Tadek prawie nie zmienił się od niemal trzydziestu lat. Nie poznał mnie, ale specjalnie się temu nie dziwiłem. Wtedy pewnie nawet nie zauważał mojego istnienia…
– Pokoje są nowiuśkie, świeżo po remoncie – Tadek otworzył przed nami drzwi. – Łazienecka z kibelkiem w każdym. Śniadania są po ósmej, obiadki żona gotuje pyszne, domowe…
– Poprzestaniemy na śniadaniach – zadeklarowała Marysia, moja żona. – Popołudniami będziemy na stoku…
– Ale raz się skusimy – wtrąciłem.
– To już tam żonie zgłosicie.
– Dobrze, oczywiście. Dziękujemy.
Tadek wyszedł, a ja z żoną i synem, Arkiem, zaczęliśmy się rozpakowywać. Potem rozejrzałem się po pensjonacie. Dużo się zmieniło w nim przez te trzydzieści lat. Tylko widok na Tatry z okien był wciąż ten sam, urzekający…
Tłumaczyła mi, że ona tak nie może
Chociaż wtedy był moim przekleństwem. Przyjechaliśmy tu ze znajomymi ze studiów na zimowe ferie. Planowaliśmy przez dwa tygodnie nie schodzić ze stoku. Ale ja już drugiego dnia miałem upadek. I to żeby na nartach! Poślizgnąłem się zwyczajnie na podwórku i złamałem nogę. Dlatego przez resztę wyjazdu byłem unieruchomiony. I jedyne co mogłem, to podziwiać ten piękny widok…
Wtedy to miejsce nie nazywało się jeszcze pensjonatem a zwyczajnie, kwaterą. Siedziałem więc na tej kwaterze, podziwiałem widok Tatr i coś tam zacząłem pisać w zeszycie. Trudno to nazwać poezją, ot takie tam zapisywanie luźnych myśli. Ale zobaczyła to Alicja, córka gospodarzy, która trochę się mną opiekowała. Zgodziłem się jej to przeczytać.
Była zachwycona, mówiła, że nigdy nie słyszała takich pięknych wierszy. W pierwszej chwili nawet nie byłem pewien, czy ze mnie nie żartuje, ale gdy zobaczyłem jej płonące oczy wpatrujące się we mnie z podziwem, nie mogłem mieć wątpliwości, że uznała mnie za wielkiego poetę.
Alicja była piękną dziewczyną. Dlatego przez drugi tydzień pobytu w górach nie mogłem się doczekać, aż znajomi wyjdą na narty. Wtedy przychodziła Alicja, niby pomóc mi, choć tak naprawdę…
Nie miałbym nic przeciwko uznaniu naszego związku za oficjalny.
Ale Alicja tłumaczyła mi, że ona tak nie może, pod dachem swoich rodziców. Trochę ją rozumiałem, więc nie nalegałem. Ale miałem nadzieję, że wkrótce przyjedzie do mnie, do Łodzi. Była świeżo po maturze, namawiałem ją na jakieś studia…
Przez kilka tygodni po moim wyjeździe wymienialiśmy namiętne listy. A potem nagle, jak nożem uciął, przestała się odzywać. Zacząłem przypuszczać, że to jej rodzice musieli się czegoś domyślić i przejmowali listy ode mnie. Wiedziałem, że mimo tego, że ludzi z „nizin” traktowali z sympatią, to głównie ze względu na „dudki”, które dzięki nim zarabiali. A tak naprawdę byliśmy dla nich dziwnymi, niezrozumiałymi ceprami.
Na początku maja przyjechałem, żeby porozmawiać z Alicją. Na wszelki wypadek wynająłem inną kwaterę, żeby móc się spotkać z ukochaną bez wiedzy jej rodziców. Wieczorem podkradłem się pod jej dom i… zobaczyłem, jak całuje się z Tadkiem, synem sąsiadów.
Po czymś takim powinienem od razu wyjechać, bo fakty nie pozostawiały wątpliwości. Ale byłem w niej zakochany. Miałem nadzieję, że uda mi się odzyskać jej względy. Dlatego postanowiłem z nią porozmawiać bez względu na wszystko…
Historia lubi się powtarzać...
– Pięknie tu – Marysia przerwała mi rozmyślania. Wyjrzała przez okno. – Arek, jesteś gotowy? – mieliśmy z synem oddzielne pokoje, ale wspólny balkon.
– Tak, mamo, możemy iść na narty…
– To idziemy… A co ty tak siedzisz, Daniel?
– Wiesz, zmęczyła mnie ta droga… Idźcie dzisiaj sami, ja odpocznę, zjem pyszny obiad gospodyni…
– Jak chcesz… Droga była faktycznie ciężka – spojrzała na mnie krytycznym okiem, jakby oceniając stan mojego zmęczenia.
Położyłem się do łóżka i poprosiłem ich jeszcze, żeby zamówili dla mnie obiad. Pomyślałem, że warto by się było zdrzemnąć, ale wciąż myślałem o czekającym mnie spotkaniu z Alicją. Minęło tyle lat od chwili, gdy widzieliśmy się ostatni raz. Byłem ciekawy, jak bardzo się zmieniła, czy mnie pozna. Na pewno nie uwierzy, że znalazłem się tu przypadkiem, choć to Arek znalazł to miejsce w Internecie.
Nie spałem nawet chwili, wspomnienia powróciły. No i byłem ciekaw reakcji Alicji. Przed drugą zszedłem na obiad. Byłem jedyny w małej salce. Usiadłem przy stoliku i z niepokojem wpatrywałem się w drzwi kuchni. Alicja wyszła uśmiechnięta, ale gdy znalazła się obok mnie, uśmiech zgasł na jej twarzy.
– Daniel? Co ty tu…
– Przyjechałem z żoną i synem na narty.
– Dlaczego akurat tu…
– Jakie to ma teraz znaczenie? Przecież minęło już tyle czasu.
– Masz rację. Przepraszam, ale zaskoczył mnie twój widok. Co zjesz?
– Co masz najlepszego.
– Zaraz ci przyniosę…
Odwróciła się i odeszła w stronę kuchni, kręcąc przy tym zalotnie biodrami. Mógłbym przysiąc, że specjalnie, jakby była świadoma, że ją obserwuję.
Wtedy wydawało mi się, że świat mi się zawalił. Zagrodziłem jej drogę, gdy wracała ze sklepu. Twardo oświadczyła, że z nami koniec. Była mną zauroczona, ale ona jest stąd i tu już zawsze chce żyć, bo w niej płynie „góralska krew”.
Zamiast Alicji zupę przyniosła mi jej córka. Była tak podobna do matki, że nie mogło być co do tego wątpliwości. Tylko dlaczego Alicja przysłała zastępstwo?
Wątpliwości zniknęły wraz z drugim daniem, które osobiście postawiła przede mną na stole właścicielka pensjonatu.
– Ma na imię Julka. I zdaje się, że wpadł jej w oko twój syn…
– Co proszę? – niemal zakrztusiłem się kartoflem. – Jakim cudem?
– Wychodzili na narty, a akurat dostawa przyjechała. Twój chłopak pomógł jej wnieść rzeczy na górę. I przy okazji posłał jej parę komplementów. Od dwóch godzin o nim gada… Ale nie obawiaj się. Ona już inna, chętnie by się stąd wyrwała.
„Albo złamała mu serce”, pomyślałem. Mam wrażenie, że „góralska krew” zawsze będzie ciągnąć w Tatry. I tym razem to mój syn będzie przez tę „góralską krew” poszkodowany.
Chociaż z drugiej strony, będzie miał co wspominać po trzydziestu latach…
Czytaj także:
„Szef mnie nie doceniał, choć harowałam jak wół. Gdy odchodziłam, boleśnie przekonał się, że byłam niezastąpiona”
„Wrobiłam chłopaka w dziecko, chociaż na to nie zasłużył. Gdy zdradziłam mu prawdę, pokazał swoją prawdziwą twarz”
„Dałam przyjaciółce palec, a ona zabrała całą rękę. Załatwiłam jej pracę, a ta od pierwszego dnia kopała pode mną dołki”