„Matka mnie nienawidziła. Nie mogła mi wybaczyć, że podobam się mężczyznom, chociaż jestem od niej brzydsza”

kobieta której matka jej nienawidzi fot. Adobe Stock
Dzisiaj mam męża, dwie córeczki. I jestem szczęśliwa. Kilka lat temu było zupełnie inaczej.
/ 19.04.2021 15:47
kobieta której matka jej nienawidzi fot. Adobe Stock

Uchodziła za piękność. Mogła przebierać w mężczyznach jak w ulęgałkach, ale posłuchała głosu serca. Nie wybrała młodszego o dwa lata sąsiada – chłopaka pracowitego i oddanego jej bez reszty, tylko miejscowego amanta. Rozpuszczonego jak dziadowski bicz, a przy tym niesłychanie przystojnego synka biznesmena.

Nie wiem, czemu moja mama wyrzekła się uczucia jego rywala. Nie musiała, nie pochodziła z biednej rodziny. Może uważała, że nie wypada jej się związać ze zwyczajnym chłopakiem? Przecież była księżniczką, a mój przyszły ojciec – księciem na białym koniu… Jednak w przeciwieństwie do postaci z bajek moi rodzice nie żyli ze sobą szczęśliwie.

Przy mnie wreszcie nie musieli niczego udawać

On wolał nocne życie, zabawy, szybkie samochody. Ona ugrzęzła w domu i wiecznie na niego czekała. Chyba z tej tęsknoty szybko zaszła w ciążę. Okazało się, że spodziewa się córeczki, czyli mnie. Stare kobiety żartowały, że dziewczynka odbiera matce urodę, więc moja mama przez całą ciążę drżała o siebie. Jakby tylko ciało się dla niej liczyło, nie więź z dzieckiem.
Nie wiem, czy odczyniła jakieś gusła, czy może pomogły jej żarliwe modlitwy, bo byłam najbrzydszym dzieckiem w miasteczku. Długa, chuda, o sinej cerze, z rzadkimi włoskami i poszarpanymi brwiami, jakby wydziobał je rozszalały ptak. Zamiast płakać – skrzeczałam. We własnej mamie budziłam odrazę, a jednocześnie zadowolenie, że nie musi ze mną rywalizować. Kiedy podrosłam, nie było dnia, by mi nie przypomniała, jaka jestem brzydka, jak to rozczarowałam ją swoim wyglądem. A gdy cztery lata po mnie na świat przyszedł mój śliczny brat, to on zawłaszczył jej serce.

Nie mogła znieść tylko jednego: że mężczyźni tak bardzo mnie lubią. Tata od pierwszej chwili stracił dla mnie głowę. Z radością każdego dnia odkrywał, jacy jesteśmy do siebie podobni. Tak samo się śmialiśmy, długo układaliśmy do snu, podobnie się krzywiliśmy, gdy coś nam nie odpowiadało… Również dawny sąsiad mamy miał do mnie słabość. Poznałam go przypadkiem u dziadków. Został starym kawalerem. Cenił sobie moje bystre uwagi i traktował trochę jak członka rodziny. Ku rozpaczy mamy z czasem polubił mnie także mój piękny brat.
Mężczyźni w jakiś naturalny sposób do mnie lgnęli. Chyba czuli się bezpiecznie, wreszcie nie musieli udawać, adorować, grać roli lepszych niż byli. Mogli mówić i robić to, co naprawdę czuli.
Właśnie tym jeszcze bardziej irytowałam matkę.
– Co oni w tobie widzą? – syczała, gdy umawiałam się z którymś do kina.

Nie byłam szczęśliwym dzieckiem, chociaż uczucie taty, brata i wujka dawało mi siłę, aby jakoś przetrwać.
Będziemy cię ładnie ubierać, to znajdą się adoratorzy – twierdziła matka, nie mogąc pojąć, dlaczego nie chcę nosić sukienek ani warkoczyków.
Byłam chłopczycą – chyba bardziej z buntu przeciwko niej niż z przekonania. Nosiłam włosy na zapałkę, glany i czarne, powyciągane ciuchy. Chowałam się przed światem, a przy tym ostentacyjnie pokazywałam, jak mi na nim nie zależy.
Wyjechałam z mojego miasteczka, kiedy zdałam na studia. Szybko wciągnęłam się w wir życia studenckiego. Prowadziłam gazetkę i warsztaty taneczne, zostałam wolontariuszką. Poznałam wielu ludzi, dla których nie byłam brzydulą.

Nigdy już się nie dowiem, co sobie myślała

Po kilku latach przyjechałam do domu. Drzwi otworzyła mi mama i omal nie zemdlała z wrażenia. Może nie stałam się łabędziem, ale z pewnością byłam kobietą elegancką, szczęśliwą i pewną siebie.
Tata i brat rzucili się na mnie z okrzykami radości. Ona nie wykonała żadnego gestu, tylko czujnie mi się przyglądała.
Niby nic się nie stało, ale odtąd nasze relacje się zmieniły. Im bardziej ja cieszyłam się życiem, tym bardziej ona zapadała się w sobie. Niestety, tak było do samego końca. Mama odeszła rok temu.

Nie wiem, dlaczego nawet w ostatnich chwilach nie okazała mi miłości. Może, patrząc na mnie, nie mogła znieść myśli, że wzgardziła prawdziwym uczuciem? Może uznała, że zbudowała swoje życie na kłamstwie? Na czymś, co szybko przemija – pozornym pięknie jej ciała? Z tej gorzkiej lekcji wyciągnęłam wnioski i teraz uczę moje córki, że nawet dla kobiety uroda nie jest najważniejsza. Ważniejsze jest kochające, czułe serce.

Więcej prawdziwych historii:
„Kochałam go, a on kochał mnie i… swoją żonę i dzieci. Zagroziłam mu, że jeśli ich nie zostawi, odbiorę sobie życie”
„Moja siostra oszalała do reszty. Mieszka z 17 lat młodszym kolesiem i nie widzi, że on leci tylko na jej kasę”
„Wychowałam się bez ojca. Moja matka pogoniła go przez jakiś głupi »proroczy« sen. Nienawidzę jej”

Redakcja poleca

REKLAMA