Zachciało mi się. Nie, nie czekolady, nie wina, nie zapiekanek. Zachciało mi się mieć akwarium. Takie, żeby się pogapić na pływające rybki i żeby trochę ożywić moje małe mieszkanie, nieco puste, jako że niedawno rozstałam się z facetem. Jak się zachciało, to plan trzeba było zrealizować. Więc najpierw wyszukiwarka, potem zakup, a następnie kurier.
Przytargał wszystko, ja – cała z siebie zadowolona – ustawiłam to na komodzie. Pięknie. Jeszcze woda, rybki i cały ten towar. Nie miałam pojęcia, jak się do tego zabrać, a czytałam, że trzeba tę wodę przygotować, dolać jakichś specyfików i tak dalej. Poszłam więc do sklepu. A tam żwirki, roślinki, rybki, Bóg wie, co jeszcze. Kolejny raz zgłupiałam.
Na szczęście trafił mi się sprzedawca, który znał się na rzeczy. Podpowiedział, doradził. Ba! Nawet dał mi numer swojego telefonu, żebym w razie czego mogła dopytać o szczegóły.
Super. Nalałam wodę, posadziłam rośliny. Poszłam do sklepu kolejny raz, tym razem po ryby.
I znów ten miły sprzedawca
Rybki zostały wpuszczone, akwarium wyglądało cudnie. A ja złapałam się na tym, że nie mogę o sprzedawcy zapomnieć. Wciąż widziałam te jego uśmiechnięte oczy w kolorze lazuru, równe białe zęby, mocne ramiona… Cholera! Skąd mi się to wzięło? Przecież obiecałam sobie, że po kolejnym nieudanym związku robię sobie szlaban na jakiekolwiek flirty. Po tygodniu odebrałam telefon.
– Pani Martyna? – usłyszałam.
– Tak, to ja.
– Tomasz, ten ze sklepu. Dzwonię, żeby zapytać, czy wszystko z akwarium okej.
– O rany – zdziwiłam się. – Nie wiedziałam, że macie takie procedury…
– Nie. Po prostu dbamy o klientów, a pani dała mi przecież ostatnim razem swój numer, prawda? – roześmiał się, choć przecież on dał mi swój numer jako pierwszy. – Czyli co? Rybki żyją? Wie pani, jak wymienić wodę?
– Żyją, w większości, jedna padła. A wymienić wodę? O tym nie pomyślałam i nie mam kompletnie pojęcia, jak – przyznałam.
– To może w weekend przyjadę po pracy i pani pokażę, co i jak? – zaproponował.
– Ale… To przecież pana wolny czas, a ja nie chcę zawracać głowy…
– Nie ma sprawy, naprawdę, to zajmie chwilę. To co? Sobota koło piętnastej? Proszę mi podesłać adres esemesem.
Zgodziłam się. Bo raz, że nie miałam pojęcia, co robić z tą wodą, a dwa, że bardzo chciałam go jeszcze zobaczyć. W sobotę pojawił się u mnie z całym sprzętem do czyszczenia akwarium. Zrobił, co trzeba w dziesięć minut, kolejne dziesięć spędziliśmy na miłej rozmowie przy kawie. Kiedy wychodził, podaliśmy sobie ręce i wtedy to zobaczyłam. Obrączka.
Szczerze mówiąc, nieco mnie to zaskoczyło, wcześniej jakoś nie pomyślałam, że facet może być żonaty. A jeśli jest, co robi u mnie w sobotnie popołudnie? Ale dobra, postanowiłam się tym nie przejmować.
Był, zniknął i finito
Tyle że nie finito. Kolejne tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Tomek dzwonił do mnie często, teoretycznie w sprawie ryb, ale tak naprawdę rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Zaczęliśmy mówić sobie po imieniu, a ja czułam, że jest mi coraz bliższy. I kiedy zaproponował, że w kolejny weekend przyjedzie obejrzeć akwarium, nie oponowałam. Przyjechał. Otworzyłam drzwi i już wiedziałam, że to nie o ryby chodzi. Wziął mnie w objęcia i pocałował, a ja poddałam się temu jak głupia nastolatka.
– Nie mogę o tobie nie myśleć – szepnął tylko.
– Ja też. Ale właściwie… – odsunęłam się na chwilę. – Masz obrączkę, jesteś żonaty. Jeśli kochasz swoją żonę, to co tu robisz?
– Nie kocham. Jestem z nią z przyzwyczajenia, nie z miłości. Ciebie chcę.
Ja też go chciałam i wbrew rozsądkowi i zasadom, które – jak mi się wydawało – zawsze miałam, po prostu się w tym zatraciłam. Z dnia na dzień czułam, że się po prostu zakochuję. Znów wbrew rozsądkowi i zasadom.
Tomek czuł to samo, zapewniał o miłości. Tyle że w tym przypadku nie było można mówić o bajce. Bo w tle gdzieś zawsze pojawiała się żona. Nie rozmawialiśmy o niej wprawdzie, ale widziałam, jak on co i rusz sprawdza telefon. Czy nie dzwoniła, czy czegoś nie chce, czy nie sprawdza, gdzie jest.
Spotykaliśmy się tylko wtedy, gdy jechał do pracy i to raptem na godzinę, może dwie. W ciągu dnia pisywaliśmy do siebie, dzwonił, ale już w weekendy panowała cisza w eterze. Wtedy był z nią, w ich domu. Albo wysyłał krótkiego esemesa zakończonego tekstem „nie odpisuj”, co oznaczało, że małżonka może się zainteresować pikaniem telefonu.
O ile przez jakiś czas starałam się tym nie przejmować, to jednak w pewnym momencie zaczęło mi to przeszkadzać. Co więcej, jak naburmuszona nastolatka coraz częściej dawałam mu to odczuć. Pewnego dnia otworzyłam Tomkowi drzwi. Zobaczył moją minę i już wiedział, że coś nie gra.
– Kochanie, powiedz, co się stało? – zapytał od progu.
– Nic – odburknęłam.
– Przecież widzę – starał się mnie objąć, ale się odsunęłam.
Naburmuszyłam się.
– Wszystko jest doskonale. To co, najpierw kawa czy szybki seks, bo nie wiem, ile tym razem mamy czasu?
– Żona wyjechała do swoich rodziców, więc możemy mieć nawet pół dnia.
– O, świetnie! Czyli mam dziś szczęście! – wkurzona jak nigdy zaczęłam przestawiać kubki i uruchamiać ekspres. – Dostałam całe pół dnia! Szał.
– Ale wiesz, jak jest…
– Tak, wiem jak jest, ale mam już tego dość. Tego, że dostaję godzinę lub dwie, tych tekstów „nie odpisuj”, tego, że nie możemy wyjść nigdzie razem i potrzymać się za ręce, tego, że jak się kochamy, to widzę wciąż twoją obrączkę – wyrzucałam z siebie pretensje jak karabin maszynowy. – Zapewniasz, że mnie kochasz, a ja i tak cały czas czuję się jak ta trzecia i czasem nawet łapię się na myśli, że robię tej kobiecie krzywdę. Bo może ty jej nie kochasz, ale ona ciebie tak. A ja się wpierniczam między wódkę i zakąskę i psuję wam wszystko!
Kubek z impetem wylądował w zlewie, rozpadł się na kawałki, a ja się popłakałam.
– To co mamy z tym zrobić, kochanie? Wolisz, żebym odszedł? – szepnął, podchodząc do mnie.
– Wolę, żebyś się zastanowił, czego ty chcesz. Ja chcę ciebie, ale obiecałam sobie, że przez żadnego faceta już nie będę płakać. Koniec.
– Czyli?
– Czyli po prostu już idź i dajmy sobie czas. Niech to będzie miesiąc. Nie pisz do mnie, nie kontaktujmy się, po prostu się zastanów. Może idźcie na terapię, może spędźcie ze sobą czas i jak to się ładnie mówi, odnajdźcie się na nowo. Nie wiem, mam chwilowo dość. Jak podejmiesz decyzję, daj znać. Uszanuję ją, w końcu nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań.
Nie patrzyłam, jak się ubiera i wychodzi
Nie byłam w stanie. Po prostu usiadłam na sofie i przeryczałam dobre dwie godziny. Wieczorem zadzwoniłam do Baśki, mojej przyjaciółki. Nawet nie pytała, o co chodzi, przyjechała po kwadransie i już w progu mocno mnie przytuliła.
– Kłopociki, co? – szepnęła.
– No, chyba koniec bajki. Dzisiaj…
Opowiedziałam jej wszystko, czując się coraz bardziej zażenowana.
– Daj spokój, Martynko. Dobrze zrobiłaś. To on się musi zdecydować.
– Ale ja go… – znów łzy zakręciły mi się w oczach.
– Wiem, zakochałaś się, może nawet kochasz. Ale tu się nie da na siłę. Powiedziałaś, pokazałaś swoje stanowisko i już. Teraz tylko trzeba czekać. A tymczasem, moja kochana – zaśmiała się. – Ciocia Basia przywiozła wino. Obejrzymy jakąś głupią komedię i może ci się humor poprawi, co?
Obejrzałyśmy. Po dwóch lampkach po prostu zasnęłam. Baśka okryła mnie kocem i po cichutku wyszła. Rano wstałam lekko zmęczona, ale w lepszym nastroju. Będzie, co ma być – pomyślałam. Nie znaczy to jednak, że codziennie po kilka razy nie zaglądałam do telefonu, żeby sprawdzić, czy nie napisał, nie dzwonił. Ale nic.
Nie wiem, szczerze mówiąc, jak przetrwałam ten miesiąc. Pracowałam, piłam kawę, oglądałam filmy i potwornie tęskniłam. Pewnej soboty usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewnie kurier – pomyślałam głupio, bo przecież oni w weekendy nie pracują. Pospiesznie narzuciłam szlafrok i otworzyłam drzwi. I co?
Niespodzianka. Tomek. Z walizką
– Co ty tu… – wydukałam.
– Minął miesiąc – uśmiechnął się słabo.
– No i?
– No i jestem – odpowiedział, wchodząc.
– Ale jak to?
– Jestem cały twój, od góry do dołu. O ile wciąż mnie chcesz.
– A tamto?
– Tamto jest skończone. Przez dwa tygodnie nie wiedziałem, co robić, biłem się z myślami. W końcu jej powiedziałem. Mówiłem ci od początku, że nasze małżeństwo to fikcja. Miałem rację. Okazało się, że ona też kogoś poznała i też nie wiedziała, jak to ze mną załatwić. Więc okazało się, że po sprawie. Rozstajemy się pokojowo. Jeszcze oczywiście formalności, sprawa z mieszkaniem i tak dalej, ale to koniec. A teraz tylko ty i ja. Chcesz?
Chciałam. I choć minęły już dwa lata, nadal chcę i ciągle myślę, jak to czasem dziwnie się w życiu układa. Nam jest dobrze. I jeszcze jedno – rybkom też, mają opiekę najlepszego specjalisty w okolicy.
Czytaj także:
„Zięć i teść… wymieniali się kochankami! Szukali ich wśród swoich pracownic, a gdy się znudzili, oferowali im wypowiedzenia”
„Andrzej nakrył żonę z kochankiem i zapragnął zemsty. Nie tylko uwiódł żonę sąsiada, ale też machnął jej dzidziusia”
„Mąż nie dość, że zostawił mnie dla kochanki i nie płacił na syna, to jeszcze mnie okradł. Jak można być taką świnią bez honoru?”