Nawet go nie pamiętałam. Tylu ludzi poznałam wtedy w schronisku. Nagle załamała się pogoda, spadł marznący deszcz i wszyscy utknęliśmy w jednym miejscu na kilka dni. Żeby zabić nudę, zaczęliśmy ze sobą rozmawiać.
Okazało się, że oboje z Damianem pochodzimy z tego samego miasta i mimo sporej różnicy wieku (był starszy ode mnie o osiem lat) nie jesteśmy zbyt towarzyscy, a od portali społecznościowych wolimy dobrą książkę lub film.
Nie liczyłam, że z tych rozmów wykluje się coś więcej. Damian wziął wprawdzie mój numer telefonu, jednak sądziłam, że po powrocie do domu szybko o mnie zapomni. „Miło będzie wpaść na niego kiedyś na ulicy” – uznałam. Inaczej myślały koleżanki. Według nich nie dość, że poderwał mnie najprzystojniejszy chłopak w schronisku, to jeszcze oczu nie odrywał ode mnie.
– On cię tak łatwo nie zostawi – zauważyła jedna z nich.
Mocno mnie zmęczył swoją natarczywością
Damian zadzwonił zaraz po powrocie. Mówił, że tęskni. Następnym razem zarzucił mnie komplementami. Zachwycał się moim uśmiechem, głosem, włosami, zgrabnym ciałem. Pisał co chwilę, dzwonił co kilka godzin. Przepraszał, że mnie nagabuje, ale – jak tłumaczył – to było silniejsze od niego.
Nalegał na spotkanie. Zgodziłam się, choć w głębi duszy denerwowała mnie jego natarczywość. Pomyślałam jednak, że może po pierwszej randce Damian nieco się uspokoi. Stało się odwrotnie. Adorował mnie nieustannie. Zapraszał do kina, wyciągał na spacery, do kawiarni. Odprowadzał do domu, czule się ze mną żegnając.
W końcu zaprosiłam Damiana do siebie. Myślałam jedynie o kolacji, lecz tak jakoś się sprawy potoczyły, że skończyło się śniadaniem. Zostaliśmy parą. Damian poznał moich znajomych i rodziców, ale nie kwapił się do przedstawienia mnie swoim kolegom i bliskim. Tłumaczył się odległością oraz obowiązkami:
– Moi kumple już założyli rodziny. Wiesz, to ludzie koło czterdziestki, rzadko mają czas dla innych.
W końcu zaprosił mnie do siebie. Tłumaczył, że dotąd nie śmiał pokazywać mi swojego mieszkania, bo wynajmował je z koleżanką. Zdziwiłam się.
– Facet zostawił ją po kilku latach związku w dodatku w ciąży. Biedaczka szukała dachu nad głową i tak się poznaliśmy. Dotąd mieszkałem sam, ale nie mogłem odmówić kobiecie w ciąży.
Gdy co i ruszy potykałam się o jej rzeczy, wyjaśniał mi:
– Teraz już urodziła i wyjechała do rodziców, bo sama sobie nie radzi. Ale z pokoju nie chce rezygnować. Jeszcze nie wie, jak ułoży sobie życie. Mnie jest wszystko jedno, dopóki płaci.
Zaskoczyło mnie, że jej pokój wypełnia ogromne łóżko, podczas gdy Damian zadowalał się jedynie kanapą. Że dzielą wspólnie szafę. Ale on wszystko potrafił wytłumaczyć. Mimo to do swojego mieszkania już więcej mnie nie zaprosił.
Nadal był wobec mnie czuły i opiekuńczy, chociaż już nie zasypywał mnie esemesami i nie dzwonił tak często jak kiedyś. Tłumaczył, że „miesiąc miodowy się skończył i pora wziąć się do pracy, zapanować nad miłością i nadrobić zaległości”. Przestał też wychodzić ze mną na miasto, bo wolał spotykać się u mnie.
Nie podobało mi się to, ale nie umiałam się zdecydować, czego ja właściwie od Damiana chcę. Gdy tylko proponowałam poważną rozmowę, zjawiał się z bukietem róż lub jakimś ładnym prezentem i zamykał mi tym usta. Kiedy jednak przez trzy dni nie dawał znaku życia, postanowiłam pojechać do niego i sprawdzić, co jest grane. Drzwi otworzyła mi nieco korpulentna brunetka z noworodkiem na ręku.
– Pani jest zapewne Kasia – ucieszyłam się. – Ja też! Zastałam Damiana?
– Nie, a pani w jakiej sprawie?
– Jestem jego dziewczyną, nie powiedział pani? – uśmiechnęłam się.
Kobieta zrobiła dziwną minę. Dziecko zaczęło płakać, więc wpuściła mnie do środka i położyła je do wózeczka.
– Jak to dziewczyną? – zapytała, bujając wózkiem.
– Nie mówił pani? Spotykamy się od kilku miesięcy, raz nawet byłam w waszym mieszkaniu. Proszę się nie denerwować, niczego nie dotykałam. Słyszałam o pani trudnej sytuacji i szczerze pani współczuję. Może przejdziemy na „ty” i…
– Jakiej sytuacji? – przerwała mi.
– No, że facet zostawił panią w ciąży i Damian przygarnął panią na ten czas do siebie, odstąpił pokój…
– Że co?! – kobieta krzyknęła tak, że aż podskoczyłam.
Myślałam, że rzuci się na mnie… Tymczasem ona posadziła mnie w fotelu i zaczęła wypytywać o mnie i Damiana. Nie należę do osób wylewnych, ale ucieszyłam się, że wreszcie poznałam kogoś z jego znajomych, więc buzia mi się nie zamykała. Tylko ta Kasia za nic na świecie nie chciała przejść ze mną na „ty”.
Żal, że nie miałam ciężkich przedmiotów pod ręką
W pewnej chwili rozległ się chrobot klucza w drzwiach, a potem jego:
– Cześć, kochanie!
I od razu dopadła go Kaśka:
– Ty gnoju! Draniu! Nie mogłeś się opanować?! Nie było mnie kilka miesięcy, a ty już kogoś poderwałeś? Obiecywałeś, że nigdy więcej mnie nie zdradzisz! Że to dziecko jest na zgodę. Błagałeś, żebym ci zaufała! Jak mogłeś? I jeszcze zaprosiłeś ją tutaj! – okładała go pięściami.
Dopiero wtedy zrozumiałam, kim jest Kasia i jaką rolę pełniłam w tej historii. I nie czekając na wyjaśnienia Damiana, też rzuciłam się na niego z pazurami.
Czytaj także:
„Tajemniczy sąsiad zrobił na mnie wrażenie, ale odrzucał moje zaloty. W jego serce wkupiłam się... sprzątaniem”
„Były kradł i kłamał przez lata. Dziś dzieci i wnuki do niego lgną, bo jest bogaty. Ja zostałam sama z marną emeryturą”
„Wnuk udawał, że mnie kocha, by mnie okraść. Zostawił mi 70 zł na koncie i porzucił jak mebel. Żałuję, że przeżyłem zawał”