„Zakochałem się w żonie najlepszego przyjaciela. Choć obok spała moja dziewczyna, to nocami marzyłem tylko o ciele Marty”

zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, Nejron Photo
„Agata odeszła ode mnie po wspólnych wakacjach z Kazikiem i Martą. Ona wcześniej niż ja zauważyła, że jestem w żonie mojego przyjaciela po uszy zakochany. Ja sam się przed sobą nie umiałem do tego przyznać”.
/ 07.02.2023 11:15
zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, Nejron Photo

Nasza przyjaźń zaczęła się od bójki w piaskownicy. Mieliśmy po trzy lata. Kazik zgubił gdzieś swoje wiaderko i zabrał moje. Nie chciał oddać, więc walnąłem go łopatką w głowę. Popłakał się. Z odsieczą ruszyły nasze mamy. Kazały nam się pogodzić, na zachętę mama Kazika dała każdemu z nas po ciasteczku czekoladowym. Plan mam się powiódł, przez kolejnych 30 lat byliśmy nierozłączni.

Gdyby nie przygoda w piaskownicy, pewnie nigdy byśmy się zaprzyjaźnili. Byliśmy zupełnie różni. Kazik to dusza każdego towarzystwa. Odkąd miał sześć lat, wszyscy chcieli się z nim kolegować, i chłopaki, i dziewczyny. Mnie jego znajomi tolerowali tylko dlatego, że byłem przyjacielem Kazika. Inaczej byłbym tym kujonem w okularach, który zawsze siedzi w kącie i nikt się do niego nie odzywa.

Korzyści ze znajomości ze mną Kazik zaczął czerpać w szkole średniej. Pisałem za niego wypracowania i klasówki. Nawet teoretyczny test na prawo jazdy za niego rozwiązałem. Na szczęście jest świetnym kierowcą i nie mam nikogo na sumieniu. Na studniówkę poszedłem z kuzynką dziewczyny Kazika. Nie chciałem, ale on się uparł. Basia okazała się bardzo miłą dziewczyną. Chyba bardzo jej zależało, żeby mieć już za sobą swój pierwszy raz. Choćby i ze mną – rudym okularnikiem. Zaciągnęła mnie do szatni i zaczęła mi rozpinać spodnie. Spanikowałem i uciekłem.

Studiowaliśmy na tej samej uczelni, tyle że ja matematykę, a Kazik – zarządzanie. Ja się uczyłem, a on balował. Na egzaminach nie mogłem mu już pomagać – ale sobie radził. Na pisemnych pomagały mu zadurzone w nim koleżanki. A ustne zawsze zdawał u kobiet – i wychodził z nich z czwórką lub piątką.
Kazik ciągle próbował mnie swatać, ale dziewczynę znalazłem sobie sam. Chodziliśmy razem na logikę.

Agata wpadła mi w oko od razu…

Co z tego, skoro nie wiedziałem, jak do niej zagadać. To ona zrobiła pierwszy krok:

– Hej, też masz teraz przerwę? Bo jak tak to może pójdziemy na kawę?

Byliśmy parą przez następnych 10 lat. Oboje zostaliśmy na uczelni, więc spędzaliśmy razem praktycznie każdą chwilę. W tym czasie Kazik miał chyba z tuzin dziewczyn, kochanek, narzeczonych.
Agata zawsze żartowała, że jak zaprasza Kazika, to mówi „z twoją ukochaną”, żeby nie popełnić faux pas.

Kazik rozkręcił własną firmę. Nigdy nie rozumiałem, czym do końca się zajmował. Consulting, doradztwo, head hunting… Na pewno dobrze sobie radził, bo kupił duże mieszkanie, miał dobry samochód, a na urlop jeździł do egzotycznych miejsc. Ja i Agata nie za bardzo pasowaliśmy do jego nowych, „luksusowych” przyjaciół. Od imprez u Kazika woleliśmy kameralne kolacje w naszej kawalerce. Czasem miałem wrażenie, że Kazik ma dwie twarze – tę prawdziwszą, którą znałem ja i jego najbliżsi – zwykłego, bardzo bystrego faceta – i tę dla swoich znajomych – światowca i bon vivanta. Aż w końcu Kazik naprawdę się zakochał. Marta była lekarką. Zupełnie nie przypominała jego poprzednich dziewczyn. Długo też nie zwracała na Kazika uwagi.

– Marek, co mam zrobić? To jest kobieta mojego życia, jak mam ją przekonać, żeby chociaż poszła ze mną na kolację? Ratuj – Kazik wypłakiwał mi się przez telefon.

Zacząłem wierzyć, że tym razem to naprawdę coś poważnego. Ale nie bardzo wiedziałem, jak mu pomóc.

– Kazik, może spróbuj z nią po prostu porozmawiać? Zamiast wysyłać jej bukiety i kosze z upominkami – zaproponowałem, żeby coś powiedzieć.

Okazało się, że pomogłem!

– Wiesz, poszedłem do przychodni, gdzie pracuje. Poczekałem, aż skończy. Udało mi się ją przekonać na mały spacer. I wiesz, na koniec powiedziała, że nie jestem takim dupkiem, za jakiego mnie miała, i że chętnie zje ze mną kolację. Teraz musisz mi poradzić, gdzie ją zabrać. Te modne knajpy, które znam, na pewno jej się nie spodobają.

Pogadałem z Agatą i zaproponowaliśmy Kazikowi niedużą osiedlową knajpkę, którą kiedyś razem odkryliśmy. W menu było tylko pięć dań, ale wszystkie wyśmienite. A właściciel, prawdziwy Włoch, osobiście zagadywał gości i na koniec częstował ich nalewką.

– Marta była zachwycona! Powiedziała, że od tej pory nie przestąpi progu żadnej innej włoskiej restauracji w mieście. Jak myślisz, co teraz?

Nagle to ja stałem się doradcą „sercowym” Kazika. Bawiło mnie to. Kiedy okazało się, że Marta lubi teatr – to ja wybrałem spektakl, na który Kazik powinien ją zaprosić. Znowu okazało się, że trafiłem w jej gust. Aż w końcu nadszedł dzień, w którym Kazik przedstawił Martę mnie i Agacie. Była pierwszą z jego dziewczyn, która na widok naszej klitki nie przewróciła oczami.

– Piękne zdjęcie. To Mnich, prawda? Uwielbiam góry – pochwaliła fotografię, która wisiała nad stołem.

Sam ją zrobiłem, więc aż poczerwieniałem z dumy. Cały wieczór rozmawialiśmy o górach i wędrówkach. Kazik chyba nie był zadowolony – bo niewiele miał do powiedzenia.

– Stary, to świetnie, że się dogadujesz z Martą. Ale nie przesadzaj, proszę, to moja dziewczyna. A wczoraj całą drogę do domu mówiła o tobie – Kazik lekko mnie następnego dnia ochrzanił.

Broniłem się, że to ona zaczęła mówić o górach, że byłem uprzejmy, ale prawda była taka, że Marta mi się spodobała. Kazik oświadczył się jej pół roku później. Na ich ślubie oczywiście byłem świadkiem.

– Pięknie wyglądasz – szepnąłem jej do ucha, gdy razem tańczyliśmy.

Więcej powiedzieć nie mogłem, bo bałem się, że się popłaczę. A wiedziałem, że Agata cały czas uważnie nam się przygląda. Agata odeszła ode mnie po wspólnych wakacjach z Kazikiem i Martą. Ona wcześniej niż ja zauważyła, że jestem w żonie mojego przyjaciela po uszy zakochany. Ja sam się przed sobą nie umiałem do tego przyznać.

– Marek, nie mogę z nią rywalizować. Myślałam, że to tylko fascynacja. Jest młoda, ładna, inteligentna… Czekałam, aż ci przejdzie. Ale jest coraz gorzej. Nie wiem, jakim cudem Kazik tego nie widzi. Ta cała sytuacja źle się skończy, ostrzegam cię.

Próbowałem protestować, zapewniać, że do Marty nic nie czuję, że tylko się bardzo lubimy. Ale Agaty nie przekonałem. A kiedy się wyprowadziła, poczułem ulgę. Wreszcie nie musiałem udawać, przynajmniej w domu.  Przez kolejne dwa lata między mną a Martą do niczego nie doszło, choć w trójkę spędzaliśmy mnóstwo czasu. Kazik bardzo się przejął tym, że zostałem sam, i postanowił się mną zaopiekować.

Byliśmy razem na wakacjach, spędzaliśmy wspólnie weekendy. Nie protestowałem, bo dzięki temu mogłem być blisko Marty. I wiedziałem, że ona też lubi spędzać czas ze mną. Zbliżały się trzydzieste urodziny Marty. Kazik chciał jej zrobić wielką imprezę-niespodziankę na 100 osób w modnym klubie.

– Marek, będziemy udawać, że idziemy na kolację we trójkę. A tam będą już czekać wszyscy, jak w amerykańskich filmach. Super, prawda? – Kazik na szczęście opowiedział mi o swoim pomyśle na tyle wcześnie, że wszystko dało się odkręcić.

– Kazik, oszalałeś? Marta cię znienawidzi. Ona nie znosi takich miejsc i takich imprez. Jak możesz aż tak nie znać własnej żony?

Marta już jakiś czas temu zwierzyła mi się, że chce zrobić kameralną urodzinową imprezę w schronisku na Kalatówkach.

– Chyba nawet przyjaciele Marka dadzą radę tam dojść pieszo. Dalsze wycieczki będą już tylko dla chętnych. Dopilnuj, żeby Kazik się nie wyrwał przed szereg i nie zaplanował jakichś atrakcji w swoim stylu.

Nie chciałem się przyznać Kazikowi, że wcześniej o tym z Martą rozmawiałem, więc próbowałem delikatnie wybić mu pomysł imprezy z głowy.

– Może Marta ma już jakieś własne plany? Porozmawiaj z nią – poradziłem.

Kazik mnie posłuchał i – impreza odbyła się w górach. Było ognisko, smażone kiełbaski, kolega Marty ze szpitala grał na gitarze. Po północy okazało się, że towarzystwo się podzieliło. Kazik i jego przyjaciele jeden po drugim znikali w schronisku. W pewnej chwili do ogniska podeszła właścicielka górskiej chaty.

– Pani Marto, nie tak się umawiałyśmy. Mamy gości, którzy chcą odpocząć, a pani znajomi urządzili w środku dyskotekę – poskarżyła się.

Poszedłem z Martą za nią. Rzeczywiście, w jadalni Kazik i jego przyjaciele bawili się w najlepsze. Muzyka aż dudniła w uszach. Marta wściekła wyrwała wtyczkę magnetofonu z kontaktu.

– Kazik, przecież prosiłam. Dlaczego ty wszystko musisz popsuć! To jest mój dzień i chciałam się bawić tak, jak ja lubię. Wszystko zawsze musi być po twojemu?

Marta wybiegła na zewnątrz. Kazik za nią

Patrzyłem na nich z daleka. Kłócili się. Gdy Kazik wrócił do schroniska i poszedł do pokoju – znalazłem Martę przy ognisku.

– Marek, to nie ma sensu. Małżeństwo z Kazikiem to błąd. Nas nic nie łączy. Z tobą to co innego… – Marta zamilkła.

Dotknąłem palcami jej twarzy. Była mokra od łez. Marta złapała moją rękę i przyciągnęła mnie do siebie. Zaczęliśmy się całować. Było cudownie, ale wiedziałem, że musimy przerwać. Kazik był moim przyjacielem. Nie mogłem mu tego zrobić. Odsunąłem się i wróciłem do schroniska, a potem, aż do powrotu do domu, unikałem Marty. Kilka dni później przyszła do mnie bez zapowiedzi.

– Marek, musimy porozmawiać. Wtedy uciekłeś, ale wiem, że czujesz podobnie jak ja. Wiesz, o czym mówię. Że to ty i ja powinniśmy być razem. Wiem, że Kazik jest twoim przyjacielem. Ale czasem musimy myśleć o sobie, o swoim szczęściu. Jak chcesz, możemy razem wyjechać. Do innego miasta, kraju… Lekarzy potrzebują wszędzie. Matematyków też. Kazik sobie poradzi, znasz go…

– Marta, muszę pomyśleć. Daj mi czas.

Znalazłem pracę we Wrocławiu, wyjechałem. Ale sam. Kazikowi powiedziałem, że to propozycja, której nie mogę odrzucić. Z Martą nie rozmawiałem. Nie próbowała się ze mną kontaktować… Kazik z początku próbował podtrzymywać kontakt. Dzwonił z propozycją wspólnego (w trójkę) weekendu, dopytywał się, kiedy przyjadę do Warszawy, wpraszał się z wizytą do mnie. Wykręcałem się, jak mogłem. Wymyślałem coraz bardziej absurdalne wymówki, liczyłem na to, że Kazik zrozumie, że już się nie chcę z nim przyjaźnić. Że po prostu się obrazi. A on ciągle dzwonił. Przestał z dnia na dzień. I choć przecież o to mi chodziło, jednak trochę się dziwiłem.

Poczułem się zraniony

Nie widzieliśmy się dziesięć lat. Wiedziałem, że mają z Martą syna – kiedyś we Wrocławiu wpadłem na kolegę Kazika i on mi powiedział. Od czasu do czasu podglądałem Facebooka Kazika i Marty. Wrzucali zdjęcia dostępne nie tylko dla znajomych. Mały Jaś był uroczym blondaskiem, podobnym do Kazika jak dwie krople wody.

To z Facebooka dowiedziałem się o chorobie Marty. Kazik wrzucił jej zdjęcie w chustce na głowie i zachęcał do wsparcia fundacji wspomagającej ludzi walczących z rakiem. Zamarłem. Prawda była taka, że ciągle kochałem Martę. Chciałem do niej zadzwonić. Nie zdążyłem. Kiedy na telefonie wyświetlił mi się numer Kazika, wiedziałem, dlaczego dzwoni.

– Marek, Marta nie żyje. Potrzebuję cię.

Nie zastanawiałem się ani przez chwilę. Spakowałem się i kilka godzin później byłem już w Warszawie. Siedziałem z Kazikiem całą noc. Dałem mu się wygadać. Opowiadał o Marcie, o jej chorobie, o Jasiu, i że nie ma pojęcia, jak teraz żyć i jak wychowywać syna samemu. Płakał, a ja razem z nim. Zająłem się pogrzebem. Kazik, w rozsypce, nie był w stanie nic zrobić. Marta chciała być skremowana, więc przygotowania zajęły trochę czasu. W dniu pogrzebu poznałem Janka. Kiedy wyciągnął do mnie rękę, musiałem na chwilę się odwrócić, bo w oczach zakręciły mi się łzy. Był ciągle podobny do Kazika, ale oczy i uśmiech miał Marty.

– Wujek Marek? Znam pana ze zdjęć, mama często o panu mówiła – chłopak przyglądał mi się uważnie. – W dniu, w którym odeszła, powiedziała mi, że na pewno niedługo pana poznam i że się polubimy.

Nie wytrzymałem i się poryczałem

Po pogrzebie, gdy goście już sobie poszli, usiadłem z Kazikiem na kanapie.

– Przepraszam, że zniknąłem. Przepraszam, że mnie nie było, gdy Marta zachorowała. Ale pora, żebym powiedział ci prawdę. Musiałem wyjechać, nie miałem wyjścia…

Kazik wstał i nalał nam po szklaneczce whisky. Upiłem spory łyk.

– Kazik, ja się zakochałem w Marcie. Do szaleństwa. I nigdy nie przestałem jej kochać. Wyjazd z Warszawy był jedynym rozwiązaniem. Nie mogłem być blisko niej. Bałem się, że zrobię coś głupiego. Coś, czego przyjaciel nie robi przyjacielowi. Ale nigdy do niczego nie doszło. Marta chyba nie miała pojęcia, co czuję. Bardzo cię kochała.

Zapadła cisza. Modliłem się, żeby Kazik coś powiedział. Że rozumie, że mi wybacza. Ale on ukrył twarz w dłoniach i milczał. Wystraszyłem się, że oto nastąpi prawdziwy koniec naszej przyjaźni. I już zacząłem żałować, że powiedziałem mu prawdę, czy też kawałek prawdy.

– Marek, rany. Ty naprawdę jesteś z innej epoki. Takich facetów już nie ma. Wiem, że nie mówisz prawdy. I wiem, dlaczego to robisz. Ale ja wiem wszystko. Wiem, że Marta też się w tobie kochała. I że była gotowa dla ciebie zostawić mnie i wyjechać nawet do innego kraju. Ja byłem ślepy i nic nie widziałem. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak nagle wyjechałeś. Bałem się, że to ja coś zrobiłem, że cię zraniłem, obraziłem. Koniecznie chciałem z tobą porozmawiać. Któregoś dnia, kiedy znowu mnie zbyłeś, spakowałem się i postanowiłem po prostu przyjechać i się z tobą rozmówić. Powstrzymała mnie Marta. Wtedy powiedziała mi prawdę. I poprosiła, żebym uszanował twój wybór, bo zrobiłeś to dla nas. Wściekłem się. Na ciebie, na Martę. I tym bardziej chciałem jechać i dać ci w twarz. Marta zagroziła, że jak to zrobię, to mnie zostawi. Rozmawialiśmy do rana.

Przekonała mnie, że musimy spróbować stworzyć razem prawdziwą rodzinę. Że jesteśmy ci to winni, że musimy być szczęśliwi. I wiesz, uwierzyłem jej. I naprawdę byliśmy szczęśliwi. Kiedy urodził się Janek, strasznie chciałem do ciebie zadzwonić. Nie wyobrażałem sobie, że ktoś inny mógłby go trzymać do chrztu. Marta mi nie pozwoliła. Mówiła, że się odezwiesz sam, jak będziesz gotowy. A ja wtedy zrozumiałem, że ona ciągle cię kocha. I że nie jest pewna, jak się zachowa, kiedy się spotkacie. Uszanowałem jej decyzję. Byłem ojcem, wiedziałem już, że dla dobra rodziny trzeba iść na kompromisy. No a odkąd Marta poznała diagnozę, codziennie chciałem do ciebie zadzwonić. Ale nie wiedziałem, co powiedzieć, jak… Aż w końcu było za późno…

Kazik się rozpłakał. Ja też. Objęliśmy się i płakaliśmy razem. Miesiąc później wróciłem do Warszawy. Na razie nie mam stałej pracy, wykładam na różnych prywatnych uczelniach. Z Kazikiem widujemy się prawie codziennie. Mój przyjaciel uważa, że powinienem Jankowi powiedzieć, co łączyło mnie z jego mamą. Ale ja upieram się, że chłopak jest na to jeszcze za młody. Na razie uczę Janka grać w szachy. Planujemy też wyprawę w góry – obiecałem zabrać go na Mnicha – ulubioną górę Marty.

Czytaj także:
„Choć mąż wziął ze mną ślub, to zawsze kochał swoją młodzieńczą miłość. Nawet, gdy pieścił moje ciało, krzyczał imię kochanki”
„Liczyłam, że wspólne wakacje wzbudzą w nas gorących kochanków. Uwodziłam i flirtowałam, a mąż i tak był zimny, jak lód”
„Mam 44 lata i w każdym kącie mam jurnego kochanka. Nigdy nie sądziłam, że upadnę tak nisko i zrobię z siebie taką idiotkę”

Redakcja poleca

REKLAMA