„Wrobiłam chłopaka w dziecko, chociaż na to nie zasłużył. Gdy zdradziłam mu prawdę, pokazał swoją prawdziwą twarz”

kobieta wrobiła w dziecko chłopaka fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Nie wiem, czym sobie zasłużyłam, że na mojej życiowej drodze pojawił się ON – mój jedyny, najdroższy, ukochany mężczyzna. Nie tylko mnie pokochał taką jaka jestem, ale i nauczył, co to jest prawdziwa miłość”.
/ 29.05.2023 08:30
kobieta wrobiła w dziecko chłopaka fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Darek kręcił się koło mnie od lat – niewysoki, śmiesznie sepleniący rudawy blondyn. Omijałam go szerokim łukiem, jednak nie zawsze się udawało – pracowałam w kawiarni, czasem po prostu musiałam podać mu kawę, chociaż nie miałam najmniejszej ochoty z nim gadać. Był taki… nudny. Ciepłe kluchy przebrane w garnitur.

Sama nie wiem, co najbardziej mnie w nim wkurzało – chyba ta jego nieustępliwość. Stale pytał, czy zjem z nim kolację, czy pójdę do kina, na spacer. Bywało, że czekał do późnego wieczora, aż skończę, żeby odprowadzić mnie do domu.

– Nie powinnaś włóczyć się sama po tych polach – powtarzał.

– To kup wreszcie samochód, żebym nie musiała łazić z tobą po tym błocie – dogryzałam mu.

Nawet się nie złościł.

– Wiesz, że nie mam teraz kasy na porządny wóz. A rzęchem jeździć nie zamierzam – mówił.

„Głupek!” – myślałam.

Egoistycznie wykorzystywałam dobrą wolę Darka

Nie znosiłam, kiedy łaził za mną w kawiarni, ale te nasze wspólne wieczorne spacery nie były aż takie złe. Mieszkałam wtedy jeszcze z rodzicami, piętnaście kilometrów od miasteczka, w którym pracowałam. Spod kawiarni miałam autobus do domu, jednak ponad dwa kilometry od przystanku musiałam przejść pieszo przez pola i brzozowy zagajnik. Czasem jechało ze mną w autobusie jeszcze kilka osób z mojej wioski, ale zdarzało się, że wracałam zupełnie sama. Szczerze mówiąc, egoistycznie wykorzystywałam dobrą wolę Darka i zawsze, kiedy proponował, że mnie odprowadzi, zgadzałam się bez mrugnięcia okiem. 

Raz, tuż przed świętami, szliśmy we dwoje polami, ciesząc się świeżym śniegiem. Świat wydawał się taki piękny, wręcz bajkowy. Darek opowiadał mi o swojej nowej pracy w pobliskiej drukarni i nagle, zupełnie niespodziewanie nachylił się w moją stronę i pocałował mnie w usta.

– Zwariowałeś?! – warknęłam, odpychając go. – To dlatego za mną łazisz, tak? Udajesz przyjaciela, a tylko jedno ci w głowie! – zarzuciłam mu.

– Nie udaję twojego przyjaciela, Gosiu. Ja nim jestem. Tylko że dodatkowo cię kocham – powiedział cicho.

– Kochasz! – prychnęłam. – Mnie wszyscy faceci kochają, wiadomo – blondynka! Jestem ładna, zgrabna i tylko tego wam trzeba! Czemu tak zbiorowo nie adorujecie Anki albo Marioli z naszej wsi? O, albo tej Aśki, jej nikt jakoś nie kocha! – wrzasnęłam. – Nawet mnie nie znasz, więc daj mi spokój!

– Przepraszam, nie chciałem cię rozzłościć – powiedział, co jeszcze bardziej mnie rozsierdziło.

Kasy nie miał, wyglądu też nie, a startował do mnie, jak ostatni naiwny. „Ja mogę mieć każdego” – myślałam. Byłam młoda, głupia, zarozumiała. Wydawało mi się, że świat mam u swoich stóp tylko dlatego, że los nie poskąpił mi ładnej buzi. Grubo się myliłam. 

Nauczkę od życia dostałam szybko

Jakieś pięć miesięcy po tamtym incydencie z pocałunkiem Darka, poznałam Igora. Chryste, co to był za facet! Metr dziewięćdziesiąt wzrostu, ciemne, lekko kręcone włosy i przepiękne, szare oczy! Do tego skórzana kurtka, muskularna sylwetka i uśmiech, od którego każdej dziewczynie miękły kolana! Zakochałam się od pierwszego wejrzenia, jemu też chyba wpadłam w oko, bo zaczął wpadać do kawiarni coraz częściej, w końcu zaprosił mnie do kina i na kolację. Darek wtedy gdzieś zniknął, przestał przychodzić i przestał mnie odprowadzać do domu. Ale żadnej straty nie było, bo Igor zaczął mnie odstawiać pod sam dom swoją hondą.

– Jesteś taka śliczna! Można utonąć w twoim spojrzeniu – powtarzał mi.

Początkowo tylko się całowaliśmy w jego samochodzie, ale szybko zapragnął czegoś więcej. Powiedział, że wynajął pokój w drogim hotelu i chce ze mną spędzić weekend. Naiwna myślałam, że mnie kocha, a on… dobrze się bawił. Sielanka trwała pół roku. Późnym latem odkryłam, że jestem w ciąży, a mój piękny kochaś pokazał prawdziwe oblicze.

– Jaki ślub, oszalałaś?! – wrzasnął na mnie, kiedy nieśmiało zasugerowałam, żebyśmy się pobrali. – Tonę w długach, mam problemy! A ty mnie chcesz władować w dzieciaka?! – wrzeszczał, miotając się po pokoju.

Chwilę później kazał mi się wynosić.

– Nie dam się wrobić, słyszysz?! Pewnie myślisz, że znalazłaś frajera, ale grubo się mylisz! – usłyszałam.

Wyszłam stamtąd tak roztrzęsiona, że ledwo mogłam iść. „Jeszcze niedawno tonął w moich oczach, teraz tonie w długach” – myślałam gorzko. Miałam jeszcze nadzieję, że ochłonie, zadzwoni, przeprosi, ale telefon milczał. Dotarło do mnie, że zostałam sama z nienarodzonym dzieckiem. Bez matury, bo jakoś nie udało mi się jej zdać, niespełna dwudziestoletnia, bez ambitnej pracy, bez pomocy ze strony rodziców. „Sami ledwo mają na chleb, jak nam się uda jeszcze dzieciaka wychowywać?” – myślałam. 

Załamałam się kompletnie. W pracy snułam się osowiała, zastanawiając się, kiedy szef mnie wywali widząc rosnący brzuch. W domu popłakiwałam po kątach.

– Darek cię dziś szukał – powiedziała mi któregoś dnia moja mama.

„Darek!” – skrzywiłam się. „Ten to nigdy nie przestanie się pałętać koło mnie” – pomyślałam z wściekłością. 

A potem wpadłam na pomysł: „Skoro tak bardzo mnie kocha, niech chowa cudzego dzieciaka!”. I jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do niego z prośbą o spotkanie. Pojawił się po pół godzinie, ale nic dziwnego, w końcu mieszkał w okolicy. Miał na sobie garnitur, był świeżo ogolony i ładnie pachniał.

– Gosiu, nie mam wiele czasu. Umówiłem się i… – przerwał, spuszczając głowę.

Spanikowałam. Jeśli kogoś miał, mój plan brał w łeb.

– Więc już mnie nie kochasz, tak? – uśmiechnęłam się, przygryzając wargi.

– Kocham. Tylko chyba stałem się realistą – powiedział.

– Odprowadzisz mnie gdzieś? Chciałam iść do Bożeny, ale jest już późno. Sama przez las, to chyba marny pomysł…

– Zawiozę cię. Kupiłem samochód. Nie taki, o jakim marzyłem, ale zawsze – powiedział Darek.

Wsiadłam i pojechaliśmy. W lesie kazałam mu zjechać w mało uczęszczaną drogę. Wysiadłam i oparłam się o maskę.

– Gosiu, trochę się spieszę – zaprotestował, podchodząc do mnie. 

Z mściwą satysfakcją pomyślałam o czekającej na niego dziewczynie. Niby czemu jej ma się wszystko ułożyć, skoro ja zostałam sama z brzuchem?! Co prawda Darek księciem z bajki nie był, ale miał swoje plusy. „Solidny, uczciwy, spokojny, niepijący – to wcale nie mało” – pomyślałam. A potem… przyciągnęłam go za klapy tego jego wyjściowego garnituru i pocałowałam. 

O dziecku powiedziałam mu dwa miesiące później

Przez chwilę wyglądał tak, jakby ktoś dał mu przez łeb, jednak sekundę później gwałtownie oddał mi pocałunek, błądząc rękoma po moim ciele. Zrzucił marynarkę, rozpiął mi sukienkę. Oplotłam jego plecy nogami, opadliśmy na miękką, pachnącą lasem ściółkę.

– Dziękuję – gładził moją twarz, kiedy chwilę później leżeliśmy zmęczeni i rozpaleni upałem letniego wieczoru.

Nie odpowiedziałam. Za co mi dziękował? Że łaskawie zwróciłam na niego uwagę? 

Zdałam sobie sprawę, jaka byłam dla niego wredna i zrobiło mi się głupio. „A przecież wcale nie jest taki brzydki” – pomyślałam zaskoczona. „Coś zaiskrzyło? A może to tylko te głupie, ciążowe hormony” – skrzywiłam się. 

O dziecku powiedziałam mu dwa miesiące później. Tak bardzo się bałam tej chwili. Kłamałam mu przecież w żywe oczy, a na pewno nie był idiotą! Wiedział przecież, że przez ostatnie pół roku spotykałam się z Igorem, bo cała wieś aż huczała od plotek. Jednak przyjął spokojnie.

– Więc trzeba dawać na zapowiedzi – uśmiechnął się tylko, przytulając mnie.

– Myślę, że to się stało tamtego wieczoru, w lesie – szepnęłam, chcąc uwiarygodnić całą tę historyjkę.

Nie odpowiedział. Ożenił się ze mną jeszcze tego samego roku, a kiedy urodził się Kajetan, zakochał się w nim od pierwszej chwili. Opieka nad niemowlęciem okazała się trudniejsza, niż mogłabym sobie wyobrazić. Synek miał kolki, płakał całymi nocami. Nosiłam go, lulałam i tuliłam dopóki dosłownie nie więdły mi ręce, później zmieniał mnie mąż.

– Śpij, syneczku – powtarzał mu z anielskim spokojem, a mnie coś dławiło w gardle.

Czy przez te wszystkie lata będę umiała tak żyć? Kłamiąc mężowi? Okłamując syna, który przecież też nigdy nie pozna prawdy o swoim ojcu – myślałam.

Coś we mnie pękło

Kajetan rósł zdrowo. Nie licząc kolek, nie sprawiał nam większych problemów. Mąż bardzo mi pomagał w opiece nad małym – przewijał go, kąpał, spędzał z nim mnóstwo czasu. Kiedy synek skończył roczek, uświadomiłam sobie, że…  naprawdę kocham męża. I to nie było jakieś szczeniackie zauroczenie, czy dzika namiętność, ale prawdziwa miłość.

Był dla mnie dobry, czuły, oddany. Wieczorami, kiedy dosłownie padałam na twarz ze zmęczenia, tulił mnie w ramionach, dopóki nie zasnęłam, gładząc po włosach, szepcząc miłe słowa. Był mężczyzną dobrym i wiernym, a ja zwykłą… kłamczuchą! 

Któregoś dnia obserwując, jak mąż bawi się z małym, coś we mnie pękło. „Muszę mu powiedzieć prawdę!” – zdecydowałam. „Nieważne, jak to się skończy, muszę!”. Podeszłam do męża, biorąc od niego dziecko. Zaniosłam małego do kojca i chwyciłam Darka.

– Nie potrafię dłużej kłamać – zaczęłam. – Nie wiem, jak ci to powiedzieć… – zawahałam się, z trudem hamując łzy.

– Mówisz o Kajetanie? – zapytał Darek, ściskając moją dłoń. – Gosiu, jesteś jak dziecko! Przecież ja wiem od samego początku, myślałem nawet, że to jasne, że po prostu nie rozmawiamy o tym i tyle! Wiem, że on jest Igora, nawet przez sekundę nie miałem złudzeń, że jest inaczej. Ale czy to coś zmienia? Kocham cię od lat, a teraz kocham też jego. Naszego synka – przytulił mnie, szepcząc, że oboje jesteśmy jego największym skarbem.

Dwa lata później znowu zaszłam w ciążę. Wiem już, że będzie dziewczynka. Wiem też, że nauczę ją wielu rzeczy, ale najważniejsza będzie prawda o facetach – nie ten jest skarbem, który ma piękne oczy, ale ten, który ma dobre serce.

Czytaj także:
„Po zdradzie mąż próbował naprawić swoje winy, ale nie chciałam go znać. Przez swoją dumę straciłam miłość życia”
„Harowałem za granicą na fanaberie żony, a ona w tym czasie zdradzała mnie z kumplem. Jeden SMS rozwiązał sprawę”
„Mój ślub okazał się być farsą. Dopiero po kilku miesiącach odkryłam, że mąż od dawna zdradzał mnie ze świadkową”

Redakcja poleca

REKLAMA