Nie! Ja się tak nie bawię! – Marek rzucił kij na stół. – Trzeci raz z rzędu wygrywasz. Raz, to rozumiem, ale trzy?! Oszukujesz czy co?
– Wypraszam sobie – obruszyłem się. – Niby jak twoim zdaniem można oszukiwać w bilard? Musiałbym chyba podmienić bile. Po prostu mam dobry dzień.
– Właśnie, ma chłopak dzień – poparł mnie Łukasz. – A ty nie próbuj się wykręcić od kolejki. Przegrany stawia piwo. Nie wiem, co się dziś z naszym Błażejkiem porobiło, ale idzie jak burza.
– Trzeci raz wam będę piwsko stawiał?! – oburzył się Marek.
– Nie trzeba było nalegać na rewanż – przypomniał mu Robert.
– Nie lubię przegrywać. Przecież, cholera, jestem z was najlepszy!
Tu go bolało… Faktycznie, Marek najlepiej z naszej czwórki grał w bilard, Łukasz był świetny w rzutki, Robert brylował na różnego rodzaju flipperach, a ja kładłem ich w kręgle. Niestety w naszym ulubionym pubie kręgli nie było, więc rzadko miałem okazję zatriumfować. Jednak dzisiaj było inaczej. Spotykaliśmy się od lat w każdy pierwszy piątek miesiąca. Jakiś czas temu upatrzyliśmy sobie na te spotkania pewien pub, niezbyt szpanerski, za to z dobrym piwem, tarczą do rzutek, flipperami i trzema stołami bilardowymi.
Układ się sprawdzał, bo trzymaliśmy się jednej zasady – żadnych bab. Znaczy, cudze mogły się kręcić gdzieś na horyzoncie, ale nasze kobiety na te wieczory miały wstęp wzbroniony. Jak sobie z tym radziły? Te, które z nami były – żony czy narzeczone – starały się rozumieć nasz punkt widzenia. Natomiast te, które miały z tym problem, wcześniej czy później znikały z naszego życia.
Ona jedna rozumiała, że potrzebuję trochę wolności
Moja Ninka należała do tych pierwszych. Wiedziała, że mężczyzna dla higieny psychicznej musi co jakiś czas mieć chociaż jeden wieczór dla siebie. Nigdy więc mi nie zabraniała wyjść, nie próbowała się na nie wkręcić, sprawdzać mnie pod byle pozorem, a nazajutrz nie stroiła fochów, że mam kaca czy coś w tym stylu. To mnie do niej tej zimy ostatecznie przekonało.
W zeszłą niedzielę oświadczyłem się. Udałem sprytnie, że idę po coś do sklepu, a wróciłem z bukietem i pierścionkiem. Od razu buchnąłem na kolana i zapytałem, czy uczyni mi ten zaszczyt i zostanie moją żoną. Niby byłem pewny, że się zgodzi, ale kiedy przez dłuższą chwilę milczała, cień niepewności przemknął przez moje serce. W końcu Ninka ulitowała się nade mną. I w ten sposób za pół roku miałem zostać żonkosiem. Może właśnie oświadczyny tak mnie uskrzydliły, że dzisiaj grałem w bilard jak natchniony. Pewnie do czegokolwiek bym się wziął, wygrywałbym w cuglach.
– Dobra, macie! – Marek przyniósł cztery kufle. – Ale na tym koniec. Więcej z tym cyborgiem nie gram! Po jego minie widać było, że wciąż nie przebolał trzech porażek z rzędu. Już mu chciałem wyjawić powód mojego szczęścia, gdy usłyszałem:
– A może ja spróbuję swoich sił? Macie chłopcy coś przeciwko temu, żebym wzięła za was odwet? – zapytał ktoś tak seksownym altem, że aż zjeżyły mi się włosy na karku.
Faceci mają różne fetysze, a na mnie zawsze działał kobiecy głos. Ten niski, zmysłowy i aksamitny… Odwróciłem się i aż zatkało mnie z wrażenia. Przede mną stał mój ideał urody z licealnych lat… Jako napalony, niewyżyty nastolatek nagminnie uprawiałem seks z dziewczynami z Playboya. Największe wrażenie robiła na mnie Kowbojka – tak ją nazwałem – blond dziewoja ubrana w dżinsowe szorty i ciut przykusą kraciastą koszulę odsłaniającą zgrabne ciało, obuta w kowbojki, z nieodzownym kapeluszem na głowie.
Do dzisiaj na widok dziewczyny w kowbojkach uśmiecham się do siebie pod nosem. Ninka za „końskim” stylem – jak o nim mówi – nie przepada, podobnie jak za butami ze szpicem. Ale kiedy chce mnie uwieść, zwykła zaczynać grę wstępną od włożenia mojej koszuli w kratę…
Przyznaję, z wrażenia autentycznie zaniemówiłem
Seksowny alt wyglądał jak urocza dziewczyna stajenna. Króciutkie, obcisłe dżinsy, solidne kowbojki z porządnej skóry, kraciasta koszula przewiązana aż pod biustem, i to mimo siarczystego mrozu za oknem. Do tego miała jasne, gęste włosy opadające na ramiona i ograniczony do minimum makijaż (nie znoszę wypacykowanych lasek!). Oj, robiła wrażenie! I wydawała się taka dziwnie znajoma, jak dziewczyna z sąsiedztwa.
– E, Błażej, zaniemówiłeś? – Robert trącił mnie w bok i chrząknął przy tym znacząco. – Pani cię o coś pytała.
– Magda – przedstawiła się kowbojka. No nie… Jeszcze to imię! Kiedyś zwierzyłem się Nince, że gdybym miał córkę, dałbym jej na imię Anna albo Magdalena. Odkąd pamiętam, miałem fioła na punkcie tych dwóch imion.
– Tak… no tak… – bąknąłem. Ważyłem w myślach wszystkie za i przeciw jej propozycji. Postanowiłem jednak nie kusić losu.
– W innych okolicznościach bardzo chętnie bym zagrał, ale obawiam się, że czwartej partii nie dam rady – odpowiedziałem i sięgnąłem po kufel zimnego piwa, studząc swój zapał.
Kowbojka spojrzała mnie z wyrzutem, uśmiechnęła się jednak ciepło. Wyraźnie nie zamierzała się obrażać ani więcej nalegać. I tym znowu mnie ujęła, bo nachalnych lasek nie cierpię bardziej od tych piszczących i wymalowanych.
– Szkoda – powiodła spojrzeniem po moich kumplach. – To który z was, chłopcy, podejmie wyzwanie? Zgłosiła się cała trójka, więc zagrali w dwie pary. Patrząc na nich, zrozumiałem, że popełniłem błąd. Trzeba było zagrać, bo przynajmniej skupiłbym się na rozgrywce, a tak przez cały czas gapiłem się tylko na Magdę. Na jej zgrabną sylwetkę, stukające kowbojki, zdecydowane ruchy i lśniące włosy. Słuchałem jej seksownego śmiechu i uroczego „kurrrczaki”, gdy nie trafiała bilą.
Fakt, że mnie ignorowała, jeszcze bardziej podkręcał całą atmosferę. Budził demony, które szeptały mi, że gdybym spotkał ją przed Ninką, to z tej mąki byłby chleb. I to jaki… Cholera! Podobało mi się, że gra jak facet, bez mizdrzenia się, za to ambitnie. Niestety, partnerujący jej Robert kiepścił, więc Marek z Łukaszem ich rozgromili. Pogratulowała im zwycięstwa i poszła postawić karną kolejkę.
Chłopcy piali z zachwytu. Wszyscy jak jeden mąż stwierdzili, że możemy ją przygarnąć do naszej paczki. Prześcigali się w tekstach, jaka to świetna, równa i bezpieczna z niej babka.
– Superlaska! Zaczynam wierzyć, że przyjaźń między płciami jest możliwa – podsumował Robercik. – Wiecie, ktoś taki bardzo by nam się przydał.
– O radę byłoby kogo zapytać, o przetłumaczenie z babskiego na nasze, bez narażania się na epitet nieczułego głupka, który nic nie rozumie.
– Niesamowite… – Marek patrzył na Magdę idącą do nas ostrożnie z tacą pełną piw. – No spójrzcie tylko, jaka ona zgrabna, niebrzydka, a ja nic, jakbym na siostrę patrzył, a nie na wolną laseczkę.
– Skąd wiesz, że jest wolna! – zarechotaliśmy wszyscy. Rozumieliśmy się bez słów. Czy to przypadek?
Gdy Magda dobrnęła z piwami, chłopcy wprowadzili w czyn swoje pomysły kumplowania się z nią i zaczęli wypytywać, co sądzi o takim czy innym zachowaniu ich partnerek.
– Sorry, panowie, nie będę wam radzić, nie znając ani sytuacji ani waszych pań. To nie byłoby w porządku wobec nich – ucięła ich zapędy. Rozczarowała chłopaków, ale nie mnie. Ceniłem sobie kobiety lojalne. „Boże! – pomyślałem. Oto ziściły się moje sny! Spotkałem ideał…”.
Na chłopaków jej urok nie podziałał aż tak bardzo. Owszem, gdyby flirtowała, pewnie by ulegli, jednak w tej sytuacji nie pozostawało im nic innego jak tylko zaproponować kolejną partyjkę. Nie odmówiła. Tylko zerknęła na mnie, pytająco unosząc brwi. Delikatnie pokręciłem głową na znak, że się wycofuję. Skinęła „okej”. Rozmowa bez słów – cenię takie porozumienie i nie wyobrażam sobie bez niego związku. Cóż, taka łatwość, naturalność czytania siebie od pierwszego spotkania dotąd mi się nie zdarzyła… Czułem, że staję się bezwolnym przedmiotem wobec ogarniającego mnie zauroczenia.
To, co to się działo w pubie, przypominało jakiś sen, no bo jakie jest prawdopodobieństwo, żeby w realnym życiu spotkać dziewczynę z marzeń? Znikome. A szansa, by spotkać się ją w ulubionym, ale skromnym – żeby nie powiedzieć nieco obskurnym – pubie w pierwszy piątek miesiąca? Praktycznie żadne! Im więcej się nad tym zastanawiałem, tym mniej mi to wyglądało na przypadek, a coraz bardziej na wyreżyserowany przez kogoś incydent.
Wszystko było ukartowane
Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Uniosłem głowę i spojrzałem w niebieskie oczy Magdy. Wskazałem brodą drzwi pubu i wyszedłem na zewnątrz. Chwilę późnej zastukały kowbojki i dziewczyna stanęła obok mnie z kurtką narzuconą na ramiona.
– Czy gdybym cię teraz pocałował, pozwoliłabyś? – zapytałem.
– Spróbuj – szepnęła, a w jej głosie wyczułem niepewność i… jakby rozczarowanie zmieszane z nadzieją. Miałem dość zagadek. Przyciskając ją do ściany, pocałowałem mocno, ze złością. Jakbym chciał ją ukarać. Jednak odpowiedziała tak chętnie i ufnie, że gniew szybko przerodził się w namiętność. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, oboje ciężko dyszeliśmy. Zaskoczył nas ten pocałunek, jego moc, intensywności i to, co obudził – ochotę na dużo więcej.
– Kurrrczaki… – szepnęła Magda.
– To twoje powiedzonko?
– A niby czyje?! – roześmiała się.
– Tego, kto cię na mnie nasłał, żebyś mnie skusiła – strzeliłem, wpatrując się w nią uważne.
– Masz na myśli czarta? – zażartowała, lecz widziałem, że się zmieszała. Aż tak dobrą aktorką nie była.
– Nie, mam na myśli moją narzeczoną. Jest reżyserką reklam… Spotkałyście się na planie? Dlatego wydajesz mi się znajoma? Co ci obiecała w zamian? Kasę? Rolę? – zasypałem ją pytaniami. Milczała chwilę.
– Owszem, grywam w reklamach, w programach typu „prawdziwe historie” też, no i sporo statystuję. Propozycja Niny, żebym kogoś poderwała, wydała mi się dziwna, ale… – zawahała się.
– Ale? – syknąłem wściekły.
– Niegroźna – odpowiedziała spokojnie. – A tysiak piechotą nie chodzi.
– Więc się zgodziłaś. Na co? Mieliśmy wylądować w łóżku? Czy pocałunek wystarczy za dowód zdrady? Nie wierzyłem własnym uszom. Nikt by nie uwierzył
– Mieliśmy umówić się na randkę. A pocałunek… to raczej dowód dla mnie, że Nina przedobrzyła. Opierałeś się, chciałeś być lojalny, ale nie miałeś szans, żaden facet by ich nie miał. Gdyby kazała mi zagrać dziewczynę twoich marzeń, może inaczej by to wyglądało, ale ona wybrała mnie, bo… bo nie musiałam grać. Mam niski głos, nie lubię się malować ani stroić, a że jeżdżę konno i uwielbiam ten styl, to chyba ją zainspirowało.
– Jasne! Zainspirowało! – aż mną zatrzęsło.
– Jeszcze powiesz, że naprawdę masz na imię Magda!
– Owszem – bąknęła i zachichotała. – Sorry, ale dopiero teraz widzę, jakie to absurdalne. Nina przedobrzyła. Chciała zyskać pewność, że jesteś bez skazy i nie polecisz na dziewczynę z fantazji.
– I dlatego opowiadała obcej lasce o moich upodobaniach, intymnych sekretach i seksualnych obsesjach z liceum? Nadużyła mojego zaufania, żeby sprawdzić, czy może mi ufać? To chore!
– Trochę tak. Coś ją pewnie gryzło, skoro się tak zachowała. Nie wiem, nie znam jej za dobrze – spoważniała. – Nie tak jak ciebie. Zastawiła pułapkę, w którą wpadłeś. Gorzej, że ja… – urwała.
– Co ty? – spojrzałem na nią, żądając wzrokiem odpowiedzi.
Nagle to, co zrobiła Nina, przestało mnie boleć. Bo moja narzeczona i przyszła żona w ogóle przestała dla mnie istnieć. Jej miejsce zajęła jakaś mi obca, zazdrosna kobieta, która igrała moim życiem, reżyserowała je podług własnych, skrzętnie ukrywanych kompleksów… W jednej chwili pojąłem, że się z nią nie ożenię. Nie mógłbym. Nie po tym, co mi zrobiła. Bo przestałem jej ufać. Tymczasem Magda, choć zmyślona, była prawdziwa. Nasz pocałunek też był prawdziwy… Przynajmniej dla mnie.
Musiałem wiedzieć, czy czuła to samo.
– No, ja… – podjęła trud wyznania. – Kiedy mi o tobie opowiadała, pokazywała fotki, pomyślałam sobie, jaki fajny facet. Nie rozumiałam, po co chce cię sprawdzać i prowokować do zdrady. Okazja czyni złodzieja. Ja bym na jej miejscu nie ryzykowała.
– Chciałaś być na jej miejscu? – spytałem niemal bez tchu. – Powiedzmy, że intrygował mnie facet, dla którego byłam jakby ideałem dziewczyny. I też wpadłam w pułapkę. Ten pocałunek…
– Może go powtórzmy, co? Bo może nam się coś wydawało. Może za bardzo wczułaś się w rolę, a ja za bardzo chciałem cię ukarać – uśmiechnąłem się szelmowsko.
Powtórzyliśmy. Nasze usta, ciała, pasowały do siebie idealnie, podobnie jak nasze myśli i pragnienia. Dobrze, że nie powiedziałem chłopakom o ślubie, do którego już nie dojdzie. No, przynajmniej nie z Niną. W pewnym sensie jej wybaczyłem, bo dzięki niej poznałem Magdę.
Więcej listów do redakcji:
„Przez pandemię zostałam bez pracy z dwójką dzieci. Szef mówi, że mu przykro, ale za jego ubolewania nie kupię chleba”
„Randki przez internet są jak wrzód na tyłku. Straciłam nerwy na oszustów, napalonych osiłków i zdradzających mężów”
„Powiedziała mi, że jestem super facetem i wielka szkoda, że jestem gejem. Problem w tym, że… nie jestem”