Pamiętam tamten dzień, kiedy szef przyprowadził do mojego gabinetu Marlenę.
– Chciałaś mieć kogoś do pomocy – stwierdził. – Zapoznaj Marlenę z obowiązkami, jestem pewien, że dobrze ułoży wam się współpraca.
– Dziękuję, szefie – ucieszyłam się.
Spędzałam w pracy całe dnie i niemal wszystkie soboty, sądziłam więc, że teraz, dzięki Marlenie będę wreszcie mogła odetchnąć. Znałam tę dziewczynę. Była dotąd kierowniczką naszej zakładowej stołówki, więc zdziwiłam się trochę, gdy szef przeniósł ją do pracy w biurze.
Tamtego dnia znów musiałam zostać dłużej w pracy
– Wprawdzie skończyłam technikum gastronomiczne, ale przecież prowadzenie sekretariatu to nic trudnego, na pewno sobie poradzę – oznajmiła, gdy zostałyśmy same. – A poza tym, wiesz Iwonko, ja jestem w ciąży i dlatego poprosiłam szefa, żeby mnie przeniósł do lżejszej pracy – zwierzała się przejęta.
– Aha – mruknęłam i posmutniałam, bo to oznaczało, że Marlena pewnie długo nie popracuje. – Zacznijmy może od organizacji twojego miejsca pracy – zaproponowałam. – Trzeba przynieść z magazynu biurko i fotel.
– Super, tylko że wiesz, ja nie mogę nosić nic ciężkiego – powiedziała, głaszcząc się po brzuszku, odzianym w modną bluzeczkę.
Magazynier pomógł mi przynieść biurko, a Marlena dreptała obok, opowiadając mi historię znajomości ze swoim narzeczonym.
– Za trzy miesiące bierzemy ślub, mam w związku z tym mnóstwo spraw do załatwienia, boję się, że o czymś zapomnimy, a sama rozumiesz, to najważniejszy dzień w życiu kobiety – tłumaczyła.
– Marlenko, fajnie się tobą gada, ale bierzemy się do pracy – powiedziałam. – Na jutro trzeba przygotować zestawienie sprzedaży za poprzedni miesiąc. Pokażę ci, jak się to robi.
– Sorry, ale ja dziś muszę wyjść wcześniej, umówiłam się z kierowniczką restauracji, będziemy ustalać menu na wesele – oznajmiła z rozbrajającym uśmiechem.
Tamtego dnia znów musiałam zostać dłużej w pracy.
– Gdzie jest twoja asystentka? – spytał magazynier, przynosząc mi faktury.
– Skończyła na dziś pracę, a ja straciłam dla niej pół dnia – wyjaśniłam.
– Pamiętaj, że to córeczka kierownika produkcji i ma w tym zakładzie specjalne względy – wyjaśnił ze śmiechem.
– Jeśli ona będzie wykorzystywać to, że ma plecy, to ja dziękuję za taką pomoc – jęknęłam załamana.
Postanowiłam się nie poddawać i od następnego ranka przyuczać nową do obowiązków.
– Nauczę cię, jak obliczać pensje robotnikom z taśmy produkcyjnej – powiedziałam nazajutrz do Marleny.
– No dobra, tylko zrobię sobie herbatę – mruknęła.
Tłumaczyłam jej to przez godzinę, po czym Marlena oznajmiła, że już rozumie i może sama naliczyć wypłaty.
– Fajnie, wobec tego ja zabieram się za przygotowanie ofert dla nowych klientów – ucieszyłam się.
Moja podopieczna coś tam próbowała liczyć, ale co chwilę przeszkadzał jej dzwonek komórki. Zauważyłam, że zamiast pracować, wpatruje się rozanielona w wyświetlacz telefonu i pisze SMS-y.
– To mój narzeczony, jest ciekawy, jak mi się pracuje – wyjaśniła uradowana.
Rozumiałam, że zakochana kobieta na kilka tygodni przed ślubem może być rozkojarzona, ale pisać do narzeczonego co kwadrans, to już chyba przesada.
Nagle do gabinetu wbiegł zdenerwowany szef.
– Gdzie są te oferty dla klientów, miały być gotowe dwie godziny temu?! – spytał.
– Jeszcze nie skończyłam, byłam zajęta szkoleniem Marleny – wyjaśniłam.
– Pośpiesz się! – spojrzał na mnie ze złością. – A tobie, jak się podoba praca biurowa? – spytał Marlenę.
– Super, już kończę listę płac za marzec – powiedziała z uśmiechem.
– Wiedziałem, że szybko nauczysz się nowych obowiązków – pochwalił ją.
– A może zaparzyć szefowi kawę? – trajkotała.
– A chętnie – ucieszył się.
Gdy Marlena poszła do kuchni, spojrzałam na jej obliczenia. Wyglądało na to, że naliczyła wypłaty dla pięciu osób i to z błędami, a bezczelnie kłamała szefowi, że już kończy. Wiedziałam już, że nie mogę liczyć na jej pomoc.
Moja praca wyglądała więc tak, jak do tej pory. Marlena wprawdzie udawała, że mi pomaga, ale i tak wszystko musiałam po niej poprawiać. Potrafiła za to parzyć dobrą kawę szefowi i zapewniać go, że jego polecenia zostaną wykonane.
Nikt nie jest niezastąpiony?
Wkrótce Marlena przyniosła zwolnienie lekarskie, a szef oznajmił, że będę musiała sama prowadzić biuro. Miałam już tego dość. Zaczęłam więc szukać nowej pracy. Trwało to ponad pół roku, ale wreszcie się udało.
Marlena właśnie wróciła z urlopu macierzyńskiego, gdy ja złożyłam wypowiedzenie i podanie o urlop.
– No cóż, nikt nie jest niezastąpiony, Marlena na pewno poradzi sobie z twoimi obowiązkami – powiedział mi na to szef.
Opuściłam zakład z uśmiechem i pojechałam na zasłużone wakacje. Nazajutrz rozdzwonił się mój telefon. Marlena pytała, gdzie leżą dokumenty przetargu i jak się nalicza rabaty dla stałych klientów. Próbowałam jej tłumaczyć, ale skończyła mi się cierpliwość.
– Jestem na urlopie i nie mam ochoty myśleć o pracy, z której właśnie się zwolniłam – wyjaśniłam i wyłączyłam telefon.
Po powrocie poszłam do byłej firmy odebrać świadectwo pracy.
– Iwonko, dobrze, że jesteś, zapraszam do siebie, musimy porozmawiać – usłyszałam uprzejmy głos szefa.
Nie miałam ochoty na rozmowę, ale zapewniał, że to potrwa tylko chwilę.
– Przemyślałaś dobrze swoją decyzję? Bo wiesz, gdybyś chciała zmienić zdanie, to twoje miejsce jest wolne – zapewniał.
– Nie rozumiem, widziałam, że zatrudnił pan jakąś dziewczynę, no i jest Marlena – udawałam zdziwienie.
– Och, Marlena z niczym sobie nie radzi, a w dodatku przyniosła mi zwolnienie, bo jej dziecko zachorowało, a ta nowa dopiero się uczy – tłumaczył.
– Dadzą sobie radę, nikt nie jest niezastąpiony – uśmiechałam się bezczelnie.
– Wiem, nie doceniałem cię, ale co byś powiedziała na podwyżkę? – spytał.
– Za późno, od jutra zaczynam nową pracę – skierowałam się w stronę drzwi. – A panu, życzę powodzenia.
Czytaj także:
„Olewałem żonę, zaniedbywałem syna, nawet dla kochanki nie miałem czasu. Zrozumiałem swój błąd, gdy było już za późno”
„Moje perfekcyjne gniazdko okazało się totalną klapą. Gdzie ja miałam oczy, że zapłaciłam za taką ruderę?”
„Pies mojego męża okropnie mnie wkurzał. Jednak, gdy byłam w potrzebie, to on przybył mi z pomocą”