwiać innych – i niespodziewanie okazało się, że trafiłam tam, gdzie mam szansę spełnić swoje marzenie. Niezbadane są wyroki losu.

Czytaj także:
„Po śmierci męża nie miałam za co żyć. W wieku 46 lat zostałam bez domu i pracy, bo całe życia byłam kurą domową”
„Pokochałam faceta odpowiedzialnego za śmierć mojego męża. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiem dzieciom, kim on jest”
„Śmierć męża była dla mnie tragedią. Kiedy znowu się zakochałam, poczułam się jak zdrajczyni”

Redakcja poleca

REKLAMA