„Zakochałem się w Karolinie od pierwszego wejrzenia. Gdy czar prysł, wylazła z niej wredna i ordynarna baba z bazaru”

Zraniony mężczyzna fot. Adobe Stock, Kurhan
„Nigdy nie wiadomo, co tkwi w drugim człowieku. Wydawało się, że jest tak cudownie. Seks był doskonały. A tu proszę: ordynarna baba z bazaru wylazła. Tfu! Niech ją ten byczy kark dalej tresuje na pokazową żonkę człowieka sukcesu. Idiotka”.
/ 14.03.2022 05:55
Zraniony mężczyzna fot. Adobe Stock, Kurhan

Byłem świeżo po przejściach związanych z rozwodem i podziałem majątku. Wybity z rzeczywistości i trochę bezradny. Brat wpadł do mnie w sobotę i mimochodem rzucił, że powinienem wyjechać choć na kilka dni.

Czemu nie? – pomyślałem. W internecie znalazłem chałupkę na wynajem nad Bałtykiem. Pojechałem już następnego dnia. Mój stary samochód dał radę, a Sonia (mój pies jest suką) po awanturze, poszczekiwaniu i wyciu, ułożyła się obrażona na tylnym siedzeniu.

Domek był malutki, akurat jak dla nas. Ukryty w krzakach i kępie drzew na skraju rozległego wczasowiska niedaleko Jarosławca. Gdzieniegdzie widać było krzątających się na działkach ludzi. Przygotowania do sezonu. Za siatką, w moim najbliższym sąsiedztwie, kłóciła się jakaś para.

– Nie chcę tu sama zostawać, miałeś być ze mną do wtorku!

– Miałem, ale mi się zmieniło. Czy ty wiesz, co to praca? Ja mam pracę i z tego wynikają pewne obowiązki…

Wyjrzałem zza krzaków. Facet pakował jakieś rzeczy do minivana, a na schodkach siedziała piękna, rudowłosa kobieta. Tak na oko miała około pięćdziesiątki, jak ja. Pod siatką Sonia wymieniała przyjazne obwąchiwania z ich springerem.

Byłem nawet zdumiony, bo Sonia nie przepada za innymi psami. W zasadzie za nikim nie przepada, taki ma charakter. No więc zawołałem Sonię i poszliśmy drogą w stronę plaży. Bałtyk nie zrobił na niej wrażenia. Plaża owszem, tyle piachu i patyki do rzucania.

Do wody podbiegła raz, ale gdy okazało się, że ta jest podstępna i chce Sonię zmoczyć – podkuliła ogon i od tej pory wolała się do niej nie zbliżać. Wracaliśmy w świetle zachodzącego słońca. Samochodu i faceta już nie było. Rudej też nie. Pewnie gdzieś polazła z psem.

Ranek mnie zaskoczył

Wstaję bardzo wcześnie, Sonia nie daje mi się wysypiać, ale nie mam o to do niej pretensji. Ruda już siedziała na schodkach i paliła papierosa. Zamachałem jej. Kiwnęła głową. Uśmiechnąłem się.

– Ma pan ochotę na dobrą kawę?

– O tak…

– To zapraszam.

– Mogę z pieskiem?

– Tak. Chyba się polubiły z moją Nysią.

Ruda wydała mi się jeszcze atrakcyjniejsza. Miała przenikliwe spojrzenie i ładnie skrojoną buzię. I ta burza na głowie w porannym świetle. Magiczna godzina.

– Nie widziałam pana wcześniej. To pierwszy raz tutaj?

– Pierwszy. Wynająłem ten domek na parę dni, żeby trochę dojść do siebie…

– A po czym, jeśli można spytać?

– Po rozwodzie, przeprowadzce i paru innych jeszcze wynikających z tego ciosach.

– Przykro mi. Ech, małżeństwa… – powiedziała, zamyśliła się i posmutniała.

– Było, minęło, dochodzę do siebie.

– Ma pan rację. Może lepiej mieć takie sprawy za sobą, niż tkwić w czymś, co już dawno straciło jakikolwiek sens.

– Ja jestem Robert, a pani?

– Karolina. Miło mi.

Piliśmy kawę, paliliśmy papierosy, a nasze psy szalały po ogrodzie. Karolina miała piękne i wysmukłe dłonie. Zawsze na to zwracam uwagę. Dyskretnie (o ile to możliwe) zawieszałem spojrzenie na jej szyi, piersiach, nogach. Podobała mi się coraz bardziej.

– Gapisz się na mnie.

– Przepraszam, nie mogę się oprzeć.

– Nie przepraszaj. To miłe. Ja też się na ciebie gapię – przyznała.

– Nie zauważyłem.

– Bo całą uwagę kierujesz na gapienie się na mnie. Nysia! Ej, spadaj!

Nysia wskoczyła mi na kolana i zadowolona demonstrowała Soni swoją wyższość. Sonia zaczęła wciskać się na kolana Karoliny. Mierzyły się wzrokiem.

– Zamieniły nas sobie.

– Dziwi mnie to, bo Sońka jest raczej nieufna, miała ciężkie dzieciństwo.

– A Nysia chyba potrzebuje kontaktu z jakimś przyjemnym facetem, bo jej pan…

– Myślisz, że jestem przyjemny?

– Ja jeszcze nie wiem. Nysia tak myśli, a ja Nysi wierzę… Wiesz, że nie mam poza nią żadnych przyjaciół?

– Nie wierzę, jesteś taka… fajna. Dlaczego?

– Za błędne wybory w życiu trzeba płacić. Ja tak właśnie płacę. Wylądowałam nie w tym środowisku. Roztrwoniłam stare przyjaźnie i jestem przyszpilona do znajomych męża. A tam wszystko obraca się tylko wokół jednego: kasa, kasa, szmal i interesy. I nowe, lepsze auto i telewizor wielkości ściany i żonki poozdabiane tak, żeby wszyscy widzieli.

– To u mnie zupełnie odwrotnie. Nie mam telewizora, auto się rozpada, pracuję tylko tyle, ile muszę, żeby przeżyć i żonka się ulotniła.

– Podobasz mi się…

– Ty mi też.

Szybki romans, prawda?

Poszliśmy do łóżka. Psy się trochę awanturowały, że nie wpuściliśmy ich do domku. Potem ucichły, zapewne zajęły się czymś w ogrodzie. Seks odsuwa ode mnie myśli o śmierci. Jest niezbędny jak powietrze i sen. Tym razem odsunął je aż za widnokrąg.

– Nie sądziłem, że jeszcze będę w tym życiu tak szczęśliwy – wyznałem po wszystkim.

Karolina uśmiechnęła się, a potem wysunęła się z łóżka i sięgnęła po ubranie.

– Rusz się, pójdziemy na plażę.

Plaża była pusta, to urok nadmorskich miejscowości przed albo po sezonie. Moja nowa kobieta zawiązała sobie chustą włosy.

– Kąpiesz się?

– No coś ty? Woda jest lodowata.

– Nic nie rozumiesz. Trzeba tylko sobie coś przestawić w mózgu i dasz radę. Chodź, minutkę, dwie, a zobaczysz, jak po wyjściu strzelą ci endorfiny. To najlepsza rzecz na świecie. Prawdziwa rozkosz.

– A seks?

– Seks jest cudny. Zaraz po kąpieli w lodowatym Bałtyku.

– Seks ze mną też? Zaraz po kąpieli? To znaczy, że jest ciut gorszy niż kąpiel?

– Nie marudź. Z Bałtykiem jeszcze żaden facet nie wygrał.

– To chcę być pierwszy!

– Najpierw musisz bliżej poznać konkurenta. Już, marsz do wody!

Zmroziło mi szpik w kostkach. Karolina kazała postać chwilę, wyjść i pobiegać. Tak trzy albo cztery razy. I potem rzeczywiście bez bólu zanurzyłem się w lodowatych falach. Byliśmy nadzy, wolni i szczęśliwi. Nagle przez łomot fal dotarł do nas jakiś wrzask. Oboje odwróciliśmy się w stronę brzegu. Nasze psy się gryzły.

– Won! – wrzasnęła Karolina i zaczęła się przedzierać po kamienistym dnie. – Won, wstrętna suko, zostaw ją!

Była przy Nysi tuż przede mną. Kopnęła Sonię w bok, a ta odskoczyła i zaczęła warczeć.

– Sońka…! Co się stało, Karolinko?

– Ta suka pogryzła mi Nysię!

– Niemożliwe.

– Niemożliwe? To czemu Nysia ma naderwane ucho? Paszła won, durna suko. Moje skarby złote, moja bidulko, chodź do mamusi, mamusia cię przytuli… Uśpić taką dziw**!

– Karolina, co ty wygadujesz? Bez przesady. To psy. Trochę się posprzeczały.

– Posprzeczały? Ty to nazywasz sprzeczką, jak jej krew cieknie z ucha? Boże, co za idiota… Moja pieszczoszka kochana. Zaraz mama opatrzy ranę. A ty trzymaj tę sukę od nas z daleka, bo nie ręczę za siebie!

– Uspokój się, to tylko pies.

– Tylko? Tylko pies? Ty jesteś taki sam cham jak ta twoja suka, wiesz? Wynoście się z plaży, ale już!

– To nie jest twoja plaża!

– Może i nie moja, ale na pewno nie dla takich bandytów!

– Przestań, bo już naprawdę przeciągasz strunę, Karolina.

– Ja przeciągam? Ja? To może jeszcze przyłóż mi kamieniem! Proszę, zabij! Tak. Potwierdza się stara prawda, że psy upodobniają się do swoich właścicieli.

– No to już wiem, po kim ta twoja suka jest taka jazgotliwa.

– Daruj sobie, sadysto!

– Nie dziwię się wcale, że twój mąż woli pojechać do pracy, niż siedzieć tu ze starą jędzą.

– I kto to mówi? Żona cię puściła kantem, bo co? Bo taki dobry byłeś? I jeszcze myślisz, że w łóżku jesteś jakiś nadzwyczajny. Ratujcie mnie, bo umrę ze śmiechu!

– Tu już przesadziłaś!

– Ja?! Ja przesadziłam?!

Złapałem Sonię, przypiąłem smycz i poszliśmy do domku. Nigdy nie wiadomo, co tkwi w drugim człowieku. Wydawało się, że jest tak cudownie, a tu proszę: ordynarna baba z bazaru wylazła. Tfu! Niech ją ten byczy kark dalej tresuje na pokazową żonkę człowieka sukcesu. Idiotka.

– Wracamy Sonia, nic tu po nas.

Nie zastanawiając się wiele, wrzuciłem rzeczy do auta, pozamykałem prąd, wodę, furtkę i bramę, i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zadzwonił telefon. Mój brat.

– No i jak? Dobrze się bawisz?

– Nie. Już jesteśmy w drodze do domu.

– Co ty? Co się stało?

– Bałtyk jest dla mnie stanowczo za zimny. Nie jestem jakimś morsem. I ludzie mało sympatyczni. Cześć.

Czytaj także:
„Słodkie słówka były tylko przykrywką. Klapki spadły mi z oczu, gdy odkryłam, że jestem tylko tymczasową zabaweczką”
„Wyjechałem za granicę, żeby poprawić swój byt. Los ze mnie zadrwił, bo właśnie przez ten wyjazd straciłem wszystko”
„W sypialni wiało chłodem, a mąż przestał mnie zauważać. Teściowa doradziła mi, że jedynym lekarstwem jest romans”

Redakcja poleca

REKLAMA