Poranne dojazdy do pracy przyprawiały mnie o ból głowy. Ciągnące się kilometrami korki przy wjeździe do miasta sprawiały, że cisnęły mi się na usta najgorsze przekleństwa. Aż do pewnego chłodnego poranka. Sznur samochodów sunął bardzo powoli. Odruchowo zerknąłem w bok… i nie mogłem już oderwać wzroku.
Za kierownicą białego forda siedziała blondynka
Pukle długich włosów miękko spadały na szczupłe ramiona. Różowy sweterek współgrał z eteryczną urodą, która zwaliłaby mnie z nóg, gdyby nie to, że siedziałem za kierownicą. Przez dzielące nas szyby aut oceniłem, że była mniej więcej w moim wieku. Mój wzrok prześlizgnął się po jej smukłym ramieniu, aż na zaciśniętą na kierownicy drobną dłoń. Nie miała obrączki ani nawet pierścionka. Moje serce ruszyło z kopyta. Nie spuszczając wzroku z dziewczyny, poluzowałem ciasno zapięty kołnierzyk koszuli. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, strzały amora i tym podobne brednie – aż do tamtego poranka. Byłem gotów wysiąść z auta i poprosić tę cudną kobietę o numer telefonu. Właściwie mógłbym od razu się jej oświadczyć, ale wtedy na bank wzięłaby mnie za wariata. Przecież nawet nie widziałem jej twarzy, tylko profil…
I wtedy kobieta odwróciła głowę w moją stronę. Błękit jej oczu przypominał niebo po letnim deszczu. Uśmiechnąłem się, po czym nieśmiało spuściłem wzrok. Kątem oka zdążyłem dostrzec jej delikatny uśmiech, a potem sznur samochodów przed nami ruszył... To niesamowite doświadczenie naładowało mnie energią na cały dzień. Ilekroć przymykałem powieki, miałem przed oczami drobną blondynkę z białego forda.
– Zakochałeś się? – zażartowała koleżanka, kiedy podczas przerwy, zamiast pić kawę, stałem oparty o blat szafki i błądziłem gdzieś myślami.
– Od pierwszego wejrzenia…
Sam nie umiałem wyjaśnić, co wydarzyło się rankiem. Przecież zupełnie nie znałem tej kobiety. Wydawała się uosobieniem moich najskrytszych marzeń o idealnej dziewczynie i może to tak mną wstrząsnęło. Oraz fakt, że raczej więcej jej nie zobaczę. Może była tu tylko przejazdem? A nawet jeśli była warszawianką z dziada pradziada, co z tego? Jak ją tu znajdę? A chciałem, naprawdę chciałem. Mój poprzedni związek zakończyłem już jakiś czas temu. Rozstaliśmy się w dobrych stosunkach i byłem gotów na nową znajomość.
Jak znaleźć tę dziewczynę?
Cały czas się nad tym zastanawiałem. W sznurze zmierzających na peryferia miasta samochodów bezwiednie wypatrywałem lśniącej bielą karoserii forda. W domu czekał na mnie rosół z makaronem domowej roboty. Mieszkałem z babcią i wcale się tego nie wstydziłem, choć miałem już swoje lata. Dla nas obojga był to dobry układ. Babcia liczyła sobie dziewięćdziesiąt wiosen i potrzebowała towarzystwa oraz pomocy. Ja z kolei mogłem liczyć na pyszne obiady, ciasta i pogawędkę z kimś, kto się o mnie troszczy. Mimo podeszłego wieku babcia Irena wciąż była sprawna. To właśnie ona mnie wychowywała, więc była dla mnie jak matka i babka w jednym.
Nie wszystkim moim byłym dziewczynom ta sytuacja odpowiadała. Ciągła obecność babci w mieszkaniu krępowała je, a wizja wspólnego życia ze staruszką odstręczała. Dla mnie wybór był jasny. Moja przyszła żona musiała także zaakceptować babcię Irenkę, i być gotowa na to, że w najbliższej przyszłości starsza pani będzie potrzebować nieustannej opieki. Wiem, że to poważny warunek, ale nie traciłem nadziei, że kiedyś znajdę tę właściwą dziewczynę. A jak nie, to nie. Nie byłem desperatem ani gorzkniejącym starym kawalerem. Miałem dobrą pracę, zainteresowania i kilku kumpli, z którymi mogłem skoczyć i na piwo, i na zagraniczną wycieczkę. Założenie rodziny było tylko jednym z wielu życiowych celów. Z takim podejściem żyło mi się znacznie lżej. Popołudnie spędziłem z babcią. Leniwie. Noc i głęboki sen nieco przyćmiły emocje poprzedniego dnia, dlatego kiedy wsiadłem rano do auta, nie pamiętałem przez chwilę o zniewalającej dziewczynie z forda. Wjeżdżając do miasta, od razu dostrzegłem jednak mknące przede mną białe auto. Serce zakołatało pod odprasowaną koszulą. Dziewczyna zerknęła w lusterko i nasze spojrzenia się spotkały. Wydawało mi się, że ta chwila trwała wieczność. Czułem jakąś niewytłumaczalną więź… Tak jakby zwykłym spojrzeniem można było przekazać sobie coś więcej niż słowami.
Stanęliśmy w korku
Blondynka obróciła się przez ramię i obdarzyła mnie promiennym uśmiechem. Nawet z takiej odległości dostrzegłem dołeczki w jej policzkach. Podniosła dłoń i machnęła do mnie, a potem odwróciła się i ruszyliśmy. Zniknęła pomiędzy innymi samochodami, zostawiając mnie w stanie niemalże euforycznym… Bujanie w obłokach zakończył telefon od babci. Zadzwoniła, z płaczem prosząc, bym natychmiast wracał do domu. Wyprysnąłem z biura po ledwie dwóch godzinach pracy i pędziłem ulicami miasta, modląc się o brak korków.
– Babciu, mówiłem, żebyś nie szalała – strofowałem ją.
Moja uparta starowinka postanowiłam wyprać firanki. Weszła na stołeczek, zachwiała się i spadła. Na szczęście gruby dywan zamortyzował uderzenie, ale kostka wyglądała na skręconą. Postanowiłem wziąć kilka dni wolnego, które w pełni poświęciłem na opiekowanie się kózką-staruszką, jak ją teraz nazywałem. No ale w końcu będę musiał wrócić do pracy. Martwiłem się i uznałem, że trzeba zatrudnić opiekunkę, o, przepraszam, kogoś do towarzystwa, bo na hasło „opiekunka” babcia reagowała alergicznie. Umieściłem ogłoszenie na portalu społecznościowym i wystarczyła zaledwie godzina, bym otrzymał namiar na – zdaniem mojego fejsbukowego znajomego – świetną opiekunkę. Nie czekałem. Mimo że był wieczór, od razu zadzwoniłem pod wskazany numer.
– Tak, chętnie zajmę się pana babcią – zapewnił kobiecy głos, który brzmiał ciepło i kojąco.
Chyba pierwszy raz w życiu podjąłem decyzję podyktowaną impulsem i przeczuciem. Wyczuwałem bowiem dobre wibracje płynące od tej osoby, choć jej nawet nie widziałem. Przekonała mnie barwą głosu, ciepłem oraz troską.
– Akurat zaczęłam urlop, ale nigdzie się nie wybieram.
– Świetnie! Widzimy się jutro rano.
Następnego ranka wstałem wcześniej, by trochę posprzątać i przygotować mieszkanie na przybycie gościa, który zostanie dochodzącym domownikiem. Byłem lekko podenerwowany, gdy usłyszałem za oknem warkot silnika. Wyjrzałem i dostrzegłem maskę forda. Biała karoseria zalśniła w promieniach porannego słońca, a mnie nogi ugięły się w kolanach.
Nie śmiałem marzyć, prosić…
Przecież to byłoby niesamowite zrządzenie losu, coś z pogranicza magii… Wstrzymałem oddech, kiedy z cichym skrzypnięciem otworzyłem drzwi na ganek. Uniosłem głowę i ujrzałem kobietę z moich marzeń. Stała obok samochodu, ściskając w dłoni wiklinową torebkę. Na ramiona miała zarzucony różowy sweterek; ten sam, w którym zobaczyłem ją po raz pierwszy. Pukle jasnych włosów okalały alabastrową twarz.
– Dzień dobry – odezwała się pierwsza, podchodząc i wyciągając w moim kierunku smukłą dłoń.
Spoglądała na mnie spod długich rzęs, najwyraźniej również onieśmielona i zdumiona ścieżkami, jakimi kroczy przeznaczenie.
– To pani – bąknąłem. – Widzieliśmy się już.
– Tak – odparła, wciąż trzymając moją dłoń. – Trudno o panu zapomnieć, ma pan takie… przeszywające spojrzenie.
– Jestem Adam – przedstawiłem się, napawając się ciepłem i delikatnością kobiecej dłoni. – Naprawdę aż tak się gapiłem?
– Naprawdę. Ale to było miłe – roześmiała się i odgarnęła lewą ręką pasemko włosów, które opadło na jej na twarz. Uroczy gest. – Mam na imię Laura – dodała.
No pewnie, imię też miała piękne. Puściliśmy swoje dłonie i zaprosiłem ją do środka. Babcia siedziała w fotelu, z nogą wygodnie ułożoną na pufie. Spojrzała na dziewczynę zza szkieł okularów do czytania, potem przeniosła wzrok na mnie i szeroko się uśmiechnęła. Nic się przed nią nie mogło ukryć, znała mnie aż za dobrze.
– Bez obaw, może pan… to znaczy możesz jechać do pracy – Laura przerwała niezręczną ciszę. – Zajmę się panią… Ireną, tak?
– Tak… tak właśnie ma na imię moja babcia – plątałem się jak kretyn. – No to do zobaczenia – powiedziałem i… dalej stałem, jak zahipnotyzowany, patrząc, jak Laura poprawia koc na kolanach babci.
Wciąż nie mogłem uwierzyć w ten cudowny zbieg okoliczności. Jeśli jednak niebiosa zesłały mi takiego anioła, to w żadnym razie nie powinienem psuć im szyków i marnować okazji, by go przy sobie zatrzymać.
Oboje baliśmy się zrobić pierwszy krok
Laura zjawiała się w naszym domu codziennie o poranku. Była punktualna i obowiązkowa. Szybko okazało się, że nadają z babcią Irenką na tych samych falach. W ruch poszły warcaby, wspólne rozwiązywanie krzyżówek, a nawet wełna i druty, na których babcia uczyła dziergać swoją „damę do towarzystwa”. Te dwa tygodnie, które Laura mogła poświęcić mojej babci, mijały zdecydowanie za szybko. Każdego dnia wracałem do domu jak na skrzydłach, pragnąc ujrzeć uśmiech na twarzy Laury. Zamienialiśmy ze sobą kilka słów, potem zdań, a pod koniec siadywaliśmy w kuchni przy herbacie, nie mogąc się nagadać. Tematów nam nie brakowało. Mnie zaś wciąż było mało jej obecności. Jakaś tajemnicza siła przyciągała mnie do tej dziewczyny, odkąd tylko ją zobaczyłem. Chciałem dotknąć jej delikatnej skóry, znowu poczuć ciepło jej drobnej dłoni.
Musiałem jednak zadowolić się naszymi codziennymi pogawędkami, niby coraz dłuższymi, ale robiłem się chciwy... Coś między nami iskrzyło, niestety chyba oboje obawialiśmy się wykonać pierwszy krok. W końcu nadszedł dzień, kiedy Laura ostatni raz opiekowała się babcią. Była wyraźnie zmieszana, gdy odprowadzałem ją do wyjścia. A może smutna?
– Będę tęsknić za Irenką – powiedziała, zbierając się na odwagę i spoglądając mi prosto w oczy.
Mój wzrok ześlizgnął się na jej usta i już nic nie mogło mnie powstrzymać. Laura zanurzyła palce w moich włosach, przyciągnęła mnie do siebie i odwzajemniła pocałunek.
– Tylko za babcią Irenką będziesz tęsknić? – zapytałem po dłuższej chwili.
Pacnęła mnie w ramię, na którym potem położyła głowę. I tak trwaliśmy, chłonąc chwilę...
– Wiedziałam, że coś wisi w powietrzu! – rozległ się za naszymi plecami wesoły, triumfujący głos.
Babcia przyłapała nas na gorącym uczynku
Byliśmy tak zajęci sobą, że nie usłyszeliśmy, jak kuśtykała korytarzem. Więc teraz miała ubaw, patrząc na nasze rumieńce.
– Babciu, nie płosz mi dziewczyny! – szepnąłem błagalnie. – Taki anioł jak ona musi mieć skrzydła, jeszcze gotowa mi odlecieć.
Laura westchnęła teatralnie.
– Co za tekst, już lepiej nic nie mów – skarciła mnie. – Odwiedzę panią, jak tylko będę mogła – zwróciła się do rozanielonej babci.
– Mnie nie trzeba – staruszka puściła do Laury oko. – Ale tego kawalera to ty odwiedzaj jak najczęściej, żeby nie wysechł tu całkiem!
Wyszliśmy na ganek, by móc spokojnie porozmawiać.
– Masz wspaniałą babcię – powiedziała Laura.
Jej słowa były niczym miód na moje serce.
– Cieszę się, że tak mówisz. Ona też cię bardzo lubi.
– Spotkamy się na trasie? – Laura obdarzyła mnie figlarnym uśmiechem, otwierając drzwi swojego białego forda.
– Będę wypatrywał pięknej blondynki za kierownicą, jak co dzień – odparłem, nie spuszczając z niej wzroku.
Od tamtej pory widywaliśmy się nie tylko przez szyby samochodów.
– Nie mogę uwierzyć, że wypatrzyłem cię w korku – westchnąłem podczas jednej z naszych długich rozmów.
Laura uśmiechnęła się tajemniczo.
– Ja myślę, że to wszystko ukartowała babcia Irenka, że ma jakieś konszachty z opatrznością.
– Może i ma – odparłem. – Nie będę się sprzeczał.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”